Jan Krzysztof Ardanowski: Prawo i sprawiedliwość musi zmienić retorykę

– Prawo i Sprawiedliwość musi zmienić swoją retorykę i przestać mówić jedynie o dotacjach i o tym, ile dobrego zrobiło dla rolnictwa, ale przedstawić wiarygodne propozycje w sferze gospodarczej, które wzmocnią pozycję ekonomiczną rolników i producentów rolnych. Tego wieś oczekuje i oczekuje tego nie tylko dla siebie – mówi Jan Krzysztof Ardanowski, były minister rolnictwa i rozwoju wsi, doradca prezydenta RP Andrzeja Dudy, w rozmowie z Agnieszką Żurek.
Jan K. Ardanowski Jan Krzysztof Ardanowski: Prawo i sprawiedliwość musi zmienić retorykę
Jan K. Ardanowski / fot. YouTube / Agro Profil

– Jak się Pan czuje z tym, że w kontekście zalania polskiego rynku ukraińskim zbożem spełniło się dokładnie to, przed czym ostrzegał Pan półtora roku temu?

– Jest mi przykro, że uwagi formułowane wówczas nie tylko przeze mnie, ale także przez ekspertów zajmujących się rynkiem zboża, przedstawicieli organizacji rolniczych i tak dalej, nie zostały wzięte pod uwagę. Według mnie nie trzeba było mieć wielkich zdolności profetycznych, żeby przewidzieć, co się może wydarzyć na rynku nasyconym własnym, krajowym zbożem, które musi w dużej mierze zostać wyeksportowane z Polski, kiedy jeszcze zalejemy go dodatkowo zbożem z Ukrainy. Jest mi smutno, bo wszystko, przed czym ostrzegałem, spełniło się co do joty. W stosunku do zbiorów ubiegłorocznych mamy do czynienia z próbami ratowania dochodów producentów zbóż dopłatami dość chaotycznie wprowadzanymi przez rząd. Część tych pieniędzy już wpłynęła do rolników, część nadal istnieje jedynie w zapowiedziach, ale – moim zdaniem – nawet z opóźnieniem ich wypłata jest pewna. W jakiś sposób środkami budżetowymi w części „naprawia się” ewidentny błąd, jakim było sprowadzenie zboża z Ukrainy. Jednak import dotyczy także innych produktów rolniczych, takich jak rzepak, słonecznik, mięso drobiowe czy owoce miękkie, jak choćby maliny. Niedługo dojdzie koncentrat jabłkowy. Ponieśliśmy straty w zeszłym sezonie i nadal „liżemy rany”, ale obawiam się, że w najbliższych miesiącach to wszystko powtórzy się w sposób zwielokrotniony. I to mi spędza sen z powiek.

Musimy dbać o kondycję polskich gospodarstw

– No właśnie. Do 15 września obowiązuje unijny zakaz importu zboża z Ukrainy, ale są zapowiedzi, że zostanie on zniesiony. Co wtedy?

– Jeżeli po 15 września zaczęłoby się to samo, z czym mieliśmy do czynienia w zeszłym roku, to jest to koniec polskiego rolnictwa, nie podniesiemy się z tego. Nie mamy wyjścia, musimy rolnictwa bronić, nawet jeśli będzie to oznaczało konflikt z Komisją Europejską. Tak często mówi się o bezpieczeństwie żywnościowym. Tak naprawdę zależy ono od polskich gospodarstw rolnych, dobrze wbudowanych w łańcuch żywnościowy, a nie od jakiegoś importu. Na dłuższą metę kraje zależne od importu są krajami upadłymi, niebędącymi w stanie poradzić sobie samodzielnie. My musimy dbać o kondycję polskich gospodarstw. Koncentrujemy się na zbożu, ale rząd musi dbać także o rynek innych produktów spożywczych, które są równie ważne. Jeśli tego nie zrobi, polskie rolnictwo tego nie wytrzyma. Obserwuję dziwne zachowanie ze strony Ukrainy. Oczekuje ona pomocy i my udzielamy jej w wielkim wymiarze, być może większym, niż było nas na to stać. Wiemy jednak, że toczy się walka o przyszłość wolnego świata i przyszłość Polski – abyśmy nie zostali zaatakowani przez bandytę z Kremla i jego ekipę. Wiemy, że Ukraińcy walczą także i za nas, ale nie możemy doprowadzić do zniszczenia polskiego rolnictwa w imię wspierania naszych sąsiadów. Niektórzy ich politycy mówią zresztą ostro językiem międzynarodowych koncernów, które zdominowały rolnictwo ukraińskie. Nie kładą nacisku na dobro narodu ukraińskiego, ale na interes konsorcjów, które chcą ukraińskie zboże eksportować nie do Afryki i na Bliski Wschód, czyli tam, gdzie panuje głód i gdzie ludzie potrzebują ukraińskiego zboża, ale chcą, wykorzystując moment dziejowy i otwarcie na problemy Ukrainy ze strony Unii Europejskiej, wejść na stałe ze swoją żywnością na rynek unijny. Do czasu wybuchu wojny było to powstrzymywane, dbano o to, żeby nie zniszczyć rolnictwa, które Unia Europejska budowała mozolnie przez kilkadziesiąt lat. A teraz międzynarodowe koncerny chcą prawem kaduka wejść na unijny rynek, posługując się coraz ostrzejszą retoryką wobec krajów, które nie chcą zgodzić się na zniszczenie własnego rolnictwa żywnością z Ukrainy. Nie rozumiem tego. Polskie władze nie mają wyjścia – pilnowanie własnego rynku rolnego to nie tylko nasze prawo, ale i obowiązek. Inaczej rolnictwo, które znamy, ulegnie destrukcji, a bezpieczeństwo żywnościowe, którym tak się chwalimy – szczególnie podczas dożynek, kiedy wszyscy mają gęby pełne frazesów – może się na naszych oczach skończyć.
 

