Michał Obligowski: „Ktoś musi przeżyć z naszego rodu...” czyli Przeciw uzbrojonym analfabetom

Trudno pisać o krótkiej – niespełna 200-stronnicowej – książeczce Jana Majchrowskiego, bo choć wydrukowana sporą czcionką i do przeczytania „na raz”, budzi ona niezliczone skojarzenia, prowokując do namysłu nad przeszłością i teraźniejszością.
 Michał Obligowski: „Ktoś musi przeżyć z naszego rodu...” czyli Przeciw uzbrojonym analfabetom

Tytuł książki, zaczerpnięty został z przestrogi jeńca oflagu w Murnau – „nie zginąć od kuli analfabety”. Czy rotmistrzowi Bilwinowi (instruktorowi jeździectwa, członkowi Grupy Olimpijskiej grudziądzkiego Centrum Wyszkolenia Kawalerii) mogło chodzić tylko o to, by nie dać się sprowokować? By niezależnie od okoliczności nigdy nie narażać się na śmierć? Bo:

„Ktoś musi przeżyć z naszego rodu,
Kto dzieci na świat wyda, umrze zwykłą śmiercią,
I o kim poeci nie ułożą rapsodu”

(Jerzy Czech, Ismena)

Wątpliwe. Bo czy przedwojenny kawalerzysta mógłby tak myśleć? A więc chodzić musiało raczej o „ważenie wartości” – by nie zginąć bez sensu... Wszak – jak pisze Autor – „Pożytek z chorowitego żołnierza-Baczyńskiego był niewielki. Strata poety-Baczyńskiego – ogromna”. Więcej – niepowetowana! Cóż jednak stąd, skoro zawsze w naszej historii to najwartościowsi ludzie „niefrasobliwie zapisywali krwią karty historii” (Roman Bratny, Kolumbowie. Rocznik 20)? Wszak „losem naszego narodu jest strzelać do wroga brylantami” (Stanisław Pigoń)... Z innej strony patrząc, wojenna przestroga wydaje się zachowywać aktualność również w całkiem niedramatycznych okolicznościach: może mądrzej jest pełzać „milczkiem jak wąż” (Adam Mickiewicz, Do przyjaciół Moskali) i robić swoje (Wojciech Młynarski, Róbmy swoje), niż spalać się w jałowych, internetowych sprzeczkach z analfabetami (funkcjonalnymi)? Warto tu zwrócić uwagę na ciekawą okładkę, na której wzrok przyciąga Szczerbiec, będący wszak narzędziem walki, ale z wielkim bogactwem historycznych odniesień. Wzmocnionych tym, że w jego sztychu można dopatrzyć się stalówki, z której w dodatku snuje się dym, niczym z lufy rewolweru po wystrzale... A przecież nie kto inny, jak Aleksander Kamiński (instruktor harcerski, wychowawca, redaktor Biuletynu Informacyjnego, autor Kamieni na szaniec) podkreślał: „moją bronią jest pióro”!

 

Książka

Tytuł książki – jak widzimy – nie jest powtórzeniem wojennego memento, a zarazem nie oznacza biernego stania naprzeciw owych „uzbrojonych analfabetów”, lecz wystąpienie przeciwko nim. Każdy Czytelnik może rozważyć przeciwko komu konkretnie. Należy też pozostawić Mu przyjemność zdekodowania, „co Autor miał na myśli”, bo tropy są dość wyraźne...

Oryginalna jest sama konstrukcja publikacji, w istocie złożonej z dwóch książek, z których pierwsza, to „dwanaście kartek wyrwanych z kalendarza skojarzeń” – ułożony miesiącami, autorski „kalendarz polski”. Druga zaś – to „dopowiedzenia”, czyli komentarze, dygresje i aluzje. Obie współbrzmią, łącząc dwie historie: tę wielką, powszechną i tę małą – rodzinną, czy osobistą. A przecież pierwsza z nich żyje tylko, jeśli potrafimy w niej osadzić tę drugą. Bez tego trudno wszak odczuwać jakąkolwiek więź z przeszłością, zasługującą na obronę przed wulgarną teraźniejszością w imię lepszego jutra (Józef Maria Ruszar, Czerwone pająki. Dziennik żołnierza LWP).

