[Tylko u nas] Prof. Grzegorz Górski: Na froncie zachodnim nadszedł czas zasadniczych decyzji
Niestety wiara w to, iż dzisiejsi mistrzowie podwójnych standardów dotrzymają jakichkolwiek porozumień z polskim rządem, nie ma żadnych podstaw. Tu już niestety nie ma miejsca na jakiekolwiek delikatne, dyplomatyczne działania. Ten język jest przez naszych przeciwników traktowany jako wyraz naszej słabości, więc czas zmienić zasady tej na wskroś nieuczciwej gry.
Metoda "na Orbana"
Trzeba tu wskazać jako przykład skutecznej walki o swoje interesy, postawę zaprezentowaną w ostatnich tygodniach przez premiera Orbana. Przypominam, że ewidentne dystansowanie się od Orbana przez polskich polityków obozu rządzącego w kontekście ukraińskim spowodowało, iż Bruksela natychmiast uruchomiła „procedurę praworządności” względem Węgier. Ten nowy atak neobolszewików ewidentnie zakładał, że dzięki polsko – węgierskim różnicom, uda się spacyfikować oba kraje metodą salami. Orban jednak w tej brutalnej grze okazał się jeszcze bardziej brutalny. W sposób być może dla nas irytujący, ale zgodny z interesami swojego kraju, skutecznie blokował postępy w uzgadnianiu kolejnych sankcji wobec Rosji. Robił to tak długo, aż von der Leyen grzecznie przybyła do Budapesztu i w praktyce zamroziła wrogie ruchy wobec Węgier. A perspektywa uruchomienia kolejnych „etapów sankcji”, jedynie otwiera Orbanowi drogę do dalszego wykorzystywania „jedności europejskiej”, do dbania o interesy swojego kraju.
Ta kolejna lekcja politycznego realizmu winna być dla nas wyznacznikiem postępowania. Tutaj po prostu nie ma miękkiej gry ze stroną, która gra cynicznie i brutalnie.
Polska toczy wojnę na dwóch frontach
Jednak aby ustalić ogólne parametry naszych działań w najbliższej przyszłości, w pierwszym rzędzie trzeba jednak ustalić aktualne pozycje wyjściowe, w toczonej przez nas wojnie na froncie zachodnim. Bowiem – podtrzymuję tezę – iż Polska toczy obecnie wojnę na dwóch frontach.
W wojnie z Polską, stosowanie przez Brukselę podwójnych standardów jest jedynie drobnym problemem. Istotniejsze jest to, iż owe pozbawione demokratycznych mandatów instytucje, tocząc tę wojnę z nami łamią traktaty, wszelkie uzgodnienia polityczne, przekreślają utrwalone w Unii przez dziesięciolecia reguły gry.
Oczywiście – tak jak już o tym pisałem – walka z Polską jest przede wszystkim pokazówką prowadzoną przez federalistów, aby złamać wszelki opór ze strony tych sił, które nie chcą słyszeć o federalnym państwie europejskim. Musimy mieć więc tego świadomość, bowiem nasza walka wykracza poza wyłącznie polski interes. Że owa neobolszewia w tej wojnie sięgnie po wszelkie, najbardziej brutalne metody, to rzecz niewątpliwa. Wystarczą dwa przykłady. Nałożone bezprawnymi enuncjacjami trybunału ludowego Lenaertsa „kary” za Turów, zostały – bez żadnej podstawy prawnej – „potrącone” z płatności unijnych na rzecz Polski i to ze środków realizujących politykę spójności. Po drugie, cały czas nie zostały w praktyce uruchomione przez radę komisarzy ludowych środki na rzecz uchodźców ukraińskich.
Już tylko te dwa fakty pokazują, z jakimi cynicznymi draniami mamy w tej chwili do czynienia. Innymi słowy, mamy do czynienia z ewidentną polityczną gangsterką, zatem rozmawianie z takimi ludźmi normalnym językiem, naprawdę nie ma najmniejszego sensu.
Gra przeciwko von der Leyen
Trzeba też mieć świadomość, iż w tle wojny z nami toczy się poważniejsza z punktu widzenia głównych graczy w Unii – Berlina i Paryża – gra. Jest to gra o usunięcie von der Leyen (jako "popłuczyny" po Merkel) z kierowania wspomniana rada komisarzy ludowych. Scholz i Macron chcieliby na stolcu brukselskim widzieć podporządkowaną im osobę i ewidentnie chcą wykorzystać wojnę z Polską do tej podmiany.
