Młot na Marksizm odpowiada Annie Mierzyńskiej: O tym jak OKO.press i F. Batorego uśmiercili neomarksizm
Raport oraz artykuł zawierają masę błędów merytorycznych, co utwierdza w przekonaniu, że wiedza społeczna wciąż jest słabo rozpowszechniona nawet w wykształconych kręgach naszego narodu. Jednak obok uchybień znajdują się również liczne manipulacje, co skłania mnie do postawienia tezy, że p. Anna Mierzyńska realizuje tylko zlecenie, a zleceniodawca od razu wyznaczył tezę, której autorka miała bronić. Zarówno raport Fundacji Batorego, jak i artykuł z OKO.press skupiają się na uzasadnianiu jednego dogmatu – że wszyscy, którzy wskazują na wpływy marksizmu w debacie publicznej oraz w polityce, są w istocie głosicielami kolejnej teorii spiskowej.
Raport jest tak naprawdę rozwodnioną wersją artykułu, więc odniosę się tutaj do obu tekstów jednocześnie, a swoją odpowiedź otworzę wyjaśnieniem pojęcia „marksizm (anty)kulturowy„. Następnie wskażę nieczyste zagrywki, które za pewne miały służyć uzasadnieniu tezy wskazanej przez zleceniodawcę. Nie będę odnosił się natomiast w ogóle do osoby samej autorki, bo nie ma to w tym przypadku żadnego znaczenia.
LINK: Wykaz błędów, uchybień i merytorycznych braków w raporcie Fundacji Batorego zaprezentowaliśmy w osobnym wpisie w bardziej przejrzystej formie.
LINK: Artykuł na portalu OKO.press
LINK: Raport Fundacji Batorego
„Marksizm kulturowy” to rzeczywiście niefortunne określenie, które niestety już zapuściło korzenie w naszej debacie publicznej. Autorka artykułu zapewniła, że jej celem nie jest wdawanie się w naukową debatę na temat zjawiska. Treść pojęcia nie została zresztą w tekście wprost wskazana. Mamy tu de facto do czynienia z próbą przeniesienia uwagi opinii publicznej z analizy neomarksizmu jako zjawiska, a więc z poziomu faktów, na pole walki ideologicznej, w której implikowanie stronie przeciwnej zamiłowania do teorii spiskowych, ewentualnie skrajności czy faszyzmu, jest podstawową taktyką uciekania od rozmowy „na temat”. W tym względzie przekaz lewicy w zasadzie jest pozbawiony odwołań do konkretów, tj. nie odnosi się do marksizmu jako takiego, a wszelkie zacytowane twierdzenia polemistów pozostawia bez komentarzy, czyli w domyśle uznaje za przejaw tzw. foliarstwa. Jest to bardzo wygodne podejście, które umożliwia nieustanne niezajmowanie się meritum sprawy.
Artykuł, jak i raport zawierają sugestię, że „marksizm kulturowy” to w istocie pojemny worek, do którego prawica wrzuca wszelkie zjawiska oceniane jako negatywne. Niestety, przy tym publikacje roją się od takich określeń, jak: „populistyczna prawica” lub (rzadziej spotykane) „skrajna prawica”, a jako że nie zostały one jasno zdefiniowane, skłania to do postawienia tezy, że służą jedynie szufladkowaniu adwersarzy. Jest to bardzo plastyczna kategoria, o czym najlepiej świadczy zaliczenie do grupy skrajnej prawicy posła Konfederacji Dobromira Sośnierza, który sam określa się jako libertarianin.
