Prof. David Engels: Jak ślepa tolerancja spycha w otchłań kraj pozbawiony tożsamości

Przez wiele lat oczywiste fiasko polityki masowej imigracji muzułmanów służyło nie jako sygnał ostrzegawczy, lecz jako powód do składania sobie gratulacji: Jak w biblijnej przypowieści, wszystkie drzwi powinny być otwarte dla syna marnotrawnego, aby hojny ojciec mógł się pławić w blasku swojej tolerancji. Aby nie mówiło się już o „Niemcach”, tylko o „ludziach”.
Ogień. Pożar. Zdjęcie poglądowe Prof. David Engels: Jak ślepa tolerancja spycha w otchłań kraj pozbawiony tożsamości
Ogień. Pożar. Zdjęcie poglądowe / Pixabay.com

Można więc przecierać oczy ze zdumienia widząc i słysząc, z jaką to intensywnością pojawiła się w ostatnich dniach w niemieckich mediach dyskusja na temat migracji i związanych z nią problemów. Nie ma chyba „prominenta”, który w związku z wydarzeniami w Izraelu i Gazie nie wygłosiłby oracji, która jeszcze nie tak dawno oznaczały raczej jego polityczną śmierć.

Czytaj również: Tusk tylko na rok? Zaskakujące informacje mediów

PiS poprze pomysły rządu Tuska? Znamienne słowa Witek

Przez całe lata nawet najmniejszy sceptycyzm wobec niekontrolowanej, powodowanej głównie ubóstwem, masowej imigracji ludzi z krajów islamskich czy z Afryki Subsaharyjskiej do starej Europy był piętnowany jako rasistowski, ekstremistyczny, ultraprawicowy, populistyczny, identytarny lub ultranacjonalistyczny.

Ci, którzy odważyli się przekroczyć pewne granice, byli natychmiast skutecznie uciszani przy pomocy wszystkich możliwych środków współczesnej technologii medialnej.

Żadna obca kultura nie może zostać zintegrowana bez znaczących zachęt integracyjnych

Terroryzm, nadużywanie państwa opiekuńczego, przestępczość klanowa, poligamia, tworzenie gett, fundamentalizm, małżeństwa dzieci, masowe gwałty – wydawało się, że nic nie mogłoby mieć większego wpływu na psychikę mediów, uniwersytetów i elit, aby wreszcie zapragnąć odwrócić tę nierealistyczną koncepcję, zgodnie z którą miliony słabo lub ledwo wykształconych, kulturowo obcych ludzi dałoby się  w bardzo krótkim czasie przesiedlić do dotychczas raczej homogenicznych europejskich państw narodowych bez żadnych istotnych i znaczących zachęt integracyjnych i asymilacyjnych, nie narażając się wcześniej czy później na bardzo poważne problemy.

 

Lewicowo-zielona fascynacja utopiami politycznymi

Fascynacja utopiami politycznymi, sytuującymi się gdzieś pomiędzy Willą Kunterbunt, komunami po roku 1968, fantazjami pensjonarek  i „Wielkim Resetem” Klausa Schwaba, jakże popularnym wśród lewicowo-zielonych „polityków”, była jak dotąd silniejsza niż jakakolwiek forma rzeczywistości.

Oczywiście ten zasadniczy sceptycyzm nie oznacza, że ​​migracja i integracja, nawet ponad granicami kulturowymi, byłyby zawsze skazana na niepowodzenie. Jednakże tak duża liczba imigrantów, krótki czas, brak przygotowania instytucjonalnego, a przede wszystkim poważne wątpliwości co do własnej tożsamości u tych kultur, które miały zapewnić gościnę, stanowi konglomerat czynników będący przeszkodą niemal nie do pokonania na drodze do prawidłowego rozwoju.

