Monika Małkowska: Wrocławskie alternatywy

Wrocław kojarzy mi się ze skrajnościami. Ze zjawiskami z pogranicza zgrywu, prowokacji i śmiertelnej powagi. Z eksperymentem artystycznym doprowadzonym do ściany. Zaczynem tego ryzykanctwa – zaryzykuję – były powojenne przetasowania kulturowe.
 Monika Małkowska: Wrocławskie alternatywy
/ Monika Małkowska / Tygodnik Solidarność

Co musisz wiedzieć:

  • Pod koniec lat 50. nastąpiła prawdziwa erupcja twórczej inwencji, i to w różnych dyscyplinach. Wrocławski tygiel wydał twórcze owoce rzutujące na całą rodzimą kulturę, a także na plan ogólnoświatowy.

  • Hermansdorfer stworzył od podstaw jedną z najwybitniejszych kolekcji polskiej sztuki współczesnej, wówczas powstającej na bieżąco.

  • – Pamiętam przełomową, trzecią edycję triennale – kilka dni przed ogłoszeniem stanu wojennego, od 30 listopada 1981. Czy wyczuwało się zagrożenie? W oparach konceptualizmu – niekoniecznie – pisze autorka.

Kulturowy tygiel

Breslau, przed wojną prawie milionowa aglomeracja, po 1945 roku zamienił się w „dzikie pola”: zniszczeniu uległo około 70% tkanki miasta, większość autochtonów ewakuowano (około 700 tysięcy osób!) lub przymusowo przesiedlono. Powojenny zdewastowany Wrocław (w 1945 roku w spisie powszechnym liczył ledwie 170 tys. mieszkańców) zamienił się w „przytulisko” dla polskiej ludności napływowej wysiedlanej z Kresów Wschodnich oraz Polski Centralnej. Tak oto do miasta gotyckich kościołów i radykalnej koncepcji urbanistycznej, realizowanej przez dwie pierwsze dekady XX stulecia pod okiem niemieckiego architekta i polityka Maxa Berga (przypomnę: najsłynniejsza jego budowla to Hala Stulecia z 1924 roku wpisana na listę światowego dziedzictwa UNESCO), przybyli ludzie z zupełnie innymi tradycjami i estetyczną wizją. Trochę trwało, zanim na Ziemiach Odzyskanych udało się uporządkować zamęt, ustały międzyludzkie konflikty, zabliźniły się rany osobiste. Jednak pod koniec lat 50. nastąpiła prawdziwa erupcja twórczej inwencji, i to w różnych dyscyplinach. Wrocławski tygiel wydał twórcze owoce rzutujące na całą rodzimą kulturę, a także na plan ogólnoświatowy.

 

Zaczęło się w Laboratorium

Awangarda nie uznawała ograniczeń gatunkowych. Jedna dziedzina i zrodzone w jej obrębie koncepcje promieniowały na inne pola kreacji. Znamienny przykład – pokrewieństwo teatru eksperymentalnego i performance’ów. Toteż zanim dojdziemy do najbardziej dziś rozpoznawalnego wrocławskiego interdyscyplinarnego działania – Pomarańczowej Alternatywy – warto przywołać wcześniejszy wrocławski fenomen, także trudny do ujęcia w jednogatunkowe ramy. Instytut Badania Metody Aktorskiej, czyli Teatr Laboratorium Jerzego Grotowskiego. Zjawisko, które podbiło świat. Połowa lat 60., premiery dwóch kolejnych wariantów „Księcia niezłomnego” w reżyserii Jerzego Grotowskiego. W 1967 roku Grotowski z zespołem prezentują kilka pokazów zamkniętych spektaklu (zarzuconego) „Ewangelie”. Etiudy obrazujące życie Jezusa i współczesny wymiar postawy chrześcijańskiej to jednak wstrząs w dobie PRL-u. Przedstawienie, choć niedoprowadzone do finału, znajduje kontynuację w przełomowym dziele Grotowskiego – „Apocalypsis cum figuris”, w którym teksty z Biblii zderzały się z cytatami z Fiodora Dostojewskiego, Thomasa Stearnsa Eliota i Simone Weil. Laboratorium robi światową karierę, choć aktorzy (zwłaszcza Ryszard Cieślak) płacą za to najwyższą cenę. To właśnie ta ekstaza, przekraczanie granic sacrum i profanum, zacierania podziału pomiędzy twórcą i odbiorcą, stały się znakiem rozpoznawczym kreacji znad Odry. Grotowski od 1973 roku przedsiębrał otwarte dla każdego projekty treningowo-performatywne, na które zjeżdżali uczestnicy z całego świata. Dziewięć lat później, podczas stanu wojennego, mistrz wyemigrował do Stanów Zjednoczonych. Jednak jego doświadczenia – choć nie w tak ekstremalnej formie – podejmowali inni artyści, którym na pozór daleko było do Laboratorium.

