Dr. Piotr Łysakowski: Kilka pytań do zapowiadanego Kongresu Historyków bez nadziei na odpowiedź
Kilka słów o Kolegach Historykach, a może nie kilka pytań do Nich (i nie tylko bo zasadniczo będą to uwagi uniwersalne adresowane do „demokratów” wszelakich) zasadniczo bez szczególnej nadziei na jakąkolwiek odpowiedź.
Ostatnio „na blogu” wspominałem o polityce historycznej. Tak się składa, że od co najmniej kilkunastu dni głośno o planowanym na początek listopada „Kongresie Historyków”. Plany przeprowadzenia tego „przedsięwzięcia” sygnuje (jak widziałem) sporo osób / Kolegów których znam, z którymi byłem (jestem) na „Ty”, są tam też nazwiska i tych, którzy mnie w jakiś sposób uczyli lub od których się uczyłem. Generalnie ujmując wiem o jednych i drugich sporo.
Rozumiem też , że planowany Kongres jest w swoim założeniu protestem przeciwko rozprzestrzeniającemu w Polsce „faszyzmowi”.
W rzeczywistości zaś przeciwko realnej różnorodności i wielości badań naukowych: „[...] wielu studentów IH UW, którzy piszą prace z zakresu historii wojskowości dzwonią do mnie i proszą o wskazówki, kiedy polecam im określoną literaturę do wykorzystania w ich pracach, mówią mi, że jeżeli wykażą to, w swojej pracy, to mój promotor nie przepuści tej pracy. Więc proszę się nie dziwić, że dla mnie IH UW nie ma nic wspólnego z prawdziwą nauką.[...]” pisze Lech Kowalski (2009.16 W Polityce w tekście „Część historyków organizuje - wzorem sędziów - konspiracyjny kongres!”) bolesne słowa bo tam kończyłem studia i wydawało się, że nawet (przy wszystkich ograniczeniach i słabościach ludzkich, których było sporo jak pamiętam) za komuny był to bardzo fajny i stosunkowo „wolny” wydział UW.
O motywacjach osobistych Kolegów zaangażowanych w całą akcję nie będę wspominał bo ich po prostu nie znam – choć w wielu przypadkach mogę się ich domyślać i wolałbym nie domyślać się tego czego się domyślam.
W kontekście powyższego może tylko dziwić, że w sytuacji realnego zagrożenia wolności badań (wspominałem o tym w poprzednim tekście) po wysłaniu na Wydział Historyczny UJ kontroli w związku z pracą Pawła Zyzaka o Lechu Wałęsie (wysłała ją Pani Minister Barbara Kudrycka – nie wiem czy z własnej inicjatywy czy na czyjeś polecenie – zasadniczo jednak to nie ma jakiegokolwiek znaczenia – tak czy owak jest to kompletnie dyskredytujące) nie usłyszałem masowych protestów środowiska, nie słyszałem ich także i wtedy, gdy pod adresem Autora wspomnianej książki ( i wobec IPN – Pan Bóg jeden wie z jakiego powodu !?) sypały się groźby z ust osób piastujących najwyższe państwowe funkcje od Premiera po Ministra Spraw Wewnętrznych, to jednak szczegóły bo jak rozumiem jest kilka norm obowiązującej „uczciwości zawodowej” w tym ta dla „demokratów” i ta dla „faszystów”, do których „zapisał się” jakby przy okazji Jan Żaryn człowiek wielkiej wiedzy, uczciwości i kultury (ilu z Was cieszyło się z wywalenia Janka z pracy – pytam bo takie głosy słyszałem nawet wśród Jego współpracowników w IPN). Przy okazji dziękuję Wam Drodzy Koledzy za uświadomienie tego – stary jestem ale uczyć się można całe życie niezależnie od tego ile go tam jeszcze zostało. „Case Zyzak” nie był jedynym „takim” przypadkiem. Było ich co najmniej klikanaście. Zostawmy to jednak.
