Niemiecki historyk: Berlin wykorzystuje „kulturę pamięci”, aby blokować reparacje wojenne
Co musisz wiedzieć?
- Niemiecki historyk Karl Heinz Roth wydał książkę "Wyparte, odroczone, odrzucone"
- Książka zawiera tezę, że Niemcy używają tzw. "kultury pamięci" jako narzędzia unikania wypłaty reparacji Polsce, czy Grecji
- W książce opisane są skuteczne zabiegi, przy pomocy których zapobieżono żądaniom reparacji ze strony Grecji
- Podobne mechanizmy Niemcy budują teraz wokół Polski
Tytułowa ocena nie jest oceną polskiego „prawicowego populisty opętanego germanofobią”, ale diagnoza uznanego niemieckiego historyka Karla Heinza Rotha, współautora książki "Wyparte, odroczone, odrzucone". Niemiecki dług reparacyjny wobec Polski i Europy. To książka naukowa, która szczegółowo opisuje, dlaczego m.in. Polsce należy się zadośćuczynienie za drugą wojnę światową. Ukazała się przed kilkoma laty także w naszym kraju, dzięki Instytutowi Zachodniemu i jego ówczesnej dyrektor, dr Justynie Schulz.
Dr Roth nie pozostaje gołosłowny. Uzasadnia swoją opinię, argumentując ją konkretnymi przykładami działań Niemiec w reakcji na roszczenia reparacyjne Grecji. Przyjrzyjmy się arsenałowi niemieckiej soft power. Nie tylko zresztą soft…
Spacyfikowane żądania Grecji
W 2015 roku rząd Alexisa Tsiprasa podkreślił w exposé, że zadośćuczynienie od Niemiec za drugą wojnę światową jest jednym z jego priorytetów. Niedługo potem grecki parlament przyjął jednomyślnie rezolucję w tej sprawie, łącząc „żądanie zwrotu niemieckich długów okupacyjnych” z „oddaniem [Grecji - AD] okupów, które gmina żydowska w Salonikach musiała płacić wojskom okupacyjnym”.(O ile nie oznaczono inaczej, wszystkie cytaty w tekście pochodzą z książki Karla Heinza Rotha i Hartmuta Rübera, Wyparte, odroczone, odrzucone. Niemiecki dług reparacyjny wobec Polski i Europy, wyd. Instytut Zachodni, Zysk i spółka, strony 203 oraz 234-245. Niniejszy tekst stanowi omówienie tego fragmentu książki) Obliczono, że wartość greckich roszczeń to kilkaset miliardów euro.
Było to już kolejne podejście Grecji do tematu reparacji, ale i tym razem zostało spacyfikowane na skutek gróźb sankcji formułowanych przez „czołowych niemieckich polityków” oraz nacisków Europejskiego Banku Centralnego, Komisji Europejskiej i Międzynarodowego Funduszu Walutowego. Koniec końców Grecja na razie ugięła się i zrezygnowała z formalnego wystąpienia o reparacje, a temat miał wrócić dopiero w 2019 roku.
Co było potem?
A co się działo przez te cztery lata, kiedy nic… się nie działo?
W 2016 roku ministrowie spraw zagranicznych Grecji i Niemiec podpisali „wspólne oświadczenie, w którym (…) potwierdzili obustronną wolę ‘dążenia – poprzez konkretne gesty i znaki pojednania – do wspólnej kultury pamięci’ w celu ‘wyostrzenia’ społecznej świadomości dotyczącej zbrodni okupacyjnych popełnionych przez Wehrmacht w Grecji”. Rozmów o reparacjach nie prowadzono.
Trzeba było jednak spacyfikować też oddolne inicjatywy „społeczeństwa obywatelskiego”, tak w innych okolicznościach cenionego przez niemieckie elity. Inicjatywy te nie miały bowiem ograniczeń politycznych i aktywnie walczyły o sprawiedliwość.
