[Tylko u nas] Aleksandra Jakubiak: Naprawdę mnie to irytuje

„Oto Ja was posyłam jak owce między wilki. Bądźcie więc roztropni jak węże, a nieskazitelni jak gołębie!” (Mt 10, 16)
 [Tylko u nas] Aleksandra Jakubiak: Naprawdę mnie to irytuje
/ pixabay.com/TheDigitalArts

Życie społeczne toczy się ostatnio bardzo wartko i jak to zwykle bywa – kiedy jest dużo spraw, znacznie więcej pojawia się zdań, opinii, lęków etc. Nie wchodzę w kwestie czysto polityczne, choć kiedy patrzy się na permanentne ludobójstwo bezbronnych za naszą wschodnią granicą i jednocześnie na reakcje politycznych elit wolnego świata, to naprawdę trudno się nie frustrować, nie podłamywać, nie płakać. W skrócie można to skomentować cytatem z bajki Ignacego Krasickiego: „wśród serdecznych przyjaciół psy zająca zjadły”. Ta sytuacja trwa już jednak kilka tygodni, trudno do niej przywyknąć, ale przestaje już zadziwiać. To, co w ostatnim tygodniu naprawdę mnie zirytowało, to narracje odwołujące się do spraw moralności i wiary. Jedna z nich drażni, inna smuci, a jeszcze inna – by powiedzieć bardzo delikatnie – wprost mnie zagotowała.

Mamy już ponad dwa miliony uchodźców. A będzie więcej. Prawdopodobnie dużo więcej. Pierwszy, praktycznie ogólnonarodowy, entuzjazm w pomocy uciekającym przed wojną i pokazywaniu Putinowi gestu Kozakiewicza z przesłaniem typu „nie damy ci tych ludzi zabić ani upokorzyć”, opada. Do wielu osób zaczyna docierać, że to nie była sytuacja chwilowa, że ten zryw dobroci może ich osobiście coś kosztować, że gesty jedności zawsze kosztują. I tu pojawiają się różne medialne narracje: pierwsza, szczerze ohydna i cyniczna, retoryka pewnych polityków, którzy chcą przekuć ludzkie lęki na polityczny kapitał, ergo po prostu na sondażowe słupki. To, na co zasługują, to naprawdę totalny bojkot. Ale jest także druga, dobrze słyszalna reakcja – moralne zadęcie i oburzenie w stylu: Jak możecie? Co z was za chrześcijanie? Zwykłe chamy, co nie chcą się dzielić – do wyboru, do koloru, inwektywy, przytyki, napiętnowanie. Pełno tego w sieci. Zastanawiam się, czemu ma to służyć, poza wspięciem się na wyżyny swojej wyśrubowanej moralności, by powiedzieć: „dzięki Ci, Panie, że nie jestem jak tamci – ciemni, głupi, brzydcy, źli”? Jedno jest dla mnie pewne, nie przysłuży się taki przekaz uchodźcom, szukającym na naszej ziemi bezpieczeństwa. Czy zgadzam się z tokiem myślenia osób niechcących dalszego napływu uchodźców lub przyznawania im ulg i społecznych praw? Nie, do gruntu się z nimi nie zgadzam, ale siedząc w ciepłym, suchym pokoju, mając pracę i pełny żołądek, nie będę oceniać matki kilkorga dzieci; osoby, która niedawno została zwolniona lub kogoś, kto z głębokim trudem przeżywa od pierwszego do pierwszego, ani tym bardziej serwować im stygmatyzujących razów. Po pierwsze dlatego, że nie jestem w ich skórze i nie wiem, jak bym się wtedy zachowała. Po drugie, bo jak kochać to wszystkich, a nie jedne grupy mniej, bo mi się ich poglądy nie podobają. Po trzecie, bo to najzwyczajniej w świecie kontrskuteczne. Jeśli ktoś już teraz boi się skutków napływu uchodźców, to po mojej tyradzie na pewno nie będzie bał się mniej, ale dojdzie do tego jeszcze agresja wynikająca z poczucia odrzucenia i braku zrozumienia. I ta agresja oraz lęki nie uderzą we mnie, uderzą w ukraińską rodzinę, która zamieszka w klatce obok niego. Nie chodzi oczywiście o to, żeby antyuchodźczej retoryce przytakiwać, chodzi o argumenty zamiast stygmatyzacji i danie poczucia wysłuchania zamiast wykluczenia. Chodzi o próby budowania wspólnoty, w pełnej świadomości tego, że wszyscy idziemy jakimś nieprzetartym szlakiem, nie mamy na wszystko gotowych odpowiedzi, że może być nam trudniej, biedniej, ale że nie jesteśmy naszymi, choćby najpodlejszymi, myślami, nie jesteśmy naszymi emocjami, nie jesteśmy naszymi lękami. „My” stoimy ponad tym wszystkim i im jesteśmy dojrzalsi, tym sprawniej spośród tych wszystkich myśli wybieramy takie, za jakimi naprawdę chcemy pójść. A że czasem upadniemy? Nasz upadek to też nie my, to po prostu nieudana próba. Czy nasze starania zmiany spojrzenia osób niechętnych uchodźcom osiągną skutek? Nie wiem. Pewnie jak zawsze, wobec kogoś tak, wobec kogoś nie, ale przynajmniej nikomu nie zaszkodzą.

