Konrad Wernicki: Rolnictwo jednym z filarów suwerenności

Rolnictwo bywa często niedoceniane a wręcz zapominane przez opinię publiczną, media, dziennikarzy, a nawet samych polityków. Taka postawa nie bierze się znikąd. Już w szkolnych podręcznikach uczy się nas, że rolnictwo to domena państw biednych, a te wysoko rozwinięte stawiają na usługi. Musimy się wyzbyć myślenia o rolnictwie jako o mało wartościowej części gospodarki, bo ta jest jednym z filarów suwerenności, bez którego nie da się budować poważnego państwa.
Nic nie zastąpi krajowego rolnictwa Konrad Wernicki: Rolnictwo jednym z filarów suwerenności
Nic nie zastąpi krajowego rolnictwa / Fot. Freepik.com

Wszystko zaczyna się już w szkole podstawowej, gdzie to w ramach lekcji geografii tłumaczy się dzieciom, że gospodarki, w których największą rolę odgrywają rolnictwo i przemysł, to gospodarki państw słabo rozwiniętych, ewentualnie tych rozwijających. Natomiast w państwach bogatych, nowoczesnych, rolnictwo odgrywa bardzo małą rolę w budowie PKB.

Oczywiście jest to prawdą, ale bez odpowiedniego komentarza w naszych głowach buduje się narracja, że rolnictwo to mało istotna, biedna i zacofana gałąź gospodarki. Do tego dochodzi kontekst historyczny na lekcjach historii. Rolnictwo kojarzone z oraniem pola w czasach średniowiecza ustępuje czasom rewolucji przemysłowej, w której ludzie zaczęli gromadami migrować ze wsi do miast, aż trafiamy na czasy współczesne, w których największą nobilitacją jest praca za biurkiem w korpowieżowcu.
Przynajmniej ja tak zapamiętałem lata nauki, kiedy to Polska była już w Unii Europejskiej. Nie są to więc czasy odległe, a niewiele od tego czasu się zmieniło. Ba, jest jeszcze gorzej w postrzeganiu rolnictwa, samych rolników i polskiej wsi.

Dla szerszej opinii publicznej rolnik to zacofany, niezbyt rozgarnięty chłop, który coś tam zasieje, coś mu samo wyrośnie, potem to zbiera i sprzedaje… gdzieś tam, pewnie do jakiejś hurtowni. Ludzie rzadko kiedy łączą fakt, że niemal wszystkie produkty spożywcze, które kupują w sklepie, najpierw musiał wyhodować rolnik. Daj Boże, żeby tak było, bo coraz częściej nasze jedzenie jest w zasadzie produkowane w fabrykach. Sztuczne, hermetycznie zapakowane, idealnie gładkie o intensywnym kolorze. Znam ludzi, którzy wolą kupić obrane, szczelnie zafoliowane ziemniaki, bo te leżące luzem są "jakieś takie brudne”. Ziemniaki brudne od ziemi… szok! To trzeba być dopiero wieśniakiem, żeby się tego brzydzić, nie sądzicie?

Przeświadczenie o tym, że jedzenie bierze się ze sklepów, a nie z ziemi, dosłownie, powinno być rozpatrywane jako nowa choroba cywilizacyjna. Jako społeczeństwo coraz mocniej odrywamy się od rzeczywistości i niestety tyczy się to także dziennikarzy i polityków, którzy mają niebagatelny wpływ na opinię społeczeństwa.

Rolnictwo powinno być upatrywane w tych samych kategoriach jak energetyka czy wojsko. Bezpieczeństwo żywnościowe jest niemniej ważne jak bezpieczeństwo energetyczne czy militarne. Postawiłbym nawet tezę, że powinno być na pierwszym miejscu, ale są to naczynia połączone. Bez energii nie będzie rolnictwa, a z innej strony bez rolnictwa, czyli żywności, nie będzie armii. To są filary naszego bezpieczeństwa i funkcjonowania państwa w ogóle.

