[Tylko u nas] Prof. David Engels: Cyniczna gra "polexitem", czyli "Polska zagraża Unii Europejskiej"

Pomimo że polski Trybunał Konstytucyjny zakwestionował jedynie możliwość ingerowania TSUE w kształt polskiej konstytucji w tych w obszarach, w których UE nie ma kompetencji wynikających z traktatu – do czego w ostatnich latach swoje poważne zastrzeżenia wyraziło również wiele innych europejskich trybunałów konstytucyjnych, w tym niemiecki – decyzja ta bywa przedstawiana w zachodnich mediach jako „odrzucenie przez Polskę wartości europejskich”, a nawet jako jednostronne wypowiedzenie członkostwa w UE
 [Tylko u nas] Prof. David Engels: Cyniczna gra
/ Pixabay.com

W tygodniku „der Spiegel” Markus Becker napisał na przykład tak: „Bruksela musi teraz zareagować bardzo stanowczo, używając wszelkich środków, jakimi dysponuje –  gdyż chodzi tu o nic innego, jak o samo istnienie Unii Europejskiej. Oznacza to, że Polskę należy pozbawić każdego centa z pieniędzy unijnych, jakie tylko da się odebrać”. Basuje mu Markus Preiss w głównym wydaniu wiadomości stacji ARD twierdząc iż „Komisja Europejska, ale także Niemcy jako najpotężniejszy kraj wspólnoty, przyglądają się sprawie już stanowczo zbyt długo”. Innymi słowy, Polska zagraża „istnieniu UE”, a Niemcy, jako ten „najpotężniejszy kraj” na kontynencie, muszą wreszcie porzucić swoją legendarną cierpliwość i „przystąpić wszelkimi sposobami do kontrataku” dusząc finansowo swoich wschodnich sąsiadów – czyż nie brzmi to jak mało adekwatna w stosunku do rzeczywistości histeria, ba, jak przeraźliwy zgrzyt w kontekście wcale nie tak dawnej historii?

Traktując sprawę jedynie powierzchownie, chodzi tu jakoby o zarzut, iż Polska swoją reformą sądownictwa łamie traktaty europejskie, wykorzystując Europę li tylko jako „kartę dań”,  lekceważąc przy tym ogólne „zasady gry” i czepiąc jednocześnie pełnymi garściami z „pieniędzy zachodnioeuropejskiego podatnika”. A zatem, za to swoje naruszenie traktatów unijnych  musi zostać pociągnięta do odpowiedzialności. Jest to błędne na kilku poziomach.

Po pierwsze, owe reguły gry zostały już w ostatnich latach zniekształcone nie do poznania poprzez bezprecedensowe rozszerzenie politycznego znaczenia pojęcia „wartości europejskich”, a takie terminy jak „wolność”, „równość , „ochrona mniejszości” czy „rządy prawa” Komisja Europejska, Parlament i TSUE definiują w sposób tak szeroki i tak ideologicznie lewicowy, że da się z tego wyprowadzić carte blanche dla niemal każdej ustawodawczej ingerencji w prawa krajowe – i to bez możliwości odwołania się. Innymi słowy pod pretekstem rzekomego „trójpodziału władzy” ten na wskroś upolityczniony europejski sąd wymyka się wszelkiej możliwości sprzeciwu ze strony innych instancji. W ten sposób litera traktatów została co prawda zachowana, ale zmienił się zasadniczo ich duch, stając się de facto swoim własnym przeciwieństwem: legalność nie jest bowiem automatycznie równoznaczna z legitymacją, czego dowiodły jakże tragicznie reżimy autorytarne XX wieku.

