Krzysztof Wyszkowski w 2003r.: Twórcza rola WZZ w powstaniu Solidarności jest ignorowana w historii

Kuroń przyjechał do Gdańska jako działacz struktury opozycyjnej, a działał niczym wysłannik zorganizowanego przez władze sztabu kryzysowego – z KRZYSZTOFEM WYSZKOWSKIM, współtwórcą Wolnych Związków Zawodowych Wybrzeża, rozmawia Waldemar Żyszkiewicz
 Krzysztof Wyszkowski w 2003r.: Twórcza rola WZZ w powstaniu Solidarności jest ignorowana w historii
/ Krzysztof Wyszkowski, screen YT
– O Komitecie Obrony Robotników wszyscy słyszeli. Solidarność to polski fenomen społeczny znany w całym świecie. Ale poprzedzający ją ruch na rzecz Wolnych Związków Zawodowych został praktycznie zapomniany. Dlaczego tak się stało?
 
– Międzyzakładowe Komitety Strajkowe, które w sierpniu 1980 roku kierowały wielkim pokojowym buntem Polaków i doprowadziły do zawarcia tzw. umów społecznych, utworzono na Śląsku, w Gdańsku i Szczecinie, czyli tam i tylko tam, gdzie od 1978 roku powstawały Komitety Wolnych Związków Zawodowych. Czy to przypadek? Strajki wybuchały przecież już wcześniej, jak choćby w Lublinie. Ośrodki wielkoprzemysłowe były liczne. W Nowej Hucie czy Warszawie działaczy nie brakowało. Dlaczego np. Bujak z Janasem nie założyli w Ursusie MKS z jakimś szerszym programem? A więc może to nie przypadek?
 
– Raczej wyraźna współzależność!
 
– Ale bardzo niewygodna dla podręcznikowych wykładni najnowszej historii Polski, które ignorują twórczą rolę WZZ w powstaniu Solidarności. A przecież kluczowy dla sierpniowego przełomu strajk w Gdańsku wymyślili, przygotowali i rozpoczęli działacze WZZ, którzy wprawdzie w dniach 15 i 16 sierpnia stracili nad nim kontrolę, ale odzyskali ją z chwilą powołania Międzyzakładowego Komitetu Strajkowego i uzyskania większości w prezydium MKS.
 
– Może więc zazdrość o autorstwo? Sukces, a powstanie Solidarności niewątpliwie nim było, miewa wielu ojców.
 
– I wtedy, i później powody ignorowania roli WZZ były znacznie poważniejszej natury. Interpretacja, według której strajki sierpniowe to tylko kolejny spontaniczny sprzeciw robotników, działających w myśl hasła „socjalizm tak, wypaczenia nie”, bardzo odpowiadała ówczesnej władzy, która w niezależnym ruchu związkowym słusznie widziała zagrażającą swojej dominacji opozycję antysystemową, podczas gdy program lewicy korowskiej – jako przedłużenie starego sporu między Stalinem a Trockim czy Chruszczowem a Berią – był ściśle wewnątrzsystemowy. W koncepcji „spontanicznego buntu przeciw wypaczeniom” nie mieściła się również organizatorska czy przywódcza rola działaczy WZZ. Dla władzy korzystniejsza od faktów była legenda o tym, że prości ludzie na prowincji porwani nauką Kuronia i posłuszni jej wskazaniom podjęli zwycięską walkę. Mówił o tym sam Kuroń w wywiadzie z 1 września 1980, gdy Wałęsie i strajkującym na Wybrzeżu „wyznaczył” miejsce oficerów w okopach, a kierowanie protestem przypisał sobie i swemu środowisku. Cele propagandy władz i lewicy korowskiej były więc takie same – zneutralizować wpływy i zatrzeć rolę WZZ.
 
– Ale jest faktem, że lewica korowska usiłowała znaleźć przełożenie na środowiska robotnicze.
 