Outsourcing państwa

Era globalizacji i względnego pokoju na świecie (a przynajmniej pierwszgo świata) sprawiła, że rozwinięte i coraz bardziej gnuśne państwa europejskie postawiły na szeroki outsourcing w wielu dziedzinach, które są potrzebne do prosperowania, ale jednocześnie wychodzą na czasochłonne i energochłonne. Poszukiwanie tanich kosztów pracy wypychało przemysł ciężki i właśnie rolnictwo poza Europę. Hutnictwo, metalurgia, tekstylia — to branże, które działają pełną parą w Azji, a produkują dla rynków zewnętrznych, głównie Europy. Dlaczego? Są to przemysły wysokoemisyjne, a te, jak doskonale wiemy, w Unii Europejskiej są bardzo źle postrzegane. Dlatego by nie generować tego złego śladu węglowego, państwa UE założyły białe rękawiczki i zleciły brudną robotę komuś innemu, samemu kreując się na zielone wyspy i pionierów ochrony klimatu przed wysokimi emisjami gazów oraz spalin. Jednocześnie czerpią garściami z “brudnej” produkcji, bo przecież Europejczycy nie zamierzają rezygnować z dostatniego życia i konsumpcjonizmu.

To samo dzieje się z rolnictwem. Unia nakłada restrykcyjne regulacje na państwa członkowskie w zakresie produkcji rolnej, co podnosi koszty, które już nie są małe z uwagi na rosnące ceny energii. “Przekleństwem” Europy jest też to, że ludzie na Starym Kontynencie chcą godnie pracować w przyzwoitych warunkach. Mają różne alternatywy i niekoniecznie garną się do ciężkiej pracy w sektorze rolnictwa, skoro z łatwością mogą przeskoczyć do usług. Mamy też związki zawodowe, które starają się dbać o zachowanie odpowiednich norm bezpieczeństwa i higieny pracy. To wszystko podnosi koszty.
Co innego w takiej Afryce czy Ameryce Południowej. Tam ludzie jest o wiele łatwiej wyzyskiwać ciężką, ale potrzebną pracą.
Europejskie agroholdingi są obecne zarówno na Czarnym Lądzie, jak i np. na Ukrainie, gdzie dobre warunki wegetatywne i niskie koszty pracy, czyt. tania siła robocza, gwarantują produkt dobrej jakości przy dobrych zyskach, niepomniejszanych przez unijne prawo.

 

Deglobalizacja

Globalna wioska, w której każdy mógł handlować z każdym, już się kończy. Świat jednobiegunowy, w którym jedynym mocarstwem były USA, przemija. Już pandemia koronawirusa pokazała, jak łatwo można zachwiać światowymi gospodarkami przez zerwanie globalnych łańcuchów dostaw. Państwa nieposiadające własnych zdolności w strategicznych obszarach swojego funkcjonowania nie są w stanie samodzielnie działać i dbać o swoich obywateli.

Także agresja Rosji na Ukrainę uzmysłowiła nam, jak ważne są własne zasoby, niekontrolowane i nieograniczane przez podmioty trzecie.

Dlatego państwo poważne, które chce być podmiotem, a nie przedmiotem w globalnych rozgrywkach, musi mieć własne surowce, produkty oraz zdolności w trzech kluczowych dziedzinach: energetyce, obronności i rolnictwie.

Czasem może się wydawać, że szybciej i taniej jest coś kupić z zewnątrz, zamiast inwestować w krajowe rozwiązania, które zwrócą się dopiero po długich latach. Kuszące jest kupowanie taniej energii wytworzonej w zagranicznych elektrowniach. Po co stawiać swoje, skoro można czerpać z inwestycji innych? Można też pozyskiwać gotowy surowiec, zamiast wydobywać własny. Taką taktykę przyjęli Niemcy, budując swoją gospodarkę na tanim rosyjskim gazie. Dziś płacą tego cenę, bo ekonomiści przewidują recesję gospodarczą naszego zachodniego sąsiada, który odcięty od taniego źródła energii nie ma go czym tanio zastąpić. Jednak największą cenę takiej polityki Niemiec płaci dziś Ukraina. Musimy mieć też na uwadze, że kupując od kogoś surowce czy produkty, nie dość, że wywozimy pieniądze z naszej ojczyzny, to jeszcze ładujemy je do kieszeni innego państwa. W przypadku energetyki postępowanie wielu państw europejskich było fatalne w skutkach.

