Pod rządami Tuska wzrosło ryzyko utraty pracy

„O czym Polacy rozmawiać będą przy świątecznych stołach?” – co roku pytają media, a politycy starają się, by tematami były ich sukcesy. W ubiegłym roku w wielu domach tematem była prawdopodobnie niepewność jutra związana z utratą pracy lub jej perspektywą. Na pewno tak właśnie stało się w Pile, gdzie dzień przed Wigilią informację o zwolnieniach dostało 150 pracowników produkującej buty firmy Sanita. Ale nie tylko oni. Jak w początkach III RP – to dzieje się wszędzie.
Premier Donald Tusk Pod rządami Tuska wzrosło ryzyko utraty pracy
Premier Donald Tusk / PAP/Paweł Supernak

Wchodzę na portal Money.pl i wpisuję w pasek wyszukiwania „zwolnienia grupowe”. Wyszukiwarka wyrzuca mi 14 wyników na stronę. Nie ma jeszcze, zapewne przez świąteczno-noworoczną przerwę, informacji z tego roku, jednak skalę zjawiska pokazują proporcje czasowego umiejscowienia wcześniejszych doniesień. Informacje zebrane z zeszłego roku obejmują pięć pierwszych stron wyników mojej kwerendy. Strona siódma przenosi mnie aż do roku 2020, też przecież trudnego przez wybuch pandemii. Ale nawet w tamtym roku zwolnieniami grupowymi biznesowy portal zajmował się jedynie 16 razy, a więc plus minus pięciokrotnie rzadziej niż w ubiegłym roku!

Priorytety Morawieckiego

„Podczas gdy w całej Europie notuje się rekordowe wzrosty bezrobocia, u nas pod koniec roku 2020 wzrósł poziom zatrudnienia. Ten trudny czas przechodzimy dużo lepiej niż pozostałe państwa UE” – pisał w kwietniu 2021 roku ówczesny premier Mateusz Morawiecki. „Siła polskiej solidarności, współpraca pracodawców i pracowników oraz szeroko zakrojone programy pomocy publicznej – Tarcze Antykryzysowe Polski Fundusz Rozwoju, Agencja Rozwoju Przemysłu S.A., kredyty i gwarancje BGK – wspieramy rozwój firm, polityka fiskalna Narodowego Banku Polskiego oraz rządowe programy inwestycji lokalnych, połączone z pomocą Ministerstwa Rodziny i Polityki Społecznej oraz przyciąganie kolejnych inwestorów zagranicznych, zwłaszcza z obszaru nowych technologii – to nasza odpowiedź na kryzys. Jak widać skuteczna” – zaznaczał. Wcześniej, w lipcu 2020 roku, minister rodziny, pracy i polityki społecznej Marlena Maląg mówiła, że dzięki rządowym tarczom udało się w Polsce uratować pięć milionów miejsc pracy. – Ratowanie miejsc pracy w czasie pandemii było priorytetem rządu i to zadanie zostało wykonane – mówiła w Sejmie minister. Coś za coś, najpierw pandemia, potem wojna na Ukrainie przyczyniły się do wzrostów cen, co opozycja wykorzystała do ataków na PiS. W jej przekazie mieliśmy po 2020 roku najwyższą inflację od upadku komunizmu, wbrew faktom i liczbom o rzeczywistych wskaźnikach z czasów Leszka Balcerowicza i transformacji ustrojowej. Przypomnijmy, skoro tak łatwo zapomnieliśmy: 1989 – 251,1%; 1990 – 585%; 1991 – 70,3%. Na stałe inflacja poniżej 10% zeszła dopiero w XXI wieku, by w latach 2022 i 2023 znów wejść na poziom dwucyfrowy. Przy czym jednak 14,4 i 11,4 to liczby mniejsze, niż przywołane przed chwilą. Niemniej spin o drożyźnie był zapewne jednym z elementów, które pozwoliły na odsunięcie Prawa i Sprawiedliwości od władzy. 