I nawet w możliwie najbardziej pokojowym wariancie wciąż pojawiałoby się pytanie, w jakim stopniu owo nieodwracalne przekształcanie dotychczas stosunkowo jednorodnego obszaru cywilizacyjnego w swego rodzaju mozaikę różnorodnych, w dużej mierze obcych sobie cywilizacyjnie społeczeństw równoległych, koordynowanych praktycznie jedynie za sprawą kilku niejasnych regulacji prawnych, będzie krokiem, na który większość społeczeństwa udzieliłaby świadomej zgody.

 

Chwile zwątpienia

Teraz jednak, gdy straszliwe wydarzenia i konflikty w Izraelu i Strefie Gazy przesączają się do Europy, oglądając  te obrazy w mediach i gdy tak naprawdę już nie wiemy, czy Brama Brandenburska ma służyć jako symbol wandalizmowi w obronie klimatu, miejscem demonstracji islamistycznych czy też tłem dla flagi izraelskiej,  wszędzie w Niemczech słychać już zdziwione westchnienia: czyżby zatem otworzyło się jakieś małe okienko czasowe na jakąś introspekcję?

Czy też może zostanie ona zamknięta tak szybko, jak wszystkie tamte poprzednie sporadyczne chwile zwątpienia? Prawdopodobnie tak.

Co się zatem stało? Powojenna tożsamość Niemiec została w dużej mierze zbudowana na haśle „Nigdy więcej”. Na tym „Nigdy więcej”, które obok ludobójczych zbrodni na Polakach, obywatelach Związku Sowieckiego, osobach niepełnosprawnych, duchowieństwie, homoseksualistach i wielu innych grupach, opierało się przede wszystkim na polityce pamięci o strasznej zbrodni holokaustu na Żydach.

 

„Nie możemy mordować milionów Żydów, a potem - choć upłynęły dziesięciolecia - wpuszczać miliony ich najgorszych wrogów”

Nic więc dziwnego, że zdewastowane żydowskie nagrobki, pobici  posiadacze  jarmułek czy płonące gwiazdy Dawida nie mogą być już dłużej ignorowane, a raczej budzić pytania o trwałość tamtych dobrych powojennych zamierzeń, choć tym razem największe zagrożenie prawdopodobnie nie wynika z rodzimego antysemityzmu lecz z tego, który – mimo ignorowania wielokrotnych ostrzeżeń – został zaimportowany ze świata islamu.
Jak mogło dojść do tego historycznego  salto mortale, które Karl Lagerfeld opisał kiedyś słynną frazą: „Nie możemy mordować milionów Żydów, a potem - choć upłynęły dziesięciolecia - wpuszczać miliony ich najgorszych wrogów”?

Odpowiedź na to pytanie jest prosta: we współczesnych Niemczech wytężona tolerancja wobec wszystkiego, co obce, stała się psychologiczną przepustką do uwolnienia się od ciężaru własnej przeszłości.
Służy jako symbol, że oto teraz, w obliczu nowych wyzwań w związku z pojawieniem się nowych mniejszości, wszystko stało się „zupełnie inne” – choć summa summarum pozostaje bardziej instrumentalizacją tamtych innych w sensie samoafirmacji moralnej niż prawdziwym wewnętrznym otwarciem na świat.
Ucieczka od ciężaru własnej historii: „Niemcy” stali się „ludzcy”

Bowiem fiasko polityki masowej imigracji (głównie z krajów muzułmańskich) nie stało się przez te wszystkie lata jakimś sygnałem ostrzegawczym, lecz raczej, paradoksalnie, okazją do składania sobie gratulacji, do winszowania sobie: tak jak w owej przypowieści biblijnej o synu marnotrawnych, dla którego wszystkie drzwi powinny być zawsze otwarte, aby hojny ojciec mógł błyszczeć w blasku swojej dobroci i tolerancji,  nie będąc już „Niemcem”, lecz tylko „człowiekiem”, podczas gdy ów syn, „który tutaj mieszka od dawna”, należy po prostu do inwentarza i musi zapłacić za ucztę.

