"To największy problem". Groźne porady w mediach społecznościowych

Od kilku dni na Facebooku i Instagramie pojawiają się filmiki promujące walkę z rakiem za pomocą głodówki. Jak twierdzi ekspertka, zasięgi tych rolek to zasługa algorytmów, a nie wyraz rzeczywistego zainteresowania użytkowników. Jednak i tak „zalecenia” influencerów stanowią śmiertelne zagrożenie.
Ekran telefonu / zdjęcie ilustracyjne
Ekran telefonu / zdjęcie ilustracyjne / pixabay.com

Raka można zagłodzić? Groźne porady w sieci 

Przygotowane z dużą starannością filmiki "dydaktyczne" zamieszczane na kontach „trenerów” ujawniających „łatwe i skuteczne” alternatywy dla tradycyjnych metod leczenia rożnych chorób, przekonują, że raka można zagłodzić. Wystarczy nie jeść. Jak długo? Tu wśród influencerów nie ma jednomyślności i wariantów jest tyle, ilu autorów rolek. W niektórych wersjach „kuracja” trwa 36 godzin, ale są i takie, które zalecają powstrzymanie się od spożywania posiłków przez 40 dni.

Czy istnieje chociaż nikła szansa, że taka forma terapii pozwoli wyleczyć chorobę nowotworową? Jak w rozmowie z PAP przekonywał dr hab. n. med. Wojciech Rogowski, onkolog, prof. Uniwersytetu Pomorskiego w Słupsku, koordynator oddziału onkologii szpitala wojewódzkiego w Słupsku, prezes Stowarzyszenia Profilaktyki Onkologicznej „Wyprzedzić raka” (wyprzedzicraka.pl), jest odwrotnie.

„Skuteczność tej metody nie została potwierdzona żadnymi badaniami. A te wręcz wykazują, że jest szkodliwa. Mamy szereg metod skutecznego leczenia chorób nowotworowych. Stosowanie głodówki może zaszkodzić nawet osobom zdrowym” – podkreślił Wojciech Rogowski i przyznał, że miał do czynienia z pacjentami, którzy stosowali głodówkę równolegle z leczeniem konwencjonalnym, czyli np. chemioterapią czy leczeniem biologicznym. „Nierzadko leczenie konwencjonalne w takich warunkach trzeba było przerwać, bo toksyczność leków jest na tyle duża, że osłabieni głodówką pacjenci nie byli zdolni do kontynuowania leczenia”

- przestrzegł Wojciech Rogowski.

Influencerom oferującym alternatywne formy leczenia nierzadko udaje się uwieść pacjentów, którzy mają dobre rokowania na wyleczenie tradycyjnymi metodami lub wręcz w ogóle go jeszcze nie podjęli.

„To największy problem. Grupa chorych, której liczebność trudno oszacować – mam nadzieję, że jest niewielka – którzy odmawiają leczenia konwencjonalnego, bo tak zwanym specjalistom udało się ich przekonać, że metody alternatywne, w tym głodówka, dają im większe szanse na wyleczenie”

- powiedział Wojciech Rogowski. Dodał jednak, że ofiarami padają również osoby, w przypadku których po bezskutecznym zastosowaniu kilku linii leczenia, lekarze mogą zaproponować już tylko leczenie paliatywne.

„Tacy pacjenci poddają się głodówkom, co jeszcze bardziej pogarsza ich sytuację. Uważam jednak, że najgorszą sytuacją jest ta, w której chorzy przestraszeni klasyczną chemioterapią i jej działaniami niepożądanymi odmawiają jej i ulegają sugestiom szarlatanów”

- mówił.

Z obserwacji Wojciecha Rogowskiego wynika, że ci ostatni mogą poświęcić więcej czasu i uwagi, na zachęcenie chorego do swojej metody. „To tajemnica poliszynela, że przy takiej liczbie zachorowań jesteśmy wszyscy bardzo przeciążeni i być może czasem bywamy mniej sugestywni” – przyznał rozmówca PAP.

Podobne spostrzeżenia ma dr n. med. Mariola Kosowicz, psychoonkolog, kierownik Poradni Zdrowia Psychicznego w Narodowym Instytucie Onkologii im. M. Skodowskiej-Curie w Warszawie.

