Marcin Bąk: Polsko - niemiecka wojna atomowa
Energia jądrowa, kontrolowana przez człowieka, towarzyszy nam od lat czterdziestych ubiegłego wieku. Postrzegana była od początku w sposób ambiwalentny, jako wielka szansa i wielkie zagrożenie. Zniszczenie „za jednym zamachem” Hiroszimy i Nagasaki stało się dla Ludzkości groźnym memento. Oto człowiek dostał do ręki narzędzia, zdolne niszczyć całe miasta, całe kraje. Wyścig zbrojeń w okresie Zimnej Wojny doprowadził do sytuacji, w której możliwym stało się zniszczenie całej populacji ludzkiej a być może życia na Ziemi dzięki masowemu wykorzystaniu broni jądrowej. Ten ponury, złowrogi cień ponownie zgęstniał nad światem wraz z napaścią Rosji na Ukrainę.
Szansę natomiast dostrzegano w pokojowym wykorzystaniu energii nuklearnej. Jest czymś niesamowitym, że z małej kulki uranu, mieszczącej się na palcu, możemy uzyskać tyle ciepła, co ze spalenia półtorej tony węgla. Jest to zarazem energia bardzo czysta, bezemisyjna, odpady nie stanowią wielkiego problemu a nawet można je częściowo wykorzystywać do ponownej reakcji. Ale... ale przecież Czarnobyl!
Sterowanie lękiem
Strach przed skutkami wymknięcia się spod kontroli energii jądrowej był prawie taki sam, jak strach przed nuklearną zagładą. Strach, podsycany umiejętnie przez twórców filmów czy literatury SciFi. Nawet w tak marginalnym nurcie jak filmy o zombi – apokalipsie pojawiał się wątek powstania mutantów w wyniku wycieku produktów pracy reaktora bądź skażenia powstałego ze źle składowanych odpadów promieniotwórczych. Lata dziewięćdziesiąte to czas, gdy energetyka jądrowa miała zdecydowanie zła prasę. W Europie głównie Niemcy przodowały w antyatomowej narracji. Zamknąć wszystkie elektrownie jądrowe! Przechodzimy na zieloną energię! Wiatraczki, panele słoneczne i przede wszystkim – zielony rosyjski gaz, którego głównym dystrybutorem na kontynent miał stać się właśnie Berlin. Dzisiaj, z perspektywy doświadczeń ostatnich miesięcy, możemy inaczej już oceniać antyatomową narrację uprawianą przez lata w Europie. Czy była inspirowana przez Moskwę jak wcześniej, w latach Zimnej Wojny inspirowane były przeróżne inicjatywy rozbrojeniowe, marsze wielkanocne, protesty intelektualistów? Zapewne tak, cóż to za problem, stworzyć kilka fundacji, które następnie będą rozdzielać wysokie stypendia pomiędzy właściwych twórców, naukowców i reżyserów? O politykach nie ma co wspominać, Gerhard Schroeder jest tu najbardziej charakterystycznym lecz nie jedynym przykładem. Dzisiaj widać wyraźnie, jak Moskwa przez długie lata powoli, metodycznie, niczym pająk swoją ofiarę, oplatała sieciami zależności Europę. Część tych sieci dzisiaj staje się widoczna, gdy krajom Starego Kontynentu zajrzał w oczy strach, związany z perspektywą chłodnych mieszkań w nadchodzących miesiącach.
Atom jako alternatywa
Energia jądrowa wbrew rozpowszechnianym lękom, jest jedną z najbezpieczniejszych rodzajów energii dostępnych Ludzkości. W ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat na całym świecie pracują setki reaktorów, cicho, spokojnie, nie emitując do atmosfery dwutlenku węgla. Zawodność tej technologii jest stosunkowo niewielka, bezpieczeństwo duże. Kraj, który posiada własne elektrownie jądrowe, jest jak się okazuje na przykładzie Francji chociażby, w dużo lepszym położeniu, niż państwo zależne od dostaw surowców energetycznych z zewnątrz. Oczywiście, reaktor jądrowy również potrzebuje paliwa, na całym świecie jest tylko kilka firm specjalizujących się w jego produkcji. Niemniej paliwo atomowe to nie węgiel, można je zakupić w większej ilości i wystarczy wtedy na długo. Elektrownia jądrowa nie jest zależna od jakiś rurociągów z gazem czy magistrali węglowych.
Większy stopień bezpieczeństwa energetycznego państwa, to mniejsza jego podatność na nacisk zewnętrzny. Większa niezależność. Niemcom, które mają aspiracje do roli europejskiego hegemona, nie potrzeba wcale niezależnej Polski, niezależnej politycznie, militarnie i energetycznie. To nie tak miało być Kameraden! W wielkim, budowanym przez lata niemiecko-rosyjskim planie wspólnej Europy, Berlin miał stać się metropolią, nie tylko w sensie politycznym, lecz także dystrybutorem gazu po odpowiednich cenach. Polsce przypadała w tym planie rola prowincji imperialnej. Jaki jest los prowincji – uczy nas historia.
Przyspieszenie prac nad polskim programem energetyki jądrowej, wejście we współpracę z poważnymi partnerami ze Stanów i Korei, na pewno nie spodoba się części niemieckiej klasy politycznej, która wciąż nie może pożegnać się z imperialnymi planami. Będą uruchamiane różne zasoby, profesorowie i doktorowie, autorytety moralne, politycy i aktywiści. Będą znajdowane liczne powody, dla których lepiej elektrowni jądrowych w Polsce nie budować. Odezwą się też głosy ze strony Unii Europejskiej. Pierwszym, lecz z pewnością nie ostatnim sygnałem tych działań, była wypowiedź niegdysiejszego premiera, Leszka Millera, który z mściwą satysfakcją wyraził nadzieję, że Polska może mieć w związku projektem poważne problemy z KE. A to dopiero początek.
Przed nami polsko – niemiecka wojna o atom. Stawka jest duża a przeciwnik łatwo nie oda pola.