Po drugie, jak już to zostało dostatecznie omówione  w literaturze przedmiotu, tzw. reforma sądownictwa w Polsce stanowiła nie tylko reakcję obecnego rządu na bezprawne i wyprzedzające powołanie kilku sędziów Trybunału Konstytucyjnego przez ustępujący rząd Donalda Tuska, lecz wyrosła także z konieczności zajęcia się wreszcie spuścizną personalną z czasów PRL, gdyż wywodzący się z tamtych czasów system klientelistyczny w polskim sądownictwie nigdy nie został poddany żadnej rzeczywistej lustracji i stoi do dziś  całkowicie po stronie lewicowych partii liberalnych. A to, że demokratyzacja polskiego systemu prawnego przez włączenie do sprawy parlamentu nie uczyniło nic innego, jak tylko stworzyła warunki dla konstytucyjnych rozwiązań odpowiadających w pełni regulacjom stosowanym w większości krajów europejskich i w żaden sposób nie zagrażających „niezawisłości” sądownictwa (a w każdym razie nie  bardziej niż ma to obecnie miejsce choćby w  Niemczech) również zostało wielokrotnie  w sposób dobitny wykazane, nawet jeśli nie dotarło to do percepcji zachodnioeuropejskich mediów. Albowiem prawdziwym problemem nie była nigdy sama reforma wymiaru sprawiedliwości, lecz jej konsekwencje w postaci wzmocnienia elementu konserwatywnego w polskim sądownictwie, a tym samym wsparcie dla tak znienawidzonego na Zachodzie chrześcijańskiego profilu polityki wewnętrznej polskiego rządu.

Po trzecie, błędnym w sensie moralnym i obiektywnym jest także argument, iż Polska jakoby zobowiązana jest do pełnego posłuszeństwa, ponieważ otrzymuje pomoc finansową ze strony Unii Europejskiej. Moralnym, gdyż żaden Hiszpan ani Szkot nie przyjąłby do wiadomości, że Andaluzja czy północno-zachodni Highlands miałyby mieć mniej do powiedzenia niż inne regiony tylko dlatego, że z powodu swojej słabości strukturalnej generują mniej pieniędzy niż je otrzymują. Dlaczego więc miałoby być inaczej w przypadku Polski? Obiektywnym, gdyż udowodniono już niezbicie (tak jak zresztą mutatis mutandis także w przypadku byłej NRD), że fundusze te nie są bezinteresownymi podarkami świadczonymi przez altruistyczny Zachód,  lecz stanowią rekompensatę za otwarcie Polski na europejski rynek wewnętrzny, gdzie zachodnioeuropejskie produkty swoimi cenami dumpingowymi  wciąż dławią w zarodku wszelką wschodnioeuropejską konkurencję, zaś kapitał zachodnioeuropejski korzysta z taniego i wysoko wykwalifikowanego polskiego rynku pracy. Co więcej, nawet duże projekty infrastrukturalne finansowane przez UE są w większości przejmowane przez firmy zachodnioeuropejskie, umożliwiając i ułatwiając transport zachodnioeuropejskich dóbr. A rezultatem nie jest bynajmniej pojmowana na sposób chrześcijański dobroczynność, lecz w najlepszym razie wykalkulowana na chłodno sytuacja win-win.

Wyjaśnia to również, dlaczego ów tak chętnie wywoływany w zachodnioeuropejskich mediach duch rzekomego „polexitu”, stanowi bądź to naiwne, bądź  złośliwe wypaczenie rzeczywistej sytuacji ekonomicznej i politycznej. Bowiem z uwagi na bliskie związki gospodarcze z Zachodem oraz powszechny entuzjazm dla integracji europejskiej w polskim społeczeństwie, nie ma w tym kraju, zwłaszcza na szczeblu rządowym, najmniejszej nawet chęci wystąpienia z UE  –  a w rzeczy samej dotyczy to także Europy Zachodniej, zwłaszcza Niemiec, które na skutek "polexitu" utraciłyby swój wysoki eksportowo-inwestycyjno-produkcyjny standard i bynajmniej nie miałyby interesu w tym, aby na Odrze i Nysie powstawały komory celne. Przerwanie symbiozy między Wschodem a Zachodem ostatecznie uderzyłoby w Niemcy nie mniej niż w Polskę, gdyż „zaoszczędzone” sumy nie mogłyby być zainwestowane ot tak gdzie indziej w sposób bardziej opłacalny niż u najbliższego sąsiada, który stał się już piątym najważniejszym partnerem handlowym Niemiec.