O rynku powinien decydować konsument

– Czy obserwuje Pan po stronie rządu jakieś otrzeźwienie w tych sprawach?

– Dostrzegam pewne jego oznaki. Gdyby nie to, chyba bym nie kandydował do Sejmu. Widzę, że powoli, niestety bardzo powoli, logika zaczyna docierać do decydentów. Dotyczy to po pierwsze pomocy finansowej mającej zniwelować skutki kryzysu ukraińskiego, także związanego ze wzrostem cen energii i co za tym idzie – kosztów ponoszonych w rolnictwie. Rząd wyasygnował tutaj duże pieniądze na pomoc rolnikom. Zasady ich przyznawania są jednak mocno skomplikowane, zmieniają się co kilka tygodni, nie są zrozumiałe przez rolników i doradców, a agencja płatnicza ma kłopot, jak je wypłacać. Także w innych obszarach rolnictwa dostrzegam jakiś przebłysk logicznego, a nie propagandowego myślenia. Na przykład pozytywne jest to, że na ostatnich posiedzeniach Sejmu zostało przyjętych kilka ustaw, na których zależało mi od dawna, ale których nie byłem w stanie wcześniej przeprowadzić. Dotyczą one m.in. istotnych ułatwień w sektorze energii odnawialnej, dużych ułatwień w tworzeniu biogazowni rolniczych, w tworzeniu spółdzielni energetycznych, wprowadzenia od początku przyszłego roku nowej kategorii paliwa E10, czyli benzyny o podwyższonej zawartości bioetanolu. Zwiększy to możliwości przetwórstwa produktów rolniczych na spirytus i możliwości jego zbytu na rodzimym rynku – zakładając, że Orlen i inne koncerny będą chciały korzystać z polskiego spirytusu, a nie np. z tego sprowadzanego z Brazylii.

Nie ma pewności, w jakim kierunku się to rozwinie, ale pewne szanse dla polskiego rolnictwa się pojawiają. Stopniowo wprowadzane są różnego rodzaju ułatwienia dla rolników. Kolejnym przykładem jest podwyższenie emerytur rolniczych i odejście od haniebnego obowiązku przekazania gospodarstwa pomimo osiągnięcia wieku emerytalnego i odpowiedniego okresu opłacania składek. Rząd głównie koncentruje pomoc na zwiększaniu różnorodnych dotacji. Ja jednak przede wszystkim uważam, że pomoc dla rolnictwa nie powinna polegać wyłącznie na przekazywaniu kolejnych pieniędzy. Podstawowe dochody w gospodarstwach – i rolnicy mówią o tym wyraźnie – powinny pochodzić z produkcji, z tego, co rolnicy uprawiają, hodują, z tego, co jest potrzebne konsumentom i co powinno trafiać na rynek za rozsądną cenę. Rynek powinien być z kolei uregulowany, państwo nie może tutaj umywać rąk i bajać o wolnym rynku, gdzie występuje ogromna nierównowaga między poszczególnymi ogniwami łańcucha żywnościowego. Państwo, bo tylko ono dysponuje odpowiednią siłą i instytucjami, powinno być gwarantem uczciwości. Na rynku żywności nie może być wolnej amerykanki, jest on na to zbyt delikatny i wrażliwy. Są potrzebne działania państwa w obszarze gospodarczym, nie tylko w aspekcie dystrybucji środków budżetowych. Na dłuższą metę do niczego to nie prowadzi, a przeciwnie – powoduje niechęć mieszkańców miast do rolników. Sami rolnicy też tego nie chcą, chcą utrzymywać się z owoców swojej pracy i chcą, aby ci z nich, którzy są bardziej pracowici, gospodarni, którzy mają lepsze przygotowanie zawodowe, zarabiali więcej. Różnego rodzaju dopłaty państwowe zacierają te różnice, co jest demotywujące dla bardziej pracowitych rolników.