 

Trochę klasyki

Lata 60. i 70. to był czas, kiedy nie kasa, lecz prywatne kontakty decydowały o profilu i randze zbiorów narodowych muzeów. We Wrocławiu tamtych lat rolę arbitra pełnił Mariusz Hermansdorfer (urodzony w 1940 roku we Lwowie), wieloletni dyrektor Muzeum Narodowego. Kierował placówką przez 30 lat (1983–2013), lecz jego estetyczne decyzje wyznaczyły profil MNW już dekadę wcześniej, kiedy pełnił funkcję kustosza działu sztuki współczesnej. Na tamte czasy – prawdziwy wizjoner, nieunikający ryzyka kupowania dzieł młodych/nieznanych artystów. Hermansdorfer stworzył od podstaw jedną z najwybitniejszych kolekcji polskiej sztuki współczesnej, wówczas powstającej na bieżąco. Odmiennie niż inni dyrektorzy nie ograniczał się do zakupów pojedynczych obiektów, nie bał się kupować większych ciągów, bo widział w tym historyczny sens – dzięki czemu Wrocław może poszczycić się niemal gotowymi zestawami do wystaw indywidualnych. Magdalena Abakanowicz, Władysław Hasior, Jan Tarasin, Jerzy Nowosielski, Jerzy Kalina… to tylko ci najsławniejsi, bez których trudno wyobrazić sobie panoramę współczesnej sztuki polskiej. „To dzięki niemu istnieje Muzeum Narodowe, Panorama Racławicka i Muzeum Etnograficzne, a także Pawilon Czterech Kopuł, z unikalną kolekcją polskiej sztuki współczesnej” – wspominano zasługi Hermansdorfera. Taaa… Przypominam tę postać i jego dokonania, bo to jeden z ważniejszych punktów panoramy wrocławskiej kultury. Nie dla wszystkich oczywisty.

 

Guru awangardy

Dekadę starszy był Jerzy Ludwiński. Urodzony w 1930 roku we wsi Zakrzówek w Lubelskiem, w latach 1950–1955 studiował historię sztuki na KUL – a był to czas stalinizmu, od którego co bardziej niezależne umysły uciekały na humanistyczne wydziały Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego. Trudno to sobie dziś wyobrazić: apogeum socrealizmu, a oni tam knują, snują swoje wizje, pod prąd ówczesnej doktrynie, bez strachu. Ludwiński pełnił wiele ról: teoretyka i współzałożyciela Grupy „Zamek”, redaktora (w „Strukturach”, lata 1959–1961, potem w „Odrze”), organizatora sympozjum w Puławach „Sztuka w zmieniającym się świecie” (1966). Najważniejsze: przeprowadzka do Wrocławia i organizacja Galerii Pod Moną Lizą oraz Ośrodka Dokumentacji Sztuki. Zdaniem wielu to tam narodził się polski konceptualizm. Kiedy teraz o tym myślę, to uważam, że było to zjawisko zbieżne, a nawet wyprzedzające „ducha czasów”. W PRL-u stan posiadania większości rodaków był raczej skromny – a konceptualizm (sztuka koncepcji) współgrał z materialnym ubóstwem obywateli swym „nieistnieniem”. Niestety, filozoficzno-teoretyczny podkład tych „projektów” często zamieniał się w niby-intelektualny bełkot. Ale słuchano tego z otwartymi gębami: raptem dekadę po socu brzmiało to jak eksplozja twórczej wolności.