„Szarlatani z reguły mają dla chorych czas i dość łatwe zadanie, żeby pokazać, co z pacjentem robi chemia. Co dzieje się z włosami, skórą, jakie są efekty kardiologiczne. Jeśli trafiają na osobę z natury podatną na iluzję, to taka osoba w to wchodzi”

- tłumaczyła ekspertka.

Łatwy cel dla oszustów?

Czy przestraszeni chorobą nowotworową i wizją często bardzo wymagającego leczenia pacjenci są szczególnie łatwym celem dla oszustów? W ocenie Marioli Kosowicz nie da się tu wypracować żadnej reguły. Wiele zależy od osobowości pacjenta i postaw, które przedstawiał przed zachorowaniem.

„Część z nich rzeczywiście łatwo daje się w to wciągnąć. Miałam przypadki, w których świetnie rokujący pacjenci rezygnowali z tradycyjnego leczenia. Inni, choć mieli proponowane różne dziwne metody tak zwanego leczenia, pozostali na nie odporni. Ufali swojemu lekarzowi i rozmawiali z nim o takich ofertach”

- powiedziała Mariola Kosowicz.

W swojej praktyce spotkała się też z przypadkami, w których chorzy trafiali na różne kuracje niemedyczne z jeszcze innych powodów. „Miałam pacjenta, który co prawda nie zrezygnował z naszego leczenia, ale przyznał, że choć to nie jego bajka, miał ustawioną jakąś dziwną dietę i jeździł do jakiegoś dziwnego specjalisty. Zapytany, po co to robi, odparł, że za namową żony, która by sobie nie wybaczyła, gdyby nie spróbowali, a przytrafiłoby mu się coś złego” – wspominała rozmówczyni PAP.

Chorzy trafiają "pod opiekę" oszustów popychani właśnie przez otoczenie. „Zarówno w przypadku osób, które zgłosiły się na leczenie późno i które być może nie będą całkiem wyleczone, jak i te, które mogłyby być wyleczone, pojawia się często panika i potrzeba bycia zaopiekowanym. Rozdzwania się też telefon, a ciocie i znajomi znajomych przekonują, że słyszały o takim, czy innym specjaliście oferującym taką, czy inną metodę leczenia” – tłumaczyła Mariola Kosowicz.

Zniechęcanie do tradycyjnego leczenia

Choć zniechęcanie do tradycyjnego leczenia na rzecz własnych alternatywnych metod, to namawianie do samobójstwa, zdarzają się, choć nieczęsto, także "nieszkodliwi" oszuści. „Trafiają się i tacy, którzy twierdzą, że tylko wspomagają leczenie. Mówią: podzielę się moją energią, albo proszę nosić w kieszeni hubę ode mnie, ale nie rezygnować z tradycyjnego leczenia. Jednak są oni bardzo nieliczni. Po prostu dla osób tracących nadzieję nie są tak atrakcyjni, jak ci, którzy powiedzą: +patrz, chemia zabiła tego, tego i tego. A teraz próbują wykończyć ciebie" - podkreśliła Mariola Kosowicz i wyjaśniła, że o ile huba w kieszeni, przy zachowaniu tradycyjnego leczenia, nie może zaszkodzić, o tyle głodówka jest niezwykle niebezpieczna.

„Przy nowotworze, jak i przy innych chorobach przewlekłych, organizm zupełnie inaczej funkcjonuje. Człowiek jest na bardzo wysokim poziomie pobudzenia lękowego, ma podniesiony kortyzol i wiele innych związków biochemicznych. To dramatyczny wydatek energetyczny. I takiemu komuś się mówi, że ma nie jeść?!”

- mówiła.

Motywacja sprzedających cudowne leki czy terapie osobom często pozbawionym nadziei, choć zasługująca na potępienie, jest względnie zrozumiała. Co jednak kieruje użytkownikami mediów społecznościowych produkującymi takie materiały „dydaktyczne”? I czemu mają tak ogromne zasięgi?