Jestem wielkim wrogiem tego, co było w komunizmie, ale pewne działania w obszarze gospodarczym, stabilizujące strategiczny przecież rynek żywności, muszą należeć do państwa. Przedsiębiorstwa państwowe zajmujące się przetwórstwem, skupem i handlem produktami rolnymi, bardzo by w tym pomogły. Państwo straciło obecnie jakikolwiek wpływ na handel, a tymczasem to handel i dystrybucja decydują o opłacalności całego łańcucha żywnościowego. Rolnicy są najsłabszym ogniwem tego łańcucha i przegrywają z kolejnymi pośrednikami i przetwórcami, a wielkie sieci handlowe trzymają wszystkich za gardło. Rolnicy na tym tracą i wtedy strajkują i apelują, aby państwo ratowało ich dochody. Tak być nie może. O rynku powinien decydować konsument, płacąc uczciwą cenę za żywność. Powinna być ona odpowiednia do poniesionego ryzyka, włożonego kapitału, kosztów produkcji i tak dalej. W tej chwili sprawiedliwego podziału kosztów nie ma, zarabiają przede wszystkim pośrednicy i wielkie sieci handlowe, a cierpią na tym rolnicy i w dużej mierze także przetwórcy. Nie można tego dalej ignorować i odkładać działań na przyszłość. Prawo i Sprawiedliwość powinno się tą sprawą zająć. I wtedy można powoli zacząć odzyskiwać zaufanie chłopów. Nie tylko dotacjami i przekonaniem, że jeśli sypnie się kasą przed wyborami, rolnicy będą wdzięczni. To są ludzie twardo chodzący po ziemi. Widzą, że inne grupy społeczne również potrzebują wsparcia, że jest inflacja. To nie jest tak, że zabiegają oni wyłącznie o swój partykularny interes. Myślę, że rozumieją oni swoją szczególną misję w żywieniu społeczeństwa. Dobre rolnictwo jest potrzebne całemu narodowi, każdemu z nas. Bez niego nie ma mowy o bezpieczeństwie żywnościowym ani o suwerenności – będziemy zależni od tego, co nam łaskawie Komisja Europejska pozwoli zaimportować z Ukrainy, Brazylii, Nowej Zelandii, Australii czy innych kierunków.

Wieś nie ufa politykom

– Jak wyglądają nastroje na wsi przed wyborami?

– Smutek. Generalnie smutek i rozczarowanie. Kolejnym ministrom nie udaje się odzyskać zaufania wsi. Część ludzi deklaruje, że nie weźmie udziału w wyborach, co jest bardzo przykre, zważywszy na fakt, że wybory są świętem demokracji. Niechęć do głosowania jest wynikiem rozczarowania rolników. Do tego dochodzi także obecne rozczarowanie zachowaniem Michała Kołodziejczaka, który zdecydował się współpracować z Koalicją Obywatelską i kandydować z jej listy do Sejmu.

– No właśnie, co to za manewr?

– Do pewnego momentu starałem się jakoś mocno nie krytykować Agrounii i Michała Kołodziejczaka. Uważałem, że różne radykalne działania tego ugrupowania wynikają być może z młodości i przekonania, że awanturą da się zmienić rzeczywistość. Liczyłem na to, że być może wyłoni się z tego głos reprezentacji nowego pokolenia rolników. Tymczasem zdecydowali się oni na pójście do wyborów wspólnie z partią, która nie tylko nie ma żadnego programu rolnego, ale także wielokrotnie niszczyła polskie rolnictwo. Nie reagowała na sytuacje kryzysowe, takie jak np. dramatyczna susza w 2015 roku. Ówczesny minister rolnictwa Marek Sawicki „rwał włosy z głowy”, jeśli można tak o nim powiedzieć, a rząd nie widział potrzeby, żeby wesprzeć rolników jakąś istotną kwotą, na wieś trafiły wówczas ochłapy. Platforma realizowała politykę polaryzacyjno-dyfuzyjną, czyli rozwój wielkich metropolii i zapomnienie o polskiej prowincji, w tym o polskiej wsi. To pokazuje podejście tej formacji do rolników. Kolejna sprawa, która uderzyła w rolników w czasie rządów PO – PSL, to wydłużenie wieku emerytalnego. Zrobiono to wprawdzie rękami PSL-u, ale był to wymysł Tuska i jego formacji. Co z takimi ludźmi chce robić Kołodziejczak? Interesuje go tylko wejście do Sejmu i pewnie to mu się uda. Tusk pobawi się nim jak kot myszą. Na razie Kołodziejczak jest mu potrzebny, bo może przyciągnie kogoś mieszkającego na wsi, ale po wyborach zabawka przestanie być potrzebna.