W owym połączeniu obu historii wybrzmiewa pytanie, czy mają one jeszcze w ogóle jakieś znaczenie? Czy należy ich „bronić”? Może już nie warto? Może wystarczy jedynie bystro patrzyć w świetlaną przyszłość? Tyle, że sprowadzenie przeszłości do „snu wariata prześnionego nieprzytomnie” (parafrazując Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego), wartego jedynie wyśmiania, przekreśla zarazem sens życia przodków. A przecież nie wypada przyjmować „aroganckiej pozy sędziów minionych pokoleń, które żyły w innych czasach i w innych okolicznościach” (Benedykt XVI, cyt. za: Ryszard Piotrowski, Tradycja i nowoczesność w polskich konstytucjach). Kłopot w tym, że dziś nawet pradziadków – w sensie innym niż czysto biologiczny – ma mało kto, bo tylko nieliczni cokolwiek potrafiliby powiedzieć o ich życiu. A cóż dopiero mówić o dawniejszych przodkach?

 

Sigismund Iwanowicz Piłsudskij

Książka pomaga dostrzec, że obrona historii nie może być bezkrytyczna, bo zagrażają jej zarówno bałwochwalcy jak i szydercy (by posłużyć się terminologią Zbigniewa Załuskiego, Siedem polskich grzechów głównych), których można byłoby też nazwać „ornamentatorami” (za Zbigniewem Herbertem) i „odbrązawiaczami” (dla których nie istnieje ofiara, a tylko „ofiarnictwo” i nie ma bohaterstwa, a tylko „bohaterszczyzna”, czy „kozietulszczyzna”). Jedną z kilku takich obron historii w książce, jest napiętnowanie – wciąż żywego w świadomości wielu, a artystycznie(?) wyolbrzymionego w Lotnej przez Andrzeja Wajdę (którego inne filmy Autor wspomina z uznaniem) – niemieckiego kłamstwa o szarżach na czołgi (do których dojść nie mogło, bo polscy ułani nie byli durniami!); warto sięgnąć do znakomitej pierwszej części książki – wspomnianego wyżej – Załuskiego. I tym bardziej warto pamiętać o ostatniej polskiej szarży – skutecznej i z minimalnymi stratami – w 1945 r., pod Borujskiem na Pomorzu Zachodnim. Szarży torującej drogę natarciu czołgów – dodajmy.

Frapujących wątków historycznych jest o wiele więcej. Raz Autor przypomina Sigismunda Iwanowicza Piłsudskowo (policmajstra warszawskiego doby przedpowstaniowej, a krewnego ojca Marszałka), co przywodzi na pamięć historię dwóch linii rodziny w znakomitym serialu Najdłuższa wojna nowoczesnej Europy. Innym razem – na kanwie zupełnie zapomnianej Pieśni wygnańców – wspomina On epopeję Polaków w imperium rosyjskim w czasach Wielkiej Wojny i rewolucji. Przytaczając znaną okupacyjną piosenkę Siekiera, motyka... – zwraca uwagę na „nieoczywistą oczywistość”: kto mianowicie podczas niemieckiej okupacji bombardował śpiącą Warszawę... Opisuje historię szkolnego kolegi, skazanego w stanie wojennym za apel o uczczenie pomordowanych górników z Wujka (wraz z jej niemal współczesnym, a wielce znaczącym, finałem). W końcu – w swoistych „wypominkach” – przywołuje „zasłużonych” absolwentów i pracowników warszawskiego wydziału prawa, konsekwentnie pomijanych w jubileuszowych publikacjach. Pasują do nich (i do wielu innych) słowa Mickiewicza:

„Gdy młody Polak czynem się zbłaźni,
Dopóki krzyża nie dopnie,
Pnie się na świecie, jak w ruskiej łaźni,
Na coraz wyższe i wyższe stopnie.
Lecz darmo czady pije,
Próżno ćwiczy pieczenie:
Jeżeli zbrukał sumnienie,
Dalbóg, że skręci szyję”

(Czyn).

Niezaprzeczalną wartością książki są rozliczne wątki literackie.

