Krzysztof "Toyah" Osiejuk: O wiecznej skuteczności modlitwy i ludziach z pistoletami

Jak wszyscy widzimy, wspomniane wyżej towarzystwo ożywiło się do tego stopnia, że powołało do życia kolejny „obywatelski”, byt, tym razem pod nazwą „Obywatele RP”, który z autentycznym hukiem postanowił wyprzeć z Krakowskiego Przedmieścia ludzi czczących pamięć poległych w Smoleńsku, i w ten sposób zainaugurować obchody kolejnej rocznicy wprowadzenia Stanu Wojennego, tym razem pod hasłem „Precz z kaczyzmem”. Jednocześnie przy tym tu i ówdzie pojawiają się dziwni panowie z pistoletami i zaczynają nimi niebezpiecznie pomachiwać.
 Krzysztof "Toyah" Osiejuk: O wiecznej skuteczności modlitwy i ludziach z pistoletami
/ screen FB
      


     Dziś proponuję tekst wspomnieniowy, a to z dwóch powodów. Przede wszystkim mija pierwszy pełny rok, jak nie musimy się już dłużej zadręczać terrorem władzy Bronisława Komorowskiego i Platformy Obywatelskiej, i wydaje mi się, że przydałoby się jakoś ten czas uczcić. Po drugie natomiast, jak wszyscy widzimy, wspomniane wyżej towarzystwo ożywiło się do tego stopnia, że powołało do życia kolejny „obywatelski”, byt, tym razem pod nazwą „Obywatele RP”, który z autentycznym hukiem postanowił wyprzeć z Krakowskiego Przedmieścia ludzi czczących pamięć poległych w Smoleńsku, i w ten sposób zainaugurować obchody kolejnej rocznicy wprowadzenia Stanu Wojennego, tym razem pod hasłem „Precz z kaczyzmem”. Jednocześnie przy tym tu i ówdzie pojawiają się dziwni panowie z pistoletami i zaczynają nimi niebezpiecznie pomachiwać.
     W tej sytuacji pomyślałem sobie, że dobrze by było przypomnieć dziś już nieco zwietrzałą postać byłego wiceprzewodniczącego Platformy Obywatelskiej, Janusza Palikota, który u szczytu swojej politycznej kariery, opublikował na swoim blogu pewien komiks. Jak mówię, pisałem już o tym wcześniej, jednak, jak się domyślam, przez autentyczny natłok podobnych gestów ze strony ówczesnej władzy, podana przeze mnie informacja w owym zgiełku zginęła. Mam dziś nadzieję, że może tym razem znajdziemy chwilę, by to coś skomentować.
 