Niewidzialna fala

Dane o bezrobociu pozornie, niczym prognozy powodziowe z jesieni według Donalda Tuska, alarmujące nie są. Polska od lat wydaje się być na ścieżce w kierunku niemal pełnego zatrudnienia. W styczniu 2003 roku bezrobocie rejestrowane wynosiło jeszcze powyżej 20%, by stopniowo i z niewielkimi wzrostami po drodze spaść 15 lat później poniżej poziomu 10%. Oczywiście duże znaczenie miało tu wchłonięcie wielu polskich pracowników przez gospodarki unijne, jednak wbrew pozorom nie widać w statystykach jednego spektakularnego spadku. Za czasów rządów Beaty Szydło i Mateusza Morawieckiego proces ten jeszcze przyspieszył. W marcu 2019 roku bezrobocie spadło po raz pierwszy poniżej 6% i poza krótkim zawirowaniem w okresie pandemii utrzymało się na tym poziomie. Co więcej, w czerwcu i październiku ubiegłego roku wynosiło oficjalnie 4,9%, co jest najniższą wartością w historii pomiarów. Skoro więc jest tak dobrze, czemu jest tak źle? Po pierwsze – zwolnienia rozkładają się w czasie i nie wszyscy trafili już do puli zarejestrowanych bezrobotnych. Po drugie – w raportowaniu i rejestrowaniu mogą występować opóźnienia, czasem wynikające z samej natury statystyki, więc tracący dziś pracę, jeśli nie znajdą szybko nowego zajęcia, na liczby wpłyną zapewne w przyszłym roku. Częściej niż w poprzednich latach polscy pracownicy zaczynają myśleć o znalezieniu zajęcia za granicą i znajdują je, bardzo często w Niemczech. Zwolnienia grupowe wciąż jeszcze nie są – przynajmniej w świetle statystyki – zjawiskiem masowym, choć przybierają na sile. Czego nie widać więc w oficjalnych liczbach, przywołany już portal Money.pl widzi bardzo dobrze. „Przez Polskę przetacza się fala zwolnień grupowych. Od wielu tygodni informujemy o tym w money”; „Globalne koncerny, które w naszym kraju działały od wielu lat, redukują załogę lub zamykają produkcję. W efekcie tysiące osób traci pracę” – można było przeczytać w maju zeszłego roku. Portal szuka oczywiście liberalnych odpowiedzi na pytania o przyczyny: plaga lewych zwolnień lekarskich, zbyt wysoka płaca minimalna… O zwiększających się kosztach energii i stojącymi za nimi kolejnymi etapami unijnej agendy ekologicznej nie wypada mówić na głos. 

Apel poległych

W styczniu zwolnienia ogłosiła firma meblarska Forte, co można uznać za część większego kryzysu w tej branży. Chaotyczna i oparta na zielonym fanatyzmie polityka resortu przyrody nie pomaga pracownikom tej branży, o czym pisaliśmy w „TS” wielokrotnie, był to też temat jednego z zeszłorocznych numerów. Wygaszenie produkcji do końca roku zapowiedziała fabryka FCA Powertrain, produkująca silniki – tu znów dopatrywać należy przyczyn w polityce UE. W lutym 200 osób zwolniła firma Aptiv („W przerwie na lunch”, jak donosiły wzburzone media), podobną liczbę osób zwolnił poznański oddział Infosys, w marcu – Pepsi. W kwietniu pojawiły się zapowiedzi zwolnień po 800 osób przez Nokię i Levi Strauss. Rozpoczęto też likwidację odlewni firmy GE Power w Elblągu. W maju upadła fabryka Bioetanol AEG w Chełmży pod Toruniem. W czerwcu Ukraińcy przejęli polski zakład Polfrost i zapowiedzieli jego likwidację. W tym samym miesiącu falę protestów wywołała zapowiedź zwolnień w zakładach Yazaki Automotive Products Poland w Mikołowie, w Bielsku-Białej redukcję zapowiedziało związane z Fiatem Sirio, zwolnienia ogłosiły też IKEA i dawna Toshiba (Carrier Global Corporation). Jesteśmy w połowie roku, lecz czy w połowie listy? Lipiec: zapowiedź likwidacji ABB w Aleksandrowie; coraz większe problemy pracowników w PKP Cargo, szczegółowo opisywane na naszych łamach. Sierpień – zapowiedziane zostają zwolnienia w Poczcie Polskiej, pracownicy przygotowują się do protestów (również opisywanych w „Tygodniku…”); wypowiedzenia dla wszystkich pracowników walcowni Rur „Andrzej” w Zawadzkiem, jedynym pracodawcy w tej miejscowości; na koniec miesiąca zapowiedzi zwolnień w firmie Redan. Wrzesień – Beko, Renault i Stellantis, do tego fala zapowiedzi z różnych branż w okolicach Łodzi. Październik – Intel. Listopad – kolejna głośna sprawa – Siarkopol. Ale też Rafako – którego obronę w kampanii wyborczej zapowiadał sam Donald Tusk. Grudzień – Hutchinson, Shiloh Industries i wspomniana już Sanita. A przecież nie wymieniłem wszystkiego. Scania, Volvo, Michelin, a z drugiej strony choćby zakłady Porcelany Stołowej „Karolina”. Jeśli nie dramaty, to na pewno ludzkie kłopoty. Podobno – przynajmniej według liberalnych mediów – wciąż mamy rynek pracownika, podobno gdy jedni zwalniają, inni chcą zatrudniać – ale czy akurat tych, którzy pracę tracą? Zwalniani w skandaliczny sposób, bez odpraw, niemogący się niekiedy nawet zarejestrować z powodu kruczków prawnych pracownicy PKP Cargo mogą mieć na ten temat inne zdanie. 