Czy ta antyżydowska nienawiść, której nie da się obecnie ukryć przed oczami nawet najbardziej zaślepionych polityków i która charakteryzuje niemałą część liczącej obecnie co najmniej sześć milionów społeczności muzułmańskiej w Niemczech, spowoduje zmianę myślenia w całym społeczeństwie? Nie ma nic bardziej pewnego niż to.

Bowiem prawdziwa polityka integracyjna obejmuje także konieczność istnienia kultury przewodniej, która jest czymś więcej niż tylko patriotyzmem konstytucyjnym. Jednak sytuacja przedstawia się  wyjątkowo ponuro, szczególnie w Niemczech, właśnie dlatego, że owa „wiodąca kultura” polega obecnie zasadniczo na postrzeganiu własnej tożsamości historycznej w dużej mierze jako preludium do Hitlera i na całkowitym jej odrzuceniu: posthistoria jako ucieczka od własnego ciężaru historii.

 

Szaleństwo wokeizmu przejmuje monopol interpretacyjny

Pobożny, dumny ze swej rodziny i strukturalnie konserwatywny muzułmanin mógłby zostać zintegrowany w stricte  katolickim społeczeństwem prawdopodobnie przy znacznie mniejszych tarciach niż przy szaleństwie intersekcjonalnego dekonstruktywizmu ideologii woke, która w coraz większym stopniu przejmuje monopol interpretacyjny w stosunku do Ustawy Zasadniczej.

Sprawę jeszcze bardziej utrudnia fakt, że w szczególności ów dekonstruktywizm wcale nie życzy sobie rzeczywistej i długotrwale harmonijnej integracji imigrantów w strukturę zachodniej kultury, lecz wręcz przeciwnie, całkowicie zwrócił się w stronę starego maoistowskiego kursu.

Z entuzjazmem promuje właśnie te grupy, które w rzeczywistości są najbardziej przeciwne lewicowemu poglądowi na ludzkość, jeśli tylko wspiera to i podsyca ich dialektykę rzekomo antyimperialistycznej i antykapitalistycznej rewolucji: przy pomocy islamu i klanów kultury macho chcą bowiem wypędzić ostatnie „staroświeckie” pozostałości chrześcijaństwa, klasyczną rodzinę i rycerskość, aby ostatecznie oczyścić drogę dla nowego, wspaniałego świata.

I tak oto przez wiele lat owo obywatelskie „Nigdy więcej” szło w parze z antyobywatelską, rewolucyjną polityką migracyjną, tak jak i uczciwie zamierzona polityka pamięci w duchu moralności judeochrześcijańskiej szła w parze z irracjonalną i samobójczą, powszechną nienawiścią do „starego białego człowieka”.

 

Bezbożny sojusz zaczyna się rozpadać

Alians ten wydaje się obecnie wykazywać pierwsze pęknięcia, gdyż trudno przeoczyć fakt, że bezbożny sojusz tej obywatelsko-humanistycznej polityki azylowej i lewicowo-zielono-rewolucyjnych projektów transformacyjnych sprowadził do Niemiec na masową skalę dokładnie to, co nigdy więcej nie powinno tutaj zagościć, mianowicie eksterminacyjny antysemityzm.

Obietnica niemieckiego powojennego społeczeństwa: Nigdy więcej!

Oczywiście ma to obecnie przede wszystkim zabarwienie islamistyczne, nie zaś europejskie, nawet jeśli mentalne zwarcie między uzasadnionym napiętnowaniem coraz bardziej spolaryzowanej sytuacji społecznej z jednej strony a antyżydowskimi stereotypami z drugiej z pewnością znajdzie odbiorców zarówno wśród lewicy jak i skrajnej prawicy.