Jak choćby ten dotyczący poetów rewolucyjnych – Włodzimierza Majakowskiego i Władysława Broniewskiego. Przy całym krytycyzmie dla ich poglądów i życiowych wyborów, stosunek do ich poezji Autor zawiera w – jakże celnym – słowie: „porywająca”. Pierwszy z nich miał zresztą, prócz talentu, szczęście do kongenialnych tłumaczeń na język polski: czy i dziś wielu środowisk nie można dostrzec – na miejscu proletariatu – w znamiennej frazie: „Ciaśniej / ściśnijcie światu na gardle / proletariatu palce!” (Lewą marsz)? Albo czy losu wielu przemian społeczno-politycznych nie możemy dostrzec – w miejscu rewolucji – w słowach: „Omotały rewolucję filisterstwa przędze / Filisterstwo groźniejsze niż Wrangel nad karkiem” (O plugastwie)? Jeśli drugiemu z wymienionych poetów darujemy, literacko zresztą znakomite, kłanianie się „czapką do ziemi” (Pokłon rewolucji październikowej) i „słowo jak dzwon” (Słowo o Stalinie), to na zawsze pozostanie „Pomódlmy się, klnąc w waszą matkę, / wypłowiałej czerwonej gwieździe” (Człowiek, to brzmi dumnie; wszak autor był kawalerem Virtuti Militari i czterech Krzyży Walecznych za wojnę bolszewicką!), „Przypomnimy, co rzekł Cambronne, / I powiemy to samo – nad Wisłą” (Bagnet na broń), czy „Byleby w garści karabin” (Co mi tam troski)! A także liryka i wiersze po śmierci córki, słusznie stawiane w jednym rzędzie z Trenami Mistrza z Czarnolasu.

 

Wiersze Wierzyńskiego

Z kolei przywołane przez Autora wiersze Kazimierza Wierzyńskiego (Krzyknęli wolność) i Jana Lechonia (Przypowieść) – stanowią odpowiedź na tragiczne polskie pytanie „czy było warto?”. Odpowiedź korespondującą z innym utworem pierwszego z nich – Polsko, którą przezwano, a poprzez niego – z legionowym utworem Edwarda Słońskiego W listopadowem słońcu, w którym kupiec mówi dzieciom o Orle, jako li tylko znaku haftowanym na chorągiewkach, a weteran-inwalida odpowiada:

„Nie wierzcie kupcom, nasz orzeł dziś przyleci.
– Ja już mu nie dam rady, niech które z was go złowi…
– I dzieci uwierzyły polskiemu żołnierzowi”.

Nie sposób odnieść się do wszystkich – zawsze trafnie – przytaczanych pieśni i piosenek.
Warto jedynie skorygować, że „Trzynastego grudnia roku pamiętnego / Wykluła się WRONa z jaja czerwonego” to wprawdzie kontrafaktura, ale nie piosenki okupacyjnej (Dnia pierwszego września), a Śpiewu z mogiły Wincentego Pola z 1833 r. („Leci liście z drzewa, co wyrosło wolne”). A także zwrócić uwagę, że różnorakich „muzycznych inspiracji” (obok wspomnianej już Pieśni wygnańców na melodię Wołga, Wołga) mamy o wiele więcej – wszak Rozszumiały się wierzby płaczące to Praszczanje sławianki, Jak dobrze nam zdobywać góry to Marsz Maskwa, a Naprzód drużyno strzelecka – Spitie arły bajewyje (marsz pogrzebowy armii carskiej). Co gorsza – Pierwsza Brygada to Piered razłukoj, a powstańczy Chłopcy silni jak stal (chłopców od „Parasola”) – to filmowa Jesli zawtra wajna...

Skoro Autor pięknie pisze o wzniosłej pieśni Żeby Polska była Polską, aż się prosi, by przypomnieć – niemal całkiem zapoznany – jej wariant:

„Z głębi Azji, z mroków tajgi, z tiurm odwiecznych, łagrów Czeki,
Nasz rodowód, nasz początek, od Lenina, Soso, Berii,
Długi łańcuch egzekucji połączony zbrodni gwardią,
Żeby partia, żeby partia, żeby partia była partią!

Wtedy, kiedy Lech Wałęsa nomenklatur nie szanował,
I cham z wiochy – Rakowskiemu coś bezczelnie postulował,
Wtedy w KaCe wybuchało niezmożoną protest-arią:
»Żeby partia, żeby partia, żeby partia była partią!«.

Uczył Wiesław czołgi wtaczać, Edward – mordę kuć warcholską,
Bierut z grobu salutował WRONę zomo-jeneralską,
I kto pałę mógł utrzymać, ten ekstremę walił twardo,
Żeby partia, żeby partia, żeby partia była partią!