       Niewątpliwą zasługą pewnego naszego kolegi było to, że jako pierwszy z nas, z czystej miłości do wiedzy i do nauki, wlazł na blog Palikota i dokonał tak zwanego rekonesansu. Jestem bezwzględnie przekonany – i to niezależnie od tego, co sobie niektórzy z nas myślą – że gdyby nie on i nie ten jego gest, bylibyśmy dziś znacznie dalej niż jesteśmy. Jeśli idzie natomiast o mnie, próbowałem tu już raz zwrócić uwagę na to coś, co zostało nam odsłonięte, ale najwidoczniej albo nikt na tę informacje nie zechciał zwrócić uwagi, albo może i sobie ją zwrócił, tyle że – co jest akurat bardzo prawdopodobne – uznał, że zajmowanie się Palikotem jest powyżej jego godności, co akurat w tym wypadku – przy całym szacunku – uważam za wyjątkowo niemądre.
       A zatem, tyle gdy idzie o zasługi kolegów. Przejdźmy zatem do moich. Otóż ja postanowiłem zająć się dziś Palikotem – nie tyle jako przypadkiem, lecz zaledwie znakiem i symbolem – po to choćby, żeby spróbować zamknąć pewien rozdział naszych zainteresowań polską polityką, a może raczej tym, co się powszechnie nazywa polityką, a w rzeczywistości jest najczarniejszą opresją. Nie będę podawał linka do interesującej nas dziś internetowej strony, nawet nie dlatego, żeby nie nabijać Palikotowi licznika, ani też nie po to, żeby się nim nie zajmować więcej niż trzeba, ale zwyczajnie dlatego, że to jest zupełnie niepotrzebne. Proszę tam nawet nie zaglądać. Druk jest tak mały, że ledwo co widać, rysunki takie sobie, a resztę ja Wam opowiem.
       Chodzi mianowicie o to, że Janusz Palikot na swoim blogu uznał za interesujące opublikować stary, z całą pewnością jeszcze sprzed Katastrofy, komiks wyprodukowany przez jakiegoś Dąbrowskiego. Piszę „z całą pewnością”, choć właściwie w tej samej chwili przyszło mi do głowy, że wcale niekoniecznie. Może się okazać, że Palikot ów komiks, w tej właśnie postaci, zamówił u znajomego sobie artysty dziś, bo choć, jak już wiemy, życie przerosło wszelkie ludzkie zło, pokusa zrobienia kolejnego psikusa mogła być zbyt silna. Zwłaszcza dla kogoś takiego jak Palikot. Opublikował więc on ten komiks, który najogólniej rzecz ujmując opisuje taką oto sytuację. Jest rok 2014. W Polsce pełnię władzy dzierżą bracia Kaczyńscy. Lech Kaczyński jest prezydentem, a Jarosław naczelnikiem państwa. Okazuje się, że jeszcze w 2010 roku była szansa, żeby ich obu zamordować, ale kiedy już polewano ich benzyną i miano podpalić, pojawili się komandosi i obu uratowali. W 2011 roku były wybory, które mogły sprawy pozytywnie rozstrzygnąć, ale wybuchła tzw. afera Gowina, która utopiła Platformę Obywatelską. Poszło o to, że na tydzień przed wyborami okazało się, że Gowin ma jakiś majątek, na którym trzyma małe chińskie dzieci, zakute w łańcuchy, które wykorzystuje seksualnie. No i to pogrążyło Platformę i dało władzę PiS-owi. Niezadowoleni z takiego obrotu sprawy Polacy wywołali powstanie, które przerodziło się w krwawą i okrutną rzeź. Palikot, ołówkiem swojego pisarza, opisuje jak to powstańcy „Beatkę Kępę gwałcili młotem pneumatycznym i w końcu żywcem spalili pod Syrenką”, „Krzysia Putrę utopili w sedesie w Łazienkach”, a Zbigniewa Ziobrę ciągnięto na łańcuchu przez całe miasto za samochodem, by w końcu go zrzucić z Pałacu Kultury. Na szczęście, gdy było już naprawdę ciężko, do akcji wkroczyli z jednej strony zakopiańscy górale, a z drugiej gruzińscy żołnierze spec-służb i zaprowadzili porządek.
       To wszystko są wspomnienia, jakimi Lech Jarosław i Kaczyńscy się dzielą, siedząc w Pałacu Prezydenckim przy kominku i jedząc ciasteczka. Na lwach stojących przed Pałacem ludzie po kryjomu wymalowali obelżywe napisy, wokół panuje strach i noc, a oni siedzą w fotelach i jedzą te ciasteczka. W pewnym momencie do pokoju wpada wybijając szybę jakiś pakunek. Bracia się cieszą, bo wierzą, że to Pan Bóg wysłuchał ich modlitw i w nagrodę natchnął ludzi taką wdzięcznością, że ci przysłali im kolejną porcję ciastek. Tymczasem chwilę później eksploduje bomba i Lech i Jarosław Kaczyńscy giną rozerwani na strzępy. Całość, zatytułowaną „Nieświęty Mikołaj, czyli ostateczne rozwiązanie”, wieńczy napis „happy end”.