 

Architektura, rysunek, polityka

Długo by wyliczać, co „jedyne w Polsce” zlokalizowane było/jest we Wrocławiu. Wymienię Muzeum Architektury (data założenia 1965 rok), gdzie poza wystawami odbywały się parateatralne eventy (spektakle Cricot 2 Tadeusza Kantora, Teatru Ósmego Dnia, Teatru

Gardzienice czy Sceny Plastycznej KUL). I z innej sfery – koncerty Wratislavia Cantas, kolejnej wizytówki nadodrzańskiego miasta. Było jeszcze coś, o czym trochę zapomniano: pierwszy w Polsce konkurs dedykowany rysunkowi – najpierw w skali ogólnopolskiej (1965), od 1974 roku przekształcony w Międzynarodowe Triennale Rysunku. Ostatnia edycja odbyła się w 1995 roku, ale co tam się działo, co się działo! To znów była wylęgarnia sztuki konceptualnej, niepokornej, nietradycyjnej. A lista uczestniczących w niej gwiazd byłaby dziś przedmiotem zazdrości najbardziej prestiżowych muzeów świata – Christo, Herman Nitsch, Marlene Dumas, A.R. Penck, Valie Export, Nancy Spero… i wielu innych. Pamiętam przełomową, trzecią edycję triennale – kilka dni przed ogłoszeniem stanu wojennego, od 30 listopada 1981 roku. Czy wyczuwało się zagrożenie? W oparach konceptualizmu – niekoniecznie.

 

Zrób to sam

Jak wiadomo, za PRL-u plakat urósł do pozycji naszej narodowej specjalności. Ten gatunek miał lokalne odnogi – także we Wrocławiu (trzon stanowiła „czwórka wrocławska”: Jan Jaromir Aleksiun, Jerzy Czerniawski, Jan Sawka, Eugeniusz Get-Stankiewicz). Co zadziwiające, w przeciwieństwie do konceptualnych trendów w nadodrzańskim afiszu dominowała stylistyka poetycko-surrealistyczna. Był wyjątek: Get-Stankiewicz, urodzony w 1942 roku w Oszmianie na Wileńszczyźnie. Człowiek instytucja. Sceptyk, filozof, fenomen manualizmu (rysunek, miedzioryt, odręczne pisanie), gigantyczne poczucie humoru i autoironii. Związany z ruchem Solidarności, laureat nagrody Komitetu Kultury Niezależnej „Solidarność” za lata 1981-1982. Jego bodaj najsłynniejszym, a z pewnością najbardziej nośnym dziełem jest malutka kompozycja, ledwie 93 cm wysokości i 65 szerokości. Tytuł „Zrób to sam” z 1976 roku nawiązywał do popularnych zestawów „brikolażowych” dla młodzieży – z tym że w tym przypadku majsterkowiczem miał/mógł być każdy. W pudełko-zestawie Get umieścił krzyż, figurkę Chrystusa, młotek i gwoździe. Plus tytuł-instrukcję. Mało jest prac równie wymownych, a syntetycznych w formie. Oraz tak ponadczasowych.

 

Żaden luksus, tylko papier toaletowy

W stanie wojennym – o paradoksie! – kwitła sztuka niezależna. Wrocław miał swoich protagonistów, wywodzących się z kilku źródeł: konceptualizmu, plakatowego skrótu, buntowniczego undergroundu i… teatru.

