Donald Tusk pójdzie na konfrontację z amerykańskimi Republikanami? Wyborcze emocje silne także w Polsce

W ostatnich tygodniach w amerykańskiej kampanii wyborczej doszło do serii wstrząsów: próba zamachu na Donalda Trumpa (byłego prezydenta i kandydata w nadchodzących wyborach prezydenckich), wskazanie przez niego kandydata na wiceprezydenta, rezygnacja Joe Bidena i wejście do gry o nominację przez Kamalę Harris (obecną wiceprezydent). Oglądamy thriller, który zapewnia wiele emocji oraz skupia na USA jeszcze więcej oczu. Walka o przyszłą prezydenturę nabiera rumieńców i tempa. Co dla Polski wynika z tej amerykańskiej układanki?
Donald  Tusk Donald Tusk pójdzie na konfrontację z amerykańskimi Republikanami? Wyborcze emocje silne także w Polsce
Donald Tusk / PAP/Radek Pietruszka

Odbić od dna

W Polsce debata publiczna na temat wyborów w USA przypomina coraz mocniej debatę o polskich wyborach. Wielu komentatorów, a nawet polityków, buduje obraz starcia dobra ze złem. Ten typ opowieści nasilił się jeszcze po tym, gdy prezydent Biden wycofał się z kampanii. Potencjalna nominacja dla Kamali Harris spowodowała, że kampania Demokratów nabrała wiatru w żagle. Propaganda sukcesu jest związana między innymi z fatalnym wrażeniem, które robiła ostatnia aktywność prezydenta Bidena.

W Polsce kryzys jego kampanii był przedstawiany jako pokłosie złej debaty Trump – Biden, w której aktualny prezydent wypadł bardzo słabo. Potem doszły do tego kompromitujące wpadki w czasie szczytu NATO (przedstawiając Wołodymyra Zełenskiego, powiedział o nim „prezydent Putin”), które przypieczętowały zapewne decyzję o rezygnacji obecnego prezydenta USA. Jednak kryzys jego wizerunku zaczął się dużo wcześniej, a oba zdarzenia – debata i wpadki w czasie szczytu – tylko umocniły wizerunek Bidena jako kandydata, który „nie daje już rady”. Sytuacja stała się na tyle poważna, że prezydent został przymuszony do wycofania się, choć wcale tego nie chciał.

Ostateczna decyzja o rezygnacji sprawiła nie lada problem Demokratom, na co wskazywał były dyrektor Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych Sławomir Dębski, zaznaczając, że mimo wizerunkowego kryzysu liderzy Demokratów przez miesiące przekonywali swoich zwolenników, że Joe Biden nadaje się na kandydata i ma realne szanse na wygraną. Kamala Harris, która ma największe szanse na nominację, musi więc szybko odbudować zaufanie i pokazać siebie jako poważnego pretendenta do prezydentury. Pojawienie się tematu jej nominacji odbiło też trend, który widać było po nieudanym zamachu na Trumpa – wtedy wiele osób mówiło, że „Trump już wygrał”.

W przypadku Harris hurraoptymizm komentatorów może więc wynikać z poprzednich obaw, czy Biden jest w stanie skutecznie walczyć z Trumpem. W pierwszym okresie Harris będzie beneficjentem tych nadziei i ulgi, jaka w szeregach Demokratów jest dziś widoczna. Z czasem jednak kandydatka będzie musiała zacząć zyskiwać nowych wyborców tym, co mówi, tym, kim jest i co proponuje. A to może wyhamować skalę jej poparcia. Kamala Harris bowiem wciąż pozostaje w pewnej mierze niewiadomą. Jest ona osobą znaną głównie z działań niepolitycznych – zajmowała się przez lata wymiarem sprawiedliwości, na czym bazuje do dziś. Jej potencjalna prezydentura jest przedstawiana, jako kontynuacja polityki Bidena, ale ona osobiście nie jest znana z żadnego poważnego projektu politycznego w USA, a tym bardziej na arenie międzynarodowej. Harris dała się poznać głównie z lansowania projektów ideologicznych i lewicowych, co plasuje ją w mocno lewicowym skrzydle Demokratów. Choć pełni ona funkcję wiceprezydenta USA od lat, dziś trudno przesądzić, jaka byłaby jej prezydentura w kwestiach najważniejszych. Wydaje się, że będzie ona przede wszystkim zależeć od współpracowników Harris i decyzji jej zaplecza politycznego.