Dlaczego więc nie tylko w Brukseli, ale także w Berlinie tak bezustannie i nieznużenie wywoływany jest ów upiór "polexitu" i dlaczego kraj ten jest dosłownie wypychany z UE przez bezprecedensową nagonkę ze strony mediów? Otóż odpowiedź jest raczej prosta: chodzi o coś w rodzaju pokera, którego celem jest „zmiana reżimu” w Polsce. Presja polityczna, medialna i finansowa powinna zadziałać jako skuteczne narzędzie nacisku, jako swoista śruba do miażdżenia kciuków (Daumenschraube) w celu ostatecznego zmuszenia znienawidzonego polskiego rządu do ustąpienia i tym samym do rezygnacji z konserwatywnej polityki wewnętrznej - lub też, poprzez stopniowe zastraszanie, skłonienie polskiego społeczeństwa do rozprawienia się w taki czy inny sposób ze swoim rządem i sprowokowanie przyspieszonych wyborów parlamentarnych. Były przewodniczący Rady Europejskiej Donald Tusk, który kilka miesięcy temu wrócił w tym celu do Warszawy, miałby być wówczas  ponownie  premierem Polski, a kraj przywrócony na kurs wynegocjowany w Berlinie i Paryżu.

Jedynym haczykiem w tej kalkulacji jest to, że owa śruba prędzej czy później wpędziłyby w spore kłopoty również Europę Zachodnią, zwłaszcza że to właśnie Europa Wschodnia jak dotąd wychodzi najlepiej z kryzysu covidowego i cechuje się wyjątkowymi wskaźnikami wzrostu, tworząc tym samym raj dla zachodnich inwestorów. Tym mocniej więc Bruksela  stawia na skoncentrowany atak ze strony mediów, tworząc kulisy zastraszania, których rzeczywistym adresatem jest polskie społeczeństwo, tak bardzo pragnące za wszelką cenę należeć do „Zachodu” po dziesięcioleciach sowieckiego panowania. Czy więc Warszawa ugnie się pod ową zmasowaną presją, zanim zda sobie sprawę, iż tak naprawdę ma na ręku nie gorsze karty niż jej adwersarze w Brukseli i Berlinie?


 

POLECANE
Meta zacznie wykorzystywać dane użytkowników do trenowania swojego modelu AI Wiadomości
Meta zacznie wykorzystywać dane użytkowników do trenowania swojego modelu AI

Właściciel Facebooka i Instagrama, od 27 maja będzie wykorzystywać posty dorosłych użytkowników w UE, aby rozwijać swój model AI. Meta pobierze dane, chyba że wyrazisz aktywny sprzeciw. – To zupełne odejście od dotychczas rozumianej ochrony danych – powiedziała PAP analityk ds. cyfrowych Aleksandra Wójtowicz.

Policja zatrzymała nietrzeźwego sternika. Rejs mógł zakończyć się katastrofą Wiadomości
Policja zatrzymała nietrzeźwego sternika. Rejs mógł zakończyć się katastrofą

Sezon żeglarski jeszcze się nie rozpoczął, a już doszło do bardzo niebezpiecznej sytuacji na mazurskich jeziorach. 67-letni kapitan statku pasażerskiego został zatrzymany przez policję po tym, jak okazało się, że ma ponad trzy promile alkoholu we krwi.

Tusk zabrał głos: Ostatnia przed świętami polityczna uwaga Wiadomości
Tusk zabrał głos: "Ostatnia przed świętami polityczna uwaga"

"Ostatnia przed świętami polityczna uwaga" – pisze w mediach społecznościowych premier Donald Tusk i odnosi się do nadchodzących wyborów prezydenckich.

Nie żyje portugalski piosenkarz. Miał 52 lata Wiadomości
Nie żyje portugalski piosenkarz. Miał 52 lata

Media obiegła informacja o śmierci portugalskiego piosenkarza. Miał 52 lata.

Tȟašúŋke Witkó: Nie straszmy ludzi wojną tylko u nas
Tȟašúŋke Witkó: Nie straszmy ludzi wojną

Pół wieku temu, dokładnie 30 kwietnia 1975 roku, padł Sajgon. Armia Republiki Wietnamu ugięła się pod naporem Vietcongu i, finalnie, miasto w swe ręce przejęli komuniści. Zapewne wszyscy z Państwa pamiętają ikoniczne zdjęcia amerykańskich śmigłowców ewakuujących personel z dachu budynku ambasady USA.