Praprzyczyna w transformacji

„Wrócił Tusk, wróciły zwolnienia” – można przeczytać od czasu do czasu gorzkie komentarze w mediach społecznościowych. To oczywiście spore uproszczenie sprawy. Spore, ale czy zupełnie bezzasadne? Brak jest reakcji państwa, brak – tak częstych za czasów poprzedników działań mających służyć zarówno pracodawcom jak i pracownikom. Wygrywa wiara w niewidzialną rękę rynku, dogmatyzm będący zarazem wygodnym uzasadnieniem błogiego lenistwa. W zgodzie z tradycją III RP, która przecież swoją gospodarczą egzystencję rozpoczęła wśród agonii i wyprzedaży przemysłu, traktowanego jako niepotrzebny bagaż po PRL, a więc i masowej likwidacji miejsc pracy w potężniejszych od dzisiejszych zakładach. Tłumaczone potrzebą restrukturyzacji i urynkowienia wygaszanie państwowej produkcji miało jedną bardzo istotną cechę wspólną z dzisiejszymi, już przecież wolnorynkowymi przemianami. Zakłady Polski balcerowiczowskiej padały nie tylko przez złe zarządzanie i nieraz rabunkową prywatyzację. Kto chciał działać, ratować produkcję, zderzał się z potężniejszymi jeszcze od dzisiejszych wzrostami cen energii. Główne branże odziedziczonego po PRL przemysłu, takie jak hutnictwo, przemysł chemiczny i ciężki, były mocno energochłonne. Władza nie zapewniała wsparcia, nie było żadnej tarczy energetycznej. Gdy media zajęte były wyśmiewaniem bezrobotnych jako roszczeniowych nierobów (w czym prym wiedli artyści kabaretowi z Wojciechem Mannem i Krzysztofem Materną z ich „Za chwilę dalszy ciąg programu” na czele), ludzie, kompletnie na to nieprzygotowani i często zostawieni sami sobie, przeżywali życiowe dramaty, ulegając pauperyzacji i marginalizacji. Wskaźniki ubóstwa między 1988 a 1990 rokiem wzrosły dwukrotnie, również wtedy gdy mówimy o ubóstwie skrajnym. Ówczesne zwolnienia w statystyce zaznaczyły się dużo wyraźniej. Wróćmy na chwilę do statystyk o bezrobociu rejestrowanym. W styczniu 1990 roku wynosiło ono jeszcze 0,3%, by rosnąć z miesiąca na miesiąc. W grudniu wynosiło już 6,5% i nadal rosło niemal nieprzerwanie aż do 1994 roku, gdy osiągnęło poziom bliski 17%. Resztę tej historii już Państwo znają, przywołałem ją we wcześniejszej części tekstu. Nowa władza, zblatowana z władzą starą, mówiąc brutalnie, wypięła się na tych, których walka tę władzę im dała. Jak mówił Andrzej Gwiazda w rozmowie z „Głosem Wybrzeża” z 2001 roku, „Po 1989 r. ci, którzy kiedyś wydawali pismo «Robotnik», na łamach «Gazety Wyborczej» pisali o robotnikach wyłącznie z pogardą”.