Dziś już jednak pojawiają się doniesienia medialne w USA, że nie będzie chciała współpracować z najważniejszymi urzędnikami administracji Bidena (mowa o sekretarzu obrony i sekretarzu stanu), co oznacza, że prezydentura Harris prawdopodobnie będzie pewną niewiadomą i będzie ewoluować. To może być zupełnie inna prezydentura niż Bidena. Być może w kolejnych tygodniach poznamy więcej jej pomysłów i osobistych planów.

Czytaj także: Z archiwum Tomasza Gutrego: Dzięki nim czujemy klimat dni Powstania Warszawskiego

Rosyjskie łatki

Nominacja dla Kamali Harris będzie skutkowała kontynuowaniem propagandy sukcesu – to zapewne jeden z przekazów, który wykorzystywany będzie do końca kampanii. Wszystko wskazuje też na to, że sama Harris będzie pokazywana jako polityk zupełnie inny niż Donald Trump. Zarówno w USA, jak i w Polsce jedną z głównych akcentowanych obecnie różnic jest kwestia związana z wymiarem sprawiedliwości. Sztabowcy Harris eksponują jej doświadczenia z prokuratury, przypominając, że ona ścigała przestępstwa, a Donald Trump jest objęty śledztwami. Innym, znacznie poważniejszym z polskiego punktu widzenia, wątkiem jest sprawa polityki i podejścia Donalda Trumpa i Kamali Harris do NATO oraz Ukrainy i Rosji.

W działaniach informacyjnych przekonuje się, że Trump jest kandydatem groźnym, a Harris zapewnia stabilność i bezpieczeństwo, bowiem będzie kontynuowała politykę Bidena (choć to może być fałszywym założeniem). Taki przekaz widać również w Polsce, gdzie niektóre komentarze wprost oskarżają Trumpa o politykę prorosyjską. Przywoływane są choćby zaskakujące wypowiedzi J.D. Vance’a, który kilkakrotnie apelował o skupianie się USA na wewnętrznych sprawach i zmniejszenie zaangażowania na rzecz Ukrainy. Jednak obraz kampanii w USA, budowany na zasadzie zły Trump – dobra Harris, jest z gruntu fałszywy i opiera się na skrótach myślowych i uprzedzeniach.

Działania Donalda Trumpa, co widać również w jego zapleczu politycznym, w większej mierze oparte są na myśleniu transakcyjnym, co w kontakcie z Rosją może być zupełną porażką albo przynieść ogromne korzyści. Trump jest człowiekiem myślącym niesztampowo, którego stać na nieszablonowe działanie. Może być ono nieskuteczne, ale na pewno nie widać w polityce Trumpa prorosyjskości. To za czasów Trumpa podjęto decyzję o wsparciu wojskowym Ukrainy na znacznie większą skalę, to za czasów Trumpa wzmocniona została wschodnia flanka NATO. To również Trump zaczął stosować politykę sankcji wobec Rosji, choćby w zakresie neutralizacji dominacji energetycznej w Europie, co wyhamowała potem administracja Bidena. To również Trump krytykował mocno – co robi do dziś – te kraje NATO, które działają niczym „pasażer na gapę” i nie wywiązują się ze swoich zobowiązań.

Kamala Harris nie miała do tej pory odpowiedzialności za całość administracji USA, więc nie miała szansy podejmować decyzji związanych z polityką tego kraju wobec Ukrainy i Rosji. Ale znane decyzje Trumpa pokazują jednoznacznie, że prowadził on politykę neutralizującą rosyjskie wpływy w Europie.

Czytaj także: Co nam mówi dziś ks. Jerzy? "Budował Kościół z ludzkich sumień"

Od słów do czynów…

Decyzje Trumpa w przeszłości stały w kontrze do jego własnych słów. Wielokrotnie wypowiadał się on w sposób pozytywny o Putinie, co dla wielu jest dowodem na jego prorosyjskość. Słowa mają swoje znaczenie i mówienie o zbrodniarzu w sposób ciepły i pozytywny trzeba oceniać jako błąd i działania szkodliwe. Jednak to wydaje się być częścią polityki Trumpa opartej na myśleniu i taktyce biznesowej. Jeśli ma on „zmierzyć się” z Putinem i Rosją, nie będzie jej deprecjonował, a nawet pokaże jej siłę, by zwycięstwo smakowało lepiej. Ten typ myślenia widać w działaniu Trumpa. I widać było to również za jego prezydentury, która obfitowała w działania wymierzone w Rosję. Co więcej, dziś to właśnie ze środowiska skupionego wokół Trumpa wychodzą ciekawe i często ofensywne propozycje na temat przyszłego wsparcia dla Ukrainy i polityki wobec Rosji.