Pojęcie „marksizm kulturowy” wypromowali amerykańscy tzw. paleokonserwatyści, którzy mieli również wpływ na ukształtowanie się Alt-rightu. Jednakże ta zbitka słowna nie jest spontanicznie powstałym nowotworem słownym, ponieważ została po raz pierwszy zaprezentowana w 1973 roku przez amerykańskiego filozofa Trenta Schroyera w jego pracy pt. „The Critique of Domination: The Origins and Development of Critical Theory„. Ponieważ to właśnie Schroyer ukuł to pojęcie, a był on wykładowcą teorii krytycznej na marksistowskiej the New School, mamy prawo mówić, że określenie „marksizm kulturowy” powstało w łonie neomarksistów, jak to określa ich p. Mierzyńska. Ukrywanie tego faktu przez stronę przeciwną jest oczywiście przejawem nieczystego podejścia do dyskusji.
W tym miejscu można powołać się również na inne lewicowe autorytety, a mianowicie trzech marksistowskich profesorów. Pierwszy z nich, prof. Douglas Kellner należący do trzeciego pokolenia szkoły frankfurckiej, w swoim artykule „Cultural Marxism and Cultural Studies” broni pojęcia „marksizm kulturowy”, odwołując się do konkretów. Opisuje w nim rozwój marksizmu jako ideologii, zaczynając od Marksa i Engelsa oraz ich bezpośrednich następców (socjaldemokracja i prosowieccy komuniści), następnie przywołując nazwiska takich teoretyków, jak György Lukács, Antonio Gramsci i Ernst Bloch, aby w końcu móc zarysować tytułową linię „kulturową”. Otóż Kellner wychodzi od szkoły frankfurckiej, której dziedzictwo kontynuowało później Centre for Contemporary Cultural Studies, czyli tzw. szkoła z Birmingham. Opisywany „marksizm kulturowy” utożsamia właśnie z „cultural studies”, czyli studiami kulturowymi zapoczątkowanymi przez brytyjski ośrodek marksistów, czerpiących rzecz jasna z idei frankfurckich towarzyszy i pism klasyków.
Zacytujmy:
Krytyczne badania kulturowe podkreślały, że polityka reprezentacji musi angażować klasę, płeć, rasę i seksualność, korygując tym samym luki we wcześniejszych formach marksizmu kulturowego. Brytyjskie kulturoznawstwo sukcesywnie przechodziło od koncentrowania się na klasie i kulturze do uwzględniania w swoich analizach płci, rasy, pochodzenia etnicznego, seksualności, narodu i innych składników tożsamości.
Nietrudno się domyślić, że prof. Kellner ma tutaj na myśli przede wszystkim feministki, mniejszości rasowe i seksualne czy imigrantów, a więc właśnie te grupy, które stanowią nowy proletariat dla marksistowskich ideologów. Jednak zdaniem autorki raportu to teoria spiskowa „populistycznej prawicy”.
Drugi z intelektualistów to prof. Jürgen Habermas, najważniejszy żyjący dziś przedstawiciel szkoły frankfurckiej. W książce „Filozoficzny dyskurs nowoczesności” z 1985 roku wyjaśnił, jak w zasadzie doszło do rewizji klasycznego marksizmu:
Teoria krytyczna, rozwijana w kręgu skupionym wokół Horkheimera, miała uporać się z politycznymi rozczarowaniami niedoszłą rewolucją na Zachodzie, stalinizmem w Rosji i zwycięstwem faszyzmu w Niemczech; miała wyjaśnić nietrafność marksistowskich prognoz, nie zrywając z marksistowskimi intencjami.
Ostatni teoretyk lewicy, na którego chciałbym się powołać, to prof. Harry Cleaver, autor słynnej publikacji „Politycznie czytanie Kapitału” z 1979 roku. Wyjaśnił w niej kwestię pozornego przejścia marksizmu na pozycje kulturowe:
To pomaga zrozumieć, dlaczego teoria krytyczna zwróciła się w stronę analizy »świata kultury«. Przyjęła ona, że w fabryce kapitalista ma pełną kontrolę, a państwo autorytarne uważała za rozciągnięcie tej hegemonii na resztę społeczeństwa, czego oczywistą konsekwencją były badania nowych form dominacji, pojawiających się w tym procesie. W związku z tym powinno być jasne, iż zainteresowanie zachodniego marksizmu i teorii krytycznej tematami »kulturowymi« było zasadniczo polityczne, nie będąc, przynajmniej w najbardziej owocnym okresie (latach 30.), wycofaniem się do »czysto filozoficznego« świata spekulacji, jak twierdzą niektórzy.