Znacznie jednak większe ryzyko wiąże się z tym, że społeczeństwo większościowe stanie się pośrednio zakładnikiem sytuacji, a z powodu gwałtowności islamistycznych zamieszek z jednej strony i typowej nie tylko w Niemczech ale i we Francji propalestyńskiej narracji medialnej z drugiej, zmuszone zostanie do przyjęcia wobec kwestii migracyjnej i izraelskiej mniej więcej takiej samej postawy  jak wobec Ukrainy, czyli posthistorycznej polityki chowania głowy w piasek, która przy pomocy ciepłym słówek i okazjonalnych humanitarnym plastrów sumienia  pozwoliłaby na  przeczekanie owego okna czasowego, w którym mogłyby zapaść  rzeczywiste i odpowiedzialne decyzje.

I to tylko po to, aby jak najszybciej, w niezakłócony sposób, móc kontynuować tzw. „normalne życie”, aż w końcu gwarancje utrzymania tej tak upragnionej „normalności” nie będą już w jego własnych rękach, lecz wolny obywatel faktycznie stanie się obiektem szantażu, nawet nie zauważając tej zmiany...
--------
Tekst pierwotnie ukazał się na portalu NIUS (DIE STIMME DER MEHRHEIT)

[z niemieckiego tłumaczył Marian Panic]


 

POLECANE
Symboliczne zdjęcie liderów Trójmorza zgromadzonych wokół Włóczni św. Maurycego i wizerunku Chrobrego z ostatniej chwili
Symboliczne zdjęcie liderów Trójmorza zgromadzonych wokół Włóczni św. Maurycego i wizerunku Chrobrego

We wtorek po południu na Zamku Królewskim w Warszawie rozpoczęło się spotkanie liderów państw Inicjatywy Trójmorza, podczas którego wykonano niezwykle symboliczną fotografię.

Nowa fala oszustw telefonicznych. Co zrobić, aby nie dać się nabrać? Wiadomości
Nowa fala oszustw telefonicznych. Co zrobić, aby nie dać się nabrać?

Coraz więcej Polaków otrzymuje połączenia z nieznanych, zagranicznych numerów – najczęściej z Wielkiej Brytanii, Hiszpanii i Portugalii. Choć na pierwszy rzut oka mogą wyglądać jak oferta pracy lub kontakt od znajomego, to w rzeczywistości mamy do czynienia z próbą oszustwa.

Ministerstwo Klimatu tworzy serwis do walki z... dezinformacją klimatyczną z ostatniej chwili
Ministerstwo Klimatu tworzy serwis do walki z... dezinformacją klimatyczną

Ministerstwo klimatu i środowiska tworzy serwis poświęcony walce z dezinformacją klimatyczną – poinformowała we wtorek minister Paulina Hennig-Kloska. Zjawisko dezinformacji klimatycznej było jednym z tematów nieformalnego spotkania ministrów środowiska i klimatu w Warszawie.

To OZE mogą stać za blackoutem w Hiszpanii i Portugalii tylko u nas
To OZE mogą stać za blackoutem w Hiszpanii i Portugalii

Od 12 godzin pod pełną parą pracuja hiszpańscy śledczy i analitycy rynku energii, aby ustalić, co było faktycznym powodem pierwszego tak dużego w Europie blackoutu. Wstępnie wykluczono atak terrorystyczny. Niemal na pewno nie był to sabotaż pracownika lub pracowników spółek energetycznych. Czy za problemem stoi miks energetyczny kraju Cervantesa? Liczby i eksperci sugerują, że to najbardziej prawdopodobne.

Rosja szykuje się do wojny nad Bałtykiem. To realny scenariusz tylko u nas
Rosja szykuje się do wojny nad Bałtykiem. To realny scenariusz

To nie strachy na Lachy, ale bardzo realny scenariusz. Wojnę z NATO – zapewne początkowo na jak najniższym poziomie eskalacji, by dać pretekst USA i „starej Europie” do wstrzymania się od pełnej odpowiedzi – Rosja rozpocznie nad Bałtykiem.

