Karuzela z Blogerami. Rosemann: Oppenheimer była kobietą
Ta powyższa dygresja na temat tego, o czym i jak opowiada współczesne kino, zainspirowana została zauważoną w sieci krótką acz bezkompromisową recenzją filmowego hitu obecnego sezonu, czyli „Oppenheimera”. Profil o nazwie „Kobiety Lewicy” nie pozostawił na filmie suchej nitki, gdyż film jest „do bólu biały, heteronormatywny i patriarchalny”. Przedstawia rzecz jasna niewłaściwe role społeczne kobiet, no i lewica nie jest tam pokazana w zbyt jasnych barwach. Jest to, zdaniem owych Kobiet Lewicy, świat pokazany „z perspektywy, której nigdy nie było”.
Przyznam szczerze, że to podsumowanie tamtego świata podoba mi się i faktycznie bardzo bym chciał, żeby nie było świata widzianego z tej perspektywy, jaką pokazuje film „Oppenheimer”. Niestety on istniał (a w zasadzie istnieje) i sporą, jeśli nie największą, odpowiedzialność za to ponoszą ludzie o lewicowych przekonaniach. Jeszcze wcale nie tak dawno wydawało się, że lewicowa ideologia skupiona jest na próbach zmiany rzeczywistości i, co za tym idzie, przyszłości. Dzisiaj widać, że modernizacyjny rozmach tej ideologii sięgnął także historii oraz innych nauk, także tych, zdawałoby się, ścisłych. Lewica wypowiedziała wojnę logice i bardzo mocno wciela w życie heglowską maksymę, według której jeśli fakty nie są zgodne z teorią, tym gorzej dla nich.
Nie ma więc znaczenia, że Oppenheimer był, jaki był, czyli nie był kolorowym, heteronienormatywnym komunistą (choć komunizował, i to zarówno przed, jak i po BOMBIE), a Ameryka w latach 40. XX wieku nie była (jeszcze) Ameryką politycznej poprawności, pakującej do porzygania, gdzie się tylko da, wszelkie parytety. Dzięki czemu zespół projektu „Manhattan” mogła stworzyć w oparciu o pożądane kompetencje i nie przejmować się tym, ile procent składu mają stanowić mniejszości etniczne czy seksualne. Nie mam wątpliwości, że drapieżna lewica poradzi sobie z takim nieistotnym szczegółem, jakim była przeszłość, tak dobrze jak radziecka propaganda z wizerunkiem Jeżowa na zdjęciach ze Stalinem. Swoją drogą ciekaw jestem progresywnej recenzji filmu „Barbie” autorstwa Kobiet Lewicy, pamiętając ów przezabawny mem publikowany przez lewicowe „polityczki”, na którym kobiety z PiS opisano (nomen omen) jako czarno-biały „Oppenheimer”, a lewicowe „osoby kobiece” właśnie jako różowiutką „Barbie”.