– Komitet Obrony Robotników, w którym od początku działały osoby z różnych środowisk – była frakcja Kuronia, ale było też niepodległościowe środowisko Macierewicza - miał swoje wielkie zasługi radomsko-ursuskie. KOR udzielił w tamtym czasie tysiącom robotników istotnej pomocy. Ale ich praca nad zbudowaniem więzi ze środowiskiem robotniczym poniosła całkowitą klęskę. W sierpniu 1980 roku ani Kuroń z Michnikiem, ani Lityński z Wujcem, całą redakcją „Robotnika” i Bujakiem nie byli w stanie niczego zrobić. Okazało się, że ludzie nie chcą już ani rad robotniczych, które proponowała strona rządowa, ani rzekomo opartych na modelu hiszpańskim komisji robotniczych, które forsowała lewica korowska. Wiele godzin przegadałem z Kuroniem, Michnikiem, Lityńskim o tym pomyśle, który przez całkowitą nieporównywalność warunków był oczywiście absurdalny. Hiszpania była przecież krajem o gospodarce kapitalistycznej i nie podlegała dyktaturze obcego mocarstwa. Dziś jasno widzę, że bez względu na nazwę, rady czy komitety, miały to być po prostu struktury wewnątrzsystemowe, dyspozycyjne wobec „centrali” i poddane kontroli awangardy klasowej: albo tej gorszej z PZPR, albo lepszej – z kuroniady.
 
– Komisja Robotnicza Hutników przy HTS istnieje do dzisiaj.
 
– Ślady tej walki o rady to nie tylko KRH w Nowej Hucie. Rady forsowano wszędzie. W Szczecinie, gdzie Jurczyk wbrew umowie zakończył strajk o dzień wcześniej, powołano do życia rady robotnicze. W Jastrzębiu ustalono, że „Zakładowe Komitety Strajkowe z chwilą zakończenia strajku przyjmą nazwę Zakładowych Komisji Robotniczych”, a „Międzyzakładowy Komitet Strajkowy z chwilą zakończenia strajku przekształca się w Międzyzakładową Komisję Robotniczą.” Ten manewr z radami nie udał się tylko w Gdańsku. Dlaczego? Bo w Gdańsku, dzięki uporczywej pracy WZZ, ludzie rozumieli już zasadniczą różnicę między radami czy komitetami robotniczymi wpisanymi w sowiecki system zniewalania ludzi, a niezależną, międzyzakładową, ponadbranżową organizacją związkową jako drogą do wolności.
 
– Komitet Wolnych Związków Zawodowych Wybrzeża, zawiązany 29 kwietnia 1978, odpowiadał na jakieś ważne zapotrzebowanie.
 
– Na przełomie lat 77/78 stało się dla nas jasne, że nie zdziałamy niczego bez własnej organizacji. Takiej z wiarygodnym programem, realizowanym w lokalnej społeczności przez wiarygodnych ludzi. I przez tych, którzy przychodzą, postrzeganej jako własna. Zrobiliśmy to i wkrótce zapukał do drzwi Lech Wałęsa. Przyszła Ania Walentynowicz. Zgłosiła się Alina Pienkowska. Właśnie te osoby, które wkrótce miały się stać głównymi działaczami ruchu, najszybciej zareagowały na powstanie nowej organizacji. Czuliśmy, że trzymamy Pana Boga za nogi. I to mocno.
 
– Na czym polegała odrębność propozycji WZZ?
 
– Różnica była fundamentalna: komisje czy rady nie wyprowadzały poza system centralizmu demokratycznego, miały być w lepszym przypadku innowacją, w gorszym – modyfikacją dotychczasowych rozwiązań; natomiast czytelne przywrócenie podziału na pracobiorców i pracodawców wprowadzało perspektywę demokracji parlamentarnej i kapitalizmu. Tego nie chcieli ani komuniści, ani lewica korowska. Ale jeszcze ważniejsze były różnice w metodach działania. Polacy wtedy doskonale już wyczuwali manipulacje i nie chcieli poprzeć niczego nad czym nie sprawowaliby pełnej bezpośredniej kontroli. A gwarancję autentyczności i niezależności dawał im tylko wolny ruch związkowy. Nic dziwnego, że kuroniada próbowała nas podporządkować. Stosowano dywersję, blokowano rozwój struktur WZZ. W sierpniu 1980 okazało się, że niewielka grupka osób z WZZ wypracowała program, z którym udało się jej lepiej trafić do 10 milionów Polaków niż do pozornie najbliższych towarzyszy wspólnej walki.
 
– Jak układały się stosunki między WZZ Wybrzeża a Ruchem Młodej Polski?
 