Kamiński oskarża senackich urzędników. Senat i Kidawa-Błońska reagują pilne
Kamiński oskarża senackich urzędników. Senat i Kidawa-Błońska reagują

Marszałek Senatu Małgorzata Kidawa-Błońska z KO zaprzeczyła zarzutom wicemarszałka Michała Kamińskiego o tym, że kierowcy służbowi mieli dostać polecenie "donoszenia" na niego i innych wicemarszałków. Zdaniem Kidawy-Błońskiej informacje o nieobecnościach i chorobach, były potrzebne do organizacji pracy kierowców.

Nie żyją Gene Hackman i jego żona. Są nowe ustalenia Wiadomości
Nie żyją Gene Hackman i jego żona. Są nowe ustalenia

Gene Hackman i jego żona, Betsy Arakawa, zostali znalezieni martwi w swoim domu w Santa Fe w stanie Nowy Meksyk 26 lutego. W posiadłości odkryto również martwego psa. W sprawie ujawniono najnowsze informacje.

Ludzie Kidawy-Błońskiej kazali donosić na senatorów? Szokujące słowa Kamińskiego gorące
Ludzie Kidawy-Błońskiej kazali donosić na senatorów? Szokujące słowa Kamińskiego

Wicemarszałek Senatu Michał Kamiński oskarża Senat o "ubeckie metody" i próbę zmuszania jego kierowcy do donoszenia na temat zdrowia wicemarszałka oraz jego życia prywatnego.

Legenda polskiej piłki ręcznej kończy karierę Wiadomości
Legenda polskiej piłki ręcznej kończy karierę

Po ponad dwóch dekadach gry Adam Malcher żegna się z zawodowym sportem. O zakończeniu kariery przez legendarnego bramkarza Gwardii Opole poinformował klub, który zaprasza kibiców na jego oficjalne pożegnanie podczas meczu z Industrią Kielce. Spotkanie odbędzie się 28 kwietnia o godzinie 18:00.

Brutalny napad na Śląsku. Trzech sprawców poszukiwanych Wiadomości
Brutalny napad na Śląsku. Trzech sprawców poszukiwanych

Katowicka prokuratura oskarżyła pięciu mężczyzn w sprawie napadu przed rokiem w gminie Czechowice-Dziedzice. Pod pozorem dostarczenia przesyłki sprawcy wtargnęli do jednego z domów. Używając młotka i łomu dotkliwie pobili właściciela, a następnie splądrowali nieruchomość.

REKLAMA

[Tylko u nas] Prof. David Engels: Cyniczna gra "polexitem", czyli "Polska zagraża Unii Europejskiej"

Pomimo że polski Trybunał Konstytucyjny zakwestionował jedynie możliwość ingerowania TSUE w kształt polskiej konstytucji w tych w obszarach, w których UE nie ma kompetencji wynikających z traktatu – do czego w ostatnich latach swoje poważne zastrzeżenia wyraziło również wiele innych europejskich trybunałów konstytucyjnych, w tym niemiecki – decyzja ta bywa przedstawiana w zachodnich mediach jako „odrzucenie przez Polskę wartości europejskich”, a nawet jako jednostronne wypowiedzenie członkostwa w UE
 [Tylko u nas] Prof. David Engels: Cyniczna gra
/ Pixabay.com

W tygodniku „der Spiegel” Markus Becker napisał na przykład tak: „Bruksela musi teraz zareagować bardzo stanowczo, używając wszelkich środków, jakimi dysponuje –  gdyż chodzi tu o nic innego, jak o samo istnienie Unii Europejskiej. Oznacza to, że Polskę należy pozbawić każdego centa z pieniędzy unijnych, jakie tylko da się odebrać”. Basuje mu Markus Preiss w głównym wydaniu wiadomości stacji ARD twierdząc iż „Komisja Europejska, ale także Niemcy jako najpotężniejszy kraj wspólnoty, przyglądają się sprawie już stanowczo zbyt długo”. Innymi słowy, Polska zagraża „istnieniu UE”, a Niemcy, jako ten „najpotężniejszy kraj” na kontynencie, muszą wreszcie porzucić swoją legendarną cierpliwość i „przystąpić wszelkimi sposobami do kontrataku” dusząc finansowo swoich wschodnich sąsiadów – czyż nie brzmi to jak mało adekwatna w stosunku do rzeczywistości histeria, ba, jak przeraźliwy zgrzyt w kontekście wcale nie tak dawnej historii?