Zwulgaryzowaną, a przez to łatwą do obrócenia w tzw. szuryzm (choć według mnie określenie „sekciarstwo” lepiej oddaje istotę zjawiska) koncepcję neomarksizmu przedstawili tacy paleokonserwatywni pisarze, jak: William S. Lind, Pat Buchanan czy Michael Minnicino. Ich publikacje z przełomu XX i XXI wieku, jak choćby „Śmierć Zachodu” Buchanana, przedstawiły uproszczoną wizję przetransformowania klasycznego marksizmu w ideologię mającą osłabić Amerykę poprzez kulturę: promocję degrengolady, aktywizację homolobby, uruchomienie terroru ideologicznego (poprawność polityczna) czy rozbijanie tradycyjnej rodziny. W skrócie – źli marksiści chcą zniszczyć cywilizację białego człowieka i wpędzić dumnych Amerykanów w kierat.
O nieczystych zagrywkach, którymi posłużono się w raporcieOsobny nurt badań nad marksizmem zapoczątkował w Polsce pisarz Krzysztof Karoń, który woli nazywać to zjawisko „marksizmem antykulturowym” bądź po prostu „antykulturą”, co ma lepiej przedstawiać najważniejszą socjotechnikę marksizmu – zniszczenie głównego mechanizmu każdej kultury, a tym mechanizmem jest napędzanie ludzkiej motywacji do twórczej pracy. Dzięki zatrzymaniu tego mechanizmu możliwe będzie powstanie klasy społecznej ludzi niezdolnych do samodzielnej produkcji konsumowanych przez nich dóbr, a przez to pozbawionych możliwości zapracowania na swój dobrobyt. Tacy ludzie mieliby stanowić żelazny elektorat marksistów. Opisana klasa już istnieje – nazywa się prekariat. Kiedyś stanowił ją proletariat.
W perspektywie, którą przyjęło środowisko skupione wokół projektu Młot na marksizm, rozważania z piętra religijnego czy aksjologicznego są odłożone na bok, ponieważ przy analizie ideologii materialistycznej, jaką jest przecież marksizm, należy skupić się na dużo prostszych, ale za to nagminnie bagatelizowanych zagadnieniach. Centralne pojęcie, od którego wychodzą wszystkie pozostałe elementy układanki, to praca. Otóż w najprostszej definicji marksizm jest ideologią zdobycia władzy poprzez zniszczenie kapitalizmu, czyli wydajnego systemu ekonomicznego, w ramach którego ludzie są w stanie samodzielnie zapracować na swój dobrobyt. Wszelkie spory kulturowe, które obserwujemy wokół gender, LGBT, edukacji seksualnej, ekoterroryzmu, postulatów feministycznych, kryzysu imigracyjnego itd., w swojej powierzchownej warstwie okazują się drugorzędne. Powinny interesować nas przede wszystkim jako zjawiska w jakiś sposób wpływające na motywacje i zdolności ludzi do podtrzymania systemu kapitalistycznego, który – ponownie – musi zostać zdekonstruowany. Bez wydajnych i wykwalifikowanych pracowników mnie ma bowiem sprawnie funkcjonującej gospodarki. To jest istota sprawy.