„Brak należytej administracji na platformach społecznościowych, brak selekcji materiałów, brak skutecznego mechanizmu ich zgłaszania. Do tego dochodzi kryzys autorytetów, z którym mamy do czynienia na całym świecie”

- powiedziała PAP dr Ilona Dąbrowska, specjalistka od mediów społecznościowych, dziennikarstwa internetowego oraz e-komunikacji, UMCS. „Większość z nas zna nazwiska sportowców, celebrytów, aktorów, youtuberów czy influencerów, natomiast jeśli zapytamy kogoś o autorytet ze świata nauki, to z dużym prawdopodobieństwem nie będzie wiedział, o kogo chodzi. Obsadzanie w roli autorytetów influencerów odbija się czkawką przez pojawianie się takich właśnie treści” - dodała.

"Bardzo niebezpieczne treści"

Jak przekonywała Ilona Dąbrowska, influencerzy próbują budować swoją popularność na bazie treści, które cieszą się dużym zainteresowaniem. A medyczne, w tym związane z chorobami nowotworowymi, zawsze do takich należały. „Niektórzy z nich zorientowali się, że to przestrzeń do zagospodarowania i zaczęli tworzyć. Tworzyć niestety treści bardzo niebezpieczne treści” - zaznaczyła.

Zdaniem ekspertki fakt, że materiały te mają tak olbrzymie zasięgi, wcale nie świadczy o tym, że są tak popularne. Co zarazem nie znaczy, że nie stanowią wielkiego zagrożenia.

„Współczesny internet to algorytmy, a te działają w taki sposób, że w określonym momencie promują daną treść. Często fałszywą, nierzadko wręcz szkodliwą” - wyjaśniła Ilona Dąbrowska. - „Choć zasięg takiego posta nie znaczy wcale, że zobaczyło go aż tyle osób, to mimo to jest bardzo niebezpieczny. Przecież wystarczy, że do zawartych w nim zaleceń zastosuje się pięć, trzy czy nawet jedna osoba” - powiedziała.


 

POLECANE
Marcin Romanowski objął ważne stanowisko na Węgrzech z ostatniej chwili
Marcin Romanowski objął ważne stanowisko na Węgrzech

Były wiceminister sprawiedliwości Marcin Romanowski, który uzyskał azyl polityczny na Węgrzech, stanął na czele Polsko-Węgierskiego Instytutu Wolności w Budapeszcie.

Niespokojnie na granicy. Nowy komunikat Straży Granicznej Wiadomości
Niespokojnie na granicy. Nowy komunikat Straży Granicznej

Straż Graniczna regularnie publikuje raporty dotyczące wydarzeń na granicy polsko-białoruskiej. Jak donosi, nie ustają ataki agresywnych migrantów.

Kompromitacja Małgorzaty Kidawy-Błońskiej podczas obchodów 1000-lecia koronacji Bolesława Chrobrego Wiadomości
Kompromitacja Małgorzaty Kidawy-Błońskiej podczas obchodów 1000-lecia koronacji Bolesława Chrobrego

- Chcę przypomnieć dzisiaj matkę króla Mieszka I, Emnildę - powiedziała marszałek Senatu Małgorzata Kidawa-Błońska podczas uroczystego zgromadzenia parlamentu w Gnieźnie. W sieci pojawiło się wiele komentarzy, zwracających m.in. uwagę na to, że Mieszko I nie był królem, lecz pierwszym władcą Polski. Z kolei pierwszym królem był Bolesław Chrobry.

Poseł PiS Dariusz Matecki opuścił areszt z ostatniej chwili
Poseł PiS Dariusz Matecki opuścił areszt

Poseł PiS Dariusz Matecki opuścił areszt w Radomiu po wpłaceniu 500 tys. złotych poręczenia majątkowego. Polityk przebywał w nim od 7 marca.

Niemcy coraz częściej wybierają Polskę. Oto powody z ostatniej chwili
Niemcy coraz częściej wybierają Polskę. Oto powody

Coraz więcej Niemców przeprowadza się do Polski. Przyciągają ich niższe koszty życia i dynamiczna gospodarka – informuje serwis klamm.de.

Turyści kochają tę grecką wyspę. Naukowcy ostrzegają: jej katastrofa to kwestia czasu  Wiadomości
Turyści kochają tę grecką wyspę. Naukowcy ostrzegają: jej katastrofa to kwestia czasu 

Santorini to grecka wyspa przez którą przewalają się tłumy turystów. Ostatnio jest ich nawet więcej niż chcieliby tego mieszkańcy. Wkrótce może się to jednak zmienić. Od stycznia na wyspie drży ziemia. Część mieszkańców postanowiła nawet znaleźć sobie inne miejsce do życia. Bo lepiej nie będzie. Naukowcy, badający właśnie morskie dno w tym rejonie przyznają, że prędzej czy później musi dojść do katastrofy. Powodem jest podwodny wulkan.  

