Dramat Dawida Kubackiego. Nowe informacje w sprawie jego żony
Nieco ponad godzinę przed startem rywalizacji Polski Związek Narciarski poinformował, że Kubacki nie wystartuje w ostatnim konkursie cyklu Raw Air z powodów osobistych. Sam zawodnik podzielił się z kibicami powodami absencji, przyznał także, że ten sezon w Pucharze Świata już się dla niego zakończył.
„Mój nagły powrót do domu… Jestem wam winien słowo wyjaśnienia. Moja żona Marta wylądowała w szpitalu z przyczyn kardiologicznych, jej stan jest ciężki i lekarze walczą o jej życie. Jest w dobrych rękach, to silna dziewczyna, wiem, że będzie walczyła. Oczywiście to dla mnie koniec sezonu, ale nie to jest teraz najważniejsze” – napisał Kubacki na Instagramie.
Nowe informacje w sprawie jego żony
„Okazuje się, że prawie każdy z nas zna kogoś z kardiowerterem-defibrylatorem, potocznie nazywanym rozrusznikiem serca. Ja z taką osobą będę dzielić życie, drugie życie” – napisał ostatnio na swoim Instagramie Dawid Kubacki.
CZYTAJ WIĘCEJ: Wspaniałe wieści ws. żony Dawida Kubackiego! Wzruszający wpis polskiego skoczka
Ekspert w rozmowie z „Faktem” przekazał nowe informacje w tej sprawie. Wyjaśnił, jak może wyglądać dalsze życie Marty Kubackiej oraz jak działa wszczepione urządzenie.
Niezwykle ważne jest to, co pan Dawid Kubacki powiedział w kontekście „drugiego życia”. Wydaję mi się, że to ma bardzo głęboki sens, ponieważ osoby z kardiowerterem-defibrylatorem to są często ludzie po zatrzymaniu krążenia, po śmierci klinicznej. Oni naprawdę dostają drugie życie. Zostały uratowane, zostały zreanimowane i mają wszczepiony defibrylator po to, aby w sytuacji, kiedy ponownie wystąpi zatrzymanie krążenia, to właśnie to małe urządzenie będzie ratowało im życie. Bo wiemy, że ludzie, którzy mieli już zatrzymanie krążenia, to niestety mają większą szansę na to, że ponownie im się to przytrafi. Dlatego uważam, że to porównanie z „drugim życiem”, tak jak w przypadku żony pana Kubackiego, idealnie tu pasuje
– wyjaśnia w rozmowie z „Faktem” prof. Marcin Grabowski, kardiolog, rzecznik Polskiego Towarzystwa Kardiologicznego i kierownik Kliniki Kardiologii Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego.
Jeśli tylko pacjent sam zaakceptował tę sytuację, to w większości przypadków można normalnie funkcjonować. Jest to urządzenie, które wszczepia się pod skórę w okolicy obojczyka lub łopatki na plecach. Nie jest duże. Może tak połowa paczki chusteczek higienicznych. Od kardiowertera odchodzi elektroda, która biegnie do serca. Oczywiście najważniejsze jest wnętrze tego naszego urządzenia. Są mikroprocesory, które non stop analizują rytm serca. I jeśli wszystko jest w porządku, to defibrylator sobie śpi. Jeśli jest jednak ryzyko zatrzymania krążenia, wtedy to urządzenie jest budzone i od razu wydziela energię. To coś podobnego do tego, co dzieje się, kiedy przyjeżdża pogotowie ratunkowe i „strzela” pacjenta, robią tzw. defibrylację. Tak właśnie ratuje się życie. Ludzie z defibrylatorem nie muszą czekać na przyjazd karetki, tylko ich urządzenie w momentach krytycznych samo „wkroczy do akcji”
– powiedział ekspert.
CZYTAJ WIĘCEJ: Dramat Dawida Kubackiego. Pojawiły się nowe informacje