      Jak mówię, komiks ten został prawdopodobnie napisany jeszcze przed śmiercią Lecha Kaczyńskiego, stanowiąc wyłącznie zupełnie niezwykłe czy to zaklęcie, czy wręcz cudownie skuteczną modlitwę do Szatana, choć biorę też pod uwagę, że to mogło być specjalne zamówienie dnia dzisiejszego. O tym akurat też mogłoby świadczyć to, że wśród osób tam wymienionych, aż cztery zginęły w katastrofie pod Smoleńskiem – w tym, co bardzo znamienne, Przemysław Gosiewski, którego wyobraźnia czy to Palikota, czy tego drugiego, kazała „powiesić na jelitach”. Od pewnego czasu – a gdy idzie o mnie, właściwie od pierwszego dnia po Katastrofie – pojawiają się opinie, że to ta nienawiść, którą uruchomił System w ramach projektu mającego na celu zniszczenie jednej z partii politycznych, doprowadziła do śmierci Prezydenta i innych. Nawet nie drogą jakichś praktycznych gestów czy posunięć, ale przy pomocy słowa, które stało się ciałem. Zwykłego słowa. To tu to tam słychać zdanie, że czasem słowo potrafi nabrać takiej mocy, że się materializuje w postaci eksplozji dobra, bądź też eksplozji zła. Chrześcijanie nazywają to skutecznością modlitwy. W odpowiedzi na te sugestie, wielu ludzi wpada w autentyczne oburzenie i zadaje pytania typu: „A gdzie dowody?”, albo „To kto konkretnie ich zabił?”, lub wreszcie „Czy słowo może zabić?” To ostatnie pytanie pojawiło się wczoraj w ustach Konrada Piaseckiego skierowanych do Pawła Kowala. Kowal odpowiedział, że tak, że słowo potrafi zabić.
        Jeśli zatem komiks, o którym dziś rozmawiamy, rzeczywiście powstał przed 10 kwietnia, możemy powtórzyć za Kowalem: Tak. Słowo zabija. A ja od siebie dodam raz jeszcze: Tak. Modlitwy są wysłuchiwane. Wszystkie. Przez Boga, względnie przez Szatana.
       Co natomiast, jeśli powstał teraz, jako tęsknota za modlitwą, która nie została wypowiedziana? Jako wściekłość twórcy, że było już tak blisko do prawdziwego dzieła sztuki, i ktoś nagle wręcz z ręki mu wyrwał najpiękniejszy z pomysłów. I staje się już wyłącznie ową desperacka próbą powtórzenia wszystkiego jeszcze raz, od samego początku. Żeby można było w spokoju i z rosnącą satysfakcją odtworzyć na swój własny użytek przebieg całego tego procesu unicestwiania tego czegośmy zawsze szczerze nienawidzili. Wtedy już więc mamy Janusza Palikota, Platformę Obywatelską i cały System, którego oni stanowią najpiękniejszą i najmocniejszą część. W tym bowiem komiksie znajduje się całość tego projektu, który nas tak z każdym nowym dniem dręczy po to, by w końcu nas zabić. I nie ma uczciwej możliwości, żeby ktoś z nich przyszedł i nam powiedział, że to jest wyłącznie margines i przykry wypadek, że życie toczy się daleko poza tymi ekscesami, że Palikot  to ktoś kto już tak naprawdę nawet nie jest częścią Platformy, ktoś kto zawsze był jakimś tam ekscentrycznym politykiem spod Lublina, no a poza tym, kto z nas bez winy, niech rzuci kamieniem.
      Kiedy zaczynając pisać ten tekst wspomniałem coś o zamykaniu pewnego rozdziału, chodziło mi o to, że w pewnym sensie, od czasu gdy poznaliśmy ten akurat wpis na blogu Janusza Palikota, nic nie jest takie samo. Ani ten świński ryj, ani gadanie o alkoholizmie Lecha Kaczyńskiego, ani jego odpowiedzialności za Smoleńsk, ani apele o usunięcie tych zwłok z Wawelu nie mają najmniejszego znaczenia. Liczy się już w tej chwili wyłącznie ten bardzo zabawny obraz Przemysława Gosiewskiego powieszonego „za flaki” na pobliskim drzewie. Może być nawet na brzozie. I też bez znaczenia już jest, czy ten obraz był już modlitwą, czy dopiero tylko pełną refleksji potrzebą rozkoszowania się sukcesem. To jest i już pozostanie na zawsze. Jako znak i dowód. I żadne nowe słowa i nowe zaklęcia tego nie zmienią. Będzie już tylko to.
      Powiem jeszcze jaśniej, o co mi chodzi. Wspomniałem wcześniej o wczorajszej rozmowie Konrada Piaseckiego z Pawłem Kowalem. Piasecki bardzo Kowala naciskał, żeby ten wyjaśnił, dlaczego Jarosław Kaczyński porzucił język zgody i porozumienia na rzecz tego co wypowiada dziś. Skąd w ustach polityków Prawa i Sprawiedliwości tyle złych emocji, czemu wciąż słychać tylko oskarżenia i jakieś niepoparte niczym insynuacje? Co się stało z Jarosławem Kaczyńskim? Czemu nie można się zająć normalną zwykłą polityką, zamiast wciąż roztrząsać jakieś i tak nie do wyjaśnienia kwestie techniczne? Dziś w „Rzeczpospolitej”, Joanna Kluzik-Rostkowska idzie jeszcze dalej. Mówi mianowicie, że o ile na początku myślała, że zachowanie Jarosława Kaczyńskiego to wynik traumy, to dziś już sama nie wie. Mój serdeczny kolega Michał Dembiński na tym blogu zarzuca mi, że ja kpię z Tuska, podczas gdy sam narzekam na to, że inni nabijają się z Kaczyńskiego.
      Otóż ja wszystkim im mam do powiedzenia tylko jedno. Modlitwy zostały wysłuchane. Tak czy inaczej. Zostały wysłuchane. Wyżej przedstawiłem na to dowód. Wszystko co mi macie do powiedzenia w kwestii traum, elegancji i jej braku, właśnie przestało mnie interesować.
      Przeczytałem po latach tamten tekst raz jeszcze i nagle sobie zdałem sprawę, że jedynym powodem, dlaczego on wówczas nie wywołał ogólnopolskiej debaty (przypominam, że Palikot opublikował ów komiks jako wiceprzewodniczący rządzącej partii) musiało być to, że każdy kto go czytał, uznał, że to się nie zdarzyło i że to z mojej strony taka ironia. Otóż nie. To się autentycznie zdarzyło, a w dodatku fakt, że nikogo to nie obeszło, świadczy wyłącznie o tym, że na tle całej reszty, to faktycznie nie było nic takiego. Może rzeczywiście. Zachęcam do oceny.
 