Pod koniec 1982 roku ukazał się pierwszy numer ręcznie wykonanego studenckiego fanzina „Luxus” w nakładzie trzech egzemplarzy. Formalnie tak zatytułowana grupa artystyczna zaistniała dopiero od 1983 roku (funkcjonowała do 1995 roku), a i to pewności nie ma, bo członkowie nie postrzegali siebie jako artystycznej formacji, lecz jako zespół uprawiający „działalność towarzyską”, wdającą się w dyskusje i organizującą wystawy. A także wydającą magazyn „Luxus”. I tu znów pojawiają się interdyscyplinarne konotacje: związki z grupami muzycznymi jak Klaus Mitffoch, Kormorany, Miki Mousoleum. Co do ogólnego klimatu „Luxus” miał wiele wspólnego z Pomarańczową Alternatywą (i działalnością „Majora” Waldemara Fydrycha): zgrywuśny, wymuszony uśmiech klauna połączony z grymasem rozpaczy. I determinacją: dobra, idziemy na rympał, rzeczywistość jest zbyt surrealistyczna, żeby się nią przejmować. Z rozlicznych akcji Pomarańczowej Alternatywy zapamiętałam „Papier toaletowy” (1987), podczas której ten powszechnie pożądany towar wydzielany był każdemu po identycznym kawałku. Pod hasłem „Niech sprawiedliwość zacznie się od papieru”. Jestem za.


 

POLECANE
Zrozpaczony rolnik oddaje kapustę niemal za darmo Wiadomości
Zrozpaczony rolnik oddaje kapustę niemal za darmo

100 ton kapusty czeka na polu pod Miechowem. Rolnik sprzedaje ją za 20 groszy za kilogram, bo przetwórnie nie chcą odebrać plonów, a skupy płacą grosze. W tym samym czasie w marketach cena za to samo warzywo trzeba zapłacić nawet ok. 4 zł za kg. „Tak źle dawno nie było” – mówi pan Rafał portalowi o2.pl.

„Przyszedł prawdziwy drwal i prawdziwy sędzia” Wysocka-Schnepf zachwycona Żurkiem pilne
„Przyszedł prawdziwy drwal i prawdziwy sędzia” Wysocka-Schnepf zachwycona Żurkiem

Dorota Wysocka-Schnepf w programie TVP Info w likwidacji nie kryła podziwu dla ministra sprawiedliwości Waldemara Żurka. Prowadząca chwaliła jego „twardość” i podkreślając, że zdobył uprawnienia drwala. „Drwale to nie miękiszony” – stwierdziła dziennikarka.

UE chce zwiększyć import z Ukrainy. Bryłka: „Polski rząd nad tym nie panuje” pilne
UE chce zwiększyć import z Ukrainy. Bryłka: „Polski rząd nad tym nie panuje”

Unia Europejska szykuje kolejną umowę handlową z Ukrainą, a Polska, jak mówi Anna Bryłka, „w ogóle nad tym nie panuje”. Europosłanka Konfederacji ostrzega przed skutkami decyzji Brukseli i zapowiada powrót problemów znanych z ubiegłego roku.

Państwa bałtyckie przygotowują plany ewakuacji ludności przy granicy z Rosją z ostatniej chwili
Państwa bałtyckie przygotowują plany ewakuacji ludności przy granicy z Rosją

Trzy państwa bałtyckie – Litwa, Łotwa i Estonia, przygotowują plany ewakuacji setek tysięcy obywateli z terenów graniczących z Rosją – przekazała w piątek Agencja Reutera. Kraje te od dawna ostrzegają przed możliwą agresją Moskwy.

 Donald Tusk ma gest. Darmowe mieszkania dla wicepremierów i ministrów z ostatniej chwili
Donald Tusk ma gest. Darmowe mieszkania dla wicepremierów i ministrów

Wicepremierzy i ministrowie dołączą do grona polityków uprawnionych do bezpłatnego korzystania ze służbowych mieszkań. Dotychczas za lokale przyznawane przez Kancelarię Prezesa Rady Ministrów płacili czynsz i tak z wyjątkową bonifikatą. Teraz koszt ich utrzymania przejmą urzędy, w których pracują. Ma to być uzasadnione rolą, jaką pełnią wicepremierzy i ministrowie oraz "charakterem wykonywanych przez nich zadań związanych z zapewnieniem poprawności i sprawności działania struktur państwa".