Traktując sprawę jedynie powierzchownie, chodzi tu jakoby o zarzut, iż Polska swoją reformą sądownictwa łamie traktaty europejskie, wykorzystując Europę li tylko jako „kartę dań”,  lekceważąc przy tym ogólne „zasady gry” i czepiąc jednocześnie pełnymi garściami z „pieniędzy zachodnioeuropejskiego podatnika”. A zatem, za to swoje naruszenie traktatów unijnych  musi zostać pociągnięta do odpowiedzialności. Jest to błędne na kilku poziomach.

Po pierwsze, owe reguły gry zostały już w ostatnich latach zniekształcone nie do poznania poprzez bezprecedensowe rozszerzenie politycznego znaczenia pojęcia „wartości europejskich”, a takie terminy jak „wolność”, „równość , „ochrona mniejszości” czy „rządy prawa” Komisja Europejska, Parlament i TSUE definiują w sposób tak szeroki i tak ideologicznie lewicowy, że da się z tego wyprowadzić carte blanche dla niemal każdej ustawodawczej ingerencji w prawa krajowe – i to bez możliwości odwołania się. Innymi słowy pod pretekstem rzekomego „trójpodziału władzy” ten na wskroś upolityczniony europejski sąd wymyka się wszelkiej możliwości sprzeciwu ze strony innych instancji. W ten sposób litera traktatów została co prawda zachowana, ale zmienił się zasadniczo ich duch, stając się de facto swoim własnym przeciwieństwem: legalność nie jest bowiem automatycznie równoznaczna z legitymacją, czego dowiodły jakże tragicznie reżimy autorytarne XX wieku.

Po drugie, jak już to zostało dostatecznie omówione  w literaturze przedmiotu, tzw. reforma sądownictwa w Polsce stanowiła nie tylko reakcję obecnego rządu na bezprawne i wyprzedzające powołanie kilku sędziów Trybunału Konstytucyjnego przez ustępujący rząd Donalda Tuska, lecz wyrosła także z konieczności zajęcia się wreszcie spuścizną personalną z czasów PRL, gdyż wywodzący się z tamtych czasów system klientelistyczny w polskim sądownictwie nigdy nie został poddany żadnej rzeczywistej lustracji i stoi do dziś  całkowicie po stronie lewicowych partii liberalnych. A to, że demokratyzacja polskiego systemu prawnego przez włączenie do sprawy parlamentu nie uczyniło nic innego, jak tylko stworzyła warunki dla konstytucyjnych rozwiązań odpowiadających w pełni regulacjom stosowanym w większości krajów europejskich i w żaden sposób nie zagrażających „niezawisłości” sądownictwa (a w każdym razie nie  bardziej niż ma to obecnie miejsce choćby w  Niemczech) również zostało wielokrotnie  w sposób dobitny wykazane, nawet jeśli nie dotarło to do percepcji zachodnioeuropejskich mediów. Albowiem prawdziwym problemem nie była nigdy sama reforma wymiaru sprawiedliwości, lecz jej konsekwencje w postaci wzmocnienia elementu konserwatywnego w polskim sądownictwie, a tym samym wsparcie dla tak znienawidzonego na Zachodzie chrześcijańskiego profilu polityki wewnętrznej polskiego rządu.

Po trzecie, błędnym w sensie moralnym i obiektywnym jest także argument, iż Polska jakoby zobowiązana jest do pełnego posłuszeństwa, ponieważ otrzymuje pomoc finansową ze strony Unii Europejskiej. Moralnym, gdyż żaden Hiszpan ani Szkot nie przyjąłby do wiadomości, że Andaluzja czy północno-zachodni Highlands miałyby mieć mniej do powiedzenia niż inne regiony tylko dlatego, że z powodu swojej słabości strukturalnej generują mniej pieniędzy niż je otrzymują. Dlaczego więc miałoby być inaczej w przypadku Polski? Obiektywnym, gdyż udowodniono już niezbicie (tak jak zresztą mutatis mutandis także w przypadku byłej NRD), że fundusze te nie są bezinteresownymi podarkami świadczonymi przez altruistyczny Zachód,  lecz stanowią rekompensatę za otwarcie Polski na europejski rynek wewnętrzny, gdzie zachodnioeuropejskie produkty swoimi cenami dumpingowymi  wciąż dławią w zarodku wszelką wschodnioeuropejską konkurencję, zaś kapitał zachodnioeuropejski korzysta z taniego i wysoko wykwalifikowanego polskiego rynku pracy. Co więcej, nawet duże projekty infrastrukturalne finansowane przez UE są w większości przejmowane przez firmy zachodnioeuropejskie, umożliwiając i ułatwiając transport zachodnioeuropejskich dóbr. A rezultatem nie jest bynajmniej pojmowana na sposób chrześcijański dobroczynność, lecz w najlepszym razie wykalkulowana na chłodno sytuacja win-win.