Powyższy tekst stanowi jeden z rozdziałów mojej książki „Palimy licho, czyli o TymKtóryNiePrzepuszczaŻadnejOkazji”. Do kupienia w naszej księgarni pod adresem http://coryllus.pl/?wpsc-product=palimy-licho-czyli-o-tymktorynigdynieprzepuszczazadnejokazji.  Do Świąt jeszcze trochę zostało. Zachęcam do kupowania prezentów.
 

 

POLECANE
IMGW wydał komunikat na Wielkanoc. Oto co nas czeka z ostatniej chwili
IMGW wydał komunikat na Wielkanoc. Oto co nas czeka

Instytut Meteorologii i Gospodarki Wodnej poinformował, że w niedzielę wielkanocną temperatura maksymalna wyniesie do 24 st. C na zachodzie i południu Polski oraz na Górnym Śląsku. W świąteczny poniedziałek na zachodzie przelotny deszcz, a na południowym zachodzie możliwe burze.

Jak przełamać antykulturę? Konferencja w Warszawie już 10 maja! Wiadomości
Jak przełamać antykulturę? Konferencja w Warszawie już 10 maja!

Zapraszamy Państwa bardzo serdecznie na specjalną konferencję „Jak przełamać antykulturę? W drugą rocznicę śmierci śp. Krzysztofa Karonia”, która odbędzie się w sobotę 10 maja 2025 roku w godzinach 10.00-20.00 w Hotelu Gromada Centrum w Warszawie (ul. Plac Powstańców Warszawy 2).

Zełenski składa propozycję Putinowi ws. rozejmu z ostatniej chwili
Zełenski składa propozycję Putinowi ws. rozejmu

Jeśli rozejm wielkanocny stanie się faktem, Ukraina proponuje, by trwał nie tylko do niedzieli, a został przedłużony – napisał na platformie X prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski po ogłoszeniu przez Rosję rozejmu z okazji Wielkanocy, który ma obowiązywać przez 30 godzin od sobotniego popołudnia.

Prezes PiS złożył życzenia na Wielkanoc. Mówił także o ciemnych chmurach nad Polską Wiadomości
Prezes PiS złożył życzenia na Wielkanoc. Mówił także o "ciemnych chmurach nad Polską"

Wesołych świąt, wielkiego szczęścia, wszystkiego co dobre – życzył w sobotę prezes PiS Jarosław Kaczyński. Dodał, że obecnie nad Polską mamy ciemne chmury i trudny czas, dlatego życzy każdemu z osobna i wszystkim naraz, by ten czas się skończył.