 

Wypychanie rolnictwa z Europy

Ten sam błąd co Niemcy w energetyce chcą popełnić unijni eurokraci, ale tym razem w obszarze rolnictwa. Europejskie rolnictwo jest efektywne, bardzo wydajne, wypracowuje produkty wysokiej jakości przy zachowaniu wyśrubowanych norm bezpieczeństwa. Niestety z uwagi na te wysokie normy jakości oraz obwarowania ekologiczne europejska rola jest zwyczajnie kosztowna, niewspółmiernie w porównaniu do tej choćby na Ukrainie, czy tym bardziej w Ameryce Południowej. To jest właśnie kierunek, w którym patrzą liderzy UE, aż im ślinka cieknie.

Mercosur, czyli państwa Wspólnego Rynku Południa (Argentyna, Brazylia, Paragwaj i Urugwaj oraz państwa stowarzyszone: Boliwia, Chile, Kolumbia, Ekwador, Gujana, Peru, Surinam) ma być przyszłym wielkim eksporterem żywności do Europy. W tamtej części świata okres wegetacji roślin trwa niemal cały rok. Z kolei pracownicy nie mają takich wymagań płacowych jak w Europie. Ich sytuacja życiowa zmusza ich do podejmowania się pracy za o wiele niższe stawki niż pensje Europejczyków. To sprawia, że rolnictwo Ameryki Południowej jest o wiele tańsze od naszego, a przy tym bardzo wydajne dzięki naturalnym uwarunkowaniom.

Umowa o wolnym handlu pomiędzy Unią Europejską a Mercosur ma sprawić, że żywność z Ameryki popłynie szerokim strumieniem na Stary Kontynent, a eurokraci nie będą musieli się już męczyć z rodzimym rolnictwem, bo te przestanie być potrzebne.

Taka krótkowzroczna i naiwna polityka jest ogromnym zagrożeniem dla naszej suwerenności i bezpieczeństwa żywieniowego. Niestety wygląda na to, że liderzy UE chcą zrobić z Europy jeden wielki park krajobrazowy, w którym wszystko jest zielone, zeroemisyjne i podporządkowane naturze. Brzmi pięknie, ale jakże jest to dziecinne i naiwne, by pozbawiać się własnego źródła pożywienia na rzecz możliwości kupna tańszego za wielkim oceanem.

Ktoś może powiedzieć, że to przesada i straszenie złą Unią. Oczywiście rolnictwo UE nie zostanie zaorane w jeden dzień, miesiąc czy nawet rok po wejściu we współpracę z Mercosur, ale to może być proces, który powoli będzie upośledzał Europę i wypychał z niej rolnictwo. Pierwsze symptomy tego już widzimy. Niedawno przegłosowana w Parlamencie Europejskim sprawa Nature Restoration Law, która zakłada odtwarzanie bagien i torfowisk jest tego najlepszym przykładem. Cel ma rzecz jasna szczytny i generalnie słuszny. Zanikanie terenów podmokłych w Europie przez ostatnie dziesięciolecia doprowadziło do tego, że coraz częściej musimy się mierzyć z suszą hydrologiczną. Warto, a nawet trzeba je rekultywować, ale plan UE zakłada odtwarzanie ich również na terenach rolnych.
Wg szacunków oznacza to dla samej Polski pozbycie się ok. 700 hektarów użytków rolnych. W skali Europy powierzchnie rolne skurczą się o 10%.

Zrównoważony rozwój ma polegać na racjonalnym i przemyślanym korzystaniu z dobrodziejstw Ziemi, tak by łączyć ochronę przyrody z interesem człowieka. Jednak to, czego jesteśmy teraz świadkami, to spychanie dobra człowieka na dalszy plan, tak jakby ten nie był naturalnym elementem przyrody, a jedynie pasożytem. Po co ratować klimat, skoro zamierzamy się zagłodzić w imię bożka ekologizmu

 