Wygłupy Kołodziejczaka na drogach to jedno, ale poważniejszą sprawą są jego publiczne wypowiedzi popierające politykę rosyjską i kwestionujące sojusz ze Stanami Zjednoczonymi. To już zaczyna być niebezpieczne. Nie wiem do końca, jakie są poglądy Kołodziejczaka, który przykleja się do każdego protestu – czy to białego miasteczka, czy Strajku Kobiet, czy górników, czy rybaków na Helu, przykładów jest mnóstwo – na zasadzie: „Gdzie się pali i gdzie jest jakiś hałas, to ja tam będę i będę dął w tubę przeciwko PiS-owi”. To jest niepoważne i jest to duże rozczarowanie – także wśród samych działaczy Agrounii. Natomiast jeżeli chodzi o politykę PiS, to żeby ten zawód – który wśród chłopów wywołała „piątka dla zwierząt”, zboże z Ukrainy i inne nielogiczne działania – odwrócić, Prawo i Sprawiedliwość musi zmienić swoją retorykę i przestać mówić jedynie o dotacjach i o tym, ile dobrego zrobiło dla rolnictwa, ale przedstawić wiarygodne propozycje w sferze gospodarczej, które wzmocnią pozycję ekonomiczną rolników i producentów rolnych. Tego wieś oczekuje i oczekuje tego nie tylko dla siebie. Powtarzam jak Katon o Kartaginie: dobre, nowoczesne, produktywne, dochodowe, dbające o środowisko rolnictwo polskie jest potrzebne nam wszystkim.
 

Tekst pochodzi z 35 (1804) numeru „Tygodnika Solidarność”.

 

 

 

 

 

 


 

POLECANE
Odsłonięcie kamienia pamięci w Berlinie. Politycy PiS: Zawstydzająca komedia Wiadomości
Odsłonięcie kamienia pamięci w Berlinie. Politycy PiS: Zawstydzająca komedia

W poniedziałek w Berlinie został odsłonięty kamień, który ma upamiętnić polskie ofiary niemieckiej wojny z lat 1939-1945. Wcześniej politycy PiS domagali się bojkotu uroczystości.

Komitet Rafała Trzaskowskiego złożył w Sądzie Najwyższym protest wyborczy z ostatniej chwili
Komitet Rafała Trzaskowskiego złożył w Sądzie Najwyższym protest wyborczy

W ostatnim dniu na składanie protestów wyborczych protest do SN złożył komitet wyborczy Rafała Trzaskowskiego. – Jest tak duża liczba nieprawidłowości, że może to rodzić uzasadnione podejrzenia, że wybory zostały przeprowadzone w sposób nieuczciwy – twierdzi europoseł KO Michał Wawrykiewicz. Przypomnijmy, że zdaniem PKW liczba odnotowanych nieprawidłowości w wyborach jest niewielka.

Alarm na lotnisku Chopina. Trwa ewakuacja pilne
Alarm na lotnisku Chopina. Trwa ewakuacja

Na lotnisku Chopina w Warszawie wszczęto alarm. Doszło do ewakuacji części terminala. Zamknięte są nitki dojazdowe, trwa akcja służb państwowych i lotniskowych.

Paprocka znajdzie się w gabinecie Karola Nawrockiego? Jest reakcja szefowej KPRP polityka
Paprocka znajdzie się w gabinecie Karola Nawrockiego? Jest reakcja szefowej KPRP

- 16 lat pracy w Kancelarii Prezydenta wystarczy - powiedziała szefowa Kancelarii Prezydenta Małgorzata Paprocka, odnosząc się w ten sposób do spekulacji o pozostaniu na stanowisku w przyszłym gabinecie prezydenta-elekta Karola Nawrockiego

Presja ma sens. Będzie ewakuacja polskich obywateli z Izraela z ostatniej chwili
Presja ma sens. Będzie ewakuacja polskich obywateli z Izraela

Ewakuacja polskich obywateli z Izraela jest możliwa w ciągu kilkudziesięciu godzin, obejmie ok. 200 osób - poinformowała w poniedziałek wiceszefowa MSZ Henryka Mościcka-Dendys. Dodała, że planowany jest najpierw konwój lądowy do Jordanii, a potem samolot z Ammanu do Warszawy.