Złe prognozy

Niestety nic nie wskazuje na to, by w nowym roku sytuacja miała zmienić się na lepsze. Solidarność od wielu miesięcy alarmuje, że skutki Zielonego Ładu będą opłakane dla pracowników. Jak widzimy, już zaczynają takie być. Zwolnienia grupowe, zamykanie fabryk, wyprowadzanie produkcji za granicę – to nie tylko specyfika polska, choć zdaje się, że wyjątkowa jest niefrasobliwość polskich władz. Nawet w roku wyborczym. Forsowana przez kierownictwo KE umowa handlowa z krajami Mercosur uderzy nie tylko w rolnictwo, ale i cały funkcjonujący wokół niego przemysł przetwórczy. Zielony Ład i kolejne odsłony ETS uderzą w praktycznie każdą dziedzinę życia i gospodarki. Politycy rządzącej koalicji oficjalnie krytykują część tych rozwiązań, jednak to gra na użytek krajowy. Jeszcze w grudniu rząd przyjął dokument zapowiadający, że w ramach prezydencji Polska „będzie kontynuować transformację Unii w kierunku neutralności klimatycznej do 2050 r. poprzez wdrożenie obecnych przepisów na 2030 r. i pracę nad osiągnięciem celu klimatycznego UE na 2040 r. w sposób, który promuje sprawiedliwość, solidarność, opłacalność i konkurencyjność, jednocześnie zwiększając produktywność i zdolność innowacyjną Europy, a tym samym przyczyniając się do jej dobrobytu. Będzie również podejmować wysiłki w celu zapewnienia przywództwa UE na arenie światowej w kontekście międzynarodowych negocjacji dotyczących klimatu”. To jednak nie wszystko. Na liście priorytetów polskiej prezydencji w UE znajdziemy „pracę nad narzędziami do walki z fake newsami i dezinformacją klimatyczną kwestionującą politykę energetyczną i klimatyczną UE”. Może więc wkrótce przestaniemy narzekać, jednak nie dlatego, że ustaną przyczyny naszego narzekania. Po prostu zostaniemy zakneblowani.


 

POLECANE
Potężne uderzenie kontrrewolucji Donalda Trumpa tylko u nas
Potężne uderzenie kontrrewolucji Donalda Trumpa

Czy mężczyźni powinni mieć dostęp do kobiecych szatni, spa i przebieralni, jeżeli sami uznają się za kobiety? Prawo w Ameryce faworyzowało dotychczas takich mężczyzn, wpuszczając ich do żeńskich przestrzeni niczym lisy do kurników. Teraz to prawdopodobnie się zmieni.

Znana influencerka złożyła petycję w Sejmie. Domagało się tego 48 tys. ludzi Wiadomości
Znana influencerka złożyła petycję w Sejmie. Domagało się tego 48 tys. ludzi

Do Ministerstwa Zdrowia oraz Komisji ds. Petycji w Sejmie wpłynęła właśnie kolejna petycja w sprawie zakazu reklamy piwa, złożona przez Olgę Legosz, influencerkę i aktywistkę społeczną.

Co z posłem Marcinem Romanowskim? Nowe informacje Wiadomości
Co z posłem Marcinem Romanowskim? Nowe informacje

Sejm uchylił w czwartek immunitet b. wiceszefowi MS Marcinowi Romanowskiemu oraz wyraził zgodę na jego zatrzymanie i areszt. Kolejne uchylenie immunitetu posła PiS ma związek z przestawieniem przez prokuraturę nowych zarzutów w śledztwie dot. Funduszu Sprawiedliwości.

Europoseł Koalicji Obywatelskiej mówi Niemcom jak mają głosować z ostatniej chwili
Europoseł Koalicji Obywatelskiej mówi Niemcom jak mają głosować

Do tej pory to raczej niemieckie media i politycy mówili Polakom co mają robić, jak żyć i jak głosować. A tu proszę.

Budowa pierwszej elektrowni jądrowej. Sejm zdecydował pilne
Budowa pierwszej elektrowni jądrowej. Sejm zdecydował

Sejm uchwalił w czwartek ustawę o dokapitalizowaniu z budżetu spółki Polskie Elektrownie Jądrowe (PEJ) kwotą do 60,2 mld zł, co ma być wkładem do budowy pierwszej elektrowni jądrowej. Warunkiem dokapitalizowania jest zgoda KE na pomoc publiczną.