Druga rzecz to utrzymująca się w przestrzeni publicznej głośna debata o reakcji Watykanu na inwazję Rosjan na Ukrainę. Albo raczej o braku należytej reakcji, czyli wskazania winnego. Dużo o tym myślałam, bo serio, też mnie ta sprawa ogromnie dotyka. Zupełnie po ludzku i emocjonalnie odczuwam jakiś wewnętrzny bunt, że jak to? Że trzeba zbrodniarzy nazwać zbrodniarzami, że to się ofiarom zwyczajnie należy, ale że też należy się sprawcom, by mieli szansę się nawrócić. Tylko że uważam, iż w takich sytuacjach warto trochę zdystansować się od emocji i ochłonąć, a najważniejsze to rozeznać, z jaką sytuacją mam do czynienia – czy z „non possumus”, czy raczej z „rozważała to wszystko w swoim sercu”, „to”, czyli wszystko, czego nie rozumiała? Moim zdaniem tu zastosowanie ma reakcja numer dwa, ponieważ po pierwsze, nie znam wszystkich wypadkowych, nie wiem, co wywołuje taki stan rzeczy, a z doświadczenia podejrzewam, że najprawdopodobniej jest to troska o coś lub kogoś. Czy słuszna? Nie mam pojęcia, choć w mojej, z konieczności niepełnej, ocenie sytuacja jest kontrowersyjna. Po drugie, biorę pod uwagę, że moje serce może być ślepe – było już wiele razy. Po trzecie, staram się zakładać dobrą wolę, to naprawdę pomaga żyć. Może tak naprawdę tyle obecnie mojej miłości, co w tym kredycie zaufania do papieża. I oczywiście nikt nie każe nam milczeć, przecież nawet w tym miejscu się swoimi dylematami i bólem dzielę. Bardziej chodzi o to, by dopuszczać czyjąś większą wiedzę oraz dobro w sercu. Ale także, by wierzyć, że ostatecznie Bóg ma ostatnie słowo i na pewno ofiary nie zostaną w deficycie.

I wreszcie rzecz ostatnia, taka, która naprawdę mnie wkurzyła. Tą sytuacją jest Władimir Putin cytujący na politycznym wiecu słowa Jezusa dla usprawiedliwienia zbrodni wojennych. To jest zdecydowanie sytuacja „non possumus”. O ile w obecnym świecie stosunkowo często jest to słowo nadużywane, o tyle tym razem to profanacja czysta niczym kryształ. Czysta, bo bez domieszki czegokolwiek innego. Po prostu wykorzystanie słów Bożej miłości dla własnej paskudnej ideologii, której pokłosiem jest krzywdzenie ludzi. To zresztą nie byle jakie słowa Jezusa, to samo centrum Chrystusowej nauki: „Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich” (J 15, 13). Przyznam się do czegoś. Czytając ostatnio co nieco na temat portretu psychologicznego Putina i historii jego życia, nosiłam w sobie jakiś cichy lament, że są ludzie, którym po ludzku nie da się pomóc. Mimo gniewu, było mi z jego powodu smutno. Tym razem jednak naprawdę straciłam równowagę, bo odsłoniły się tu jakieś niewytłumaczalne otchłanie nieprawości drzemiące przecież w nas wszystkich. Nie ja będę sądzić Putina z jego życia. Na szczęście. Za to gdzieś w sercu poza bólem tej sytuacji otarłam się o coś w rodzaju misterium tremedum, o jakąś wstrzymującą oddech grozę rzucenia wszechmocnemu Bogu Jego miłością w twarz. Najpierw zareagowałam impulsywnie,  nie będę cytować, potem powoli, powoli zaczęło do mnie docierać, jak wiele ów człowiek potrzebuje naszej modlitwy. Jeśli ktoś poczuje się zaproszony, by pomodlić się o nawrócenie Putina, to taka prośba u Boga na pewno się nie zmarnuje.