Ekspert: Projekt Waldemara Żurka oznacza koniec konstytucyjnego państwa prawa tylko u nas
Ekspert: Projekt Waldemara Żurka oznacza koniec konstytucyjnego państwa prawa

Projekt ustawy przygotowany przez Waldemara Żurka wywołał poważne kontrowersje w środowisku prawniczym. Zdaniem sędzi Kamili Borszowskiej-Moszowskiej, jego zapisy mogą naruszać konstytucyjne prerogatywy Prezydenta RP i zasadę trójpodziału władzy, co w praktyce grozi demontażem fundamentów państwa prawa.

Szokujące zdarzenie na konferencji Sikorskiego. Ochroniarze wynieśli kobietę zadającą pytania o Strefę Gazy Wiadomości
Szokujące zdarzenie na konferencji Sikorskiego. Ochroniarze wynieśli kobietę zadającą pytania o Strefę Gazy

Podczas spotkania z Radosławem Sikorskim w Przemyślu doszło do zaskakującego incydentu. Wystąpienie szefa polskiego MSZ zostało przerwane przez jedną z uczestniczek, która zarzuciła mu kłamstwo ws. sytuacji w Strefie Gazy. – Pan kłamie na temat tego, że w Gazie nie ma ludobójstwa – powiedziała. Kobieta została siłą wyprowadzona z sali. Po czym Sikorski w sposób kuriozalny skomentował zajście.

Przesłuchanie Szymona Hołowni w prokuraturze ws. zamachu stanu z ostatniej chwili
Przesłuchanie Szymona Hołowni w prokuraturze ws. zamachu stanu

Na piątek Prokuratura Okręgowa w Warszawie wezwała marszałka Sejmu Szymona Hołownię na przesłuchanie w sprawie jego słów o zamachu stanu. Przesłuchanie marszałka w charakterze świadka zawiadamiającego zaplanowane jest na godz. 10 – poinformował rzecznik prokuratury Piotr Antoni Skiba.

Koniec z dymkiem na balkonie? Posłowie chcą zakazać palenia przed własnym mieszkaniem Wiadomości
Koniec z dymkiem na balkonie? Posłowie chcą zakazać palenia przed własnym mieszkaniem

Zapalenie papierosa na balkonie może wkrótce kosztować grzywnę. Komisja sejmowa na najbliższym posiedzeniu rozpatrzy pomysł, który może zmienić życie palaczy mieszkających w blokach.

Niemiecka demokracja. Die Linke chce wyrzucić prawicowych dziennikarzy z dzielnicy Berlina tylko u nas
Niemiecka "demokracja". Die Linke chce wyrzucić prawicowych dziennikarzy z dzielnicy Berlina

Niemcy przeżywają kolejny atak na wolność słowa. Jedna z najważniejszych partii lewicowych zorganizowała bowiem nagonkę na prawicowe medium, domagając się, by konserwatywni dziennikarze wynieśli się z jednej z dzielnic Berlina. Lewica chce zagarnąć całą stolicę Niemiec dla siebie. To atak na wolność prasy – ostrzegają największe niemieckojęzyczne gazety.

REKLAMA

Monika Małkowska: Wrocławskie alternatywy

Wrocław kojarzy mi się ze skrajnościami. Ze zjawiskami z pogranicza zgrywu, prowokacji i śmiertelnej powagi. Z eksperymentem artystycznym doprowadzonym do ściany. Zaczynem tego ryzykanctwa – zaryzykuję – były powojenne przetasowania kulturowe.
 Monika Małkowska: Wrocławskie alternatywy
/ Monika Małkowska / Tygodnik Solidarność

Co musisz wiedzieć:

  • Pod koniec lat 50. nastąpiła prawdziwa erupcja twórczej inwencji, i to w różnych dyscyplinach. Wrocławski tygiel wydał twórcze owoce rzutujące na całą rodzimą kulturę, a także na plan ogólnoświatowy.

  • Hermansdorfer stworzył od podstaw jedną z najwybitniejszych kolekcji polskiej sztuki współczesnej, wówczas powstającej na bieżąco.