Przy okazji i od siebie dodam jeszcze, że w „swobodnej atmosferze III RP” co najmniej dwukrotnie groziło mi relegowanie z pracy (jeden z Was akurat mnie przed tym obronił – za co też wielkie Danke Schoen co powinno budzić wśród Was refleksję dotyczącą zagrożonych swobód dziś) za to, że powiedziałem i napisałem o Katyniu to co napisałem i powiedziałem odnosząc to do pewnego „naukowca” rodem z poprzedniej epoki. Muszę się przyznać, że czułem się wtedy jak w głębokim PRL/u – ale to oczywiście mój „prawicowo radykalny” punkt czucia i widzenia daleki do „demokratycznej” wizji otaczającego nas świata pełnego dobroci. Już zupełnie przy okazji dodam, że tematyką zajmowałem się od pierwszej połowy lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku roku nie tak jak wielu po 1989 już wtedy, gdy „było wolno”.
Zwracacie Koledzy uwagę na to, że dziś wśród rządzących jest wielu byłych członków PZPR co zda się gwarantować łagodne przejście od tego co mamy dzisiaj (wg Was to nie demokracja) do łagodnych, a później (może) ostrych form totalitaryzmu. Zniesmacza Was to. Nie razi Was jednak, że są wśród możliwych uczestników „Kongresu” (faktycznie wśród Was) towarzysze, którzy pełnili w latach „Polski Ludowej” wysokie funkcje partyjne w ramach uczelnianej (i różnych innych) organizacji PZPR: „[...] Proszę również zwrócić uwagę jak wyglądają nauki historyczne nie tylko na IH UW, mam na myśli uczelnie w Siedlcach, w Piotrkowie Trybunalskim, w Pułtusku. Na tych i innych uczelniach spotykam wśród wykładowców nazwiska ludzi, na których widok ręce opadają. Można spotkać tam ludzi z byłej Wojskowej Akademii Politycznej, z byłej Wyższej Szkoły Nauk Społecznych przy KC PZPR, z Akademii Ministerstwa Spraw Wewnętrznych. To będzie klientela listopadowego kongresu i trzeba zrobić wszystko, aby przed kongresem opisać tych ludzi i ich dokonania naukowe, przypomnieć co robili przed i po 1989 r.[...]” (fragment z cytowanego wyżej tekstu z W Polityce pióra Profesora Ryby) angażujący się w czynną politykę i przenoszący niestety jej „napięcia, sympatie i antypatie” ( z naciskiem na „antypatie”) na płaszczyznę naukowej debaty.
Nie razi Was to, że wśród jeszcze nie tak dawno rządzących byli liczni tajni współpracownicy służb PRL – mnie to akurat mocno obraża, Was może nie ale to kwestia smaku – o osobistej uczciwości nie wspomnę.
Nie razi (i nie raził) Was subiektywizm mediów przez ostatnie 8 lat, gdy teraz mówicie głośno o naruszaniu w tychże „demokratycznych norm”. Jeśli uznajecie za takie ustawianie dyskusji w formacie 2 albo 3 na jednego i „nawalanie” tego „jednego” przez pozostałych bez prawa i szansy udzielenia odpowiedzi to rzeczywiście dzisiejsze media (publiczne) nie są demokratyczne i nie będą nimi nigdy, ale ja jako obywatel nie chcę takich mediów jakie podobają się Wam.
Nie chcę też Sądów twierdzących, że określenie „...polskie obozy ...” nie narusza interesów i dobrego imienia Polaków i Polski – jakoś nie słyszałem grupowych protestów przeciwko temu urągającemu zdrowemu rozsądkowi i prawdzie (także i historycznej) wyrokowi, powinno nas wszystkich to oburzać – powinno a jakoś nie widzę (słyszę), by oburzało.
Nie chcę też Sądów, które w majestacie prawa orzekają, że pensja „x” pln jest niesprawiedliwa „społecznie”, a pensja „x”+300% jest ok tylko dla tego, że „to x+300%” otrzymuje „demokrata”. Dodajmy prawdziwy.