"Oddolne inicjatywy"
Do takich inicjatyw należał sojusz gminy żydowskiej w Salonikach z niemiecką inicjatywą obywatelską „Pociąg Pamięci” („Zug der Erinnerung”), który zawiązał się w 2015 roku. Instytucje te wspólnymi siłami starały się o uzyskanie odszkodowań od firmy Deutsche Bahn (Koleje Niemieckie) i jej właściciela, czyli rządu federalnego. Chodziło „o zwrot kosztów transportu”, które poprzednik przedsiębiorstwa z czasów drugiej wojny światowej (Reichsbahn, Niemiecka Kolej Rzeszy) „ściągnął z żydowskich ofiar deportacji z Salonik i reszty Grecji”. Greccy Żydzi wywożeni na Zagładę do Auschwitz czy Treblinki musieli bowiem ze swojego skonfiskowanego majątku opłacać 39 reichsmarek od osoby za przejazd – po 2 fenigi za kilometr. „Pociąg Pamięci” obliczył, że przychody Niemieckiej Kolei Rzeszy z tytułu „pomocnictwa w masowym mordzie na europejskich Żydach i innych ofiarach nazizmu (…)” wyniosły – „z uwzględnieniem obecnej wartości po oprocentowaniu” blisko pół miliarda euro. Teraz starano się odzyskać choćby część tej kwoty dla gminy żydowskiej w Salonikach.
W Deutsche Bahn sojusznikom nie udało się nic zdziałać, rząd federalny oświadczył natomiast, że „nie zamierza badać przychodów osiągniętych przez Deutsche Reichsbahn w związku z deportacjami”. Jednocześnie jednak Niemcy uznały sojusz „społeczeństwa obywatelskiego” za niebezpieczny i postanowiły go rozbić.
Jeszcze do kwestii tego rozbijania wrócimy.
"Dyżurna Powstanka" w Polsce, "Dyżurny Bohater" w Grecji
A teraz przyjrzyjmy się, jak niemiecka dyplomacja wykorzystuje dla własnych celów pieczołowicie dobranych ocalałych. Znamy to też z Polski. I tak podczas obchodów rocznicy masakry dokonanej przez SS w greckim miasteczku Distomo niemiecki ambasador chciał złożyć wieniec, nie uzgodniwszy tego wcześniej z organizatorami. Kiedy wówczas zastąpiła mu drogę wcześniejsza przewodnicząca parlamentu greckiego Zoi Kontantopolou i powiedziała: „Nie ma pan do tego prawa! Musicie zapłacić ofiarom reparacje!”, jak na zamówienie „obecny tam także bohater ruchu oporu Manolis Glezos wziął ambasadora za rękę i zaprowadził go do pomnika, by ten mógł tam złożyć swój wieniec”. Argumentował to tym, że dzieci nie mogą przecież odpowiadać za winy rodziców. Dr Roth wysuwa przy tym hipotezę, że „praktykowana przez Niemców instrumentalizacja kultury pamięci w celu uniknięcia wypłaty odszkodowań zaczęła już również paraliżować opór ich dotychczasowych oponentów”.
Podobne inicjatywy i incydenty uświadomiły jednak Niemcom, że w Grecji intensywnie tyka bomba z opóźnionym zapłonem i należy pilnie przeciwdziałać jej wybuchowi.
„Wchodził zaś w grę tylko jeden możliwie efektywny kosztowo sposób postępowania – szeroka instytucjonalizacja niemiecko-greckiej kultury pamięci zgodnie z modelem, który przyjął się na początku lat dziewięćdziesiątych w stosunku do krajów Europy Wschodniej”…
Pierwsze szlaki przetarł Joachim Gauck
Niemieccy dyplomaci mieli na czym budować, pierwsze szlaki przetarł już bowiem prezydent Joachim Gauck podczas swojej wizyty w Grecji w 2014 roku. Odwiedzał miejsca pamięci i pacyfikowane wsie, mówił o swoim „głębokim szoku i podwójnym wstydzie”, w ’imieniu Niemiec prosił rodziny ocalonych o przebaczenie’. Jak wszyscy poprzednicy unikał wszelkich sformułowań, które mogłyby pociągnąć za sobą prawne roszczenia odszkodowawcze”.