Aparatu krzepkie dłonie wyszywały na sztandarach,
Hasło: »Wóda, Szmal, Cenzura« i ruszała w Polskę wiara,
I ruszało w Polskę ZOMO, z pałą, gazem i petardą,
Żeby partia, żeby partia, żeby partia była partią!”.

Obserwując rzeczywistość trzech ostatnich dekad nie sposób zaprzeczyć wielu twierdzeniom Autora, na przykład temu, że „Kod kulturowy się nam posypał” (na kanwie nieznajomości literackiej klasyki przez studentów prawa – studiów bądź co bądź humanistycznych), czy że „język jest forpocztą idei” (gdy jednym słowom nadaje się diametralnie odmienne znaczenia, a użycie innych – coraz liczniejszych – piętnuje się w imię różnorakich poprawności). Każdy czytelnik zwróci uwagę na inne poruszone zagadnienia. W każdym inne fragmenty wzbudzą emocje – może zróżnicowane, bo Autor nie kryje swego stosunku do teraźniejszości. Ale z pewnością każdy będzie miał też własne skojarzenia i uzupełnienia, do których książka prawdziwie inspiruje.
Lektura przywołuje na pamięć słowa Wincentego Witosa „Macie służyć Państwu, bez względu na to, jaki jest rząd” (Piast, nr 24/1939, s. 1). I bez względu na liczbę i uzbrojenie analfabetów, których nie brakuje po żadnej ze stron naszych współczesnych podziałów społeczno-politycznych. Dlaczego? Jednoznaczna odpowiedź Autora – nieustępliwego państwowca – kończy książkę: bo „Polska to nie pochodzenie, ale wybór”...
 


 

POLECANE
Niezwykłe widowisko astronomiczne. Słynna kometa  3I/ATLAS na żywo Wiadomości
Niezwykłe widowisko astronomiczne. Słynna kometa 3I/ATLAS na żywo

Już w środę, 19 listopada 2025 r., miłośnicy astronomii będą mogli na żywo obserwować słynną kometę międzygwiezdną 3I/ATLAS. Transmisja z włoskich teleskopów trafi na YouTube w ramach Projektu Wirtualnego Teleskopu. To rzadka okazja, aby śledzić obiekt, który od miesięcy budzi skrajne interpretacje — od hipotez o nieznanej fizyce komet po sugestie, że… może nie być kometą w ogóle.

Coraz więcej tajemniczych zdarzeń we Wrocławiu. Policja reaguje, mieszkańcy panikują Wiadomości
Coraz więcej tajemniczych zdarzeń we Wrocławiu. Policja reaguje, mieszkańcy panikują

Na wrocławskim Jagodnie narasta strach. W ostatnich tygodniach doszło tam do serii włamań, o których mieszkańcy alarmują w mediach społecznościowych. Policja potwierdza zgłoszenia i prowadzi intensywne działania. Lokatorzy mówią wprost: „Boimy się wychodzić z domów”.

Globalna awaria sieci. Gigant przeprasza Wiadomości
Globalna awaria sieci. Gigant przeprasza

We wtorek doszło do jednej z bardziej odczuwalnych awarii internetu w ostatnich miesiącach. Z powodu błędu po stronie Cloudflare – kluczowego dostawcy infrastruktury sieciowej – przestały działać m.in. platforma X, ChatGPT oraz wiele innych popularnych serwisów i usług. Firma oficjalnie przeprosiła użytkowników i zapowiedziała analizę zdarzenia.

Na wypadek, gdyby kraj przestał istnieć. Tajemnica tajnej placówki Wiadomości
"Na wypadek, gdyby kraj przestał istnieć". Tajemnica tajnej placówki

Izraelski dziennik „Haarec” ujawnił istnienie tajnego archiwum na Uniwersytecie Harvarda, które od ponad 50 lat gromadzi dorobek kulturowy, naukowy i społeczny Izraela. Zbiory mają stanowić zabezpieczenie jego dziedzictwa w stabilnym politycznie środowisku.

ZUS wydał pilny komunikat. To ostatni moment Wiadomości
ZUS wydał pilny komunikat. "To ostatni moment"

Listopad to ostatni miesiąc, w którym przedsiębiorcy mogą zawnioskować o wakacje składkowe za 2025 rok. Złożenie wniosku teraz pozwala skorzystać ze zwolnienia już w grudniu 2025 r.