Gdzie byliście protestujący dziś słusznie przeciwko pojedyńczym aktom przemocy wobec obcych, gdy w Polsce zabito z politycznych powodów CZŁOWIEKA. Nie zaobserwowałem fali oburzenia, nie widziałem jej też wcześniej, gdy oddawano mocz na znicze na Krakowskim Przedmieściu i używano przemocy fizycznej wobec modlących się tam osób, a Pan Premier Tusk stwierdzał nonszalancko, że to „happening”. Wiem z „Moherem” można więcej bo to „Moher” właśnie. Tendencyjnie zapytam podwójna miara - czy może (niebezpieczne dla demokracji) rozdwojenie jaźni !?
No to idźmy dalej – odważnie (i jakże słusznie przecież) broniliście Pana Prezydenta Bronisława Komorowskiego przed „nieuczciwymi i niesprawiedliwymi atakami”, a jak było wcześniej w przypadku ŚP Prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Dobra nie szukajmy za daleko – jasne można nie pamiętać (może nawet nie trzeba) – dawno było. Szukamy więc tego co całkiem nie dawno - nie dalej jak kilka dni temu opluto samochód Andrzeja Dudy – Prezydenta Andrzeja Dudy, była jakaś reakcja (głos oburzenia lub potępienia). Aha za mało czasu było nie zdążyliśmy z reakcją – rozumiem.
Wsadzanie narodowej flagi w psie goowno przez jakichś półgłówków – nie ważne czy sztuczne czy prawdziwe – fajne jest – budzi niepokój taki jak (rzekomy) brak unijnych flag (nb widzieliście te niebiesko złote flagi podczas wizyty Pana Prezydenta Andrzeja Dudy w Bellvue u Prezydenta Joachima Gaucka !?) w polskich gabinetach rządowych czy może właśnie goowno Was to wszystkich obchodzi – bo to tylko polska flaga !?
No to pytamy dalej – sytuacja wcale nie tak rzadka po 2007 roku - jakbyście odnieśli się do sytuacji, w której facet podnoszący wartość zapuszczonej spółki skarbu państwa i chroniący ją przed rozsprzedażą za grosze jest po przyjściu do władzy „demokratów” natychmiast zwalniany i usiłuje się z niego zrobić złodzieja, a jego następcy błyskawicznie rozpoczynają to czemu tenże wcześniej zapobiegł czyli dekapitalizację, a później „parcelację” państwowego (naszego) majątku. Słyszeliście o takich sytuacjach. Nie – no to zapewniam , że są były prawdziwe w 100%.
Tego typu pytania można mnożyć – jest ich po ośmiu latach koalicji PO/PSL dziesiątki, setki nawet. Mnożę je więc nie licząc na jakąkolwiek odpowiedź. Trudno bowiem na nie odpowiedzieć uczciwie nie narażając się na śmieszność, a może po prostu nie deprecjonując samych siebie.
W tym wszystkim jest jeden dramat, a mianowicie, historyk może mieć różne poglądy tego nikt (przy zdrowych zmysłach) nikomu nie będzie zabraniał. Problem w tym, że pisząc / opowiadając o przeszłości musi uwzględnić wszystkie znane fakty i zadać wszystkie możliwe pytania opierając się na znanych (właśnie) faktach. Jeśli tego nie zrobi to (niezależnie od poglądów) jest pajacem a nie historykiem. Mógłbym to określić nieco ostrzej ale po co !? Ta sama reguła obowiązuje w ocenie politycznej rzeczywistości. Chyba, że uważacie tak jak jedna z demokratek z KOD/u :„(…) PiS trzeba wywieźć do Oświęcimia i wytruć […] „(W polityce Marzena Nykiel „Szturm nadciąga...” 25.09.16), tylko nie potraficie się do tego przyznać !?
PŁ