Czy eksperci Fundacji Batorego oraz przedstawiciele OKO.press raczą odnieść się merytorycznie do ustaleń wymienionych w poprzednich akapitach marksistowskich profesorów, którzy – co by tu dużo mówić – dysponują od nich większymi kompetencjami w tym zakresie? Tezy, które formułują zaatakowani w raporcie publicyści (konkretnie Krzysztof Karoń, Dariusz Rozwadowski i Jakub Zgierski), mają uzasadnienie choćby w ich pracach. Usilne próby postawienia tego środowiska obok prawicowych publicystów, księży i polityków, którzy z braku głębszego zrozumienia tematu spłycają zagadnienie i chociażby, mówiąc o rewolucji seksualnej, uważają, że chodzi w niej o seks (a nie chodzi), są zdecydowanie przejawem umyślnej stereotypizacji.
Otóż w tekstach do jednego worka wrzucono wszystkich przeciwników – znaleźli się tam księża, politycy PiS, amerykańscy publicyści, sympatycy kremlowskiego ideologa Dugina, rozmaici uniosceptycy itd. Problem w tym, że umieszczenie w tym gronie środowiska związanego z Programem Wiedzy Społecznej sugeruje, że ci ludzie należą do którejś ze „stron”. Tymczasem jasno mówimy, że naszym celem nie jest identyfikowanie się z lewicą czy prawicą, a tylko popularyzowanie nieskażonej ideologią wiedzy. A jest to wiedza pozwalająca przede wszystkim rozumieć skutki rozmaitych programów politycznych. W przeciwieństwie do większości księży nie skupiamy się na idealistycznym bronieniu wartości, tylko wskazujemy, jakie owoce zrodzi zniszczenie tychże wartości. Od polityków, np. mocno atakowanego Dariusza Mateckiego, odróżnia nas to, że nie skupiamy się na politycznej agitacji, więc nie zależy nam na fałszowaniu przekazu i również ubolewamy nad nazywaniem p. Mateckiego ekspertem od neomarksizmu.
Wśród osób/mediów mówiących nt. neomarksizmu wymieniono ośrodki rosyjskie, aby móc następnie zasugerować, że „narracja nt. neomarksistowskiego zagrożenia” jest w istocie rosyjską propagandą. Bo przecież każdy przeciwnik ideologiczny jest ruskim agentem. Skąd my to znamy…
W raporcie zarzuca się przeciwnikom dzielenie społeczeństwa na „dobrych” i „złych”. Szkoda, że przy okazji znajdujemy w nim przykład tej samej potępianej praktyki: „Obecnie w Polsce neomarksizm jest wykorzystywany politycznie przez populistyczną prawicę i Kościół katolicki. Jednak długotrwałe negatywne skutki tego narzędzia powinny już dziś przyprawiać o ból głowy wszystkich, dla których ważna jest przyszłość naszego kraju”. Trudno jest wyjąć źdźbło z oka bliźniego, kiedy z oka wyjmującego sterczy gruba belka.
Artykuł i raport starają się skojarzyć swoich przeciwników ze zbrodniarzami, tj. Breivik i narodowi socjaliści niemieccy. Zostało w nich przywołane pojęcie bolszewizmu kulturowego, którym posługiwali się naziści jako narzędziem krytyki Związku Sowieckiego oraz jego agentury w Niemczech, czyli przede wszystkim Komunistycznej Partii Niemiec. Usilne zrównywanie całej argumentacji o nowym marksizmie do propagandy hitlerowskiej ma tylko jeden cel: zdyskredytować dyskutanta, a wręcz wykląć go jako heretyka niegodnego uczestnictwa w tzw. dyskursie publicznym. Chodzi o to, aby przeciwnikom lewicy niejako wypalić swastykę na czole, aby każdy traktował ich jak trędowatych, w których kierunku nie godzi się choćby spojrzeć. A rozwiązanie tego problemu jest bardzo proste – liczy się to, czy zarzuty były uzasadnione, a nie to, kto je formułował.
Jeszcze jedna istotna uwaga odnośnie nazewnictwa. Wymieniony w raporcie pisarz i historyk Dariusz Rozwadowski umieścił pojęcie „marksizm kulturowy” w swojej książce poświęconej temu zagadnieniu. Było to jednak podyktowane pragmatyzmem – termin już się przyjął, więc trudno byłoby zapewnić czytelność nowemu określeniu tego samego zjawiska.