Napaść podczas wywiadówki. Nowe informacje z ostatniej chwili
Napaść podczas wywiadówki. Nowe informacje

Wobec mężczyzny, który napadł podczas wywiadówki na jedną z matek oraz dyrektorkę szkoły w Gójsku, prowadzone jest też inne postępowanie karne. Tym razem przed sądem rodzinnym.

Upadek Pokrowska jest kwestią czasu. Dlaczego Ukraina przegrywa? tylko u nas
Upadek Pokrowska jest kwestią czasu. Dlaczego Ukraina przegrywa?

Wojska rosyjskie są o krok od zdobycia Pokrowska w Donbasie i prą naprzód w obwodzie zaporoskim. Nie lepiej jest na innych odcinkach frontu. Mszczą się błędy ukraińskiego dowództwa, które uparcie nie wyciąga wniosków z poprzednich porażek. Braki kadrowe to problem znany od dawna.

A ty jesteś taka czepialska. Burza w sieci po decyzji pierwszej damy gorące
"A ty jesteś taka czepialska". Burza w sieci po decyzji pierwszej damy

W Wiśle zainaugurowano projekt "Hejt? Nie, dziękuję!", którego twarzą jest pierwsza dama Marta Nawrocka. Projekt powstał z osobistych doświadczeń związanych z kampanią prezydencką i ma szerzyć świadomość, jak ważna jest empatia i reagowanie na nienawiść w sieci. Akcja spotkała się z szerokim odzewem w mediach społecznościowych. Zobacz zdjęcia.

Szokujący list Episkopatów Polski i Niemiec: Należy oprzeć się pokusie podążania własną, narodową drogą Wiadomości
Szokujący list Episkopatów Polski i Niemiec: "Należy oprzeć się pokusie podążania własną, narodową drogą"

Arcybiskup Metropolita Gdański Tadeusz Wojda oraz Biskup Limburga Georg Bätzing opublikowali wspólne oświadczenie z okazji 60. rocznicy historycznego listu polskich biskupów do biskupów niemieckich. W dokumencie zawarto apel, by Polska „oparła się pokusie podążania własną, narodową drogą”. Komentatorzy na platformie X nie kryli zdumienia. "Nie chciałem najpierw wierzyć, ale jednak..." - czytamy między innymi.

Niecodzienny gest prezydenta, który kryje wzruszającą historię gorące
Niecodzienny gest prezydenta, który kryje wzruszającą historię

Prezydent Karol Nawrocki udzielił wywiadu Radiu Wnet, ale to nie jego słowa dotyczące polityki przyciągnęły uwagę prowadzącego. Zaskakujący element krył wzruszającą historię.

REKLAMA

Michał Obligowski: „Ktoś musi przeżyć z naszego rodu...” czyli Przeciw uzbrojonym analfabetom

Trudno pisać o krótkiej – niespełna 200-stronnicowej – książeczce Jana Majchrowskiego, bo choć wydrukowana sporą czcionką i do przeczytania „na raz”, budzi ona niezliczone skojarzenia, prowokując do namysłu nad przeszłością i teraźniejszością.
 Michał Obligowski: „Ktoś musi przeżyć z naszego rodu...” czyli Przeciw uzbrojonym analfabetom

Tytuł książki, zaczerpnięty został z przestrogi jeńca oflagu w Murnau – „nie zginąć od kuli analfabety”. Czy rotmistrzowi Bilwinowi (instruktorowi jeździectwa, członkowi Grupy Olimpijskiej grudziądzkiego Centrum Wyszkolenia Kawalerii) mogło chodzić tylko o to, by nie dać się sprowokować? By niezależnie od okoliczności nigdy nie narażać się na śmierć? Bo:

„Ktoś musi przeżyć z naszego rodu,
Kto dzieci na świat wyda, umrze zwykłą śmiercią,
I o kim poeci nie ułożą rapsodu”

(Jerzy Czech, Ismena)