Już jednak głosowanie w sprawie „Fit for 55” pokazało, że uzyskanie przez neobolszewików odpowiedniej większości do usunięcia von der Leyen, a potem jedności w Radzie Europejskiej i większości w PE, jest praktycznie niemożliwe. Tyle tylko, że ta rozgrywka prowadzi do budowania lepszych relacji EKR z EPP, a to z kolei przekładałoby się na potencjalną zmianę ogólnego nastawienia liderów EPP do Polski. W tym sensie przyspieszenie zmiany Tuska na tym stolcu, jest sygnałem iż EPP będzie szukać asekuracji swoich interesów z tej strony, a to dobra wiadomość dla Polski.
Z tego więc punktu widzenia twarda gra wobec Brukseli jest nam na rękę, bowiem doprowadza do furii neobolszewików i zmusza ich do atakowania von der Leyen, czyniąc z nas jedynego gwaranta jej przetrwania. Trzeba bowiem mieć świadomość, iż w EPP tez już wiedzą, iż totalne uzależnienie się tej formacji właśnie od środowisk neobolszewickich, czyni z tej formacji karykaturę, której efekty widać po kolejnych klęskach wyborczych.
Trudniejsza sytuacja
Polska jest jednak dzisiaj w tej konfrontacji w trudniejszej sytuacji niż miało to miejsce jeszcze pół roku temu. Wynika to z dwóch powodów. Pierwszy to poważna zmiana warunków ekonomicznych, wskutek sprokurowania przez zielonych szaleńców kryzysu energetycznego, a w konsekwencji potężnej inflacji. Drugi, wynika z polskiego zaangażowania w pomoc dla Ukrainy. Walcząc o jej interesy, osłabiamy niewątpliwie własną pozycję.
Polska stoi więc w obliczu trudności ekonomicznych, a do tego ponosi olbrzymie ciężary związane z samodzielnym utrzymywaniem milionów ukraińskich uchodźców. I właśnie to obciążenie naszych pozycji Bruksela chce obecnie z całą bezwzględnością wykorzystać.
Ale wbrew pozorom nie ma sama silnych kart. Wyzbywając się złudzeń co do przekazywania środków z KPO na rzecz Polski, trzeba mieć po prostu świadomość, iż realizowany jest tu scenariusz nakreślony przez "dupiarza" Trzaskowskiego – „te pieniądze będą mrożone, a jak my wygramy wybory, to będą uruchomione”. Przetrzymanie przez Brukselę tych wypłat przez 15 miesięcy, nie stanowi większego problemu i ten scenariusz wydaje się być dzisiaj możliwy do realizacji. Przyjmując taką perspektywę, poważnego rozważenia wymaga więc trwanie Polski w tym programie. Możemy oczywiście sparaliżować jego funkcjonowanie, bowiem wypłaty wszelkich środków z Funduszu Odbudowy, wymagają zgody każdego kraju. Trzeba więc postawić sprawę jasno – to my wyznaczamy terminy wypłaty środków dedykowanych dla nas, a jeśli ich wypłata w takim terminie nie nastąpi, nie zaakceptujemy żadnej płatności z FO dla innych krajów po tym terminie. Jeśli zaś i to nie wystarczy, koniecznym będzie wystąpienie z tego mechanizmu. Trudno sobie bowiem wyobrazić sytuację, w której Polacy mieliby płacić swoje składki i dawać gwarancje na unijne obligacje, gdy nie otrzymują należnych im środków.
Najlepszy moment
W moim przekonaniu, właśnie teraz jest najlepszy moment, aby kwestię tę postawić jasno i bez złudzeń. Polski bowiem nie stać na to, aby w tak trudnej sytuacji „żyć nadzieją wypłat”, a w międzyczasie płacić swoje zobowiązania i żyrować zabawę innych, którzy do tego bezczelnie poniżają nas przy każdej okazji (vide najwięksi beneficjenci FO czyli Włosi i Hiszpanie). I tylko takie jasne i otwarte postawienie tej sprawy, pomoże pewnej części liderów europejskich otrzeźwić się i podjąć działania nie przeciw Polsce, ale przeciw rzeczywistym kreatorom kryzysu w UE. Hodowanie zaś obecnej sytuacji, będzie nas jedynie coraz bardziej osłabiało – a o to przecież chodzi Berlinowi i Paryżowi.
Nakłada się na to kwestia druga, nie raz już sygnalizowana. UE jest organizacją bez pieniędzy. Potrzebuje (nie tylko z uwagi na plany federalizacyjne) nowych źródeł dochodów własnych. Potrzebuje ich dramatycznie choćby dlatego, żeby kontynuować Fundusz Odbudowy. Jednak aby jakiekolwiek nowe źródła pozyskać, konieczna jest jednomyślna zgoda państw członkowskich. Wyrażenie przez Polskę zgody na jakiekolwiek rozwiązanie dające UE nowe źródła dochodów, nie leży dzisiaj w elementarnym interesie polskim. Po pierwsze dlatego, że uszczupli to nasze własne dochody, po drugie przyspieszy nie leżącą w naszym interesie federalizację, po trzecie wreszcie, z redystrybucji tych środków przez władze Unii, nie otrzymamy i tak żadnych korzyści.