Wiem, że walkę o miłość i pokój na świecie warto zaczynać od siebie. Jednak kiedy patrzę na bezmiar małości własnych zasobów w tym zakresie, to czasem chowam głowę w rękach. Ale to wszystko ślepy zaułek, dlatego że nie z nas pochodzi ta moc. W glinianym naczyniu nosimy ów skarb, światło, sól, w glinianym i mocno popękanym. Jednak kiedy pozwolimy Bogu wlewać w nas Jego życie i nie zrażać się własnymi upadkami, ucieczkami oraz chowaniem w krzaki, to miłość będzie się pomnażać. I pomnażać. I pomnażać. I lęki, małości, nieumiejętności, brak pełnej wiedzy ani żadne otchłanie nieprawości nie będą miały nad nią władzy. Tylko nie rezygnujmy z Niego, bo „Pan Bóg – moja siła, uczyni nogi moje podobne jelenim, wprowadzi mnie na wyżyny” (Ha 3, 19).


 

POLECANE
85 lat temu Witold Pilecki pozwolił się Niemcom aresztować żeby trafić do Auschwitz gorące
85 lat temu Witold Pilecki pozwolił się Niemcom aresztować żeby trafić do Auschwitz

19 września 1940 r. Witold Pilecki, jako współzałożyciel i konspirator Tajnej Armii Polskiej, pozwolił się Niemcom aresztować, aby trafić do KL Auschwitz. Stało się to w mieszkaniu jego kuzynki – Eleonory Ostrowskiej, na warszawskim Żoliborzu przy alei Wojska Polskiego 40 m. 7 (dziś na budynku jest tablica, a nieopodal pomnik Pileckiego).

Nie żyje szef sztabu jednostki dronów z Mirosławca. Jest komunikat MON z ostatniej chwili
Nie żyje szef sztabu jednostki dronów z Mirosławca. Jest komunikat MON

We środę 12. Baza Bezzałogowych Statków Powietrznych w Mirosławcu poinformowała o śmierci podpułkownika Konrada Banasia. Teraz Ministerstwo Obrony Narodowej wydało komunikat.

Ważny komunikat dla klientów PKO BP z ostatniej chwili
Ważny komunikat dla klientów PKO BP

PKO BP zapowiedział przerwę techniczną w niedzielę 21 września. Czasowo niedostępne będą bankowość internetowa i mobilna, natomiast karty płatnicze oraz bankomaty będą działały bez zmian.

Zełenski zabrał głos po naruszeniu przestrzeni powietrznej Estonii z ostatniej chwili
Zełenski zabrał głos po naruszeniu przestrzeni powietrznej Estonii

To nie wypadki, to systematyczna rosyjska kampania wymierzona w Europę, NATO i Zachód - napisał na X prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski, odnosząc się do trzech rosyjskich myśliwców, które w piątek wtargnęły w przestrzeń powietrzną Estonii.

Kabaret Hrabi wydał komunikat. Grupa ogłosiła plany na najbliższe miesiące Wiadomości
Kabaret Hrabi wydał komunikat. Grupa ogłosiła plany na najbliższe miesiące

Po śmierci Joanny Kołaczkowskiej, która przez długi czas zmagała się z nowotworem mózgu, fani kabaretu Hrabi zastanawiali się nad przyszłością grupy. Teraz zespół poinformował o swoich planach: jeszcze tej jesieni artyści wystąpią razem na scenie, a w 2026 roku przygotowany zostanie nowy program. Na facebooku grupy pojawił się oficjalny komunikat.