Filary suwerenności

Pandemia i wojna na Ukrainie pokazały, że w chwilach kryzysu w pierwszej kolejności należy liczyć na siebie. Trzeba inwestować w swoje rozwiązania i swoje możliwości, nawet jeśli te mogą wydawać się nierentowne w czasach dostatnich. Bo czy czołgi i samoloty kupione za ciężkie miliardy złotych kiedyś się zwrócą? Na papierze zawsze będą kosztem, nie wygenerują żadnego przychodu, ale chyba nie mamy wątpliwości, że są nam potrzebne? Ehhh, przepraszam, wiem że są w Polsce politycy i tzw. “liderzy opinii”, którzy tak nie uważają, którzy krytykowali zakup samolotów F-35, zakupów czołgów Abrams, karabinki GROT, zaporę na granicy z Białorusią… można tak wymieniać w nieskończoność. Analogicznie są też tacy, którzy uważają, że rolnictwo nie jest ważne, bo najważniejsza jest ochrona przyrody, a ziemniaki to są przecież w sklepie… i to już obrane!

Jednak ludzie, którzy mają na względzie dobro ojczyzny i naszą niepodległość, winni mieć świadomość, że o polskie rolnictwo trzeba dbać, nawet jeśli wydaje się to w danym momencie nieopłacalne. Tak jest też teraz, gdy polski rynek został zalany tańszymi produktami z Ukrainy: tańszym zbożem, malinami czy drobiem (chowanym na tańszych paszach). Czemu mielibyśmy się tym przejmować? Przecież jako klienci powinniśmy być szczęśliwi, bo dostaliśmy tańsze produkty. Tańsze, bo produkowane po niższych kosztach niż w Polsce, niż w UE. Dla naszych rolników jest to nieuczciwa konkurencja, która może ich wykończyć i zmusić do zmienienia branży. Tylko co jeśli w pewnym momencie zostaniemy odcięci od tańszego jedzenia z zagranicy, a u nas nie będzie już komu go produkować? No właśnie.
Bezpieczeństwo ojczyzny ma trzy wymiary: obronne, energetyczne i żywnościowe. Nie zapominajmy.


 

POLECANE
Od miesięcy terroryzował okolicę – nowe informacje ws strzelaniny na Pradze pilne
Od miesięcy terroryzował okolicę – nowe informacje ws strzelaniny na Pradze

Trwa wyjaśnianie, jak doszło do tragedii z udziałem policjanta, który strzelił do kolegi. Jak poinformował resort spraw wewnętrznych, sprawę bada specjalna policyjno-prokuratorska grupa.

Już dziś w Krakowie PiS ogłosi swojego kandydata na prezydenta pilne
Już dziś w Krakowie PiS ogłosi swojego kandydata na prezydenta

Jak poinformował rzecznik PiS Rafał Bochenek, dziś o godz. 16.00 w Hali Sokół w Krakowie odbędzie się obywatelskie spotkanie z udziałem Jarosława Kaczyńskiego, podczas którego zostanie ogłoszona decyzja dotycząca kandydata na prezydenta.

40 Polaków. Pierwsza egzekucja w KL Auschwitz z ostatniej chwili
40 Polaków. Pierwsza egzekucja w KL Auschwitz

Na murze kościoła salezjańskiego pw. Miłosierdzia Bożego w Oświęcimiu na Zasolu umieszczona jest tablica z nazwiskami czterdziestu więźniów Polaków, rozstrzelanych osiemdziesiąt cztery lata temu.

Rosyjski generał kłamał w raportach z frontu. To było zbyt wiele nawet jak na rosyjskie realia polityka
Rosyjski generał kłamał w raportach z frontu. To było zbyt wiele nawet jak na rosyjskie realia

Gen. Giennadij Anaszkin, dowódca zgrupowania wojsk rosyjskich "Południe”, został zdymisjonowany z powodu nieprawdziwych doniesień o zajęciu kilku miejscowości na wschodzie Ukrainy – podały w sobotę niezależne portale rosyjskie, cytowane przez Onet.

Putin z atrakcyjną zachętą dla tych, którzy się zaciągną do rosyjskiej armii Wiadomości
Putin z atrakcyjną zachętą dla tych, którzy się zaciągną do rosyjskiej armii

Władimir Putin podpisał w sobotę ustawę umożliwiającą umorzenie mężczyznom walczącym na Ukrainie i ich żonom zaległych kredytów do wysokości 10 mln rubli (92 tys. euro). Czy będzie sukces?