Beata Szydło uderza w Tuska: Ciągle umyka mu ten szczegół Wiadomości
Beata Szydło uderza w Tuska: "Ciągle umyka mu ten szczegół"

''Premier Tusk powinien pamiętać, że Bolesław Chrobry koronował się wbrew Cesarstwu, które dążyło do zniszczenia Polski. Z jakiegoś powodu Tuskowi ciągle ten szczegół umyka'' – napisała europoseł Beata Szydło, komentując wydarzenia związane z uroczystym zgromadzeniem parlamentu w Gnieźnie z okazji 1000. rocznicy koronacji Bolesława Chrobrego.

Karol Nawrocki: Rafał Trzaskowski to wytwór laboratorium politycznego z ostatniej chwili
Karol Nawrocki: Rafał Trzaskowski to wytwór laboratorium politycznego

– Trzaskowski to wytwór laboratorium politycznego (...) Mamy do czynienia z politykiem oderwanym od społecznej rzeczywistości – mówi kandydat na prezydenta Karol Nawrocki. W rozmowie z Tygodnikiem Solidarność oraz Telewizją Republika odniósł się się także do tematu obniżki składki zdrowotnej czy referendum ws. Zielonego Ładu.

Komunikat dla mieszkańców Poznania Wiadomości
Komunikat dla mieszkańców Poznania

W Poznaniu trwają prace związane z bezkolizyjnym przejazdem ulicami Golęcińską i Lutycką nad linią kolejową. Budowa wiaduktu ma według przyjętego harmonogramu zakończyć się w IV kwartale 2025 r.

Kolejna napaść na IPN. To nie przypadek, to działanie systemowe tylko u nas
Kolejna napaść na IPN. "To nie przypadek, to działanie systemowe"

Agresywny mężczyzna wtargnął na teren obiektu IPN w Warszawie. Rzucał butelkami i wykrzykiwał hasła przeciw instytutowi. – Nie traktuję już tego jako zwykły incydent, ale już jako działanie systemowe. To już czwarty taki przypadek w ciągu ostatnich kilku tygodni. Wcześniej nigdy czegoś podobnego nie było – powiedział w rozmowie z tysol.pl dr Rafał Leśkiewicz, rzecznik prasowy IPN.  

REKLAMA

"To największy problem". Groźne porady w mediach społecznościowych

Od kilku dni na Facebooku i Instagramie pojawiają się filmiki promujące walkę z rakiem za pomocą głodówki. Jak twierdzi ekspertka, zasięgi tych rolek to zasługa algorytmów, a nie wyraz rzeczywistego zainteresowania użytkowników. Jednak i tak „zalecenia” influencerów stanowią śmiertelne zagrożenie.
Ekran telefonu / zdjęcie ilustracyjne
Ekran telefonu / zdjęcie ilustracyjne / pixabay.com

Raka można zagłodzić? Groźne porady w sieci 

Przygotowane z dużą starannością filmiki "dydaktyczne" zamieszczane na kontach „trenerów” ujawniających „łatwe i skuteczne” alternatywy dla tradycyjnych metod leczenia rożnych chorób, przekonują, że raka można zagłodzić. Wystarczy nie jeść. Jak długo? Tu wśród influencerów nie ma jednomyślności i wariantów jest tyle, ilu autorów rolek. W niektórych wersjach „kuracja” trwa 36 godzin, ale są i takie, które zalecają powstrzymanie się od spożywania posiłków przez 40 dni.

Czy istnieje chociaż nikła szansa, że taka forma terapii pozwoli wyleczyć chorobę nowotworową? Jak w rozmowie z PAP przekonywał dr hab. n. med. Wojciech Rogowski, onkolog, prof. Uniwersytetu Pomorskiego w Słupsku, koordynator oddziału onkologii szpitala wojewódzkiego w Słupsku, prezes Stowarzyszenia Profilaktyki Onkologicznej „Wyprzedzić raka” (wyprzedzicraka.pl), jest odwrotnie.