– Ta młodzież wydawała się nam zbyt fundamentalistyczno-narodowa. Ale to wcale nie przeszkadzało we współpracy. Mimo dezintegracyjnych działań SB, Gdańsk na tle innych regionów kraju był oazą uczciwego współdziałania pomiędzy środowiskami niezależnymi. Muszę powiedzieć, że bez ludzi z RMP wszystko byłoby znacznie słabsze i uboższe. Wtedy w sierpniu oni wykonali naprawdę wiele pracy, może nieefektownej, czysto usługowej, ale – co szczególnie chwalebne – bez żadnych prób przechwycenia kontroli.
 
– Czego pewnie nie da się powiedzieć o lewicy korowskiej?
 
– Wobec kuroniady długo mieliśmy złudzenia, bo korowskie środowisko w Gdańsku było głęboko antykomunistyczne, a Kuroń potrafił ukrywać rzeczywiste motywy swoich działań. Nie wiedzieliśmy, że to typowa leninowska jaczejka, składająca się z kadrowej partii wewnętrznej oraz otaczającego ją środowiska tzw. pożytecznych idiotów. Dlatego początkowo nawet nie zauważaliśmy różnicy między środowiskiem Kuronia a środowiskiem Macierewicza. Ale nawet, gdy już ją dostrzegliśmy, nie przyszło nam do głowy, że lewica korowska jest zdolna do sojuszy, nie tylko zresztą taktycznych, z PZPR. Jeżeli komunikaty korowskie apelowały: „zakładajcie WZZ i Komisje Robotnicze”, to myśmy sądzili, że oni nas popierają, a te „Komisje” są tylko pustym gadaniem. Naprawdę znaczyło to jednak, że Kuroń wstawiał tam swoje „Komisje Robotnicze”, a Macierewicz dodawał „WZZ”. Wewnętrzna sprzeczność? Oczywiście, bo nie można być jednocześnie antykomunistą i piewcą ulepszonego socjalizmu. Co gorsza, również inne środowiska, które zgłaszały wtedy rzekomą wolę pomocy, robiły rzeczy, do których dobrze pasują nazwy „spisek” czy „manipulacja”. Do dziś nie wiadomo, skąd pochodziła i czemu miała służyć inicjatywa tzw. ekspertów. Z lektury najnowszego numeru Więzi wynika, że Tadeusz Mazowiecki nie pamięta już, skąd się wziął (tylko poprawiony przez niego) tekst apelu intelektualistów do władz, który w 1980 uzasadniał przyjazd Mazowieckiego i Geremka do strajkujących stoczniowców. A przecież napisali go Artur Hajnicz z Bogdanem Gotowskim. Teraz „postępowi intelektualiści” o tym milczą, najwidoczniej w przekonaniu, że to strasznie kompromitujące.
 
– Kiedy wreszcie stracił pan złudzenia?
 
– Późno, bo nie brałem wtedy pod uwagę trwałego porażenia złem, jakie zostawia w człowieku zaangażowanie w leninizm. To, że podczas strajku tzw. doradcy usilnie namawiali nas do rezygnacji z prawa do tworzenia wolnych związków zawodowych (postulat nr 1), przypisywaliśmy tylko ich brakowi wyczucia. Kuroń, który gardził robotnikami (bo ci jakoby wypalili się klasowo) i szukał swego miejsca w ruchu chłopskim, po podpisaniu porozumień sierpniowych przyjechał do Gdańska, rozłożył ręce i powiedział: „Krzysiu, przepraszam, pomyliłem się!” Przywiózł wtedy ze sobą Helenę Łuczywo, którą zaproponował na redaktor naczelną Solidarności, ale pisma przechwycić im się nie udało. Kuroń przywiózł też wręcz zbrodniczy koncept zniszczenia dzieła strajku. Gdyby ten program, podobno własnego autorstwa, zdołał przeforsować, nowe organizacje związkowe zostałyby podporządkowane odnowionym Radom Zakładowym i nie mogłyby samodzielnie podejmować decyzji o strajku!
 
– Czy należy sądzić, że program układał ktoś inny?
 
– Kuroń przyjechał do Gdańska z chytrze skonstruowanym planem działania, który (przyjęty) zniweczyłby nasze długotrwale starania. Przyjechał jako działacz niezależnej struktury opozycyjnej, a działał niczym wysłannik jakiegoś powołanego przez władze sztabu kryzysowego. Ustalenie źródeł koncepcji nałożenia Solidarności kagańca powinno być jednym z pilniejszych zadań badawczych dla historyków IPN.
 