Kibice Widzewa zwrócili się do Trzaskowskiego. Wymowny transparent gorące
Kibice Widzewa zwrócili się do Trzaskowskiego. Wymowny transparent

W sobotę Widzew Łódź uległ na własnym stadionie Motorowi Lublin 1:2. Największe emocje wzbudził jednak wymowny transparent kibiców: "Każdy głos na Rafała od normalnej Polski nas oddala".

Nawet Wielkiej Soboty TVP w likwidacji nie przepuści. Kurski nie przebierał w słowach gorące
"Nawet Wielkiej Soboty TVP w likwidacji nie przepuści". Kurski nie przebierał w słowach

Jacek Kurski oskarża neo-TVP Info o manipulację i przypisywanie mu nieprawdziwych cytatów. To odpowiedź na słowa dziennikarza RMF24 Krzysztofa Berendy.

Komunikat dla mieszkańców Lublina z ostatniej chwili
Komunikat dla mieszkańców Lublina

Z powodu awarii urządzeń sterowania ruchem kolejowym nieprzejezdna jest stacja Lublin – poinformowały w sobotę po południu PKP PLK. Niektóre pociągi mają około dwóch godzin opóźnienia.

Tragedia w Warszawie. Motocyklista wjechał w ludzi z ostatniej chwili
Tragedia w Warszawie. Motocyklista wjechał w ludzi

W sobotę w Marysinie Wawerskim na ul. Korkowej motocyklista potrącił dwie osoby przechodzące przez jezdnię. W wyniku zdarzenia zmarł pieszy. Motocyklista i piesza trafili do szpitala. Ulica jest zablokowana. Autobusy linii 115 i 173 jeżdżą objazdami.

Gratka dla miłośników seriali. Hit lat 90. powraca Wiadomości
Gratka dla miłośników seriali. Hit lat 90. powraca

Ta wiadomość to prawdziwa gratka dla fanów seriali. Już niedługo hit lat 90. wróci na ekrany.

Czekaliście? Paluszki Beskidzkie wróciły gorące
Czekaliście? Paluszki Beskidzkie wróciły

Serowo-cebulowe Paluszki Beskidzkie wróciły po pożarze zakładu Aksam. Kultowa przekąska znów jest dostępna.

REKLAMA

Krzysztof "Toyah" Osiejuk: O wiecznej skuteczności modlitwy i ludziach z pistoletami

Jak wszyscy widzimy, wspomniane wyżej towarzystwo ożywiło się do tego stopnia, że powołało do życia kolejny „obywatelski”, byt, tym razem pod nazwą „Obywatele RP”, który z autentycznym hukiem postanowił wyprzeć z Krakowskiego Przedmieścia ludzi czczących pamięć poległych w Smoleńsku, i w ten sposób zainaugurować obchody kolejnej rocznicy wprowadzenia Stanu Wojennego, tym razem pod hasłem „Precz z kaczyzmem”. Jednocześnie przy tym tu i ówdzie pojawiają się dziwni panowie z pistoletami i zaczynają nimi niebezpiecznie pomachiwać.
 Krzysztof "Toyah" Osiejuk: O wiecznej skuteczności modlitwy i ludziach z pistoletami
/ screen FB
      


     Dziś proponuję tekst wspomnieniowy, a to z dwóch powodów. Przede wszystkim mija pierwszy pełny rok, jak nie musimy się już dłużej zadręczać terrorem władzy Bronisława Komorowskiego i Platformy Obywatelskiej, i wydaje mi się, że przydałoby się jakoś ten czas uczcić. Po drugie natomiast, jak wszyscy widzimy, wspomniane wyżej towarzystwo ożywiło się do tego stopnia, że powołało do życia kolejny „obywatelski”, byt, tym razem pod nazwą „Obywatele RP”, który z autentycznym hukiem postanowił wyprzeć z Krakowskiego Przedmieścia ludzi czczących pamięć poległych w Smoleńsku, i w ten sposób zainaugurować obchody kolejnej rocznicy wprowadzenia Stanu Wojennego, tym razem pod hasłem „Precz z kaczyzmem”. Jednocześnie przy tym tu i ówdzie pojawiają się dziwni panowie z pistoletami i zaczynają nimi niebezpiecznie pomachiwać.
     W tej sytuacji pomyślałem sobie, że dobrze by było przypomnieć dziś już nieco zwietrzałą postać byłego wiceprzewodniczącego Platformy Obywatelskiej, Janusza Palikota, który u szczytu swojej politycznej kariery, opublikował na swoim blogu pewien komiks. Jak mówię, pisałem już o tym wcześniej, jednak, jak się domyślam, przez autentyczny natłok podobnych gestów ze strony ówczesnej władzy, podana przeze mnie informacja w owym zgiełku zginęła. Mam dziś nadzieję, że może tym razem znajdziemy chwilę, by to coś skomentować.
 
