Kłótnia w Hiszpanii. Lewica domaga się od Kościoła tysiąca nieruchomości, tymczasem okazuje się, że...
24 stycznia br. premier Pedro Sánchez spotkał się w siedzibie episkopatu z jej przewodniczącym kard. Juanem José Omellą. Wśród poruszonych tematów znalazła się m. in. lista nieruchomości, które jakoby Kościół bezpodstawnie zarejestrował jako swoją własność (w latach 1998-2015). Lista została przygotowana przez hiszpańską lewicę i przedstawiona w parlamencie (luty 2021).
- Spośród prawie 35 000 nieruchomości, które pojawiają się na liście, przejrzeliśmy je dokładnie wszystkie, jedną po drugiej, podzieliliśmy je według diecezji i odkryliśmy, że w prawie 2500 przypadków miały miejsce błędy - mówi bp Argüello.
Na tej liście nieruchomości, „która w chwili upublicznienia wydawała się nieco skandaliczna, zobaczyliśmy błędy, na które zwróciliśmy uwagę. Zostały one spokojnie przyjęte przez rządowych ekspertów, którzy uznali, że Kościół w procesie rejestracji postępował zgodnie z obowiązującym prawodawstwem”. Ponadto „we wspólnym tekście, przygotowanym przez ekspertów rządu i episkopatu Hiszpanii, nie ma żadnej wzmianki o zwrocie ”, podkreśla rzecznik episkopatu.
Wśród błędów są np. „nieruchomości, które znajdują się pod zalewami, aktywa należące do innych podmiotów religijnych, a nawet duplikaty. Błędy, które pragniemy poprawić, ponieważ chcemy, aby to, co jest w rejestrze, było naprawdę naszą własnością” - dodaje ks. Carlos López, dyrektor biura informacji Episkopatu Hiszpanii.
Co zaskakujące, większość nagłówków prasowych, nawet na stronach, które powinny znać temat, mówiła, że Kościół w Hiszpanii musi zwrócić około tysiąca nieruchomości. Jak zauważył biskup Munilla, jest to medialna manipulacja: „Manipulacja medialna! Nie chodzi o to, że państwo odkryło, iż Kościół nieprawidłowo zarejestrował tysiąc nieruchomości. To raczej Kościół wyjaśnił państwu istniejące błędy w wykazie nieruchomości przedstawionym przez rząd Kongresowi Deputowanych” - napisał bp Munilla na Twiterze.