Tȟašúŋke Witkó: Niemieccy zbawcy tylko u nas
Tȟašúŋke Witkó: Niemieccy "zbawcy"

Zgodnie ze starą zasadą głoszącą, że „sukces ma wielu ojców, a porażka jest sierotą”, czołowi politycy z Berlina pobiegli do wszystkich możliwych tytułów prasowych, stacji telewizyjnych i rozgłośni radiowych, aby obwieścić całemu światu, iż to właśnie Niemcy ratują dziś Europę przed agresją Moskwy!

Martwię się. Nowe doniesienia o księżnej Kate Wiadomości
"Martwię się". Nowe doniesienia o księżnej Kate

Donald Trump i Melania Trump odwiedzili Wielką Brytanię podczas oficjalnej wizyty, a brytyjska rodzina królewska powitała ich w ogrodach zamku Windsor. Spotkanie przyciągnęło uwagę mediów na całym świecie. Niektórych obserwatorów zaniepokoił również wygląd księżnej Kate, która zmaga się z chorobą nowotworową.

Pilny komunikat - rosyjskie myśliwce nad polską platformą Petrobalticu na Bałtyku z ostatniej chwili
Pilny komunikat - rosyjskie myśliwce nad polską platformą Petrobalticu na Bałtyku

Straż Graniczna podała pilny komunikat o rosyjskich myśliwcach nad platformą Petrobalticu.

UE zapowiada wspólną odpowiedź na działania Rosji Wiadomości
UE zapowiada wspólną odpowiedź na działania Rosji

Szef Rady Europejskiej Antonio Costa zapowiedział w piątek, że na szczycie 1 października w Kopenhadze przedstawiona zostanie „wspólna odpowiedź” UE na działania Rosji. Jak dodał, naruszenie estońskiej przestrzeni powietrznej pokazuje po raz kolejny pilną potrzebę wzmocnienia wschodniej flanki Unii.

Rosyjskie myśliwce naruszyły przestrzeń powietrzną Estonii z ostatniej chwili
Rosyjskie myśliwce naruszyły przestrzeń powietrzną Estonii

Trzy rosyjskie myśliwce MiG-31 wleciały w piątek rano w przestrzeń powietrzną Estonii w pobliżu wyspy Vaindloo na Zatoce Fińskiej i pozostawały tam przez około 12 minut; wezwaliśmy do MSZ charge d'affaires Rosji, wręczono mu notę protestacyjną - poinformował resort dyplomacji w Tallinie.

REKLAMA

[Tylko u nas] Aleksandra Jakubiak: Naprawdę mnie to irytuje

„Oto Ja was posyłam jak owce między wilki. Bądźcie więc roztropni jak węże, a nieskazitelni jak gołębie!” (Mt 10, 16)
 [Tylko u nas] Aleksandra Jakubiak: Naprawdę mnie to irytuje
/ pixabay.com/TheDigitalArts

Życie społeczne toczy się ostatnio bardzo wartko i jak to zwykle bywa – kiedy jest dużo spraw, znacznie więcej pojawia się zdań, opinii, lęków etc. Nie wchodzę w kwestie czysto polityczne, choć kiedy patrzy się na permanentne ludobójstwo bezbronnych za naszą wschodnią granicą i jednocześnie na reakcje politycznych elit wolnego świata, to naprawdę trudno się nie frustrować, nie podłamywać, nie płakać. W skrócie można to skomentować cytatem z bajki Ignacego Krasickiego: „wśród serdecznych przyjaciół psy zająca zjadły”. Ta sytuacja trwa już jednak kilka tygodni, trudno do niej przywyknąć, ale przestaje już zadziwiać. To, co w ostatnim tygodniu naprawdę mnie zirytowało, to narracje odwołujące się do spraw moralności i wiary. Jedna z nich drażni, inna smuci, a jeszcze inna – by powiedzieć bardzo delikatnie – wprost mnie zagotowała.

