Rosemann: Aborcja jest vege
Zdecydowałem się zając tym osobliwym coming outem panny Przybysz wcale nie po przeczytaniu tego najświeższego wywiadu z nią a przypomnianego przy okazji przez kogoś innej rozmowy z nią, noszącej tytuł „Nie ma mięsa w moim domu”. Dotyczy on, mówiąc ogólnie i w sporym uproszczeniu, sfery ducha Natalii Przybysz. Tu taka dygresja, gdy znalazłem rozmowę w sieci, z rozpędu przeczytałem tytuł „Nie ma miejsca w moim domu” i jakoś mi to się dopasowało do jej ostatnich wynurzeń. O jej 60 metrach kwadratowych.
W domu Natalii Przybysz nie ma mięsa bo jest ona weganka a reszta jej domowników jest wegetraianami. Przejście pani Natalii od wegetarianizmu do weganizmu dokonało się gdy dowiedziała się ona jaki los czeka nieprzydatne na kurzych farmach kurczęta. „… dowiedziałam się, że kury czy krowy, które są już niepotrzebne do produkcji jaj i mleka, też idą pod nóż. Z kolei małe kurczaczki, które nie są w stanie dawać jajek, są po prostu mielone na żywca.”* wyjaśnia Natalia Przybysz.
Wzruszyłbym się pewnie wrażliwością panny Natalii gdybym o niej przeczytał wcześniej niż o tym jak zdecydowała się ona przemielić żywcem własne „kurczątko”.
Zostawiając Natalię Przybysz przyznam, że w jakiś sposób jestem jej wdzięczny. Od dawna zastanawiało mnie bowiem jak sobie z problemem aborcji radzą ludzie manifestujący na zewnątrz, często w sposób radykalny, sprzeciw wobec okrutnemu traktowaniu zwierząt. Tych mielonych kurczątek czy krów idących pod nóż.
Mam oczywiście znajomych wegetarian i wegan ale trochę ich lubię i na nich wolałem nie testować tego dylematu moralnego. Bo pewnie po tym ktoś kogoś zacząłby lubić mniej. Z tego powodu moja ciekawość zaspokajana był przez moje własne wyobrażenia. O fanatykach obrony życia do tego stopnia, że rezygnują nawet z mleka a zatem nie mogących godzić się na to, by rozrywać żywcem nie urodzone jeszcze dziecko.
Pani Przybysz pokazała jednak, że da się to jakoś pogodzić. Nie tylko zresztą z wegańskimi przekonaniami ale i innymi wzniosłymi poglądami.
Oczywiście ja rozumiem, że od pewnych ludzi czy też środowisk trudno oczekiwać konsekwencji. Jednak trudno pogodzić się z aż tak barbarzyńska niekonsekwencją jak ta, która każe zmieniać całe życie bo gdzieś tam mielą kurczaczki i nie zmusza do znacznie mniej poważnej zmiany jaka jest przeprowadzka nawet jeśli rezygnacja z niej wymaga przemielenia własnego dziecka.
Powiem brutalnie, że chcąc doszukać się jakiejś konsekwencji w postępowaniu Natalii Przybysz to takiej tylko, że nie ma u niej w domu tego kawałka „mięsa”, które jakiś czas nosiła w sobie.