Zamieszanie wokół serialu Klan. Aktorka uspokaja fanów Wiadomości
Zamieszanie wokół serialu "Klan". Aktorka uspokaja fanów

Ostatnie zmiany w obsadzie serialu "Klan" wywołały spore poruszenie wśród widzów. Po odejściu Barbary Bursztynowicz pojawiły się obawy, że kolejne gwiazdy produkcji mogą pójść w jej ślady. Jedną z osób, o których przyszłość zaczęto się martwić, jest Joanna Żółkowska, od lat wcielająca się w postać Anny Surmacz-Koziełło.

Rozważamy to. Macron odsłania plany wobec Rosji pilne
"Rozważamy to". Macron odsłania plany wobec Rosji

Rozważamy rozmieszczenie sił pokojowych, które w wypadku zakończenia wojny w Ukrainie miałyby odstraszyć Rosję przed wznowieniem agresji - powiedział w czwartek prezydent Francji Emmanuel Macron. Zaznaczył, że w obecnej sytuacji potrzebna jest Europa solidarna i silna.

Szef MSZ Węgier: „Nie zgodzimy się na przedłużenie sankcji na Rosję i Białoruś polityka
Szef MSZ Węgier: „Nie zgodzimy się na przedłużenie sankcji na Rosję i Białoruś"

Nie zgodzimy się w poniedziałek na przedłużenie sankcji na Rosję i Białoruś oraz zawetujemy wartą 20 mld euro pomoc Unii Europejskiej dla Ukrainy – zapowiedział w czwartek minister spraw zagranicznych Węgier Peter Szijjarto.

Odeszłaś tak nagle. Żałoba w pomorskiej policji Wiadomości
"Odeszłaś tak nagle". Żałoba w pomorskiej policji

Media obiegła informacja o nagłej śmierci nadkomisarz Beaty Kurek. Była zastępcą naczelnika wydziału prewencji Komendy Wojewódzkiej Policji w Gdańsku. Miała 44 lata. Według doniesień lokalnych mediów przyczyną jej zgonu były powikłania po grypie.

Polka zatrzymana w Bristolu. Uważa, że jest zaginioną Madeleine McCann Wiadomości
Polka zatrzymana w Bristolu. Uważa, że jest zaginioną Madeleine McCann

3-letnia Madeleine McCann przebywała na wakacjach w Praia da Luz wraz z rodzicami i rodzeństwem, kiedy nagle 3 maja 2007 roku zniknęła z hotelowego pokoju. Sprawa do dziś nie została rozwiązana. Tymczasem od dłuższego już czasu pewna 23-latka nie przestaje głosić, że jest zaginioną Brytyjką, czym wywołała wielką medialną burzę.

REKLAMA

Pod rządami Tuska wzrosło ryzyko utraty pracy

„O czym Polacy rozmawiać będą przy świątecznych stołach?” – co roku pytają media, a politycy starają się, by tematami były ich sukcesy. W ubiegłym roku w wielu domach tematem była prawdopodobnie niepewność jutra związana z utratą pracy lub jej perspektywą. Na pewno tak właśnie stało się w Pile, gdzie dzień przed Wigilią informację o zwolnieniach dostało 150 pracowników produkującej buty firmy Sanita. Ale nie tylko oni. Jak w początkach III RP – to dzieje się wszędzie.
Premier Donald Tusk Pod rządami Tuska wzrosło ryzyko utraty pracy
Premier Donald Tusk / PAP/Paweł Supernak

Wchodzę na portal Money.pl i wpisuję w pasek wyszukiwania „zwolnienia grupowe”. Wyszukiwarka wyrzuca mi 14 wyników na stronę. Nie ma jeszcze, zapewne przez świąteczno-noworoczną przerwę, informacji z tego roku, jednak skalę zjawiska pokazują proporcje czasowego umiejscowienia wcześniejszych doniesień. Informacje zebrane z zeszłego roku obejmują pięć pierwszych stron wyników mojej kwerendy. Strona siódma przenosi mnie aż do roku 2020, też przecież trudnego przez wybuch pandemii. Ale nawet w tamtym roku zwolnieniami grupowymi biznesowy portal zajmował się jedynie 16 razy, a więc plus minus pięciokrotnie rzadziej niż w ubiegłym roku!