       Niewątpliwą zasługą pewnego naszego kolegi było to, że jako pierwszy z nas, z czystej miłości do wiedzy i do nauki, wlazł na blog Palikota i dokonał tak zwanego rekonesansu. Jestem bezwzględnie przekonany – i to niezależnie od tego, co sobie niektórzy z nas myślą – że gdyby nie on i nie ten jego gest, bylibyśmy dziś znacznie dalej niż jesteśmy. Jeśli idzie natomiast o mnie, próbowałem tu już raz zwrócić uwagę na to coś, co zostało nam odsłonięte, ale najwidoczniej albo nikt na tę informacje nie zechciał zwrócić uwagi, albo może i sobie ją zwrócił, tyle że – co jest akurat bardzo prawdopodobne – uznał, że zajmowanie się Palikotem jest powyżej jego godności, co akurat w tym wypadku – przy całym szacunku – uważam za wyjątkowo niemądre.
       A zatem, tyle gdy idzie o zasługi kolegów. Przejdźmy zatem do moich. Otóż ja postanowiłem zająć się dziś Palikotem – nie tyle jako przypadkiem, lecz zaledwie znakiem i symbolem – po to choćby, żeby spróbować zamknąć pewien rozdział naszych zainteresowań polską polityką, a może raczej tym, co się powszechnie nazywa polityką, a w rzeczywistości jest najczarniejszą opresją. Nie będę podawał linka do interesującej nas dziś internetowej strony, nawet nie dlatego, żeby nie nabijać Palikotowi licznika, ani też nie po to, żeby się nim nie zajmować więcej niż trzeba, ale zwyczajnie dlatego, że to jest zupełnie niepotrzebne. Proszę tam nawet nie zaglądać. Druk jest tak mały, że ledwo co widać, rysunki takie sobie, a resztę ja Wam opowiem.
       Chodzi mianowicie o to, że Janusz Palikot na swoim blogu uznał za interesujące opublikować stary, z całą pewnością jeszcze sprzed Katastrofy, komiks wyprodukowany przez jakiegoś Dąbrowskiego. Piszę „z całą pewnością”, choć właściwie w tej samej chwili przyszło mi do głowy, że wcale niekoniecznie. Może się okazać, że Palikot ów komiks, w tej właśnie postaci, zamówił u znajomego sobie artysty dziś, bo choć, jak już wiemy, życie przerosło wszelkie ludzkie zło, pokusa zrobienia kolejnego psikusa mogła być zbyt silna. Zwłaszcza dla kogoś takiego jak Palikot. Opublikował więc on ten komiks, który najogólniej rzecz ujmując opisuje taką oto sytuację. Jest rok 2014. W Polsce pełnię władzy dzierżą bracia Kaczyńscy. Lech Kaczyński jest prezydentem, a Jarosław naczelnikiem państwa. Okazuje się, że jeszcze w 2010 roku była szansa, żeby ich obu zamordować, ale kiedy już polewano ich benzyną i miano podpalić, pojawili się komandosi i obu uratowali. W 2011 roku były wybory, które mogły sprawy pozytywnie rozstrzygnąć, ale wybuchła tzw. afera Gowina, która utopiła Platformę Obywatelską. Poszło o to, że na tydzień przed wyborami okazało się, że Gowin ma jakiś majątek, na którym trzyma małe chińskie dzieci, zakute w łańcuchy, które wykorzystuje seksualnie. No i to pogrążyło Platformę i dało władzę PiS-owi. Niezadowoleni z takiego obrotu sprawy Polacy wywołali powstanie, które przerodziło się w krwawą i okrutną rzeź. Palikot, ołówkiem swojego pisarza, opisuje jak to powstańcy „Beatkę Kępę gwałcili młotem pneumatycznym i w końcu żywcem spalili pod Syrenką”, „Krzysia Putrę utopili w sedesie w Łazienkach”, a Zbigniewa Ziobrę ciągnięto na łańcuchu przez całe miasto za samochodem, by w końcu go zrzucić z Pałacu Kultury. Na szczęście, gdy było już naprawdę ciężko, do akcji wkroczyli z jednej strony zakopiańscy górale, a z drugiej gruzińscy żołnierze spec-służb i zaprowadzili porządek.