Niewiarygodna sytuacja w Lillehammer. Skoczek zepchnięty z belki Wiadomości
Niewiarygodna sytuacja w Lillehammer. Skoczek zepchnięty z belki

Podczas kwalifikacjach przed sobotnim konkursem Pucharu Świata w Lillehammer, Norweg Kristoffer Eriksen Sundal ruszył z belki startowej, mimo że nie świeciło się zielone światło do startu. Skoczek został zepchnięty przez zjeżdżającą platformę reklamową.

IKEA Polska nominowana do Biologicznej Bzdury Roku gorące
IKEA Polska nominowana do "Biologicznej Bzdury Roku"

Tytuły Biologicznej Bzdury Roku przyznaje popularyzujący naukę biolog i bloger prowadzący blog „To tylko teoria” Łukasz Sakowski. Dziś ogłosił nominację dla IKEA Polska.

Orban zaprosił Netanjahu. Gwarantuje mu nietykalność z ostatniej chwili
Orban zaprosił Netanjahu. Gwarantuje mu nietykalność

Premier Węgier Viktor Orban potępił w piątek decyzję Międzynarodowego Trybunału Karnego o wydaniu nakazu aresztowania Benjamina Netanjahu. Zapowiedział też zaproszenie go do Budapesztu i zagwarantował mu nietykalność.

Przesiedleńcy niemieckiego pochodzenia, w odróżnieniu od imigrantów, dobrze się w Niemczech integrują z ostatniej chwili
Przesiedleńcy niemieckiego pochodzenia, w odróżnieniu od imigrantów, dobrze się w Niemczech integrują

W 2020 roku 21,9 mln z 81,9 mln mieszkańców Niemiec miało pochodzenie migracyjne. Z czego 62 procent urodziło się poza granicami Niemiec, a 38 procent przyszło na świat w Niemczech jako potomkowie migrantów pierwszej generacji...

Cyklon Bert sieje spustoszenie w Europie. Tysiące ludzi odciętych od świata Wiadomości
Cyklon Bert sieje spustoszenie w Europie. Tysiące ludzi odciętych od świata

Jak powiadomiła agencja Reutera potężny cyklon, który przechodzi nad, Europą, pozbawił prądu dziesiątki tysięcy domów, gospodarstw rolnych i firm w Irlandii i Wielkiej Brytanii.

REKLAMA

Konrad Wernicki: Rolnictwo jednym z filarów suwerenności

Rolnictwo bywa często niedoceniane a wręcz zapominane przez opinię publiczną, media, dziennikarzy, a nawet samych polityków. Taka postawa nie bierze się znikąd. Już w szkolnych podręcznikach uczy się nas, że rolnictwo to domena państw biednych, a te wysoko rozwinięte stawiają na usługi. Musimy się wyzbyć myślenia o rolnictwie jako o mało wartościowej części gospodarki, bo ta jest jednym z filarów suwerenności, bez którego nie da się budować poważnego państwa.
Nic nie zastąpi krajowego rolnictwa Konrad Wernicki: Rolnictwo jednym z filarów suwerenności
Nic nie zastąpi krajowego rolnictwa / Fot. Freepik.com

Wszystko zaczyna się już w szkole podstawowej, gdzie to w ramach lekcji geografii tłumaczy się dzieciom, że gospodarki, w których największą rolę odgrywają rolnictwo i przemysł, to gospodarki państw słabo rozwiniętych, ewentualnie tych rozwijających. Natomiast w państwach bogatych, nowoczesnych, rolnictwo odgrywa bardzo małą rolę w budowie PKB.

Oczywiście jest to prawdą, ale bez odpowiedniego komentarza w naszych głowach buduje się narracja, że rolnictwo to mało istotna, biedna i zacofana gałąź gospodarki. Do tego dochodzi kontekst historyczny na lekcjach historii. Rolnictwo kojarzone z oraniem pola w czasach średniowiecza ustępuje czasom rewolucji przemysłowej, w której ludzie zaczęli gromadami migrować ze wsi do miast, aż trafiamy na czasy współczesne, w których największą nobilitacją jest praca za biurkiem w korpowieżowcu.
Przynajmniej ja tak zapamiętałem lata nauki, kiedy to Polska była już w Unii Europejskiej. Nie są to więc czasy odległe, a niewiele od tego czasu się zmieniło. Ba, jest jeszcze gorzej w postrzeganiu rolnictwa, samych rolników i polskiej wsi.