Priorytety Morawieckiego

„Podczas gdy w całej Europie notuje się rekordowe wzrosty bezrobocia, u nas pod koniec roku 2020 wzrósł poziom zatrudnienia. Ten trudny czas przechodzimy dużo lepiej niż pozostałe państwa UE” – pisał w kwietniu 2021 roku ówczesny premier Mateusz Morawiecki. „Siła polskiej solidarności, współpraca pracodawców i pracowników oraz szeroko zakrojone programy pomocy publicznej – Tarcze Antykryzysowe Polski Fundusz Rozwoju, Agencja Rozwoju Przemysłu S.A., kredyty i gwarancje BGK – wspieramy rozwój firm, polityka fiskalna Narodowego Banku Polskiego oraz rządowe programy inwestycji lokalnych, połączone z pomocą Ministerstwa Rodziny i Polityki Społecznej oraz przyciąganie kolejnych inwestorów zagranicznych, zwłaszcza z obszaru nowych technologii – to nasza odpowiedź na kryzys. Jak widać skuteczna” – zaznaczał. Wcześniej, w lipcu 2020 roku, minister rodziny, pracy i polityki społecznej Marlena Maląg mówiła, że dzięki rządowym tarczom udało się w Polsce uratować pięć milionów miejsc pracy. – Ratowanie miejsc pracy w czasie pandemii było priorytetem rządu i to zadanie zostało wykonane – mówiła w Sejmie minister. Coś za coś, najpierw pandemia, potem wojna na Ukrainie przyczyniły się do wzrostów cen, co opozycja wykorzystała do ataków na PiS. W jej przekazie mieliśmy po 2020 roku najwyższą inflację od upadku komunizmu, wbrew faktom i liczbom o rzeczywistych wskaźnikach z czasów Leszka Balcerowicza i transformacji ustrojowej. Przypomnijmy, skoro tak łatwo zapomnieliśmy: 1989 – 251,1%; 1990 – 585%; 1991 – 70,3%. Na stałe inflacja poniżej 10% zeszła dopiero w XXI wieku, by w latach 2022 i 2023 znów wejść na poziom dwucyfrowy. Przy czym jednak 14,4 i 11,4 to liczby mniejsze, niż przywołane przed chwilą. Niemniej spin o drożyźnie był zapewne jednym z elementów, które pozwoliły na odsunięcie Prawa i Sprawiedliwości od władzy. 

Niewidzialna fala

Dane o bezrobociu pozornie, niczym prognozy powodziowe z jesieni według Donalda Tuska, alarmujące nie są. Polska od lat wydaje się być na ścieżce w kierunku niemal pełnego zatrudnienia. W styczniu 2003 roku bezrobocie rejestrowane wynosiło jeszcze powyżej 20%, by stopniowo i z niewielkimi wzrostami po drodze spaść 15 lat później poniżej poziomu 10%. Oczywiście duże znaczenie miało tu wchłonięcie wielu polskich pracowników przez gospodarki unijne, jednak wbrew pozorom nie widać w statystykach jednego spektakularnego spadku. Za czasów rządów Beaty Szydło i Mateusza Morawieckiego proces ten jeszcze przyspieszył. W marcu 2019 roku bezrobocie spadło po raz pierwszy poniżej 6% i poza krótkim zawirowaniem w okresie pandemii utrzymało się na tym poziomie. Co więcej, w czerwcu i październiku ubiegłego roku wynosiło oficjalnie 4,9%, co jest najniższą wartością w historii pomiarów. Skoro więc jest tak dobrze, czemu jest tak źle? Po pierwsze – zwolnienia rozkładają się w czasie i nie wszyscy trafili już do puli zarejestrowanych bezrobotnych. Po drugie – w raportowaniu i rejestrowaniu mogą występować opóźnienia, czasem wynikające z samej natury statystyki, więc tracący dziś pracę, jeśli nie znajdą szybko nowego zajęcia, na liczby wpłyną zapewne w przyszłym roku. Częściej niż w poprzednich latach polscy pracownicy zaczynają myśleć o znalezieniu zajęcia za granicą i znajdują je, bardzo często w Niemczech. Zwolnienia grupowe wciąż jeszcze nie są – przynajmniej w świetle statystyki – zjawiskiem masowym, choć przybierają na sile. Czego nie widać więc w oficjalnych liczbach, przywołany już portal Money.pl widzi bardzo dobrze. „Przez Polskę przetacza się fala zwolnień grupowych. Od wielu tygodni informujemy o tym w money”; „Globalne koncerny, które w naszym kraju działały od wielu lat, redukują załogę lub zamykają produkcję. W efekcie tysiące osób traci pracę” – można było przeczytać w maju zeszłego roku. Portal szuka oczywiście liberalnych odpowiedzi na pytania o przyczyny: plaga lewych zwolnień lekarskich, zbyt wysoka płaca minimalna… O zwiększających się kosztach energii i stojącymi za nimi kolejnymi etapami unijnej agendy ekologicznej nie wypada mówić na głos. 