Ujawniono szczegóły zatrzymania księdza, który miał krytykować aborterkę z Oleśnicy z ostatniej chwili
Ujawniono szczegóły zatrzymania księdza, który miał krytykować aborterkę z Oleśnicy

W rozmowie z RatujŻycie.pl siostra zatrzymanego ks. Grzegorza opisała, w jaki sposób jej brat został zatrzymany przez służby w związku z mailem, jakiego wysłał do dr Gizeli Jagielskiej.

Karol Nawrocki: Zwierzchnik sił zbrojnych musi być stabilny emocjonalnie z ostatniej chwili
Karol Nawrocki: Zwierzchnik sił zbrojnych musi być stabilny emocjonalnie

Popierany przez PiS kandydat Karol Nawrocki stwierdził we wtorek w Nowej Dębie, że Polska potrzebuje zwierzchnika sił zbrojnych, "który będzie stabilny emocjonalnie i stabilny pod względem swoich poglądów". Wskazał, że chodzi o osobę, która m.in. zadba o nasz sojusz z USA i o pozycję Polski w NATO.

Bezpieczeństwo energetyczne Polski. Andrzej Duda zwoła Radę Bezpieczeństwa Narodowego z ostatniej chwili
Bezpieczeństwo energetyczne Polski. Andrzej Duda zwoła Radę Bezpieczeństwa Narodowego

Zwołanie Rady Bezpieczeństwa Narodowego ws. bezpieczeństwa energetycznego Polski zapowiedział prezydent Andrzej Duda po spotkaniu liderów Trójmorza. Jak powiedział, wydarzenia w Hiszpanii i Portugalii to "sygnał alarmowy", aby zadbać o stan sieci energetycznych regionu.

Dariusz Matecki wskazuje: Najbardziej obrzydliwy specjalista od kłamstw polityka
Dariusz Matecki wskazuje: "Najbardziej obrzydliwy specjalista od kłamstw"

"Najbardziej obrzydliwy specjalista od kłamstw wyborczych" – pisze na platformie X poseł PiS Dariusz Matecki o parlamentarzyście PO Sławomirze Nitrasie. W opublikowanym komentarzu Matecki opisał sytuację z 2006 roku, gdy Nitras był szefem sztabu wyborczego kandydata PO Piotr Krzystka na prezydenta Szczecina.

Niemcy w tarapatach. Tapinoma magnum sieją spustoszenie z ostatniej chwili
Niemcy w tarapatach. Tapinoma magnum sieją spustoszenie

Inwazyjne mrówki Tapinoma magnum niszczą infrastrukturę w Niemczech i powodują przerwy w prądzie – informuje Frankfurter Rundschau.

REKLAMA

Prof. David Engels: Jak ślepa tolerancja spycha w otchłań kraj pozbawiony tożsamości

Przez wiele lat oczywiste fiasko polityki masowej imigracji muzułmanów służyło nie jako sygnał ostrzegawczy, lecz jako powód do składania sobie gratulacji: Jak w biblijnej przypowieści, wszystkie drzwi powinny być otwarte dla syna marnotrawnego, aby hojny ojciec mógł się pławić w blasku swojej tolerancji. Aby nie mówiło się już o „Niemcach”, tylko o „ludziach”.
Ogień. Pożar. Zdjęcie poglądowe Prof. David Engels: Jak ślepa tolerancja spycha w otchłań kraj pozbawiony tożsamości
Ogień. Pożar. Zdjęcie poglądowe / Pixabay.com

Można więc przecierać oczy ze zdumienia widząc i słysząc, z jaką to intensywnością pojawiła się w ostatnich dniach w niemieckich mediach dyskusja na temat migracji i związanych z nią problemów. Nie ma chyba „prominenta”, który w związku z wydarzeniami w Izraelu i Gazie nie wygłosiłby oracji, która jeszcze nie tak dawno oznaczały raczej jego polityczną śmierć.