Dla szerszej opinii publicznej rolnik to zacofany, niezbyt rozgarnięty chłop, który coś tam zasieje, coś mu samo wyrośnie, potem to zbiera i sprzedaje… gdzieś tam, pewnie do jakiejś hurtowni. Ludzie rzadko kiedy łączą fakt, że niemal wszystkie produkty spożywcze, które kupują w sklepie, najpierw musiał wyhodować rolnik. Daj Boże, żeby tak było, bo coraz częściej nasze jedzenie jest w zasadzie produkowane w fabrykach. Sztuczne, hermetycznie zapakowane, idealnie gładkie o intensywnym kolorze. Znam ludzi, którzy wolą kupić obrane, szczelnie zafoliowane ziemniaki, bo te leżące luzem są "jakieś takie brudne”. Ziemniaki brudne od ziemi… szok! To trzeba być dopiero wieśniakiem, żeby się tego brzydzić, nie sądzicie?

Przeświadczenie o tym, że jedzenie bierze się ze sklepów, a nie z ziemi, dosłownie, powinno być rozpatrywane jako nowa choroba cywilizacyjna. Jako społeczeństwo coraz mocniej odrywamy się od rzeczywistości i niestety tyczy się to także dziennikarzy i polityków, którzy mają niebagatelny wpływ na opinię społeczeństwa.

Rolnictwo powinno być upatrywane w tych samych kategoriach jak energetyka czy wojsko. Bezpieczeństwo żywnościowe jest niemniej ważne jak bezpieczeństwo energetyczne czy militarne. Postawiłbym nawet tezę, że powinno być na pierwszym miejscu, ale są to naczynia połączone. Bez energii nie będzie rolnictwa, a z innej strony bez rolnictwa, czyli żywności, nie będzie armii. To są filary naszego bezpieczeństwa i funkcjonowania państwa w ogóle.

Outsourcing państwa

Era globalizacji i względnego pokoju na świecie (a przynajmniej pierwszgo świata) sprawiła, że rozwinięte i coraz bardziej gnuśne państwa europejskie postawiły na szeroki outsourcing w wielu dziedzinach, które są potrzebne do prosperowania, ale jednocześnie wychodzą na czasochłonne i energochłonne. Poszukiwanie tanich kosztów pracy wypychało przemysł ciężki i właśnie rolnictwo poza Europę. Hutnictwo, metalurgia, tekstylia — to branże, które działają pełną parą w Azji, a produkują dla rynków zewnętrznych, głównie Europy. Dlaczego? Są to przemysły wysokoemisyjne, a te, jak doskonale wiemy, w Unii Europejskiej są bardzo źle postrzegane. Dlatego by nie generować tego złego śladu węglowego, państwa UE założyły białe rękawiczki i zleciły brudną robotę komuś innemu, samemu kreując się na zielone wyspy i pionierów ochrony klimatu przed wysokimi emisjami gazów oraz spalin. Jednocześnie czerpią garściami z “brudnej” produkcji, bo przecież Europejczycy nie zamierzają rezygnować z dostatniego życia i konsumpcjonizmu.

To samo dzieje się z rolnictwem. Unia nakłada restrykcyjne regulacje na państwa członkowskie w zakresie produkcji rolnej, co podnosi koszty, które już nie są małe z uwagi na rosnące ceny energii. “Przekleństwem” Europy jest też to, że ludzie na Starym Kontynencie chcą godnie pracować w przyzwoitych warunkach. Mają różne alternatywy i niekoniecznie garną się do ciężkiej pracy w sektorze rolnictwa, skoro z łatwością mogą przeskoczyć do usług. Mamy też związki zawodowe, które starają się dbać o zachowanie odpowiednich norm bezpieczeństwa i higieny pracy. To wszystko podnosi koszty.
Co innego w takiej Afryce czy Ameryce Południowej. Tam ludzie jest o wiele łatwiej wyzyskiwać ciężką, ale potrzebną pracą.
Europejskie agroholdingi są obecne zarówno na Czarnym Lądzie, jak i np. na Ukrainie, gdzie dobre warunki wegetatywne i niskie koszty pracy, czyt. tania siła robocza, gwarantują produkt dobrej jakości przy dobrych zyskach, niepomniejszanych przez unijne prawo.