Bardzo prawdopodobne jest choćby zniesienie przez Trumpa obostrzeń dotyczących użycia amerykańskiej broni przez Ukrainę. Do dziś, czego zwolennicy Bidena i Harris nie chcą zauważać, Waszyngton nie daje zgody Ukrainie, by wykorzystywała amerykańską broń do ataków na cele wojskowe położone w głębi Rosji. Taka zgoda byłaby dużym przełomem w wojnie i pozwoliłaby niszczyć rosyjskie zaplecze wojskowe i logistyczne. Medialne doniesienia wskazywały również kilkukrotnie, że obecna amerykańska administracja stopowała niektóre działania i ataki ukraińskie. Takich obostrzeń za Trumpa mogłoby nie być. Komentatorzy, którzy oceniają politykę Republikanów i Demokratów wobec Rosji, Ukrainy i ich stanowisko wobec rosyjskiej napaści, często stosują manipulacje, zauważając i dostrzegając powody do krytyki jedynie w jednym środowisku. Obu obozom można coś zarzucać, ale prezentowanie którejkolwiek z głównych partii w USA jako sprzyjającej Rosji jest absurdem.
Zdrowy dystans

Prezydent Polski Andrzej Duda wielokrotnie powtarzał w wywiadach, że interesem strategicznym RP jest utrzymywanie dobrych relacji z każdą administracją USA. Polska musi mieć dobre kontakty i możliwości współpracy z amerykańską administracją bez względu na to, kto zostanie przyszłym prezydentem. To kluczowe dla naszych interesów, ale również dla całego NATO, z uwagi na znaczenie Polski na wschodniej flance Sojuszu. Tym bardziej dziwi jawne zaangażowanie niektórych polityków w promowanie jednej strony sporu politycznego w USA. Przez tygodnie premier, niektórzy ministrowie i posłowie koalicji rządzącej atakowali Republikanów, prezentowali sprzyjające Demokratom stanowisko, a ostatnio przyznają, że trzymają kciuki za Kamalę Harris.

Ten typ działania może się przełożyć na stosunki Polski i USA, jeśli zwycięzcą i następnym prezydentem będzie Donald Trump. Ewidentnie konfrontacyjna polityka wobec środowiska Republikanów prowadzona również osobiście przez premiera Donalda Tuska będzie odciskała się w takim scenariuszu na współpracy Stanów Zjednoczonych i RP. Prof. Przemysław Żurawski vel Grajewski, oceniając podejście polskiego rządu do Republikanów i Trumpa, wskazuje wręcz na szalenie groźny scenariusz, w którym rząd Donalda Tuska może wspierać w przyszłości Niemcy w ich politycznej konfrontacji z USA, w przypadku wygranej Trumpa. Byłoby to politycznie bardzo niebezpieczne, ale niestety z takim scenariuszem możemy się spotkać już w przyszłym roku.

To Amerykanie, a nie Polacy wybierają prezydenta w USA. Jednak poziom emocji dotyczących kampanii amerykańskiej już obecnie i w Polsce jest wysoki. A będzie jeszcze wyższy. I trudno się dziwić – kampania w Stanach jest zawsze w centrum uwagi świata, w tym również naszych wrogów. I to także niepokoi. Mamy obecnie w USA ewidentny kryzys przywództwa politycznego. Od czasu rezygnacji Joe Bidena z kampanii część komentatorów i polityków idzie dalej i oczekuje zrzeczenia się przez niego urzędu prezydenta. Takie dyskusje pokazują nie tylko Amerykanom, ale też innym, że Stany Zjednoczone są słabe. A to może być kosztowne dla całego świata Zachodu, jeśli sygnał o słabości USA odczytają państwa wrogie wobec nich i zaczną testować Zachód. Już wcześniej okres kampanii wyborczej w USA – z uwagi na zachowawczość i wymogi kampanii – był dla Zachodu okresem potencjalnego ryzyka i zagrożeń. Dziś są one dużo większe, co również pokazuje, że w interesie Polski jest przede wszystkim wiarygodny, stabilny i silny sojusz z USA bez względu na to, kto zostanie tam prezydentem.

Autor jest doradcą prezydenta RP.


 

POLECANE
Dziennikarz z Polski skontaktował się z niemieckim wywiadem i został pośmiewiskiem internetu gorące
Dziennikarz z Polski skontaktował się z niemieckim wywiadem i został pośmiewiskiem internetu

Prezes Fundacji Konstruktywnej Ekologii Ecoprobono, biolog środowiska, ekolog dr Grzegorz Chocian na antenie Polsat News ujawnił szokujące informacje. Jego doniesienia postanowił sprawdzić portal NaTemat.pl. Sposób w jaki to zrobił wywołał śmiech internautów.