Prokuratura  wszczęła dochodzenie ws. mieszkania Jerzego Ż. z ostatniej chwili
Prokuratura wszczęła dochodzenie ws. mieszkania Jerzego Ż.

Prokuratura Rejonowa Gdańsk-Śródmieście wszczęła dochodzenie ws. przejęcia mieszkania Jerzego Ż.

Protesty w Hiszpanii. Obywatele sprzeciwiają się rządom Sancheza Wiadomości
Protesty w Hiszpanii. Obywatele sprzeciwiają się rządom Sancheza

W weekend w Hiszpanii odbyły się protesty przeciwko rządom Pedro Sáncheza. Ponadto od miesięcy przez ulice hiszpańskich miast przetaczają się manifestacje przeciwko masowej turystyce.

To prawdziwy skarb. Sensacyjne odkrycie u wybrzeży Francji gorące
To prawdziwy skarb. Sensacyjne odkrycie u wybrzeży Francji

W pobliżu Saint-Tropez na południu Francji na głębokości ponad 2,5 kilometra odnaleziono statek handlowy z XVI wieku. Obiekt uniknął zniszczeń i grabieży.

Obecny rząd zaciągnął hamulec ręczny na zakupy zbrojeniowe z ostatniej chwili
"Obecny rząd zaciągnął hamulec ręczny na zakupy zbrojeniowe"

Obecny rząd "zaciągnął hamulec ręczny" na zakupy zbrojeniowe, a chwali się zamówieniami z czasów rządów PiS, bo nie ma własnych - uważają posłowie PiS. Według Mariusza Błaszczaka, gdyby to on wciąż był szefem MON, to pierwsze śmigłowce Apache trafiłyby do Polski co najmniej rok wcześniej.

Minister z rządu Tuska o ewakuacji Polaków: Jechali na własną odpowiedzialność Wiadomości
Minister z rządu Tuska o ewakuacji Polaków: Jechali na własną odpowiedzialność

- Od wielu tygodni prosimy, żeby nie jeździć na te tereny i jak ktoś tam jeździ to na własną odpowiedzialność - powiedział wiceszef MSZ Władysław Teofil Bartoszewski.

REKLAMA

Jan Krzysztof Ardanowski: Prawo i sprawiedliwość musi zmienić retorykę

– Prawo i Sprawiedliwość musi zmienić swoją retorykę i przestać mówić jedynie o dotacjach i o tym, ile dobrego zrobiło dla rolnictwa, ale przedstawić wiarygodne propozycje w sferze gospodarczej, które wzmocnią pozycję ekonomiczną rolników i producentów rolnych. Tego wieś oczekuje i oczekuje tego nie tylko dla siebie – mówi Jan Krzysztof Ardanowski, były minister rolnictwa i rozwoju wsi, doradca prezydenta RP Andrzeja Dudy, w rozmowie z Agnieszką Żurek.
Jan K. Ardanowski Jan Krzysztof Ardanowski: Prawo i sprawiedliwość musi zmienić retorykę
Jan K. Ardanowski / fot. YouTube / Agro Profil

– Jak się Pan czuje z tym, że w kontekście zalania polskiego rynku ukraińskim zbożem spełniło się dokładnie to, przed czym ostrzegał Pan półtora roku temu?

– Jest mi przykro, że uwagi formułowane wówczas nie tylko przeze mnie, ale także przez ekspertów zajmujących się rynkiem zboża, przedstawicieli organizacji rolniczych i tak dalej, nie zostały wzięte pod uwagę. Według mnie nie trzeba było mieć wielkich zdolności profetycznych, żeby przewidzieć, co się może wydarzyć na rynku nasyconym własnym, krajowym zbożem, które musi w dużej mierze zostać wyeksportowane z Polski, kiedy jeszcze zalejemy go dodatkowo zbożem z Ukrainy. Jest mi smutno, bo wszystko, przed czym ostrzegałem, spełniło się co do joty. W stosunku do zbiorów ubiegłorocznych mamy do czynienia z próbami ratowania dochodów producentów zbóż dopłatami dość chaotycznie wprowadzanymi przez rząd. Część tych pieniędzy już wpłynęła do rolników, część nadal istnieje jedynie w zapowiedziach, ale – moim zdaniem – nawet z opóźnieniem ich wypłata jest pewna. W jakiś sposób środkami budżetowymi w części „naprawia się” ewidentny błąd, jakim było sprowadzenie zboża z Ukrainy. Jednak import dotyczy także innych produktów rolniczych, takich jak rzepak, słonecznik, mięso drobiowe czy owoce miękkie, jak choćby maliny. Niedługo dojdzie koncentrat jabłkowy. Ponieśliśmy straty w zeszłym sezonie i nadal „liżemy rany”, ale obawiam się, że w najbliższych miesiącach to wszystko powtórzy się w sposób zwielokrotniony. I to mi spędza sen z powiek.