 

Deglobalizacja

Globalna wioska, w której każdy mógł handlować z każdym, już się kończy. Świat jednobiegunowy, w którym jedynym mocarstwem były USA, przemija. Już pandemia koronawirusa pokazała, jak łatwo można zachwiać światowymi gospodarkami przez zerwanie globalnych łańcuchów dostaw. Państwa nieposiadające własnych zdolności w strategicznych obszarach swojego funkcjonowania nie są w stanie samodzielnie działać i dbać o swoich obywateli.

Także agresja Rosji na Ukrainę uzmysłowiła nam, jak ważne są własne zasoby, niekontrolowane i nieograniczane przez podmioty trzecie.

Dlatego państwo poważne, które chce być podmiotem, a nie przedmiotem w globalnych rozgrywkach, musi mieć własne surowce, produkty oraz zdolności w trzech kluczowych dziedzinach: energetyce, obronności i rolnictwie.

Czasem może się wydawać, że szybciej i taniej jest coś kupić z zewnątrz, zamiast inwestować w krajowe rozwiązania, które zwrócą się dopiero po długich latach. Kuszące jest kupowanie taniej energii wytworzonej w zagranicznych elektrowniach. Po co stawiać swoje, skoro można czerpać z inwestycji innych? Można też pozyskiwać gotowy surowiec, zamiast wydobywać własny. Taką taktykę przyjęli Niemcy, budując swoją gospodarkę na tanim rosyjskim gazie. Dziś płacą tego cenę, bo ekonomiści przewidują recesję gospodarczą naszego zachodniego sąsiada, który odcięty od taniego źródła energii nie ma go czym tanio zastąpić. Jednak największą cenę takiej polityki Niemiec płaci dziś Ukraina. Musimy mieć też na uwadze, że kupując od kogoś surowce czy produkty, nie dość, że wywozimy pieniądze z naszej ojczyzny, to jeszcze ładujemy je do kieszeni innego państwa. W przypadku energetyki postępowanie wielu państw europejskich było fatalne w skutkach.

 

Wypychanie rolnictwa z Europy

Ten sam błąd co Niemcy w energetyce chcą popełnić unijni eurokraci, ale tym razem w obszarze rolnictwa. Europejskie rolnictwo jest efektywne, bardzo wydajne, wypracowuje produkty wysokiej jakości przy zachowaniu wyśrubowanych norm bezpieczeństwa. Niestety z uwagi na te wysokie normy jakości oraz obwarowania ekologiczne europejska rola jest zwyczajnie kosztowna, niewspółmiernie w porównaniu do tej choćby na Ukrainie, czy tym bardziej w Ameryce Południowej. To jest właśnie kierunek, w którym patrzą liderzy UE, aż im ślinka cieknie.

Mercosur, czyli państwa Wspólnego Rynku Południa (Argentyna, Brazylia, Paragwaj i Urugwaj oraz państwa stowarzyszone: Boliwia, Chile, Kolumbia, Ekwador, Gujana, Peru, Surinam) ma być przyszłym wielkim eksporterem żywności do Europy. W tamtej części świata okres wegetacji roślin trwa niemal cały rok. Z kolei pracownicy nie mają takich wymagań płacowych jak w Europie. Ich sytuacja życiowa zmusza ich do podejmowania się pracy za o wiele niższe stawki niż pensje Europejczyków. To sprawia, że rolnictwo Ameryki Południowej jest o wiele tańsze od naszego, a przy tym bardzo wydajne dzięki naturalnym uwarunkowaniom.

Umowa o wolnym handlu pomiędzy Unią Europejską a Mercosur ma sprawić, że żywność z Ameryki popłynie szerokim strumieniem na Stary Kontynent, a eurokraci nie będą musieli się już męczyć z rodzimym rolnictwem, bo te przestanie być potrzebne.