Apel poległych

W styczniu zwolnienia ogłosiła firma meblarska Forte, co można uznać za część większego kryzysu w tej branży. Chaotyczna i oparta na zielonym fanatyzmie polityka resortu przyrody nie pomaga pracownikom tej branży, o czym pisaliśmy w „TS” wielokrotnie, był to też temat jednego z zeszłorocznych numerów. Wygaszenie produkcji do końca roku zapowiedziała fabryka FCA Powertrain, produkująca silniki – tu znów dopatrywać należy przyczyn w polityce UE. W lutym 200 osób zwolniła firma Aptiv („W przerwie na lunch”, jak donosiły wzburzone media), podobną liczbę osób zwolnił poznański oddział Infosys, w marcu – Pepsi. W kwietniu pojawiły się zapowiedzi zwolnień po 800 osób przez Nokię i Levi Strauss. Rozpoczęto też likwidację odlewni firmy GE Power w Elblągu. W maju upadła fabryka Bioetanol AEG w Chełmży pod Toruniem. W czerwcu Ukraińcy przejęli polski zakład Polfrost i zapowiedzieli jego likwidację. W tym samym miesiącu falę protestów wywołała zapowiedź zwolnień w zakładach Yazaki Automotive Products Poland w Mikołowie, w Bielsku-Białej redukcję zapowiedziało związane z Fiatem Sirio, zwolnienia ogłosiły też IKEA i dawna Toshiba (Carrier Global Corporation). Jesteśmy w połowie roku, lecz czy w połowie listy? Lipiec: zapowiedź likwidacji ABB w Aleksandrowie; coraz większe problemy pracowników w PKP Cargo, szczegółowo opisywane na naszych łamach. Sierpień – zapowiedziane zostają zwolnienia w Poczcie Polskiej, pracownicy przygotowują się do protestów (również opisywanych w „Tygodniku…”); wypowiedzenia dla wszystkich pracowników walcowni Rur „Andrzej” w Zawadzkiem, jedynym pracodawcy w tej miejscowości; na koniec miesiąca zapowiedzi zwolnień w firmie Redan. Wrzesień – Beko, Renault i Stellantis, do tego fala zapowiedzi z różnych branż w okolicach Łodzi. Październik – Intel. Listopad – kolejna głośna sprawa – Siarkopol. Ale też Rafako – którego obronę w kampanii wyborczej zapowiadał sam Donald Tusk. Grudzień – Hutchinson, Shiloh Industries i wspomniana już Sanita. A przecież nie wymieniłem wszystkiego. Scania, Volvo, Michelin, a z drugiej strony choćby zakłady Porcelany Stołowej „Karolina”. Jeśli nie dramaty, to na pewno ludzkie kłopoty. Podobno – przynajmniej według liberalnych mediów – wciąż mamy rynek pracownika, podobno gdy jedni zwalniają, inni chcą zatrudniać – ale czy akurat tych, którzy pracę tracą? Zwalniani w skandaliczny sposób, bez odpraw, niemogący się niekiedy nawet zarejestrować z powodu kruczków prawnych pracownicy PKP Cargo mogą mieć na ten temat inne zdanie. 