Czytaj również: Tusk tylko na rok? Zaskakujące informacje mediów

PiS poprze pomysły rządu Tuska? Znamienne słowa Witek

Przez całe lata nawet najmniejszy sceptycyzm wobec niekontrolowanej, powodowanej głównie ubóstwem, masowej imigracji ludzi z krajów islamskich czy z Afryki Subsaharyjskiej do starej Europy był piętnowany jako rasistowski, ekstremistyczny, ultraprawicowy, populistyczny, identytarny lub ultranacjonalistyczny.

Ci, którzy odważyli się przekroczyć pewne granice, byli natychmiast skutecznie uciszani przy pomocy wszystkich możliwych środków współczesnej technologii medialnej.

Żadna obca kultura nie może zostać zintegrowana bez znaczących zachęt integracyjnych

Terroryzm, nadużywanie państwa opiekuńczego, przestępczość klanowa, poligamia, tworzenie gett, fundamentalizm, małżeństwa dzieci, masowe gwałty – wydawało się, że nic nie mogłoby mieć większego wpływu na psychikę mediów, uniwersytetów i elit, aby wreszcie zapragnąć odwrócić tę nierealistyczną koncepcję, zgodnie z którą miliony słabo lub ledwo wykształconych, kulturowo obcych ludzi dałoby się  w bardzo krótkim czasie przesiedlić do dotychczas raczej homogenicznych europejskich państw narodowych bez żadnych istotnych i znaczących zachęt integracyjnych i asymilacyjnych, nie narażając się wcześniej czy później na bardzo poważne problemy.

 

Lewicowo-zielona fascynacja utopiami politycznymi

Fascynacja utopiami politycznymi, sytuującymi się gdzieś pomiędzy Willą Kunterbunt, komunami po roku 1968, fantazjami pensjonarek  i „Wielkim Resetem” Klausa Schwaba, jakże popularnym wśród lewicowo-zielonych „polityków”, była jak dotąd silniejsza niż jakakolwiek forma rzeczywistości.

Oczywiście ten zasadniczy sceptycyzm nie oznacza, że ​​migracja i integracja, nawet ponad granicami kulturowymi, byłyby zawsze skazana na niepowodzenie. Jednakże tak duża liczba imigrantów, krótki czas, brak przygotowania instytucjonalnego, a przede wszystkim poważne wątpliwości co do własnej tożsamości u tych kultur, które miały zapewnić gościnę, stanowi konglomerat czynników będący przeszkodą niemal nie do pokonania na drodze do prawidłowego rozwoju.

I nawet w możliwie najbardziej pokojowym wariancie wciąż pojawiałoby się pytanie, w jakim stopniu owo nieodwracalne przekształcanie dotychczas stosunkowo jednorodnego obszaru cywilizacyjnego w swego rodzaju mozaikę różnorodnych, w dużej mierze obcych sobie cywilizacyjnie społeczeństw równoległych, koordynowanych praktycznie jedynie za sprawą kilku niejasnych regulacji prawnych, będzie krokiem, na który większość społeczeństwa udzieliłaby świadomej zgody.

 

Chwile zwątpienia

Teraz jednak, gdy straszliwe wydarzenia i konflikty w Izraelu i Strefie Gazy przesączają się do Europy, oglądając  te obrazy w mediach i gdy tak naprawdę już nie wiemy, czy Brama Brandenburska ma służyć jako symbol wandalizmowi w obronie klimatu, miejscem demonstracji islamistycznych czy też tłem dla flagi izraelskiej,  wszędzie w Niemczech słychać już zdziwione westchnienia: czyżby zatem otworzyło się jakieś małe okienko czasowe na jakąś introspekcję?

Czy też może zostanie ona zamknięta tak szybko, jak wszystkie tamte poprzednie sporadyczne chwile zwątpienia? Prawdopodobnie tak.