– Zwłaszcza że w wydanej w III RP książce „Wiara i wina” Kuroń kreował się na współautora idei tworzenia wolnego ruchu związkowego.
 
– Motywy tego kłamstwa są oczywiste. „Autorstwo” idei WZZ czyni go „ojcem założycielem” Solidarności, a w konsekwencji uzasadnia jego miejsce przy „okrągłym stole”. W sierpniu 1980 roku i władze, i lewica korowska, i tzw. eksperci mieli wspólny program. Za wszelką cenę nie dopuścić do powstania prawdziwie wolnej organizacji związków zawodowych. Ale to się nie udało, dlatego potrzebny był stan wojenny. Podkreśla się dziś chętnie, że bez stanu wojennego nie byłoby „okrągłego stołu”. Owszem, bez czołgów i ZOMO, bez zniszczenia pierwszej Solidarności, nie udałoby się przerobić Kuronia, Geremka, Michnika czy Mazowieckiego, na przywódców narodu i Solidarności, bo przed 13 grudnia 1981 oni wcale takiej pozycji nie zajmowali. Panu prof. Kieresowi, prezesowi IPN, należą się wielkie podziękowania za decyzję o podjęciu badań i zorganizowaniu sesji naukowej poświęconej Wolnym Związkom Zawodowym Wybrzeża. Jeśli Solidarność powstała tam, gdzie działały WZZ, to znaczy, że stanowią one fundament polskiego ruchu wolnościowego. Wyjaśnienie relacji pomiędzy nimi a działającymi wówczas ugrupowaniami politycznymi, może stać się początkiem odkrywania prawdziwej historii najnowszej naszego kraju. Z osobistego dostępu do archiwum IPN wiem, że dotarcie do tej prawdy jest możliwe. I że ona potrafi być wstrząsająca.


„Tygodnik Solidarność” nr 41, z 10 października 2003

 

POLECANE
Reakcja Polaków na zbrodnię migranta w Toruniu jest obserwowana. I ten egzamin oblaliśmy. Pozamiatane gorące
Reakcja Polaków na zbrodnię migranta w Toruniu jest obserwowana. I ten egzamin oblaliśmy. Pozamiatane

Dziś w nocy mija tydzień od okrutnego ataku wenezuelskiego migranta na Polkę w Toruniu. Do tej pory nie zabierałem w tej sprawie głosu. Bo czekałem. Obserwowałem, jaki rezonans wywoła w Polsce ta straszliwa zbrodnia.

Samuel Pereira: Dziś Lech Kaczyński, podobnie jak jego brat Jarosław, obchodziłby 76. urodziny tylko u nas
Samuel Pereira: Dziś Lech Kaczyński, podobnie jak jego brat Jarosław, obchodziłby 76. urodziny

To są ważne rocznice dla państwa, narodu, ale i te osobiste, które dotyczą jednej (w tym wypadku dwóch osób), a jednocześnie nas wszystkich. Dziś jest jeden z takich dni. Śp. prezydent Lech Kaczyński rozumiał i kochał Polskę.

Nadzy Etiopczycy biegali po Lubinie. Ślady skrępowania z ostatniej chwili
Nadzy Etiopczycy biegali po Lubinie. "Ślady skrępowania"

14 czerwca 2025 r. nad ranem na ul. Legnickiej w Lubinie policjanci zatrzymali dwóch nagich Etiopczyków. Mężczyźni mieli ślady na nadgarstkach, które mogą sugerować wcześniejsze skrępowanie.

Szok w Pałacu Buckingham. Księżna Kate zdecydowała z ostatniej chwili
Szok w Pałacu Buckingham. Księżna Kate zdecydowała

Księżna Kate Middleton rezygnuje z Royal Ascot 2025, nadal dochodząc do siebie po leczeniu raka – poinformował Pałac Kensington.

Oświadczenie I prezes SN: Nieodpowiedzialne zachowanie Giertycha nie opóźni rozpoznania protestów wyborczych z ostatniej chwili
Oświadczenie I prezes SN: Nieodpowiedzialne zachowanie Giertycha nie opóźni rozpoznania protestów wyborczych

Sąd Najwyższy stanowczo odpiera zarzuty Romana Giertycha, który 18 czerwca – jak pisze pierwsza prezes SN – próbował wymóc dostęp do akt sprawy, w której nie jest stroną. Małgorzata Manowska wyjaśnia, że interwencja poselska i ustawa o informacji publicznej nie dają takich uprawnień.