Wątpliwe. Bo czy przedwojenny kawalerzysta mógłby tak myśleć? A więc chodzić musiało raczej o „ważenie wartości” – by nie zginąć bez sensu... Wszak – jak pisze Autor – „Pożytek z chorowitego żołnierza-Baczyńskiego był niewielki. Strata poety-Baczyńskiego – ogromna”. Więcej – niepowetowana! Cóż jednak stąd, skoro zawsze w naszej historii to najwartościowsi ludzie „niefrasobliwie zapisywali krwią karty historii” (Roman Bratny, Kolumbowie. Rocznik 20)? Wszak „losem naszego narodu jest strzelać do wroga brylantami” (Stanisław Pigoń)... Z innej strony patrząc, wojenna przestroga wydaje się zachowywać aktualność również w całkiem niedramatycznych okolicznościach: może mądrzej jest pełzać „milczkiem jak wąż” (Adam Mickiewicz, Do przyjaciół Moskali) i robić swoje (Wojciech Młynarski, Róbmy swoje), niż spalać się w jałowych, internetowych sprzeczkach z analfabetami (funkcjonalnymi)? Warto tu zwrócić uwagę na ciekawą okładkę, na której wzrok przyciąga Szczerbiec, będący wszak narzędziem walki, ale z wielkim bogactwem historycznych odniesień. Wzmocnionych tym, że w jego sztychu można dopatrzyć się stalówki, z której w dodatku snuje się dym, niczym z lufy rewolweru po wystrzale... A przecież nie kto inny, jak Aleksander Kamiński (instruktor harcerski, wychowawca, redaktor Biuletynu Informacyjnego, autor Kamieni na szaniec) podkreślał: „moją bronią jest pióro”!

 

Książka

Tytuł książki – jak widzimy – nie jest powtórzeniem wojennego memento, a zarazem nie oznacza biernego stania naprzeciw owych „uzbrojonych analfabetów”, lecz wystąpienie przeciwko nim. Każdy Czytelnik może rozważyć przeciwko komu konkretnie. Należy też pozostawić Mu przyjemność zdekodowania, „co Autor miał na myśli”, bo tropy są dość wyraźne...

Oryginalna jest sama konstrukcja publikacji, w istocie złożonej z dwóch książek, z których pierwsza, to „dwanaście kartek wyrwanych z kalendarza skojarzeń” – ułożony miesiącami, autorski „kalendarz polski”. Druga zaś – to „dopowiedzenia”, czyli komentarze, dygresje i aluzje. Obie współbrzmią, łącząc dwie historie: tę wielką, powszechną i tę małą – rodzinną, czy osobistą. A przecież pierwsza z nich żyje tylko, jeśli potrafimy w niej osadzić tę drugą. Bez tego trudno wszak odczuwać jakąkolwiek więź z przeszłością, zasługującą na obronę przed wulgarną teraźniejszością w imię lepszego jutra (Józef Maria Ruszar, Czerwone pająki. Dziennik żołnierza LWP).

W owym połączeniu obu historii wybrzmiewa pytanie, czy mają one jeszcze w ogóle jakieś znaczenie? Czy należy ich „bronić”? Może już nie warto? Może wystarczy jedynie bystro patrzyć w świetlaną przyszłość? Tyle, że sprowadzenie przeszłości do „snu wariata prześnionego nieprzytomnie” (parafrazując Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego), wartego jedynie wyśmiania, przekreśla zarazem sens życia przodków. A przecież nie wypada przyjmować „aroganckiej pozy sędziów minionych pokoleń, które żyły w innych czasach i w innych okolicznościach” (Benedykt XVI, cyt. za: Ryszard Piotrowski, Tradycja i nowoczesność w polskich konstytucjach). Kłopot w tym, że dziś nawet pradziadków – w sensie innym niż czysto biologiczny – ma mało kto, bo tylko nieliczni cokolwiek potrafiliby powiedzieć o ich życiu. A cóż dopiero mówić o dawniejszych przodkach?

 

Sigismund Iwanowicz Piłsudskij

Książka pomaga dostrzec, że obrona historii nie może być bezkrytyczna, bo zagrażają jej zarówno bałwochwalcy jak i szydercy (by posłużyć się terminologią Zbigniewa Załuskiego, Siedem polskich grzechów głównych), których można byłoby też nazwać „ornamentatorami” (za Zbigniewem Herbertem) i „odbrązawiaczami” (dla których nie istnieje ofiara, a tylko „ofiarnictwo” i nie ma bohaterstwa, a tylko „bohaterszczyzna”, czy „kozietulszczyzna”). Jedną z kilku takich obron historii w książce, jest napiętnowanie – wciąż żywego w świadomości wielu, a artystycznie(?) wyolbrzymionego w Lotnej przez Andrzeja Wajdę (którego inne filmy Autor wspomina z uznaniem) – niemieckiego kłamstwa o szarżach na czołgi (do których dojść nie mogło, bo polscy ułani nie byli durniami!); warto sięgnąć do znakomitej pierwszej części książki – wspomnianego wyżej – Załuskiego. I tym bardziej warto pamiętać o ostatniej polskiej szarży – skutecznej i z minimalnymi stratami – w 1945 r., pod Borujskiem na Pomorzu Zachodnim. Szarży torującej drogę natarciu czołgów – dodajmy.