  • – Pamiętam przełomową, trzecią edycję triennale – kilka dni przed ogłoszeniem stanu wojennego, od 30 listopada 1981. Czy wyczuwało się zagrożenie? W oparach konceptualizmu – niekoniecznie – pisze autorka.

Kulturowy tygiel

Breslau, przed wojną prawie milionowa aglomeracja, po 1945 roku zamienił się w „dzikie pola”: zniszczeniu uległo około 70% tkanki miasta, większość autochtonów ewakuowano (około 700 tysięcy osób!) lub przymusowo przesiedlono. Powojenny zdewastowany Wrocław (w 1945 roku w spisie powszechnym liczył ledwie 170 tys. mieszkańców) zamienił się w „przytulisko” dla polskiej ludności napływowej wysiedlanej z Kresów Wschodnich oraz Polski Centralnej. Tak oto do miasta gotyckich kościołów i radykalnej koncepcji urbanistycznej, realizowanej przez dwie pierwsze dekady XX stulecia pod okiem niemieckiego architekta i polityka Maxa Berga (przypomnę: najsłynniejsza jego budowla to Hala Stulecia z 1924 roku wpisana na listę światowego dziedzictwa UNESCO), przybyli ludzie z zupełnie innymi tradycjami i estetyczną wizją. Trochę trwało, zanim na Ziemiach Odzyskanych udało się uporządkować zamęt, ustały międzyludzkie konflikty, zabliźniły się rany osobiste. Jednak pod koniec lat 50. nastąpiła prawdziwa erupcja twórczej inwencji, i to w różnych dyscyplinach. Wrocławski tygiel wydał twórcze owoce rzutujące na całą rodzimą kulturę, a także na plan ogólnoświatowy.

 

Zaczęło się w Laboratorium

Awangarda nie uznawała ograniczeń gatunkowych. Jedna dziedzina i zrodzone w jej obrębie koncepcje promieniowały na inne pola kreacji. Znamienny przykład – pokrewieństwo teatru eksperymentalnego i performance’ów. Toteż zanim dojdziemy do najbardziej dziś rozpoznawalnego wrocławskiego interdyscyplinarnego działania – Pomarańczowej Alternatywy – warto przywołać wcześniejszy wrocławski fenomen, także trudny do ujęcia w jednogatunkowe ramy. Instytut Badania Metody Aktorskiej, czyli Teatr Laboratorium Jerzego Grotowskiego. Zjawisko, które podbiło świat. Połowa lat 60., premiery dwóch kolejnych wariantów „Księcia niezłomnego” w reżyserii Jerzego Grotowskiego. W 1967 roku Grotowski z zespołem prezentują kilka pokazów zamkniętych spektaklu (zarzuconego) „Ewangelie”. Etiudy obrazujące życie Jezusa i współczesny wymiar postawy chrześcijańskiej to jednak wstrząs w dobie PRL-u. Przedstawienie, choć niedoprowadzone do finału, znajduje kontynuację w przełomowym dziele Grotowskiego – „Apocalypsis cum figuris”, w którym teksty z Biblii zderzały się z cytatami z Fiodora Dostojewskiego, Thomasa Stearnsa Eliota i Simone Weil. Laboratorium robi światową karierę, choć aktorzy (zwłaszcza Ryszard Cieślak) płacą za to najwyższą cenę. To właśnie ta ekstaza, przekraczanie granic sacrum i profanum, zacierania podziału pomiędzy twórcą i odbiorcą, stały się znakiem rozpoznawczym kreacji znad Odry. Grotowski od 1973 roku przedsiębrał otwarte dla każdego projekty treningowo-performatywne, na które zjeżdżali uczestnicy z całego świata. Dziewięć lat później, podczas stanu wojennego, mistrz wyemigrował do Stanów Zjednoczonych. Jednak jego doświadczenia – choć nie w tak ekstremalnej formie – podejmowali inni artyści, którym na pozór daleko było do Laboratorium.