Anonimowy Sędzia: Karol wygrał. Płacz i zgrzytanie zębów. Adaś spakował szczoteczkę tylko u nas
Anonimowy Sędzia: Karol wygrał. Płacz i zgrzytanie zębów. Adaś spakował szczoteczkę

No i po wyborach. Karol – wygrał. Płacz i zgrzytanie zębów... Tli się nadzieja na powtórkę wysyłają starych profesorów i sędziów z demencją, żeby tłumaczyli w TVN-ie, że wybory sfałszowane i trzeba powtórzyć... Wszystko się nie zgadza... Justycjanie już mieli obiecane stołki jak wyrzucą neonów, a tu co? Neony jak siedziały tak siedzą.

Kulisy RBN: Andrzej Duda się wściekł, takiego Tuska jeszcze nie widziałem z ostatniej chwili
Kulisy RBN: Andrzej Duda się wściekł, takiego Tuska jeszcze nie widziałem

– Prezydent Andrzej Duda był wściekły na słowa premiera Donalda Tuska o ponownym przeliczeniu głosów oddanych w wyborach prezydenckich – powiedział w środę poseł Marek Jakubiak. – Prezydent sprowadził Tuska na ziemię – dodał.

Protesty wyborcze. Bodnar żąda wyłączenia wszystkich sędziów z ostatniej chwili
Protesty wyborcze. Bodnar żąda wyłączenia wszystkich sędziów

Adam Bodnar uderza w Izbę Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych – minister sprawiedliwości chce wyłączenia wszystkich jej sędziów z rozpoznawania protestów wyborczych.

Zakaz sprzedaży e-papierosów. Jest decyzja prezydenta z ostatniej chwili
Zakaz sprzedaży e-papierosów. Jest decyzja prezydenta

Prezydent podpisał zakaz sprzedaży wszystkich e-papierosów i woreczków nikotynowych nieletnim. Przepisy wejdą w życie po upływie 14 dni od dnia ogłoszenia w Dzienniku Ustaw.

Protesty wyborcze. Sąd Najwyższy podał liczbę z ostatniej chwili
Protesty wyborcze. Sąd Najwyższy podał liczbę

Do Sądu Najwyższego wpłynęło około 30 tys. protestów wyborczych. 9,2 tys. z nich zostało już zarejestrowanych – przekazała w środę po południu Monika Drwal z zespołu prasowego SN.

REKLAMA

Krzysztof Wyszkowski w 2003r.: Twórcza rola WZZ w powstaniu Solidarności jest ignorowana w historii

Kuroń przyjechał do Gdańska jako działacz struktury opozycyjnej, a działał niczym wysłannik zorganizowanego przez władze sztabu kryzysowego – z KRZYSZTOFEM WYSZKOWSKIM, współtwórcą Wolnych Związków Zawodowych Wybrzeża, rozmawia Waldemar Żyszkiewicz
 Krzysztof Wyszkowski w 2003r.: Twórcza rola WZZ w powstaniu Solidarności jest ignorowana w historii
/ Krzysztof Wyszkowski, screen YT
– O Komitecie Obrony Robotników wszyscy słyszeli. Solidarność to polski fenomen społeczny znany w całym świecie. Ale poprzedzający ją ruch na rzecz Wolnych Związków Zawodowych został praktycznie zapomniany. Dlaczego tak się stało?
 
– Międzyzakładowe Komitety Strajkowe, które w sierpniu 1980 roku kierowały wielkim pokojowym buntem Polaków i doprowadziły do zawarcia tzw. umów społecznych, utworzono na Śląsku, w Gdańsku i Szczecinie, czyli tam i tylko tam, gdzie od 1978 roku powstawały Komitety Wolnych Związków Zawodowych. Czy to przypadek? Strajki wybuchały przecież już wcześniej, jak choćby w Lublinie. Ośrodki wielkoprzemysłowe były liczne. W Nowej Hucie czy Warszawie działaczy nie brakowało. Dlaczego np. Bujak z Janasem nie założyli w Ursusie MKS z jakimś szerszym programem? A więc może to nie przypadek?
 
– Raczej wyraźna współzależność!
 