Taka krótkowzroczna i naiwna polityka jest ogromnym zagrożeniem dla naszej suwerenności i bezpieczeństwa żywieniowego. Niestety wygląda na to, że liderzy UE chcą zrobić z Europy jeden wielki park krajobrazowy, w którym wszystko jest zielone, zeroemisyjne i podporządkowane naturze. Brzmi pięknie, ale jakże jest to dziecinne i naiwne, by pozbawiać się własnego źródła pożywienia na rzecz możliwości kupna tańszego za wielkim oceanem.

Ktoś może powiedzieć, że to przesada i straszenie złą Unią. Oczywiście rolnictwo UE nie zostanie zaorane w jeden dzień, miesiąc czy nawet rok po wejściu we współpracę z Mercosur, ale to może być proces, który powoli będzie upośledzał Europę i wypychał z niej rolnictwo. Pierwsze symptomy tego już widzimy. Niedawno przegłosowana w Parlamencie Europejskim sprawa Nature Restoration Law, która zakłada odtwarzanie bagien i torfowisk jest tego najlepszym przykładem. Cel ma rzecz jasna szczytny i generalnie słuszny. Zanikanie terenów podmokłych w Europie przez ostatnie dziesięciolecia doprowadziło do tego, że coraz częściej musimy się mierzyć z suszą hydrologiczną. Warto, a nawet trzeba je rekultywować, ale plan UE zakłada odtwarzanie ich również na terenach rolnych.
Wg szacunków oznacza to dla samej Polski pozbycie się ok. 700 hektarów użytków rolnych. W skali Europy powierzchnie rolne skurczą się o 10%.

Zrównoważony rozwój ma polegać na racjonalnym i przemyślanym korzystaniu z dobrodziejstw Ziemi, tak by łączyć ochronę przyrody z interesem człowieka. Jednak to, czego jesteśmy teraz świadkami, to spychanie dobra człowieka na dalszy plan, tak jakby ten nie był naturalnym elementem przyrody, a jedynie pasożytem. Po co ratować klimat, skoro zamierzamy się zagłodzić w imię bożka ekologizmu

 

Filary suwerenności

Pandemia i wojna na Ukrainie pokazały, że w chwilach kryzysu w pierwszej kolejności należy liczyć na siebie. Trzeba inwestować w swoje rozwiązania i swoje możliwości, nawet jeśli te mogą wydawać się nierentowne w czasach dostatnich. Bo czy czołgi i samoloty kupione za ciężkie miliardy złotych kiedyś się zwrócą? Na papierze zawsze będą kosztem, nie wygenerują żadnego przychodu, ale chyba nie mamy wątpliwości, że są nam potrzebne? Ehhh, przepraszam, wiem że są w Polsce politycy i tzw. “liderzy opinii”, którzy tak nie uważają, którzy krytykowali zakup samolotów F-35, zakupów czołgów Abrams, karabinki GROT, zaporę na granicy z Białorusią… można tak wymieniać w nieskończoność. Analogicznie są też tacy, którzy uważają, że rolnictwo nie jest ważne, bo najważniejsza jest ochrona przyrody, a ziemniaki to są przecież w sklepie… i to już obrane!

Jednak ludzie, którzy mają na względzie dobro ojczyzny i naszą niepodległość, winni mieć świadomość, że o polskie rolnictwo trzeba dbać, nawet jeśli wydaje się to w danym momencie nieopłacalne. Tak jest też teraz, gdy polski rynek został zalany tańszymi produktami z Ukrainy: tańszym zbożem, malinami czy drobiem (chowanym na tańszych paszach). Czemu mielibyśmy się tym przejmować? Przecież jako klienci powinniśmy być szczęśliwi, bo dostaliśmy tańsze produkty. Tańsze, bo produkowane po niższych kosztach niż w Polsce, niż w UE. Dla naszych rolników jest to nieuczciwa konkurencja, która może ich wykończyć i zmusić do zmienienia branży. Tylko co jeśli w pewnym momencie zostaniemy odcięci od tańszego jedzenia z zagranicy, a u nas nie będzie już komu go produkować? No właśnie.
Bezpieczeństwo ojczyzny ma trzy wymiary: obronne, energetyczne i żywnościowe. Nie zapominajmy.



 

Polecane
Emerytury
Stażowe