Co się zatem stało? Powojenna tożsamość Niemiec została w dużej mierze zbudowana na haśle „Nigdy więcej”. Na tym „Nigdy więcej”, które obok ludobójczych zbrodni na Polakach, obywatelach Związku Sowieckiego, osobach niepełnosprawnych, duchowieństwie, homoseksualistach i wielu innych grupach, opierało się przede wszystkim na polityce pamięci o strasznej zbrodni holokaustu na Żydach.

 

„Nie możemy mordować milionów Żydów, a potem - choć upłynęły dziesięciolecia - wpuszczać miliony ich najgorszych wrogów”

Nic więc dziwnego, że zdewastowane żydowskie nagrobki, pobici  posiadacze  jarmułek czy płonące gwiazdy Dawida nie mogą być już dłużej ignorowane, a raczej budzić pytania o trwałość tamtych dobrych powojennych zamierzeń, choć tym razem największe zagrożenie prawdopodobnie nie wynika z rodzimego antysemityzmu lecz z tego, który – mimo ignorowania wielokrotnych ostrzeżeń – został zaimportowany ze świata islamu.
Jak mogło dojść do tego historycznego  salto mortale, które Karl Lagerfeld opisał kiedyś słynną frazą: „Nie możemy mordować milionów Żydów, a potem - choć upłynęły dziesięciolecia - wpuszczać miliony ich najgorszych wrogów”?

Odpowiedź na to pytanie jest prosta: we współczesnych Niemczech wytężona tolerancja wobec wszystkiego, co obce, stała się psychologiczną przepustką do uwolnienia się od ciężaru własnej przeszłości.
Służy jako symbol, że oto teraz, w obliczu nowych wyzwań w związku z pojawieniem się nowych mniejszości, wszystko stało się „zupełnie inne” – choć summa summarum pozostaje bardziej instrumentalizacją tamtych innych w sensie samoafirmacji moralnej niż prawdziwym wewnętrznym otwarciem na świat.
Ucieczka od ciężaru własnej historii: „Niemcy” stali się „ludzcy”

Bowiem fiasko polityki masowej imigracji (głównie z krajów muzułmańskich) nie stało się przez te wszystkie lata jakimś sygnałem ostrzegawczym, lecz raczej, paradoksalnie, okazją do składania sobie gratulacji, do winszowania sobie: tak jak w owej przypowieści biblijnej o synu marnotrawnych, dla którego wszystkie drzwi powinny być zawsze otwarte, aby hojny ojciec mógł błyszczeć w blasku swojej dobroci i tolerancji,  nie będąc już „Niemcem”, lecz tylko „człowiekiem”, podczas gdy ów syn, „który tutaj mieszka od dawna”, należy po prostu do inwentarza i musi zapłacić za ucztę.

Czy ta antyżydowska nienawiść, której nie da się obecnie ukryć przed oczami nawet najbardziej zaślepionych polityków i która charakteryzuje niemałą część liczącej obecnie co najmniej sześć milionów społeczności muzułmańskiej w Niemczech, spowoduje zmianę myślenia w całym społeczeństwie? Nie ma nic bardziej pewnego niż to.

Bowiem prawdziwa polityka integracyjna obejmuje także konieczność istnienia kultury przewodniej, która jest czymś więcej niż tylko patriotyzmem konstytucyjnym. Jednak sytuacja przedstawia się  wyjątkowo ponuro, szczególnie w Niemczech, właśnie dlatego, że owa „wiodąca kultura” polega obecnie zasadniczo na postrzeganiu własnej tożsamości historycznej w dużej mierze jako preludium do Hitlera i na całkowitym jej odrzuceniu: posthistoria jako ucieczka od własnego ciężaru historii.