Frapujących wątków historycznych jest o wiele więcej. Raz Autor przypomina Sigismunda Iwanowicza Piłsudskowo (policmajstra warszawskiego doby przedpowstaniowej, a krewnego ojca Marszałka), co przywodzi na pamięć historię dwóch linii rodziny w znakomitym serialu Najdłuższa wojna nowoczesnej Europy. Innym razem – na kanwie zupełnie zapomnianej Pieśni wygnańców – wspomina On epopeję Polaków w imperium rosyjskim w czasach Wielkiej Wojny i rewolucji. Przytaczając znaną okupacyjną piosenkę Siekiera, motyka... – zwraca uwagę na „nieoczywistą oczywistość”: kto mianowicie podczas niemieckiej okupacji bombardował śpiącą Warszawę... Opisuje historię szkolnego kolegi, skazanego w stanie wojennym za apel o uczczenie pomordowanych górników z Wujka (wraz z jej niemal współczesnym, a wielce znaczącym, finałem). W końcu – w swoistych „wypominkach” – przywołuje „zasłużonych” absolwentów i pracowników warszawskiego wydziału prawa, konsekwentnie pomijanych w jubileuszowych publikacjach. Pasują do nich (i do wielu innych) słowa Mickiewicza:

„Gdy młody Polak czynem się zbłaźni,
Dopóki krzyża nie dopnie,
Pnie się na świecie, jak w ruskiej łaźni,
Na coraz wyższe i wyższe stopnie.
Lecz darmo czady pije,
Próżno ćwiczy pieczenie:
Jeżeli zbrukał sumnienie,
Dalbóg, że skręci szyję”

(Czyn).

Niezaprzeczalną wartością książki są rozliczne wątki literackie.

Jak choćby ten dotyczący poetów rewolucyjnych – Włodzimierza Majakowskiego i Władysława Broniewskiego. Przy całym krytycyzmie dla ich poglądów i życiowych wyborów, stosunek do ich poezji Autor zawiera w – jakże celnym – słowie: „porywająca”. Pierwszy z nich miał zresztą, prócz talentu, szczęście do kongenialnych tłumaczeń na język polski: czy i dziś wielu środowisk nie można dostrzec – na miejscu proletariatu – w znamiennej frazie: „Ciaśniej / ściśnijcie światu na gardle / proletariatu palce!” (Lewą marsz)? Albo czy losu wielu przemian społeczno-politycznych nie możemy dostrzec – w miejscu rewolucji – w słowach: „Omotały rewolucję filisterstwa przędze / Filisterstwo groźniejsze niż Wrangel nad karkiem” (O plugastwie)? Jeśli drugiemu z wymienionych poetów darujemy, literacko zresztą znakomite, kłanianie się „czapką do ziemi” (Pokłon rewolucji październikowej) i „słowo jak dzwon” (Słowo o Stalinie), to na zawsze pozostanie „Pomódlmy się, klnąc w waszą matkę, / wypłowiałej czerwonej gwieździe” (Człowiek, to brzmi dumnie; wszak autor był kawalerem Virtuti Militari i czterech Krzyży Walecznych za wojnę bolszewicką!), „Przypomnimy, co rzekł Cambronne, / I powiemy to samo – nad Wisłą” (Bagnet na broń), czy „Byleby w garści karabin” (Co mi tam troski)! A także liryka i wiersze po śmierci córki, słusznie stawiane w jednym rzędzie z Trenami Mistrza z Czarnolasu.