– Ale bardzo niewygodna dla podręcznikowych wykładni najnowszej historii Polski, które ignorują twórczą rolę WZZ w powstaniu Solidarności. A przecież kluczowy dla sierpniowego przełomu strajk w Gdańsku wymyślili, przygotowali i rozpoczęli działacze WZZ, którzy wprawdzie w dniach 15 i 16 sierpnia stracili nad nim kontrolę, ale odzyskali ją z chwilą powołania Międzyzakładowego Komitetu Strajkowego i uzyskania większości w prezydium MKS.
 
– Może więc zazdrość o autorstwo? Sukces, a powstanie Solidarności niewątpliwie nim było, miewa wielu ojców.
 
– I wtedy, i później powody ignorowania roli WZZ były znacznie poważniejszej natury. Interpretacja, według której strajki sierpniowe to tylko kolejny spontaniczny sprzeciw robotników, działających w myśl hasła „socjalizm tak, wypaczenia nie”, bardzo odpowiadała ówczesnej władzy, która w niezależnym ruchu związkowym słusznie widziała zagrażającą swojej dominacji opozycję antysystemową, podczas gdy program lewicy korowskiej – jako przedłużenie starego sporu między Stalinem a Trockim czy Chruszczowem a Berią – był ściśle wewnątrzsystemowy. W koncepcji „spontanicznego buntu przeciw wypaczeniom” nie mieściła się również organizatorska czy przywódcza rola działaczy WZZ. Dla władzy korzystniejsza od faktów była legenda o tym, że prości ludzie na prowincji porwani nauką Kuronia i posłuszni jej wskazaniom podjęli zwycięską walkę. Mówił o tym sam Kuroń w wywiadzie z 1 września 1980, gdy Wałęsie i strajkującym na Wybrzeżu „wyznaczył” miejsce oficerów w okopach, a kierowanie protestem przypisał sobie i swemu środowisku. Cele propagandy władz i lewicy korowskiej były więc takie same – zneutralizować wpływy i zatrzeć rolę WZZ.
 
– Ale jest faktem, że lewica korowska usiłowała znaleźć przełożenie na środowiska robotnicze.
 
– Komitet Obrony Robotników, w którym od początku działały osoby z różnych środowisk – była frakcja Kuronia, ale było też niepodległościowe środowisko Macierewicza - miał swoje wielkie zasługi radomsko-ursuskie. KOR udzielił w tamtym czasie tysiącom robotników istotnej pomocy. Ale ich praca nad zbudowaniem więzi ze środowiskiem robotniczym poniosła całkowitą klęskę. W sierpniu 1980 roku ani Kuroń z Michnikiem, ani Lityński z Wujcem, całą redakcją „Robotnika” i Bujakiem nie byli w stanie niczego zrobić. Okazało się, że ludzie nie chcą już ani rad robotniczych, które proponowała strona rządowa, ani rzekomo opartych na modelu hiszpańskim komisji robotniczych, które forsowała lewica korowska. Wiele godzin przegadałem z Kuroniem, Michnikiem, Lityńskim o tym pomyśle, który przez całkowitą nieporównywalność warunków był oczywiście absurdalny. Hiszpania była przecież krajem o gospodarce kapitalistycznej i nie podlegała dyktaturze obcego mocarstwa. Dziś jasno widzę, że bez względu na nazwę, rady czy komitety, miały to być po prostu struktury wewnątrzsystemowe, dyspozycyjne wobec „centrali” i poddane kontroli awangardy klasowej: albo tej gorszej z PZPR, albo lepszej – z kuroniady.
 
– Komisja Robotnicza Hutników przy HTS istnieje do dzisiaj.
 
– Ślady tej walki o rady to nie tylko KRH w Nowej Hucie. Rady forsowano wszędzie. W Szczecinie, gdzie Jurczyk wbrew umowie zakończył strajk o dzień wcześniej, powołano do życia rady robotnicze. W Jastrzębiu ustalono, że „Zakładowe Komitety Strajkowe z chwilą zakończenia strajku przyjmą nazwę Zakładowych Komisji Robotniczych”, a „Międzyzakładowy Komitet Strajkowy z chwilą zakończenia strajku przekształca się w Międzyzakładową Komisję Robotniczą.” Ten manewr z radami nie udał się tylko w Gdańsku. Dlaczego? Bo w Gdańsku, dzięki uporczywej pracy WZZ, ludzie rozumieli już zasadniczą różnicę między radami czy komitetami robotniczymi wpisanymi w sowiecki system zniewalania ludzi, a niezależną, międzyzakładową, ponadbranżową organizacją związkową jako drogą do wolności.
 