Wyjaśnia to również, dlaczego ów tak chętnie wywoływany w zachodnioeuropejskich mediach duch rzekomego „polexitu”, stanowi bądź to naiwne, bądź  złośliwe wypaczenie rzeczywistej sytuacji ekonomicznej i politycznej. Bowiem z uwagi na bliskie związki gospodarcze z Zachodem oraz powszechny entuzjazm dla integracji europejskiej w polskim społeczeństwie, nie ma w tym kraju, zwłaszcza na szczeblu rządowym, najmniejszej nawet chęci wystąpienia z UE  –  a w rzeczy samej dotyczy to także Europy Zachodniej, zwłaszcza Niemiec, które na skutek "polexitu" utraciłyby swój wysoki eksportowo-inwestycyjno-produkcyjny standard i bynajmniej nie miałyby interesu w tym, aby na Odrze i Nysie powstawały komory celne. Przerwanie symbiozy między Wschodem a Zachodem ostatecznie uderzyłoby w Niemcy nie mniej niż w Polskę, gdyż „zaoszczędzone” sumy nie mogłyby być zainwestowane ot tak gdzie indziej w sposób bardziej opłacalny niż u najbliższego sąsiada, który stał się już piątym najważniejszym partnerem handlowym Niemiec.

Dlaczego więc nie tylko w Brukseli, ale także w Berlinie tak bezustannie i nieznużenie wywoływany jest ów upiór "polexitu" i dlaczego kraj ten jest dosłownie wypychany z UE przez bezprecedensową nagonkę ze strony mediów? Otóż odpowiedź jest raczej prosta: chodzi o coś w rodzaju pokera, którego celem jest „zmiana reżimu” w Polsce. Presja polityczna, medialna i finansowa powinna zadziałać jako skuteczne narzędzie nacisku, jako swoista śruba do miażdżenia kciuków (Daumenschraube) w celu ostatecznego zmuszenia znienawidzonego polskiego rządu do ustąpienia i tym samym do rezygnacji z konserwatywnej polityki wewnętrznej - lub też, poprzez stopniowe zastraszanie, skłonienie polskiego społeczeństwa do rozprawienia się w taki czy inny sposób ze swoim rządem i sprowokowanie przyspieszonych wyborów parlamentarnych. Były przewodniczący Rady Europejskiej Donald Tusk, który kilka miesięcy temu wrócił w tym celu do Warszawy, miałby być wówczas  ponownie  premierem Polski, a kraj przywrócony na kurs wynegocjowany w Berlinie i Paryżu.

Jedynym haczykiem w tej kalkulacji jest to, że owa śruba prędzej czy później wpędziłyby w spore kłopoty również Europę Zachodnią, zwłaszcza że to właśnie Europa Wschodnia jak dotąd wychodzi najlepiej z kryzysu covidowego i cechuje się wyjątkowymi wskaźnikami wzrostu, tworząc tym samym raj dla zachodnich inwestorów. Tym mocniej więc Bruksela  stawia na skoncentrowany atak ze strony mediów, tworząc kulisy zastraszania, których rzeczywistym adresatem jest polskie społeczeństwo, tak bardzo pragnące za wszelką cenę należeć do „Zachodu” po dziesięcioleciach sowieckiego panowania. Czy więc Warszawa ugnie się pod ową zmasowaną presją, zanim zda sobie sprawę, iż tak naprawdę ma na ręku nie gorsze karty niż jej adwersarze w Brukseli i Berlinie?



 

Polecane
Emerytury
Stażowe