„Skuteczność tej metody nie została potwierdzona żadnymi badaniami. A te wręcz wykazują, że jest szkodliwa. Mamy szereg metod skutecznego leczenia chorób nowotworowych. Stosowanie głodówki może zaszkodzić nawet osobom zdrowym” – podkreślił Wojciech Rogowski i przyznał, że miał do czynienia z pacjentami, którzy stosowali głodówkę równolegle z leczeniem konwencjonalnym, czyli np. chemioterapią czy leczeniem biologicznym. „Nierzadko leczenie konwencjonalne w takich warunkach trzeba było przerwać, bo toksyczność leków jest na tyle duża, że osłabieni głodówką pacjenci nie byli zdolni do kontynuowania leczenia”

- przestrzegł Wojciech Rogowski.

Influencerom oferującym alternatywne formy leczenia nierzadko udaje się uwieść pacjentów, którzy mają dobre rokowania na wyleczenie tradycyjnymi metodami lub wręcz w ogóle go jeszcze nie podjęli.

„To największy problem. Grupa chorych, której liczebność trudno oszacować – mam nadzieję, że jest niewielka – którzy odmawiają leczenia konwencjonalnego, bo tak zwanym specjalistom udało się ich przekonać, że metody alternatywne, w tym głodówka, dają im większe szanse na wyleczenie”

- powiedział Wojciech Rogowski. Dodał jednak, że ofiarami padają również osoby, w przypadku których po bezskutecznym zastosowaniu kilku linii leczenia, lekarze mogą zaproponować już tylko leczenie paliatywne.

„Tacy pacjenci poddają się głodówkom, co jeszcze bardziej pogarsza ich sytuację. Uważam jednak, że najgorszą sytuacją jest ta, w której chorzy przestraszeni klasyczną chemioterapią i jej działaniami niepożądanymi odmawiają jej i ulegają sugestiom szarlatanów”

- mówił.

Z obserwacji Wojciecha Rogowskiego wynika, że ci ostatni mogą poświęcić więcej czasu i uwagi, na zachęcenie chorego do swojej metody. „To tajemnica poliszynela, że przy takiej liczbie zachorowań jesteśmy wszyscy bardzo przeciążeni i być może czasem bywamy mniej sugestywni” – przyznał rozmówca PAP.

Podobne spostrzeżenia ma dr n. med. Mariola Kosowicz, psychoonkolog, kierownik Poradni Zdrowia Psychicznego w Narodowym Instytucie Onkologii im. M. Skodowskiej-Curie w Warszawie.

„Szarlatani z reguły mają dla chorych czas i dość łatwe zadanie, żeby pokazać, co z pacjentem robi chemia. Co dzieje się z włosami, skórą, jakie są efekty kardiologiczne. Jeśli trafiają na osobę z natury podatną na iluzję, to taka osoba w to wchodzi”

- tłumaczyła ekspertka.

Łatwy cel dla oszustów?

Czy przestraszeni chorobą nowotworową i wizją często bardzo wymagającego leczenia pacjenci są szczególnie łatwym celem dla oszustów? W ocenie Marioli Kosowicz nie da się tu wypracować żadnej reguły. Wiele zależy od osobowości pacjenta i postaw, które przedstawiał przed zachorowaniem.

„Część z nich rzeczywiście łatwo daje się w to wciągnąć. Miałam przypadki, w których świetnie rokujący pacjenci rezygnowali z tradycyjnego leczenia. Inni, choć mieli proponowane różne dziwne metody tak zwanego leczenia, pozostali na nie odporni. Ufali swojemu lekarzowi i rozmawiali z nim o takich ofertach”

- powiedziała Mariola Kosowicz.

W swojej praktyce spotkała się też z przypadkami, w których chorzy trafiali na różne kuracje niemedyczne z jeszcze innych powodów. „Miałam pacjenta, który co prawda nie zrezygnował z naszego leczenia, ale przyznał, że choć to nie jego bajka, miał ustawioną jakąś dziwną dietę i jeździł do jakiegoś dziwnego specjalisty. Zapytany, po co to robi, odparł, że za namową żony, która by sobie nie wybaczyła, gdyby nie spróbowali, a przytrafiłoby mu się coś złego” – wspominała rozmówczyni PAP.