Musimy dbać o kondycję polskich gospodarstw

– No właśnie. Do 15 września obowiązuje unijny zakaz importu zboża z Ukrainy, ale są zapowiedzi, że zostanie on zniesiony. Co wtedy?

– Jeżeli po 15 września zaczęłoby się to samo, z czym mieliśmy do czynienia w zeszłym roku, to jest to koniec polskiego rolnictwa, nie podniesiemy się z tego. Nie mamy wyjścia, musimy rolnictwa bronić, nawet jeśli będzie to oznaczało konflikt z Komisją Europejską. Tak często mówi się o bezpieczeństwie żywnościowym. Tak naprawdę zależy ono od polskich gospodarstw rolnych, dobrze wbudowanych w łańcuch żywnościowy, a nie od jakiegoś importu. Na dłuższą metę kraje zależne od importu są krajami upadłymi, niebędącymi w stanie poradzić sobie samodzielnie. My musimy dbać o kondycję polskich gospodarstw. Koncentrujemy się na zbożu, ale rząd musi dbać także o rynek innych produktów spożywczych, które są równie ważne. Jeśli tego nie zrobi, polskie rolnictwo tego nie wytrzyma. Obserwuję dziwne zachowanie ze strony Ukrainy. Oczekuje ona pomocy i my udzielamy jej w wielkim wymiarze, być może większym, niż było nas na to stać. Wiemy jednak, że toczy się walka o przyszłość wolnego świata i przyszłość Polski – abyśmy nie zostali zaatakowani przez bandytę z Kremla i jego ekipę. Wiemy, że Ukraińcy walczą także i za nas, ale nie możemy doprowadzić do zniszczenia polskiego rolnictwa w imię wspierania naszych sąsiadów. Niektórzy ich politycy mówią zresztą ostro językiem międzynarodowych koncernów, które zdominowały rolnictwo ukraińskie. Nie kładą nacisku na dobro narodu ukraińskiego, ale na interes konsorcjów, które chcą ukraińskie zboże eksportować nie do Afryki i na Bliski Wschód, czyli tam, gdzie panuje głód i gdzie ludzie potrzebują ukraińskiego zboża, ale chcą, wykorzystując moment dziejowy i otwarcie na problemy Ukrainy ze strony Unii Europejskiej, wejść na stałe ze swoją żywnością na rynek unijny. Do czasu wybuchu wojny było to powstrzymywane, dbano o to, żeby nie zniszczyć rolnictwa, które Unia Europejska budowała mozolnie przez kilkadziesiąt lat. A teraz międzynarodowe koncerny chcą prawem kaduka wejść na unijny rynek, posługując się coraz ostrzejszą retoryką wobec krajów, które nie chcą zgodzić się na zniszczenie własnego rolnictwa żywnością z Ukrainy. Nie rozumiem tego. Polskie władze nie mają wyjścia – pilnowanie własnego rynku rolnego to nie tylko nasze prawo, ale i obowiązek. Inaczej rolnictwo, które znamy, ulegnie destrukcji, a bezpieczeństwo żywnościowe, którym tak się chwalimy – szczególnie podczas dożynek, kiedy wszyscy mają gęby pełne frazesów – może się na naszych oczach skończyć.
 

O rynku powinien decydować konsument

– Czy obserwuje Pan po stronie rządu jakieś otrzeźwienie w tych sprawach?

– Dostrzegam pewne jego oznaki. Gdyby nie to, chyba bym nie kandydował do Sejmu. Widzę, że powoli, niestety bardzo powoli, logika zaczyna docierać do decydentów. Dotyczy to po pierwsze pomocy finansowej mającej zniwelować skutki kryzysu ukraińskiego, także związanego ze wzrostem cen energii i co za tym idzie – kosztów ponoszonych w rolnictwie. Rząd wyasygnował tutaj duże pieniądze na pomoc rolnikom. Zasady ich przyznawania są jednak mocno skomplikowane, zmieniają się co kilka tygodni, nie są zrozumiałe przez rolników i doradców, a agencja płatnicza ma kłopot, jak je wypłacać. Także w innych obszarach rolnictwa dostrzegam jakiś przebłysk logicznego, a nie propagandowego myślenia. Na przykład pozytywne jest to, że na ostatnich posiedzeniach Sejmu zostało przyjętych kilka ustaw, na których zależało mi od dawna, ale których nie byłem w stanie wcześniej przeprowadzić. Dotyczą one m.in. istotnych ułatwień w sektorze energii odnawialnej, dużych ułatwień w tworzeniu biogazowni rolniczych, w tworzeniu spółdzielni energetycznych, wprowadzenia od początku przyszłego roku nowej kategorii paliwa E10, czyli benzyny o podwyższonej zawartości bioetanolu. Zwiększy to możliwości przetwórstwa produktów rolniczych na spirytus i możliwości jego zbytu na rodzimym rynku – zakładając, że Orlen i inne koncerny będą chciały korzystać z polskiego spirytusu, a nie np. z tego sprowadzanego z Brazylii.