– Komitet Wolnych Związków Zawodowych Wybrzeża, zawiązany 29 kwietnia 1978, odpowiadał na jakieś ważne zapotrzebowanie.
 
– Na przełomie lat 77/78 stało się dla nas jasne, że nie zdziałamy niczego bez własnej organizacji. Takiej z wiarygodnym programem, realizowanym w lokalnej społeczności przez wiarygodnych ludzi. I przez tych, którzy przychodzą, postrzeganej jako własna. Zrobiliśmy to i wkrótce zapukał do drzwi Lech Wałęsa. Przyszła Ania Walentynowicz. Zgłosiła się Alina Pienkowska. Właśnie te osoby, które wkrótce miały się stać głównymi działaczami ruchu, najszybciej zareagowały na powstanie nowej organizacji. Czuliśmy, że trzymamy Pana Boga za nogi. I to mocno.
 
– Na czym polegała odrębność propozycji WZZ?
 
– Różnica była fundamentalna: komisje czy rady nie wyprowadzały poza system centralizmu demokratycznego, miały być w lepszym przypadku innowacją, w gorszym – modyfikacją dotychczasowych rozwiązań; natomiast czytelne przywrócenie podziału na pracobiorców i pracodawców wprowadzało perspektywę demokracji parlamentarnej i kapitalizmu. Tego nie chcieli ani komuniści, ani lewica korowska. Ale jeszcze ważniejsze były różnice w metodach działania. Polacy wtedy doskonale już wyczuwali manipulacje i nie chcieli poprzeć niczego nad czym nie sprawowaliby pełnej bezpośredniej kontroli. A gwarancję autentyczności i niezależności dawał im tylko wolny ruch związkowy. Nic dziwnego, że kuroniada próbowała nas podporządkować. Stosowano dywersję, blokowano rozwój struktur WZZ. W sierpniu 1980 okazało się, że niewielka grupka osób z WZZ wypracowała program, z którym udało się jej lepiej trafić do 10 milionów Polaków niż do pozornie najbliższych towarzyszy wspólnej walki.
 
– Jak układały się stosunki między WZZ Wybrzeża a Ruchem Młodej Polski?
 
– Ta młodzież wydawała się nam zbyt fundamentalistyczno-narodowa. Ale to wcale nie przeszkadzało we współpracy. Mimo dezintegracyjnych działań SB, Gdańsk na tle innych regionów kraju był oazą uczciwego współdziałania pomiędzy środowiskami niezależnymi. Muszę powiedzieć, że bez ludzi z RMP wszystko byłoby znacznie słabsze i uboższe. Wtedy w sierpniu oni wykonali naprawdę wiele pracy, może nieefektownej, czysto usługowej, ale – co szczególnie chwalebne – bez żadnych prób przechwycenia kontroli.
 
– Czego pewnie nie da się powiedzieć o lewicy korowskiej?
 
– Wobec kuroniady długo mieliśmy złudzenia, bo korowskie środowisko w Gdańsku było głęboko antykomunistyczne, a Kuroń potrafił ukrywać rzeczywiste motywy swoich działań. Nie wiedzieliśmy, że to typowa leninowska jaczejka, składająca się z kadrowej partii wewnętrznej oraz otaczającego ją środowiska tzw. pożytecznych idiotów. Dlatego początkowo nawet nie zauważaliśmy różnicy między środowiskiem Kuronia a środowiskiem Macierewicza. Ale nawet, gdy już ją dostrzegliśmy, nie przyszło nam do głowy, że lewica korowska jest zdolna do sojuszy, nie tylko zresztą taktycznych, z PZPR. Jeżeli komunikaty korowskie apelowały: „zakładajcie WZZ i Komisje Robotnicze”, to myśmy sądzili, że oni nas popierają, a te „Komisje” są tylko pustym gadaniem. Naprawdę znaczyło to jednak, że Kuroń wstawiał tam swoje „Komisje Robotnicze”, a Macierewicz dodawał „WZZ”. Wewnętrzna sprzeczność? Oczywiście, bo nie można być jednocześnie antykomunistą i piewcą ulepszonego socjalizmu. Co gorsza, również inne środowiska, które zgłaszały wtedy rzekomą wolę pomocy, robiły rzeczy, do których dobrze pasują nazwy „spisek” czy „manipulacja”. Do dziś nie wiadomo, skąd pochodziła i czemu miała służyć inicjatywa tzw. ekspertów. Z lektury najnowszego numeru Więzi wynika, że Tadeusz Mazowiecki nie pamięta już, skąd się wziął (tylko poprawiony przez niego) tekst apelu intelektualistów do władz, który w 1980 uzasadniał przyjazd Mazowieckiego i Geremka do strajkujących stoczniowców. A przecież napisali go Artur Hajnicz z Bogdanem Gotowskim. Teraz „postępowi intelektualiści” o tym milczą, najwidoczniej w przekonaniu, że to strasznie kompromitujące.
 
