„Rosjanie mogliby próbować zająć Charków”. Materniak o kształcie potencjalnej wojny

Na pytanie redaktora „Czy Rosja zaatakuje Ukrainę”, redaktor naczelny portalu odpowiedział: „Moim zdaniem zmasowany atak jest bardzo mało prawdopodobny”.
Materniak wskazał, że jednostki, jakie Rosja gromadzi w w Zachodnim Okręgu Wojskowym i na Białorusi, to wojska pancerne oraz zmechanizowane, ale pozbawione najnowocześniejszego sprzętu.
Charków – cel o wymiarze symbolicznym
– Taki potencjał z powodzeniem mógłby posłużyć do stworzenia kilkudziesięciu batalionowych grup taktycznych, ale niekoniecznie jest on wystarczający do prowadzenia działań ofensywnych o masowej skali na terytorium innego państwa. Daleko bardziej realna jest operacja na mniejszą skalę. Rosjanie mogliby na przykład próbować zająć Charków – duże miasto i ważny ośrodek przemysłowy, gdzie znajdują się na przykład zakłady zbrojeniowe im. Małyszewa, produkujące czołgi. W latach 20. ubiegłego wieku Charków był stolicą sowieckiej Ukrainy. Zdobycie miasta Kreml mógłby wykorzystać propagandowo, jako symboliczny gest na drodze do odrodzenia dawnego imperium – wyjaśnia Materniak.
Gość „Polski Zbrojnej” ocenia za nierealne również inne scenariusze rosyjskiej inwazji: desant na Morzu Azowskim uważa za zbyt ryzykowny o tej porze roku, lądowe uderzenie na Mariupol ma być dla strony rosyjskiej nieopłacalne ze względu na silne umocnienia w tej części Ukrainy, a siły Rosji stacjonujące w Naddniestrzu uważa za niewystarczające do zaatakowania Ukrainy.
Rosyjskie cyberataki
– Jednak Rosja może sięgnąć po jeszcze inne narzędzia, choćby cyberatak na ukraińską infrastrukturę krytyczną. Takie próby Rosjanie już podejmowali, i to z powodzeniem. W 2015 i 2016 roku udało im się na pewien czas pozbawić prądu część Ukrainy. Nie wykluczałbym też, że Rosjanie rzucą do walki dziesiątki grup dywersyjno-rozpoznawczych, które będą operować nawet daleko w głębi ukraińskiego terytorium. Trudno będzie przy tym udowodnić, że za takimi działaniami bezpośrednio stoi Kreml. Rosja od 2014 roku niezmiennie zaprzecza obecności swoich żołnierzy w Donbasie – a to dla Władimira Putina niewątpliwa korzyść – Materniak podaje zupełnie inny wariant rozwoju sytuacji
O co gra Putin?
– Rosjanie powtarzają, że boją się wstąpienia Ukrainy do NATO i rozmieszczenia na jej terytorium rakiet, które mogłyby zagrozić Moskwie oraz innym ważnym ośrodkom. Wcześniej starali się wciągać Ukrainę w orbitę swoich wpływów za pomocą działań politycznych i gospodarczych. Wystarczy wspomnieć czasy rządów prezydenta Janukowycza. To się nie udało, więc sięgnęli po środki hybrydowe, w tym militarne. Po Krymie i Donbasie mamy kolejną odsłonę tej rozpisanej na wiele lat strategii – przedstawia rosyjskie motywacje Materniak.
Dalej ocenia obecne działania Kremla jako zastosowanie starej strategii ZSRR, polegającej na stawianiu przez stronę rosyjską wygórowanych żądań, by następnie „w ramach ustępstw i rzekomych gestów dobrej woli zejść na niższy, ale i tak akceptowalny dla niej poziom”. Mówi, że z racji zbliżających się wyborów na Ukrainie Rosja może próbować zdestabilizować ten kraj, by wynieść do władzy polityków sobie przychylnych albo przynajmniej skłonnych do ustępstw.