 

Wiersze Wierzyńskiego

Z kolei przywołane przez Autora wiersze Kazimierza Wierzyńskiego (Krzyknęli wolność) i Jana Lechonia (Przypowieść) – stanowią odpowiedź na tragiczne polskie pytanie „czy było warto?”. Odpowiedź korespondującą z innym utworem pierwszego z nich – Polsko, którą przezwano, a poprzez niego – z legionowym utworem Edwarda Słońskiego W listopadowem słońcu, w którym kupiec mówi dzieciom o Orle, jako li tylko znaku haftowanym na chorągiewkach, a weteran-inwalida odpowiada:

„Nie wierzcie kupcom, nasz orzeł dziś przyleci.
– Ja już mu nie dam rady, niech które z was go złowi…
– I dzieci uwierzyły polskiemu żołnierzowi”.

Nie sposób odnieść się do wszystkich – zawsze trafnie – przytaczanych pieśni i piosenek.
Warto jedynie skorygować, że „Trzynastego grudnia roku pamiętnego / Wykluła się WRONa z jaja czerwonego” to wprawdzie kontrafaktura, ale nie piosenki okupacyjnej (Dnia pierwszego września), a Śpiewu z mogiły Wincentego Pola z 1833 r. („Leci liście z drzewa, co wyrosło wolne”). A także zwrócić uwagę, że różnorakich „muzycznych inspiracji” (obok wspomnianej już Pieśni wygnańców na melodię Wołga, Wołga) mamy o wiele więcej – wszak Rozszumiały się wierzby płaczące to Praszczanje sławianki, Jak dobrze nam zdobywać góry to Marsz Maskwa, a Naprzód drużyno strzelecka – Spitie arły bajewyje (marsz pogrzebowy armii carskiej). Co gorsza – Pierwsza Brygada to Piered razłukoj, a powstańczy Chłopcy silni jak stal (chłopców od „Parasola”) – to filmowa Jesli zawtra wajna...

Skoro Autor pięknie pisze o wzniosłej pieśni Żeby Polska była Polską, aż się prosi, by przypomnieć – niemal całkiem zapoznany – jej wariant:

„Z głębi Azji, z mroków tajgi, z tiurm odwiecznych, łagrów Czeki,
Nasz rodowód, nasz początek, od Lenina, Soso, Berii,
Długi łańcuch egzekucji połączony zbrodni gwardią,
Żeby partia, żeby partia, żeby partia była partią!

Wtedy, kiedy Lech Wałęsa nomenklatur nie szanował,
I cham z wiochy – Rakowskiemu coś bezczelnie postulował,
Wtedy w KaCe wybuchało niezmożoną protest-arią:
»Żeby partia, żeby partia, żeby partia była partią!«.

Uczył Wiesław czołgi wtaczać, Edward – mordę kuć warcholską,
Bierut z grobu salutował WRONę zomo-jeneralską,
I kto pałę mógł utrzymać, ten ekstremę walił twardo,
Żeby partia, żeby partia, żeby partia była partią!

Aparatu krzepkie dłonie wyszywały na sztandarach,
Hasło: »Wóda, Szmal, Cenzura« i ruszała w Polskę wiara,
I ruszało w Polskę ZOMO, z pałą, gazem i petardą,
Żeby partia, żeby partia, żeby partia była partią!”.

Obserwując rzeczywistość trzech ostatnich dekad nie sposób zaprzeczyć wielu twierdzeniom Autora, na przykład temu, że „Kod kulturowy się nam posypał” (na kanwie nieznajomości literackiej klasyki przez studentów prawa – studiów bądź co bądź humanistycznych), czy że „język jest forpocztą idei” (gdy jednym słowom nadaje się diametralnie odmienne znaczenia, a użycie innych – coraz liczniejszych – piętnuje się w imię różnorakich poprawności). Każdy czytelnik zwróci uwagę na inne poruszone zagadnienia. W każdym inne fragmenty wzbudzą emocje – może zróżnicowane, bo Autor nie kryje swego stosunku do teraźniejszości. Ale z pewnością każdy będzie miał też własne skojarzenia i uzupełnienia, do których książka prawdziwie inspiruje.
Lektura przywołuje na pamięć słowa Wincentego Witosa „Macie służyć Państwu, bez względu na to, jaki jest rząd” (Piast, nr 24/1939, s. 1). I bez względu na liczbę i uzbrojenie analfabetów, których nie brakuje po żadnej ze stron naszych współczesnych podziałów społeczno-politycznych. Dlaczego? Jednoznaczna odpowiedź Autora – nieustępliwego państwowca – kończy książkę: bo „Polska to nie pochodzenie, ale wybór”...
 



 

Polecane
Emerytury
Stażowe