Warto tu może zrobić krótką dygresję i podkreślić, że ostrożność w dobieraniu słów faktycznie nie jest u niemieckich polityków przypadkowa. W jednym z dokumentów niemieckiego MSZ z 1974 roku, także zamieszczonych w książce, czytamy:
„Z tego punktu widzenia nie do przyjęcia jest również proponowane przez Ambasadę [Niemiec w Warszawie – AD] brzmienie przesłania z okazji 30. rocznicy stłumienia Powstania Warszawskiego. Nawet jeżeli oświadczenie pana prezydenta federalnego zostanie uznane za pożyteczne i korzystne, należy pominąć odniesienie do naszej ‘szczególnej odpowiedzialności’, ponieważ na jego podstawie można byłoby wysnuć wniosek o pośredniej obietnicy zadośćuczynienia finansowego".
Milion rocznie
Wracając do prezydenta Gaucka. Podczas swojej ówczesnej wizyty w Grecji odrzucił wszelkie roszczenia reparacyjne, zaproponował natomiast powołanie m.in. Grecko-Niemieckiego Funduszu Przyszłości, który dysponując budżetem miliona euro rocznie „miałby się zajmować historycznym rozrachunkiem z niemiecką okupacją i dawać w ten sposób silny ‘sygnał współistnienia i partnerstwa’”. Między innymi chodziło o przeprowadzenie stu wywiadów z ocalonymi świadkami historii, ale także z osobami, które po wojnie „odbudowywały grecko-niemieckie relacje”. Projektem miał się opiekować uznany historyk i badacz niemieckiej okupacji Grecji, a jednocześnie… zdecydowany przeciwnik reparacji. Fundusz powstał i była to „jednostronnie niemiecka instytucja” podlegająca wyłącznie niemieckiemu MSZ i finansowana z jego budżetu. Środki przyznano pierwotnie na cztery lata. Jak zwraca uwagę dr Roth:
„Wyciągnięto więc wnioski z doświadczeń z polsko-niemiecką fundacją pojednania [Fundacja Polsko-Niemieckie Pojednanie – AD] i uznano za bezpieczniejsze, by tylko nakazywać greckim partnerom, o jaki rodzaj kultury pamięci chodzi – mianowicie o ten, który co do zasady wyklucza greckie publiczne i prywatne roszczenia odszkodowawcze (…)”.
Niemieckie pieniądze - niemiecka propaganda
Fundusz zasilał początkowo instytucje… niemieckie współpracujące z Grecją – Niemiecką Centralę Wymiany Akademickiej, Niemiecki Instytut Archeologiczny w Atenach oraz Centrum Nowoczesnej Grecji na Wolnym Uniwersytecie Berlińskim. Autor nazywa te działania „klasycznym imperializmem kulturowym”.
Potem natomiast Fundusz poszerzył działalność o organizowanie warsztatów dla młodych ludzi. Celowo zapraszano na nie „młodzież ze spacyfikowanych niegdyś wiosek, aby wyrwać ją spod wpływu tamtejszych organizacji ofiar”, a zajęcia prowadzili „animatorzy grup młodzieżowych” z bestialsko wcześniej pacyfikowanych terenów. Zasiawszy w ten sposób ziarno „pojednania”, Niemcy kontynuowali wywieranie wpływu na grecką młodzież poprzez dalsze „szkolenia” z zakresu „transferu know-how”.