Praprzyczyna w transformacji

„Wrócił Tusk, wróciły zwolnienia” – można przeczytać od czasu do czasu gorzkie komentarze w mediach społecznościowych. To oczywiście spore uproszczenie sprawy. Spore, ale czy zupełnie bezzasadne? Brak jest reakcji państwa, brak – tak częstych za czasów poprzedników działań mających służyć zarówno pracodawcom jak i pracownikom. Wygrywa wiara w niewidzialną rękę rynku, dogmatyzm będący zarazem wygodnym uzasadnieniem błogiego lenistwa. W zgodzie z tradycją III RP, która przecież swoją gospodarczą egzystencję rozpoczęła wśród agonii i wyprzedaży przemysłu, traktowanego jako niepotrzebny bagaż po PRL, a więc i masowej likwidacji miejsc pracy w potężniejszych od dzisiejszych zakładach. Tłumaczone potrzebą restrukturyzacji i urynkowienia wygaszanie państwowej produkcji miało jedną bardzo istotną cechę wspólną z dzisiejszymi, już przecież wolnorynkowymi przemianami. Zakłady Polski balcerowiczowskiej padały nie tylko przez złe zarządzanie i nieraz rabunkową prywatyzację. Kto chciał działać, ratować produkcję, zderzał się z potężniejszymi jeszcze od dzisiejszych wzrostami cen energii. Główne branże odziedziczonego po PRL przemysłu, takie jak hutnictwo, przemysł chemiczny i ciężki, były mocno energochłonne. Władza nie zapewniała wsparcia, nie było żadnej tarczy energetycznej. Gdy media zajęte były wyśmiewaniem bezrobotnych jako roszczeniowych nierobów (w czym prym wiedli artyści kabaretowi z Wojciechem Mannem i Krzysztofem Materną z ich „Za chwilę dalszy ciąg programu” na czele), ludzie, kompletnie na to nieprzygotowani i często zostawieni sami sobie, przeżywali życiowe dramaty, ulegając pauperyzacji i marginalizacji. Wskaźniki ubóstwa między 1988 a 1990 rokiem wzrosły dwukrotnie, również wtedy gdy mówimy o ubóstwie skrajnym. Ówczesne zwolnienia w statystyce zaznaczyły się dużo wyraźniej. Wróćmy na chwilę do statystyk o bezrobociu rejestrowanym. W styczniu 1990 roku wynosiło ono jeszcze 0,3%, by rosnąć z miesiąca na miesiąc. W grudniu wynosiło już 6,5% i nadal rosło niemal nieprzerwanie aż do 1994 roku, gdy osiągnęło poziom bliski 17%. Resztę tej historii już Państwo znają, przywołałem ją we wcześniejszej części tekstu. Nowa władza, zblatowana z władzą starą, mówiąc brutalnie, wypięła się na tych, których walka tę władzę im dała. Jak mówił Andrzej Gwiazda w rozmowie z „Głosem Wybrzeża” z 2001 roku, „Po 1989 r. ci, którzy kiedyś wydawali pismo «Robotnik», na łamach «Gazety Wyborczej» pisali o robotnikach wyłącznie z pogardą”.

Złe prognozy

Niestety nic nie wskazuje na to, by w nowym roku sytuacja miała zmienić się na lepsze. Solidarność od wielu miesięcy alarmuje, że skutki Zielonego Ładu będą opłakane dla pracowników. Jak widzimy, już zaczynają takie być. Zwolnienia grupowe, zamykanie fabryk, wyprowadzanie produkcji za granicę – to nie tylko specyfika polska, choć zdaje się, że wyjątkowa jest niefrasobliwość polskich władz. Nawet w roku wyborczym. Forsowana przez kierownictwo KE umowa handlowa z krajami Mercosur uderzy nie tylko w rolnictwo, ale i cały funkcjonujący wokół niego przemysł przetwórczy. Zielony Ład i kolejne odsłony ETS uderzą w praktycznie każdą dziedzinę życia i gospodarki. Politycy rządzącej koalicji oficjalnie krytykują część tych rozwiązań, jednak to gra na użytek krajowy. Jeszcze w grudniu rząd przyjął dokument zapowiadający, że w ramach prezydencji Polska „będzie kontynuować transformację Unii w kierunku neutralności klimatycznej do 2050 r. poprzez wdrożenie obecnych przepisów na 2030 r. i pracę nad osiągnięciem celu klimatycznego UE na 2040 r. w sposób, który promuje sprawiedliwość, solidarność, opłacalność i konkurencyjność, jednocześnie zwiększając produktywność i zdolność innowacyjną Europy, a tym samym przyczyniając się do jej dobrobytu. Będzie również podejmować wysiłki w celu zapewnienia przywództwa UE na arenie światowej w kontekście międzynarodowych negocjacji dotyczących klimatu”. To jednak nie wszystko. Na liście priorytetów polskiej prezydencji w UE znajdziemy „pracę nad narzędziami do walki z fake newsami i dezinformacją klimatyczną kwestionującą politykę energetyczną i klimatyczną UE”. Może więc wkrótce przestaniemy narzekać, jednak nie dlatego, że ustaną przyczyny naszego narzekania. Po prostu zostaniemy zakneblowani.



 

Polecane
Emerytury
Stażowe