Nie ma pewności, w jakim kierunku się to rozwinie, ale pewne szanse dla polskiego rolnictwa się pojawiają. Stopniowo wprowadzane są różnego rodzaju ułatwienia dla rolników. Kolejnym przykładem jest podwyższenie emerytur rolniczych i odejście od haniebnego obowiązku przekazania gospodarstwa pomimo osiągnięcia wieku emerytalnego i odpowiedniego okresu opłacania składek. Rząd głównie koncentruje pomoc na zwiększaniu różnorodnych dotacji. Ja jednak przede wszystkim uważam, że pomoc dla rolnictwa nie powinna polegać wyłącznie na przekazywaniu kolejnych pieniędzy. Podstawowe dochody w gospodarstwach – i rolnicy mówią o tym wyraźnie – powinny pochodzić z produkcji, z tego, co rolnicy uprawiają, hodują, z tego, co jest potrzebne konsumentom i co powinno trafiać na rynek za rozsądną cenę. Rynek powinien być z kolei uregulowany, państwo nie może tutaj umywać rąk i bajać o wolnym rynku, gdzie występuje ogromna nierównowaga między poszczególnymi ogniwami łańcucha żywnościowego. Państwo, bo tylko ono dysponuje odpowiednią siłą i instytucjami, powinno być gwarantem uczciwości. Na rynku żywności nie może być wolnej amerykanki, jest on na to zbyt delikatny i wrażliwy. Są potrzebne działania państwa w obszarze gospodarczym, nie tylko w aspekcie dystrybucji środków budżetowych. Na dłuższą metę do niczego to nie prowadzi, a przeciwnie – powoduje niechęć mieszkańców miast do rolników. Sami rolnicy też tego nie chcą, chcą utrzymywać się z owoców swojej pracy i chcą, aby ci z nich, którzy są bardziej pracowici, gospodarni, którzy mają lepsze przygotowanie zawodowe, zarabiali więcej. Różnego rodzaju dopłaty państwowe zacierają te różnice, co jest demotywujące dla bardziej pracowitych rolników.

Jestem wielkim wrogiem tego, co było w komunizmie, ale pewne działania w obszarze gospodarczym, stabilizujące strategiczny przecież rynek żywności, muszą należeć do państwa. Przedsiębiorstwa państwowe zajmujące się przetwórstwem, skupem i handlem produktami rolnymi, bardzo by w tym pomogły. Państwo straciło obecnie jakikolwiek wpływ na handel, a tymczasem to handel i dystrybucja decydują o opłacalności całego łańcucha żywnościowego. Rolnicy są najsłabszym ogniwem tego łańcucha i przegrywają z kolejnymi pośrednikami i przetwórcami, a wielkie sieci handlowe trzymają wszystkich za gardło. Rolnicy na tym tracą i wtedy strajkują i apelują, aby państwo ratowało ich dochody. Tak być nie może. O rynku powinien decydować konsument, płacąc uczciwą cenę za żywność. Powinna być ona odpowiednia do poniesionego ryzyka, włożonego kapitału, kosztów produkcji i tak dalej. W tej chwili sprawiedliwego podziału kosztów nie ma, zarabiają przede wszystkim pośrednicy i wielkie sieci handlowe, a cierpią na tym rolnicy i w dużej mierze także przetwórcy. Nie można tego dalej ignorować i odkładać działań na przyszłość. Prawo i Sprawiedliwość powinno się tą sprawą zająć. I wtedy można powoli zacząć odzyskiwać zaufanie chłopów. Nie tylko dotacjami i przekonaniem, że jeśli sypnie się kasą przed wyborami, rolnicy będą wdzięczni. To są ludzie twardo chodzący po ziemi. Widzą, że inne grupy społeczne również potrzebują wsparcia, że jest inflacja. To nie jest tak, że zabiegają oni wyłącznie o swój partykularny interes. Myślę, że rozumieją oni swoją szczególną misję w żywieniu społeczeństwa. Dobre rolnictwo jest potrzebne całemu narodowi, każdemu z nas. Bez niego nie ma mowy o bezpieczeństwie żywnościowym ani o suwerenności – będziemy zależni od tego, co nam łaskawie Komisja Europejska pozwoli zaimportować z Ukrainy, Brazylii, Nowej Zelandii, Australii czy innych kierunków.