Polska nie ma dzisiaj również żadnego interesu, aby trwać w mechanizmie ETS, który dzisiaj jest znaczącym czynnikiem wpływającym nie tylko na poziom inflacji w Polsce. Nade wszystko nie pozwala on wyzyskać Polsce obecnego kryzysu energetycznego, do uzyskania dodatkowych przewag konkurencyjnych. Polska bowiem może dysponować zasobami energetycznymi, które nie będąc obciążonymi nieuczciwymi narzutami, spowodują automatycznie podniesienie konkurencyjności naszej sfery wytwórczej. Nie trzeba zresztą dodawać, że takie zdecydowane działanie Polski doprowadzi w konsekwencji do upadku tego mechanizmu, a w szerszej perspektywie uratuje przemysł europejski od nieuchronnej klęski konkurencyjnej w starciu z Ameryką i Azją. Walczymy tu zatem w interesie całej, zachowującej resztki rozsądku Europy. To działanie powinno być sprzężone ze sparaliżowaniem „Fit for 55”, a więc projektu, który owo europejskie samobójstwo ma uczynić jeszcze szybszym i bardziej spektakularnym.
Polska powinna również potrącić swoje składki do UE do wysokości kwot, bezprawnie „potrąconych” przez Komisję Europejską. Takie działanie jest w pełni uzasadnione prawnie i faktycznie, a lepiej się sądzić trzymając środki w swoim ręku, niż oddawać je Brukseli. Pasywne przyglądanie się bezprawnym poczynaniom Brukseli, uprawnia komisarzy ludowych do formułowania coraz bardziej bezczelnych ocen i żądań, a nam po prostu nic nie daje.
Twarda gra
To tylko kilka elementów które leżą w sferze naszych możliwych ruchów. W konsekwencji ich selektywnego i sekwencyjnego zastosowania, po stronie unijnej nikt nie powinien mieć najmniejszych wątpliwości, że Polska jest zdeterminowana aby tych i jeszcze wielu innych instrumentów w tej narzuconej nam konfrontacji użyć. Tylko bowiem wtedy może nastąpić pewne otrzeźwienie przynajmniej części europejskiego przywództwa.
Realizacja nawet tylko części tych działań, wpłynie także dobrze na kondycję polskiej gospodarki, a jednocześnie przyczyni się do osłabienia presji inflacyjnej. Zatem zachodzi tu koincydencja ewidentnych korzyści.
Może pojawić się obawa, że te działania Polski osłabią nasze możliwości działania na rzecz Ukrainy w UE. To jednak nic bardziej mylnego. Osłabiana manipulacjami Berlina, Paryża i Brukseli i pozbawiana kolejnych należnych środków Polska (wysysana składkami, „karami”, pomocą dla uchodźców) i tak nie będzie w stanie efektywnie wesprzeć Ukrainy. Szantażowanie nas w tym zakresie, będzie zaś tylko jeszcze bardziej osłabiało naszą, wywalczoną z trudem pozycję.
W tym scenariuszu ostatecznie ziści się pisany przeze mnie wcześniej scenariusz – my będziemy ponosili koszty pomocy Ukrainie i Ukraińcom, a Niemcy i Francuzi za środki unijne, będą – przy pomocy swoich firm i za cenę przyszłych korzyści – odbudowywać ten kraj.
Z tej perspektywy, owa twarda gra służyć będzie także wzmocnieniu naszej pozycji na Ukrainie, a w konsekwencji przyczyni się do utrzymania jej niezależności od Rosji (bowiem odbudowa jej przez Francję i Niemcy jest równoznaczna z akceptacją ich swoistego kondominium wykonywanego wspólnie z Rosją).
Dziś jak widać w tej wojnie na froncie zachodnim, nie ma żadnych uczuć, sa tylko twarde i cyniczne interesy. Naszym obowiązkiem jest zachowanie dla Polski każdej złotówki i wyegzekwowanie każdego należnego nam euro. Tylko w ten sposób, w obliczu nadciągającego ekonomicznego tsunami, przy którym dotychczasowe doświadczenia okażą się przygrywką, musimy zadbać o zachowanie jak największych sił własnych. Tylko w ten sposób realnie pomożemy też Ukrainie, bowiem próby moralnego przekonywania przywódców zachodu do empatycznej postawy, są naprawdę stratą czasu.