 

Szaleństwo wokeizmu przejmuje monopol interpretacyjny

Pobożny, dumny ze swej rodziny i strukturalnie konserwatywny muzułmanin mógłby zostać zintegrowany w stricte  katolickim społeczeństwem prawdopodobnie przy znacznie mniejszych tarciach niż przy szaleństwie intersekcjonalnego dekonstruktywizmu ideologii woke, która w coraz większym stopniu przejmuje monopol interpretacyjny w stosunku do Ustawy Zasadniczej.

Sprawę jeszcze bardziej utrudnia fakt, że w szczególności ów dekonstruktywizm wcale nie życzy sobie rzeczywistej i długotrwale harmonijnej integracji imigrantów w strukturę zachodniej kultury, lecz wręcz przeciwnie, całkowicie zwrócił się w stronę starego maoistowskiego kursu.

Z entuzjazmem promuje właśnie te grupy, które w rzeczywistości są najbardziej przeciwne lewicowemu poglądowi na ludzkość, jeśli tylko wspiera to i podsyca ich dialektykę rzekomo antyimperialistycznej i antykapitalistycznej rewolucji: przy pomocy islamu i klanów kultury macho chcą bowiem wypędzić ostatnie „staroświeckie” pozostałości chrześcijaństwa, klasyczną rodzinę i rycerskość, aby ostatecznie oczyścić drogę dla nowego, wspaniałego świata.

I tak oto przez wiele lat owo obywatelskie „Nigdy więcej” szło w parze z antyobywatelską, rewolucyjną polityką migracyjną, tak jak i uczciwie zamierzona polityka pamięci w duchu moralności judeochrześcijańskiej szła w parze z irracjonalną i samobójczą, powszechną nienawiścią do „starego białego człowieka”.

 

Bezbożny sojusz zaczyna się rozpadać

Alians ten wydaje się obecnie wykazywać pierwsze pęknięcia, gdyż trudno przeoczyć fakt, że bezbożny sojusz tej obywatelsko-humanistycznej polityki azylowej i lewicowo-zielono-rewolucyjnych projektów transformacyjnych sprowadził do Niemiec na masową skalę dokładnie to, co nigdy więcej nie powinno tutaj zagościć, mianowicie eksterminacyjny antysemityzm.

Obietnica niemieckiego powojennego społeczeństwa: Nigdy więcej!

Oczywiście ma to obecnie przede wszystkim zabarwienie islamistyczne, nie zaś europejskie, nawet jeśli mentalne zwarcie między uzasadnionym napiętnowaniem coraz bardziej spolaryzowanej sytuacji społecznej z jednej strony a antyżydowskimi stereotypami z drugiej z pewnością znajdzie odbiorców zarówno wśród lewicy jak i skrajnej prawicy.

Znacznie jednak większe ryzyko wiąże się z tym, że społeczeństwo większościowe stanie się pośrednio zakładnikiem sytuacji, a z powodu gwałtowności islamistycznych zamieszek z jednej strony i typowej nie tylko w Niemczech ale i we Francji propalestyńskiej narracji medialnej z drugiej, zmuszone zostanie do przyjęcia wobec kwestii migracyjnej i izraelskiej mniej więcej takiej samej postawy  jak wobec Ukrainy, czyli posthistorycznej polityki chowania głowy w piasek, która przy pomocy ciepłym słówek i okazjonalnych humanitarnym plastrów sumienia  pozwoliłaby na  przeczekanie owego okna czasowego, w którym mogłyby zapaść  rzeczywiste i odpowiedzialne decyzje.

I to tylko po to, aby jak najszybciej, w niezakłócony sposób, móc kontynuować tzw. „normalne życie”, aż w końcu gwarancje utrzymania tej tak upragnionej „normalności” nie będą już w jego własnych rękach, lecz wolny obywatel faktycznie stanie się obiektem szantażu, nawet nie zauważając tej zmiany...
--------
Tekst pierwotnie ukazał się na portalu NIUS (DIE STIMME DER MEHRHEIT)

[z niemieckiego tłumaczył Marian Panic]



 

Polecane
Emerytury
Stażowe