Wieś nie ufa politykom

– Jak wyglądają nastroje na wsi przed wyborami?

– Smutek. Generalnie smutek i rozczarowanie. Kolejnym ministrom nie udaje się odzyskać zaufania wsi. Część ludzi deklaruje, że nie weźmie udziału w wyborach, co jest bardzo przykre, zważywszy na fakt, że wybory są świętem demokracji. Niechęć do głosowania jest wynikiem rozczarowania rolników. Do tego dochodzi także obecne rozczarowanie zachowaniem Michała Kołodziejczaka, który zdecydował się współpracować z Koalicją Obywatelską i kandydować z jej listy do Sejmu.

– No właśnie, co to za manewr?

– Do pewnego momentu starałem się jakoś mocno nie krytykować Agrounii i Michała Kołodziejczaka. Uważałem, że różne radykalne działania tego ugrupowania wynikają być może z młodości i przekonania, że awanturą da się zmienić rzeczywistość. Liczyłem na to, że być może wyłoni się z tego głos reprezentacji nowego pokolenia rolników. Tymczasem zdecydowali się oni na pójście do wyborów wspólnie z partią, która nie tylko nie ma żadnego programu rolnego, ale także wielokrotnie niszczyła polskie rolnictwo. Nie reagowała na sytuacje kryzysowe, takie jak np. dramatyczna susza w 2015 roku. Ówczesny minister rolnictwa Marek Sawicki „rwał włosy z głowy”, jeśli można tak o nim powiedzieć, a rząd nie widział potrzeby, żeby wesprzeć rolników jakąś istotną kwotą, na wieś trafiły wówczas ochłapy. Platforma realizowała politykę polaryzacyjno-dyfuzyjną, czyli rozwój wielkich metropolii i zapomnienie o polskiej prowincji, w tym o polskiej wsi. To pokazuje podejście tej formacji do rolników. Kolejna sprawa, która uderzyła w rolników w czasie rządów PO – PSL, to wydłużenie wieku emerytalnego. Zrobiono to wprawdzie rękami PSL-u, ale był to wymysł Tuska i jego formacji. Co z takimi ludźmi chce robić Kołodziejczak? Interesuje go tylko wejście do Sejmu i pewnie to mu się uda. Tusk pobawi się nim jak kot myszą. Na razie Kołodziejczak jest mu potrzebny, bo może przyciągnie kogoś mieszkającego na wsi, ale po wyborach zabawka przestanie być potrzebna.

Wygłupy Kołodziejczaka na drogach to jedno, ale poważniejszą sprawą są jego publiczne wypowiedzi popierające politykę rosyjską i kwestionujące sojusz ze Stanami Zjednoczonymi. To już zaczyna być niebezpieczne. Nie wiem do końca, jakie są poglądy Kołodziejczaka, który przykleja się do każdego protestu – czy to białego miasteczka, czy Strajku Kobiet, czy górników, czy rybaków na Helu, przykładów jest mnóstwo – na zasadzie: „Gdzie się pali i gdzie jest jakiś hałas, to ja tam będę i będę dął w tubę przeciwko PiS-owi”. To jest niepoważne i jest to duże rozczarowanie – także wśród samych działaczy Agrounii. Natomiast jeżeli chodzi o politykę PiS, to żeby ten zawód – który wśród chłopów wywołała „piątka dla zwierząt”, zboże z Ukrainy i inne nielogiczne działania – odwrócić, Prawo i Sprawiedliwość musi zmienić swoją retorykę i przestać mówić jedynie o dotacjach i o tym, ile dobrego zrobiło dla rolnictwa, ale przedstawić wiarygodne propozycje w sferze gospodarczej, które wzmocnią pozycję ekonomiczną rolników i producentów rolnych. Tego wieś oczekuje i oczekuje tego nie tylko dla siebie. Powtarzam jak Katon o Kartaginie: dobre, nowoczesne, produktywne, dochodowe, dbające o środowisko rolnictwo polskie jest potrzebne nam wszystkim.
 

Tekst pochodzi z 35 (1804) numeru „Tygodnika Solidarność”.

 

 

 

 

 

 



 

Polecane
Emerytury
Stażowe