Chorzy trafiają "pod opiekę" oszustów popychani właśnie przez otoczenie. „Zarówno w przypadku osób, które zgłosiły się na leczenie późno i które być może nie będą całkiem wyleczone, jak i te, które mogłyby być wyleczone, pojawia się często panika i potrzeba bycia zaopiekowanym. Rozdzwania się też telefon, a ciocie i znajomi znajomych przekonują, że słyszały o takim, czy innym specjaliście oferującym taką, czy inną metodę leczenia” – tłumaczyła Mariola Kosowicz.

Zniechęcanie do tradycyjnego leczenia

Choć zniechęcanie do tradycyjnego leczenia na rzecz własnych alternatywnych metod, to namawianie do samobójstwa, zdarzają się, choć nieczęsto, także "nieszkodliwi" oszuści. „Trafiają się i tacy, którzy twierdzą, że tylko wspomagają leczenie. Mówią: podzielę się moją energią, albo proszę nosić w kieszeni hubę ode mnie, ale nie rezygnować z tradycyjnego leczenia. Jednak są oni bardzo nieliczni. Po prostu dla osób tracących nadzieję nie są tak atrakcyjni, jak ci, którzy powiedzą: +patrz, chemia zabiła tego, tego i tego. A teraz próbują wykończyć ciebie" - podkreśliła Mariola Kosowicz i wyjaśniła, że o ile huba w kieszeni, przy zachowaniu tradycyjnego leczenia, nie może zaszkodzić, o tyle głodówka jest niezwykle niebezpieczna.

„Przy nowotworze, jak i przy innych chorobach przewlekłych, organizm zupełnie inaczej funkcjonuje. Człowiek jest na bardzo wysokim poziomie pobudzenia lękowego, ma podniesiony kortyzol i wiele innych związków biochemicznych. To dramatyczny wydatek energetyczny. I takiemu komuś się mówi, że ma nie jeść?!”

- mówiła.

Motywacja sprzedających cudowne leki czy terapie osobom często pozbawionym nadziei, choć zasługująca na potępienie, jest względnie zrozumiała. Co jednak kieruje użytkownikami mediów społecznościowych produkującymi takie materiały „dydaktyczne”? I czemu mają tak ogromne zasięgi?

„Brak należytej administracji na platformach społecznościowych, brak selekcji materiałów, brak skutecznego mechanizmu ich zgłaszania. Do tego dochodzi kryzys autorytetów, z którym mamy do czynienia na całym świecie”

- powiedziała PAP dr Ilona Dąbrowska, specjalistka od mediów społecznościowych, dziennikarstwa internetowego oraz e-komunikacji, UMCS. „Większość z nas zna nazwiska sportowców, celebrytów, aktorów, youtuberów czy influencerów, natomiast jeśli zapytamy kogoś o autorytet ze świata nauki, to z dużym prawdopodobieństwem nie będzie wiedział, o kogo chodzi. Obsadzanie w roli autorytetów influencerów odbija się czkawką przez pojawianie się takich właśnie treści” - dodała.

"Bardzo niebezpieczne treści"

Jak przekonywała Ilona Dąbrowska, influencerzy próbują budować swoją popularność na bazie treści, które cieszą się dużym zainteresowaniem. A medyczne, w tym związane z chorobami nowotworowymi, zawsze do takich należały. „Niektórzy z nich zorientowali się, że to przestrzeń do zagospodarowania i zaczęli tworzyć. Tworzyć niestety treści bardzo niebezpieczne treści” - zaznaczyła.

Zdaniem ekspertki fakt, że materiały te mają tak olbrzymie zasięgi, wcale nie świadczy o tym, że są tak popularne. Co zarazem nie znaczy, że nie stanowią wielkiego zagrożenia.

„Współczesny internet to algorytmy, a te działają w taki sposób, że w określonym momencie promują daną treść. Często fałszywą, nierzadko wręcz szkodliwą” - wyjaśniła Ilona Dąbrowska. - „Choć zasięg takiego posta nie znaczy wcale, że zobaczyło go aż tyle osób, to mimo to jest bardzo niebezpieczny. Przecież wystarczy, że do zawartych w nim zaleceń zastosuje się pięć, trzy czy nawet jedna osoba” - powiedziała.



 

Polecane
Emerytury
Stażowe