       To wszystko są wspomnienia, jakimi Lech Jarosław i Kaczyńscy się dzielą, siedząc w Pałacu Prezydenckim przy kominku i jedząc ciasteczka. Na lwach stojących przed Pałacem ludzie po kryjomu wymalowali obelżywe napisy, wokół panuje strach i noc, a oni siedzą w fotelach i jedzą te ciasteczka. W pewnym momencie do pokoju wpada wybijając szybę jakiś pakunek. Bracia się cieszą, bo wierzą, że to Pan Bóg wysłuchał ich modlitw i w nagrodę natchnął ludzi taką wdzięcznością, że ci przysłali im kolejną porcję ciastek. Tymczasem chwilę później eksploduje bomba i Lech i Jarosław Kaczyńscy giną rozerwani na strzępy. Całość, zatytułowaną „Nieświęty Mikołaj, czyli ostateczne rozwiązanie”, wieńczy napis „happy end”.
      Jak mówię, komiks ten został prawdopodobnie napisany jeszcze przed śmiercią Lecha Kaczyńskiego, stanowiąc wyłącznie zupełnie niezwykłe czy to zaklęcie, czy wręcz cudownie skuteczną modlitwę do Szatana, choć biorę też pod uwagę, że to mogło być specjalne zamówienie dnia dzisiejszego. O tym akurat też mogłoby świadczyć to, że wśród osób tam wymienionych, aż cztery zginęły w katastrofie pod Smoleńskiem – w tym, co bardzo znamienne, Przemysław Gosiewski, którego wyobraźnia czy to Palikota, czy tego drugiego, kazała „powiesić na jelitach”. Od pewnego czasu – a gdy idzie o mnie, właściwie od pierwszego dnia po Katastrofie – pojawiają się opinie, że to ta nienawiść, którą uruchomił System w ramach projektu mającego na celu zniszczenie jednej z partii politycznych, doprowadziła do śmierci Prezydenta i innych. Nawet nie drogą jakichś praktycznych gestów czy posunięć, ale przy pomocy słowa, które stało się ciałem. Zwykłego słowa. To tu to tam słychać zdanie, że czasem słowo potrafi nabrać takiej mocy, że się materializuje w postaci eksplozji dobra, bądź też eksplozji zła. Chrześcijanie nazywają to skutecznością modlitwy. W odpowiedzi na te sugestie, wielu ludzi wpada w autentyczne oburzenie i zadaje pytania typu: „A gdzie dowody?”, albo „To kto konkretnie ich zabił?”, lub wreszcie „Czy słowo może zabić?” To ostatnie pytanie pojawiło się wczoraj w ustach Konrada Piaseckiego skierowanych do Pawła Kowala. Kowal odpowiedział, że tak, że słowo potrafi zabić.
        Jeśli zatem komiks, o którym dziś rozmawiamy, rzeczywiście powstał przed 10 kwietnia, możemy powtórzyć za Kowalem: Tak. Słowo zabija. A ja od siebie dodam raz jeszcze: Tak. Modlitwy są wysłuchiwane. Wszystkie. Przez Boga, względnie przez Szatana.
       Co natomiast, jeśli powstał teraz, jako tęsknota za modlitwą, która nie została wypowiedziana? Jako wściekłość twórcy, że było już tak blisko do prawdziwego dzieła sztuki, i ktoś nagle wręcz z ręki mu wyrwał najpiękniejszy z pomysłów. I staje się już wyłącznie ową desperacka próbą powtórzenia wszystkiego jeszcze raz, od samego początku. Żeby można było w spokoju i z rosnącą satysfakcją odtworzyć na swój własny użytek przebieg całego tego procesu unicestwiania tego czegośmy zawsze szczerze nienawidzili. Wtedy już więc mamy Janusza Palikota, Platformę Obywatelską i cały System, którego oni stanowią najpiękniejszą i najmocniejszą część. W tym bowiem komiksie znajduje się całość tego projektu, który nas tak z każdym nowym dniem dręczy po to, by w końcu nas zabić. I nie ma uczciwej możliwości, żeby ktoś z nich przyszedł i nam powiedział, że to jest wyłącznie margines i przykry wypadek, że życie toczy się daleko poza tymi ekscesami, że Palikot  to ktoś kto już tak naprawdę nawet nie jest częścią Platformy, ktoś kto zawsze był jakimś tam ekscentrycznym politykiem spod Lublina, no a poza tym, kto z nas bez winy, niech rzuci kamieniem.