Mamy już ponad dwa miliony uchodźców. A będzie więcej. Prawdopodobnie dużo więcej. Pierwszy, praktycznie ogólnonarodowy, entuzjazm w pomocy uciekającym przed wojną i pokazywaniu Putinowi gestu Kozakiewicza z przesłaniem typu „nie damy ci tych ludzi zabić ani upokorzyć”, opada. Do wielu osób zaczyna docierać, że to nie była sytuacja chwilowa, że ten zryw dobroci może ich osobiście coś kosztować, że gesty jedności zawsze kosztują. I tu pojawiają się różne medialne narracje: pierwsza, szczerze ohydna i cyniczna, retoryka pewnych polityków, którzy chcą przekuć ludzkie lęki na polityczny kapitał, ergo po prostu na sondażowe słupki. To, na co zasługują, to naprawdę totalny bojkot. Ale jest także druga, dobrze słyszalna reakcja – moralne zadęcie i oburzenie w stylu: Jak możecie? Co z was za chrześcijanie? Zwykłe chamy, co nie chcą się dzielić – do wyboru, do koloru, inwektywy, przytyki, napiętnowanie. Pełno tego w sieci. Zastanawiam się, czemu ma to służyć, poza wspięciem się na wyżyny swojej wyśrubowanej moralności, by powiedzieć: „dzięki Ci, Panie, że nie jestem jak tamci – ciemni, głupi, brzydcy, źli”? Jedno jest dla mnie pewne, nie przysłuży się taki przekaz uchodźcom, szukającym na naszej ziemi bezpieczeństwa. Czy zgadzam się z tokiem myślenia osób niechcących dalszego napływu uchodźców lub przyznawania im ulg i społecznych praw? Nie, do gruntu się z nimi nie zgadzam, ale siedząc w ciepłym, suchym pokoju, mając pracę i pełny żołądek, nie będę oceniać matki kilkorga dzieci; osoby, która niedawno została zwolniona lub kogoś, kto z głębokim trudem przeżywa od pierwszego do pierwszego, ani tym bardziej serwować im stygmatyzujących razów. Po pierwsze dlatego, że nie jestem w ich skórze i nie wiem, jak bym się wtedy zachowała. Po drugie, bo jak kochać to wszystkich, a nie jedne grupy mniej, bo mi się ich poglądy nie podobają. Po trzecie, bo to najzwyczajniej w świecie kontrskuteczne. Jeśli ktoś już teraz boi się skutków napływu uchodźców, to po mojej tyradzie na pewno nie będzie bał się mniej, ale dojdzie do tego jeszcze agresja wynikająca z poczucia odrzucenia i braku zrozumienia. I ta agresja oraz lęki nie uderzą we mnie, uderzą w ukraińską rodzinę, która zamieszka w klatce obok niego. Nie chodzi oczywiście o to, żeby antyuchodźczej retoryce przytakiwać, chodzi o argumenty zamiast stygmatyzacji i danie poczucia wysłuchania zamiast wykluczenia. Chodzi o próby budowania wspólnoty, w pełnej świadomości tego, że wszyscy idziemy jakimś nieprzetartym szlakiem, nie mamy na wszystko gotowych odpowiedzi, że może być nam trudniej, biedniej, ale że nie jesteśmy naszymi, choćby najpodlejszymi, myślami, nie jesteśmy naszymi emocjami, nie jesteśmy naszymi lękami. „My” stoimy ponad tym wszystkim i im jesteśmy dojrzalsi, tym sprawniej spośród tych wszystkich myśli wybieramy takie, za jakimi naprawdę chcemy pójść. A że czasem upadniemy? Nasz upadek to też nie my, to po prostu nieudana próba. Czy nasze starania zmiany spojrzenia osób niechętnych uchodźcom osiągną skutek? Nie wiem. Pewnie jak zawsze, wobec kogoś tak, wobec kogoś nie, ale przynajmniej nikomu nie zaszkodzą.