Podsumowanie sporuNasze rozważania chciałbym zakończyć przytoczeniem rozmowy, jaka miała miejsce w 2015 roku w programie „Hala Odlotów” w TVP Info (Brunatna Polska. Fakt czy histeria, 17.02.2015). Dyskusja dotyczyła „faszyzmu”, który odradza się w Polsce. Występujący tam Krzysztof Bosak odpowiedział zebranym publicystom i naukowcom, że być może całe to nieporozumienie bierze się stąd, że jego środowisko opiera się na naukach konserwatywnych i katolickich, a jego oponentów na neomarksistowskich. Szczególnie interesująca okazuje się wypowiedź p. Agnieszki Graff z Krytyki Politycznej, która stwierdziła wprost:
Tak, tak, oczywiście, neomarksizm jest podłożem współczesnych studiów kulturowych i filozofii kultury, to nie jest żadne dramatyczne wyzwanie. To jest pewna oczywistość.
Czy w takim przypadku myli się p. Graff czy zespół Fundacji Batorego oraz portalu OKO.press? Pozostawię Państwa z tym pytaniem.
Rainer Zybura w imieniu zespołu projektu Młot na marksizm.
Wsparcie merytoryczne: Jakub Zgierski i inni.
Zapraszamy również do zapoznania się z lista błędów w artykule Anny Mierzyńskiej
Bibliografia
1. Buchanan J. P., Śmierć Zachodu, Wrocław: Wydawnictwo Wektory, 2006.
2. Cleaver H., Wprowadzenie [w:] Polityczne Czytanie Kapitału, Poznań: Wydawnictwo Bractwo Trojka, 2011, http://la.utexas.edu/users/hcleaver/357k/RCP_ostateczna_Intro.pdf
3. Frankfurt School [w:] Wikipedia, https://en.wikipedia.org/wiki/Frankfurt_School
4. Habermas J., Filozoficzny dyskurs modernizmu, Kraków: Universitas, 2000.
5. Jay M., The Creation of the Institut für Sozialforschung and Its First Frankfurt Years [w:] The Dialectical Imagination, Berkeley: University of California Press, 1973, https://www.marxists.org/subject/frankfurt-school/jay/ch01.htm
6. Karoń K., Historia antykultury, Warszawa: Wydawnictwo Własne, 2018.
7. Kellner D., Cultural Marxism and Cultural Studies, University of California, https://pages.gseis.ucla.edu/faculty/kellner/essays/culturalmarxism.pdf
8. Mierzyńska A., Neomarksistowska tęczowa zaraza. Jak teoria spiskowa populistycznej prawicy wpływa na debatę publiczną w Polsce, Fundacja Batorego, http://archiwum.batory.org.pl/upload/files/Programy%20operacyjne/Forum%20Idei/Interaktywna_Neomarksizm.pdf
9. Mierzyńska A., Tęczowy neomarksizm u bram. Polska prawica i Kościół przejęli tę narrację z USA i Rosji, OKO.press, https://oko.press/teczowy-neomarksizm-u-bram-polska-prawica-i-kosciol/
10. Napisany w duchu marksistowskim manifest podstawą dalszego rozwoju Unii Europejskiej? Komentarz ekspertów Ordo Iuris, Instytut na rzecz Kultury Prawnej Ordo Iuris, https://www.ordoiuris.pl/dzialalnosc-miedzynarodowa/napisany-w-duchu-marksistowskim-manifest-podstawa-dalszego-rozwoju-unii
11. Rozwadowski D., Marksizm kulturowy. 50 lat walki z cywilizacją Zachodu, Warszawa: Wydawnictwo Prohibita, 2018.
12. Trent Schroyer [w;] Wikipedia, https://en.wikipedia.org/wiki/Trent_Schroyer