      Kiedy zaczynając pisać ten tekst wspomniałem coś o zamykaniu pewnego rozdziału, chodziło mi o to, że w pewnym sensie, od czasu gdy poznaliśmy ten akurat wpis na blogu Janusza Palikota, nic nie jest takie samo. Ani ten świński ryj, ani gadanie o alkoholizmie Lecha Kaczyńskiego, ani jego odpowiedzialności za Smoleńsk, ani apele o usunięcie tych zwłok z Wawelu nie mają najmniejszego znaczenia. Liczy się już w tej chwili wyłącznie ten bardzo zabawny obraz Przemysława Gosiewskiego powieszonego „za flaki” na pobliskim drzewie. Może być nawet na brzozie. I też bez znaczenia już jest, czy ten obraz był już modlitwą, czy dopiero tylko pełną refleksji potrzebą rozkoszowania się sukcesem. To jest i już pozostanie na zawsze. Jako znak i dowód. I żadne nowe słowa i nowe zaklęcia tego nie zmienią. Będzie już tylko to.
      Powiem jeszcze jaśniej, o co mi chodzi. Wspomniałem wcześniej o wczorajszej rozmowie Konrada Piaseckiego z Pawłem Kowalem. Piasecki bardzo Kowala naciskał, żeby ten wyjaśnił, dlaczego Jarosław Kaczyński porzucił język zgody i porozumienia na rzecz tego co wypowiada dziś. Skąd w ustach polityków Prawa i Sprawiedliwości tyle złych emocji, czemu wciąż słychać tylko oskarżenia i jakieś niepoparte niczym insynuacje? Co się stało z Jarosławem Kaczyńskim? Czemu nie można się zająć normalną zwykłą polityką, zamiast wciąż roztrząsać jakieś i tak nie do wyjaśnienia kwestie techniczne? Dziś w „Rzeczpospolitej”, Joanna Kluzik-Rostkowska idzie jeszcze dalej. Mówi mianowicie, że o ile na początku myślała, że zachowanie Jarosława Kaczyńskiego to wynik traumy, to dziś już sama nie wie. Mój serdeczny kolega Michał Dembiński na tym blogu zarzuca mi, że ja kpię z Tuska, podczas gdy sam narzekam na to, że inni nabijają się z Kaczyńskiego.
      Otóż ja wszystkim im mam do powiedzenia tylko jedno. Modlitwy zostały wysłuchane. Tak czy inaczej. Zostały wysłuchane. Wyżej przedstawiłem na to dowód. Wszystko co mi macie do powiedzenia w kwestii traum, elegancji i jej braku, właśnie przestało mnie interesować.
      Przeczytałem po latach tamten tekst raz jeszcze i nagle sobie zdałem sprawę, że jedynym powodem, dlaczego on wówczas nie wywołał ogólnopolskiej debaty (przypominam, że Palikot opublikował ów komiks jako wiceprzewodniczący rządzącej partii) musiało być to, że każdy kto go czytał, uznał, że to się nie zdarzyło i że to z mojej strony taka ironia. Otóż nie. To się autentycznie zdarzyło, a w dodatku fakt, że nikogo to nie obeszło, świadczy wyłącznie o tym, że na tle całej reszty, to faktycznie nie było nic takiego. Może rzeczywiście. Zachęcam do oceny.
 
Powyższy tekst stanowi jeden z rozdziałów mojej książki „Palimy licho, czyli o TymKtóryNiePrzepuszczaŻadnejOkazji”. Do kupienia w naszej księgarni pod adresem http://coryllus.pl/?wpsc-product=palimy-licho-czyli-o-tymktorynigdynieprzepuszczazadnejokazji.  Do Świąt jeszcze trochę zostało. Zachęcam do kupowania prezentów.
 


 

Polecane
Emerytury
Stażowe