Druga rzecz to utrzymująca się w przestrzeni publicznej głośna debata o reakcji Watykanu na inwazję Rosjan na Ukrainę. Albo raczej o braku należytej reakcji, czyli wskazania winnego. Dużo o tym myślałam, bo serio, też mnie ta sprawa ogromnie dotyka. Zupełnie po ludzku i emocjonalnie odczuwam jakiś wewnętrzny bunt, że jak to? Że trzeba zbrodniarzy nazwać zbrodniarzami, że to się ofiarom zwyczajnie należy, ale że też należy się sprawcom, by mieli szansę się nawrócić. Tylko że uważam, iż w takich sytuacjach warto trochę zdystansować się od emocji i ochłonąć, a najważniejsze to rozeznać, z jaką sytuacją mam do czynienia – czy z „non possumus”, czy raczej z „rozważała to wszystko w swoim sercu”, „to”, czyli wszystko, czego nie rozumiała? Moim zdaniem tu zastosowanie ma reakcja numer dwa, ponieważ po pierwsze, nie znam wszystkich wypadkowych, nie wiem, co wywołuje taki stan rzeczy, a z doświadczenia podejrzewam, że najprawdopodobniej jest to troska o coś lub kogoś. Czy słuszna? Nie mam pojęcia, choć w mojej, z konieczności niepełnej, ocenie sytuacja jest kontrowersyjna. Po drugie, biorę pod uwagę, że moje serce może być ślepe – było już wiele razy. Po trzecie, staram się zakładać dobrą wolę, to naprawdę pomaga żyć. Może tak naprawdę tyle obecnie mojej miłości, co w tym kredycie zaufania do papieża. I oczywiście nikt nie każe nam milczeć, przecież nawet w tym miejscu się swoimi dylematami i bólem dzielę. Bardziej chodzi o to, by dopuszczać czyjąś większą wiedzę oraz dobro w sercu. Ale także, by wierzyć, że ostatecznie Bóg ma ostatnie słowo i na pewno ofiary nie zostaną w deficycie.

I wreszcie rzecz ostatnia, taka, która naprawdę mnie wkurzyła. Tą sytuacją jest Władimir Putin cytujący na politycznym wiecu słowa Jezusa dla usprawiedliwienia zbrodni wojennych. To jest zdecydowanie sytuacja „non possumus”. O ile w obecnym świecie stosunkowo często jest to słowo nadużywane, o tyle tym razem to profanacja czysta niczym kryształ. Czysta, bo bez domieszki czegokolwiek innego. Po prostu wykorzystanie słów Bożej miłości dla własnej paskudnej ideologii, której pokłosiem jest krzywdzenie ludzi. To zresztą nie byle jakie słowa Jezusa, to samo centrum Chrystusowej nauki: „Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich” (J 15, 13). Przyznam się do czegoś. Czytając ostatnio co nieco na temat portretu psychologicznego Putina i historii jego życia, nosiłam w sobie jakiś cichy lament, że są ludzie, którym po ludzku nie da się pomóc. Mimo gniewu, było mi z jego powodu smutno. Tym razem jednak naprawdę straciłam równowagę, bo odsłoniły się tu jakieś niewytłumaczalne otchłanie nieprawości drzemiące przecież w nas wszystkich. Nie ja będę sądzić Putina z jego życia. Na szczęście. Za to gdzieś w sercu poza bólem tej sytuacji otarłam się o coś w rodzaju misterium tremedum, o jakąś wstrzymującą oddech grozę rzucenia wszechmocnemu Bogu Jego miłością w twarz. Najpierw zareagowałam impulsywnie,  nie będę cytować, potem powoli, powoli zaczęło do mnie docierać, jak wiele ów człowiek potrzebuje naszej modlitwy. Jeśli ktoś poczuje się zaproszony, by pomodlić się o nawrócenie Putina, to taka prośba u Boga na pewno się nie zmarnuje.

Wiem, że walkę o miłość i pokój na świecie warto zaczynać od siebie. Jednak kiedy patrzę na bezmiar małości własnych zasobów w tym zakresie, to czasem chowam głowę w rękach. Ale to wszystko ślepy zaułek, dlatego że nie z nas pochodzi ta moc. W glinianym naczyniu nosimy ów skarb, światło, sól, w glinianym i mocno popękanym. Jednak kiedy pozwolimy Bogu wlewać w nas Jego życie i nie zrażać się własnymi upadkami, ucieczkami oraz chowaniem w krzaki, to miłość będzie się pomnażać. I pomnażać. I pomnażać. I lęki, małości, nieumiejętności, brak pełnej wiedzy ani żadne otchłanie nieprawości nie będą miały nad nią władzy. Tylko nie rezygnujmy z Niego, bo „Pan Bóg – moja siła, uczyni nogi moje podobne jelenim, wprowadzi mnie na wyżyny” (Ha 3, 19).



 

Polecane
Emerytury
Stażowe