Jak podkreśla dr Roth, Grecja borykała się wówczas z kryzysem i bezrobociem, szczególnie uderzającym w młodych ludzi. W związku z tym „oferty Funduszu Przyszłości sprawiały wrażenie ziemi obiecanej, a specjalnie utworzone biuro w niemieckim MSZ było zasypywane wnioskami projektowymi”. Szerokim strumieniem sypały się też propozycje etatów dla postdoktorantów w Berlinie, a Centrum Systemów Cyfrowych Wolnego Uniwersytetu Berlińskiego współtworzyło z innymi instytucjami, także w Grecji, archiwum filmowe z biografiami ocalałych, w tym wcześniejszymi zwolennikami reparacji. W znacznej mierze szefami różnego typu projektów zostali Grecy. Otwarciu archiwum nadano wysoką rangę polityczną i społeczną… Niemcom udało się nawet włączyć do projektów Funduszu niektórych ważnych przedstawicieli greckiej Narodowej Rady do spraw Rewindykacji Reparacji.
"Oszałamiający sukces"
Jak w książce zauważa dr Roth: „Sukces Funduszu Przyszłości był tak oszałamiający (…)”, że na razie można było na tym poprzestać. „Przyczyna była ewidentna: zadanie wbijania klina między organizacje ofiar a młodzież ze spacyfikowanych niegdyś wiosek było od lata 2015 roku poniekąd ‘współrealizowane’ przez Fundusz Przyszłości”.
"Cud pojednania"
Wróćmy na chwilę do kwestii rozbijania przez państwo niemieckie sojuszu między gminą żydowską w Salonikach a inicjatywą „Pociąg Pamięci”, o którym wspomnieliśmy na początku. Do zadania tego przystąpił minister do spraw europejskich Michael Roth już po utworzeniu Funduszu, czyli „po stworzeniu głównego instrumentu sterowania, służącego do budowy niemiecko-greckiej kultury pamięci”.
We wrześniu 2016 roku pojechał on do gminy żydowskiej na poufne rozmowy z jej przewodniczącym, Davidem Saltielem. W ich wyniku Roth zaoferował, że MSZ przekaże „dziesięć milionów euro na budowę Muzeum Holokaustu w Salonikach”. Niedługo potem zakończono rozmowy, a członkom gminy oznajmiono, że Frank-Walter Steinmeier, ówczesny minister spraw zagranicznych, a obecnie prezydent Niemiec, został „honorowym obywatelem gminy żydowskiej”. Liczne protesty i bojkot ceremonii nic nie dały i 4 grudnia w centralnej synagodze Steinmeier dziękował za ten „cud pojednania”. Oświadczył też, że ani on, ani inni reprezentowani przez niego Niemcy „już nigdy nie puszczą tych ‘wyciągniętych rąk’”.
"Większość członków gminy żydowskiej poczuła się zdradzona"
Jak pisze dr Roth:
„Większość członków gminy żydowskiej poczuła się wykluczona i zdradzona w kontekście testamentu swoich krewnych zamordowanych w Shoah. Ale również należący do niej historycy, którzy od lat prowadzili badania na temat zniszczenia gminy żydowskiej (…), zostali zdezawuowani”.
Zlecenie budowy muzeum otrzymał zaś bratanek szefa gminy Saltiela…
Co to oznacza dla Polski?
Zostawmy znakomitą książkę niemieckich naukowców oraz Grecję i przenieśmy się na chwilę do Polski. Nie miejmy jakichkolwiek wątpliwości! W stosunku do naszego kraju budowanie „kultury pamięci”, czyli de facto bezwzględna strategia „antyreparacyjna” ma znacznie większy zasięg niż wobec Grecji. Nieporównywalna jest bowiem skala polskich strat i roszczeń odszkodowawczych. Zbudowana oraz współtworzona przez Niemców sieć wywierania wpływu oraz przesuwania akcentów i odpowiedzialności jest gigantyczna i obrasta relacje polsko-niemieckie niczym nowotwór uniemożliwiający jakikolwiek prawdziwy dialog. Nie jest on bowiem Niemcom do niczego potrzebny, a wręcz boją się go jak ognia.
Czemu to wszystko służy?