 

Trochę klasyki

Lata 60. i 70. to był czas, kiedy nie kasa, lecz prywatne kontakty decydowały o profilu i randze zbiorów narodowych muzeów. We Wrocławiu tamtych lat rolę arbitra pełnił Mariusz Hermansdorfer (urodzony w 1940 roku we Lwowie), wieloletni dyrektor Muzeum Narodowego. Kierował placówką przez 30 lat (1983–2013), lecz jego estetyczne decyzje wyznaczyły profil MNW już dekadę wcześniej, kiedy pełnił funkcję kustosza działu sztuki współczesnej. Na tamte czasy – prawdziwy wizjoner, nieunikający ryzyka kupowania dzieł młodych/nieznanych artystów. Hermansdorfer stworzył od podstaw jedną z najwybitniejszych kolekcji polskiej sztuki współczesnej, wówczas powstającej na bieżąco. Odmiennie niż inni dyrektorzy nie ograniczał się do zakupów pojedynczych obiektów, nie bał się kupować większych ciągów, bo widział w tym historyczny sens – dzięki czemu Wrocław może poszczycić się niemal gotowymi zestawami do wystaw indywidualnych. Magdalena Abakanowicz, Władysław Hasior, Jan Tarasin, Jerzy Nowosielski, Jerzy Kalina… to tylko ci najsławniejsi, bez których trudno wyobrazić sobie panoramę współczesnej sztuki polskiej. „To dzięki niemu istnieje Muzeum Narodowe, Panorama Racławicka i Muzeum Etnograficzne, a także Pawilon Czterech Kopuł, z unikalną kolekcją polskiej sztuki współczesnej” – wspominano zasługi Hermansdorfera. Taaa… Przypominam tę postać i jego dokonania, bo to jeden z ważniejszych punktów panoramy wrocławskiej kultury. Nie dla wszystkich oczywisty.

 

Guru awangardy

Dekadę starszy był Jerzy Ludwiński. Urodzony w 1930 roku we wsi Zakrzówek w Lubelskiem, w latach 1950–1955 studiował historię sztuki na KUL – a był to czas stalinizmu, od którego co bardziej niezależne umysły uciekały na humanistyczne wydziały Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego. Trudno to sobie dziś wyobrazić: apogeum socrealizmu, a oni tam knują, snują swoje wizje, pod prąd ówczesnej doktrynie, bez strachu. Ludwiński pełnił wiele ról: teoretyka i współzałożyciela Grupy „Zamek”, redaktora (w „Strukturach”, lata 1959–1961, potem w „Odrze”), organizatora sympozjum w Puławach „Sztuka w zmieniającym się świecie” (1966). Najważniejsze: przeprowadzka do Wrocławia i organizacja Galerii Pod Moną Lizą oraz Ośrodka Dokumentacji Sztuki. Zdaniem wielu to tam narodził się polski konceptualizm. Kiedy teraz o tym myślę, to uważam, że było to zjawisko zbieżne, a nawet wyprzedzające „ducha czasów”. W PRL-u stan posiadania większości rodaków był raczej skromny – a konceptualizm (sztuka koncepcji) współgrał z materialnym ubóstwem obywateli swym „nieistnieniem”. Niestety, filozoficzno-teoretyczny podkład tych „projektów” często zamieniał się w niby-intelektualny bełkot. Ale słuchano tego z otwartymi gębami: raptem dekadę po socu brzmiało to jak eksplozja twórczej wolności.

 

Architektura, rysunek, polityka

Długo by wyliczać, co „jedyne w Polsce” zlokalizowane było/jest we Wrocławiu. Wymienię Muzeum Architektury (data założenia 1965 rok), gdzie poza wystawami odbywały się parateatralne eventy (spektakle Cricot 2 Tadeusza Kantora, Teatru Ósmego Dnia, Teatru