– Kiedy wreszcie stracił pan złudzenia?
 
– Późno, bo nie brałem wtedy pod uwagę trwałego porażenia złem, jakie zostawia w człowieku zaangażowanie w leninizm. To, że podczas strajku tzw. doradcy usilnie namawiali nas do rezygnacji z prawa do tworzenia wolnych związków zawodowych (postulat nr 1), przypisywaliśmy tylko ich brakowi wyczucia. Kuroń, który gardził robotnikami (bo ci jakoby wypalili się klasowo) i szukał swego miejsca w ruchu chłopskim, po podpisaniu porozumień sierpniowych przyjechał do Gdańska, rozłożył ręce i powiedział: „Krzysiu, przepraszam, pomyliłem się!” Przywiózł wtedy ze sobą Helenę Łuczywo, którą zaproponował na redaktor naczelną Solidarności, ale pisma przechwycić im się nie udało. Kuroń przywiózł też wręcz zbrodniczy koncept zniszczenia dzieła strajku. Gdyby ten program, podobno własnego autorstwa, zdołał przeforsować, nowe organizacje związkowe zostałyby podporządkowane odnowionym Radom Zakładowym i nie mogłyby samodzielnie podejmować decyzji o strajku!
 
– Czy należy sądzić, że program układał ktoś inny?
 
– Kuroń przyjechał do Gdańska z chytrze skonstruowanym planem działania, który (przyjęty) zniweczyłby nasze długotrwale starania. Przyjechał jako działacz niezależnej struktury opozycyjnej, a działał niczym wysłannik jakiegoś powołanego przez władze sztabu kryzysowego. Ustalenie źródeł koncepcji nałożenia Solidarności kagańca powinno być jednym z pilniejszych zadań badawczych dla historyków IPN.
 
– Zwłaszcza że w wydanej w III RP książce „Wiara i wina” Kuroń kreował się na współautora idei tworzenia wolnego ruchu związkowego.
 
– Motywy tego kłamstwa są oczywiste. „Autorstwo” idei WZZ czyni go „ojcem założycielem” Solidarności, a w konsekwencji uzasadnia jego miejsce przy „okrągłym stole”. W sierpniu 1980 roku i władze, i lewica korowska, i tzw. eksperci mieli wspólny program. Za wszelką cenę nie dopuścić do powstania prawdziwie wolnej organizacji związków zawodowych. Ale to się nie udało, dlatego potrzebny był stan wojenny. Podkreśla się dziś chętnie, że bez stanu wojennego nie byłoby „okrągłego stołu”. Owszem, bez czołgów i ZOMO, bez zniszczenia pierwszej Solidarności, nie udałoby się przerobić Kuronia, Geremka, Michnika czy Mazowieckiego, na przywódców narodu i Solidarności, bo przed 13 grudnia 1981 oni wcale takiej pozycji nie zajmowali. Panu prof. Kieresowi, prezesowi IPN, należą się wielkie podziękowania za decyzję o podjęciu badań i zorganizowaniu sesji naukowej poświęconej Wolnym Związkom Zawodowym Wybrzeża. Jeśli Solidarność powstała tam, gdzie działały WZZ, to znaczy, że stanowią one fundament polskiego ruchu wolnościowego. Wyjaśnienie relacji pomiędzy nimi a działającymi wówczas ugrupowaniami politycznymi, może stać się początkiem odkrywania prawdziwej historii najnowszej naszego kraju. Z osobistego dostępu do archiwum IPN wiem, że dotarcie do tej prawdy jest możliwe. I że ona potrafi być wstrząsająca.


„Tygodnik Solidarność” nr 41, z 10 października 2003


 

Polecane
Emerytury
Stażowe