Dlatego rozmawiają zawsze tylko we własnym, starannie dobranym gronie, które mówi to, co chcą słyszeć. Dlatego też od lat odmawiają wiarygodności Instytutowi Pamięci Narodowej, dlatego ludziom broniącym prawdy historycznej zarzucają „pisanie historii na nowo”. Wyświechtane slogany o pojednaniu i „moralnej odpowiedzialności” służą temu, byśmy nie domagali się reparacji. Temu samemu służą niezliczone niemieckie fundacje polityczne, naukowe i biznesowe, instytucje, instytuty, think-tanki czy niektóre „miejsca pamięci”, z niedawno powołanym Domem Polsko-Niemieckim w Berlinie na czele. Jak czytamy na stronie internetowej:
„Dom Polsko-Niemiecki jest najważniejszym niemieckim projektem z zakresu polityki pamięci, dotyczącym stosunków polsko-niemieckich”.2
To prawda w każdym celu. Jest to projekt czysto niemiecki, finansowany ze środków publicznych, i ewidentnie zajmuje się polityką. Jest też obecnie najważniejszą instytucją kształtującą wizerunek Polski w Niemczech. Miał stanowić jeden z elementów upamiętnienia polskich krzywd drugiej wojny światowej, obok pomnika, którego w godnej postaci nie doczekaliśmy do dziś, a tymczasem w instytucji tej Niemcy realizują, często przy udziale naszych rodaków, między innymi projekty wprost oskarżające Polaków o współudział w Zagładzie Żydów. Najbliższy ma odbyć się 25 listopada. Będzie to spotkanie poświęcone książce „Polscy burmistrzowie i Holokaust” autorstwa Grzegorza Rossolińskiego-Liebe, naukowca na Wolnym Uniwersytecie Berlińskim. Ta praca to jego habilitacja, a jej powstanie wsparł finansowo wielki biznes niemiecki w osobie Fundacji Fritza Thyssena - oto modelowy przykład współpracy państwa, świata nauki i przemysłu w budowaniu niemieckiej „kultury pamięci”!
Fritz Thyssen był nazistą
Gorzką pointą całej historii może być fakt, że Fritz Thyssen był nazistą. W 1933 roku wstąpił do NSDAP, a nawet jeśli pod koniec lat trzydziestych faktycznie stał się krytykiem Hitlera i trafił na jakiś czas do obozu koncentracyjnego, należy pamiętać, że jako jeden z czołowych niemieckich przedsiębiorców, przekonanych do idei Hitlera, od 1923 roku ogromnymi kwotami finansował jego dochodzenie i dojście do władzy. W 1939 roku otrzymał za to w nagrodę tytuł „przywódcy gospodarki obronnej” Trzeciej Rzeszy.
I na koniec jeszcze raz oddajmy głos dr. Rothowi, który przestrzega, że: „Instrumentalizacja kultury pamięci w celu odmowy odszkodowań stała się ważnym elementem programu niemieckiej polityki zagranicznej”.
[Anonimowy Dyplomata jest autentycznym, pracującym wiele lat w Niemczech, ale pragnącym zachować anonimowość dyplomatą]
[Tytuł, lead, sekcje "Co musisz wiedzieć", FAQ i śródtytuły od Redakcji]
Najczęściej zadawane pytania (FAQ)
Kim jest Karl Heinz Roth i czego dotyczy jego książka? Roth to niemiecki historyk; analiza dotyczy niewypłaconych długów Niemiec wobec krajów okupowanych.
Na czym polega według Rotha „instrumentalizacja kultury pamięci”? To strategie narracyjne i instytucjonalne mające odsuwać temat reparacji.
Dlaczego Grecja nie uzyskała reparacji? Według Rotha – z powodu nacisków politycznych i finansowych z Niemiec i instytucji UE, oraz manipulacji ze strony Niemiec.
Czy podobne działania dotyczą Polski? Artykuł sugeruje, że tak – poprzez projekty pamięci i instytucje publiczne w Niemczech.