Gardzienice czy Sceny Plastycznej KUL). I z innej sfery – koncerty Wratislavia Cantas, kolejnej wizytówki nadodrzańskiego miasta. Było jeszcze coś, o czym trochę zapomniano: pierwszy w Polsce konkurs dedykowany rysunkowi – najpierw w skali ogólnopolskiej (1965), od 1974 roku przekształcony w Międzynarodowe Triennale Rysunku. Ostatnia edycja odbyła się w 1995 roku, ale co tam się działo, co się działo! To znów była wylęgarnia sztuki konceptualnej, niepokornej, nietradycyjnej. A lista uczestniczących w niej gwiazd byłaby dziś przedmiotem zazdrości najbardziej prestiżowych muzeów świata – Christo, Herman Nitsch, Marlene Dumas, A.R. Penck, Valie Export, Nancy Spero… i wielu innych. Pamiętam przełomową, trzecią edycję triennale – kilka dni przed ogłoszeniem stanu wojennego, od 30 listopada 1981 roku. Czy wyczuwało się zagrożenie? W oparach konceptualizmu – niekoniecznie.

 

Zrób to sam

Jak wiadomo, za PRL-u plakat urósł do pozycji naszej narodowej specjalności. Ten gatunek miał lokalne odnogi – także we Wrocławiu (trzon stanowiła „czwórka wrocławska”: Jan Jaromir Aleksiun, Jerzy Czerniawski, Jan Sawka, Eugeniusz Get-Stankiewicz). Co zadziwiające, w przeciwieństwie do konceptualnych trendów w nadodrzańskim afiszu dominowała stylistyka poetycko-surrealistyczna. Był wyjątek: Get-Stankiewicz, urodzony w 1942 roku w Oszmianie na Wileńszczyźnie. Człowiek instytucja. Sceptyk, filozof, fenomen manualizmu (rysunek, miedzioryt, odręczne pisanie), gigantyczne poczucie humoru i autoironii. Związany z ruchem Solidarności, laureat nagrody Komitetu Kultury Niezależnej „Solidarność” za lata 1981-1982. Jego bodaj najsłynniejszym, a z pewnością najbardziej nośnym dziełem jest malutka kompozycja, ledwie 93 cm wysokości i 65 szerokości. Tytuł „Zrób to sam” z 1976 roku nawiązywał do popularnych zestawów „brikolażowych” dla młodzieży – z tym że w tym przypadku majsterkowiczem miał/mógł być każdy. W pudełko-zestawie Get umieścił krzyż, figurkę Chrystusa, młotek i gwoździe. Plus tytuł-instrukcję. Mało jest prac równie wymownych, a syntetycznych w formie. Oraz tak ponadczasowych.

 

Żaden luksus, tylko papier toaletowy

W stanie wojennym – o paradoksie! – kwitła sztuka niezależna. Wrocław miał swoich protagonistów, wywodzących się z kilku źródeł: konceptualizmu, plakatowego skrótu, buntowniczego undergroundu i… teatru.

Pod koniec 1982 roku ukazał się pierwszy numer ręcznie wykonanego studenckiego fanzina „Luxus” w nakładzie trzech egzemplarzy. Formalnie tak zatytułowana grupa artystyczna zaistniała dopiero od 1983 roku (funkcjonowała do 1995 roku), a i to pewności nie ma, bo członkowie nie postrzegali siebie jako artystycznej formacji, lecz jako zespół uprawiający „działalność towarzyską”, wdającą się w dyskusje i organizującą wystawy. A także wydającą magazyn „Luxus”. I tu znów pojawiają się interdyscyplinarne konotacje: związki z grupami muzycznymi jak Klaus Mitffoch, Kormorany, Miki Mousoleum. Co do ogólnego klimatu „Luxus” miał wiele wspólnego z Pomarańczową Alternatywą (i działalnością „Majora” Waldemara Fydrycha): zgrywuśny, wymuszony uśmiech klauna połączony z grymasem rozpaczy. I determinacją: dobra, idziemy na rympał, rzeczywistość jest zbyt surrealistyczna, żeby się nią przejmować. Z rozlicznych akcji Pomarańczowej Alternatywy zapamiętałam „Papier toaletowy” (1987), podczas której ten powszechnie pożądany towar wydzielany był każdemu po identycznym kawałku. Pod hasłem „Niech sprawiedliwość zacznie się od papieru”. Jestem za.



 

Polecane
Emerytury
Stażowe