Co z poziomem wody we Wrocławiu? Jest komunikat IMGW z ostatniej chwili
Co z poziomem wody we Wrocławiu? Jest komunikat IMGW

Dyrektor IMGW Robert Czerniawski powiedział, że w Opolu, Brzegu i Oławie obserwowane są już spadki poziomu wody, a w piątek takie pierwsze spadki będą notowane we Wrocławiu. Natomiast wzrosty nastąpią m.in. w Brzegu Dolnym, Malczycach i Ścinawie.

To nie żart. Pensja za bycie transseksualistą tylko u nas
To nie żart. Pensja za bycie transseksualistą

W dzisiejszych czasach debata na temat praw transseksualistów wzbudza wiele emocji – i słusznie! Ostatecznie, pomysły wprowadzane przez lewicowe rządy i aktywistów gender stają się coraz bardziej absurdalne.

Minister Hennig-Kloska zlikwidowała Zespół ds. Rozwoju Energetyki Jądrowej z ostatniej chwili
Minister Hennig-Kloska zlikwidowała Zespół ds. Rozwoju Energetyki Jądrowej

Minister Hennig-Kloska podjęła decyzję o likwidacji Zespołu ds. Rozwoju Energetyki Jądrowej.

Spór w koalicji: lewica jest wściekła na wynik unijnego głosowania gorące
Spór w koalicji: lewica jest wściekła na wynik unijnego głosowania

Parlament Europejski przyjął w czwartek rezolucję uznającą Edmundo Gonzaleza jako legalnie wybranego prezydenta Wenezueli, ale głosowanie podzieliło eurodeputowanych. Prawica głosowała "za", lewica była "przeciw".

Szydło: von der Leyen porobiła sobie zdjęcia we Wrocławiu, Polska zostaje ze zgliszczami polityka
Szydło: von der Leyen porobiła sobie zdjęcia we Wrocławiu, Polska zostaje ze zgliszczami

Szefowa KE porobiła sobie zdjęcia we Wrocławiu i wraca, a Polska zostaje sama z gigantycznymi potrzebami - napisała Beata Szydło we wpisie w serwisie X.

Wizyta Donalda Trumpa w amerykańskiej Częstochowie odwołana  gorące
Wizyta Donalda Trumpa w "amerykańskiej Częstochowie" odwołana

Donald Trump odwołał wizytę w "amerykańskiej Częstochowie", gdzie miał spotkać się z Andrzejem Dudą

Dominik Tarczyński: Eko-terroryzm jest wykorzystywany przeciwko rozwojowi takich krajów jak Polska polityka
Dominik Tarczyński: Eko-terroryzm jest wykorzystywany przeciwko rozwojowi takich krajów jak Polska

Eko-terroryzm jest i jest wykorzystywany przeciwko rozwojowi takich państw, jak Polska - mówił w Parlamencie Europejskim europoseł PiS Dominik Tarczyński.

Ursula von der Leyen we Wrocławiu. Obiecała pieniądze z funduszu spójności z ostatniej chwili
Ursula von der Leyen we Wrocławiu. Obiecała pieniądze z funduszu spójności

Szefowa KE Ursula von der Leyen wzięła udział we wspólnej konferencji prasowej z premierem Donaldem Tuskiem.

Wzruszający list jednej z więzionych byłych urzędniczek Ministerstwa Sprawiedliwości z ostatniej chwili
Wzruszający list jednej z więzionych byłych urzędniczek Ministerstwa Sprawiedliwości

Opublikowano wzruszający list aresztowanej urzędniczki Ministerstwa Sprawiedliwości.

REKLAMA

Donald Tusk pójdzie na konfrontację z amerykańskimi Republikanami? Wyborcze emocje silne także w Polsce

W ostatnich tygodniach w amerykańskiej kampanii wyborczej doszło do serii wstrząsów: próba zamachu na Donalda Trumpa (byłego prezydenta i kandydata w nadchodzących wyborach prezydenckich), wskazanie przez niego kandydata na wiceprezydenta, rezygnacja Joe Bidena i wejście do gry o nominację przez Kamalę Harris (obecną wiceprezydent). Oglądamy thriller, który zapewnia wiele emocji oraz skupia na USA jeszcze więcej oczu. Walka o przyszłą prezydenturę nabiera rumieńców i tempa. Co dla Polski wynika z tej amerykańskiej układanki?
Donald  Tusk Donald Tusk pójdzie na konfrontację z amerykańskimi Republikanami? Wyborcze emocje silne także w Polsce
Donald Tusk / PAP/Radek Pietruszka

Odbić od dna

W Polsce debata publiczna na temat wyborów w USA przypomina coraz mocniej debatę o polskich wyborach. Wielu komentatorów, a nawet polityków, buduje obraz starcia dobra ze złem. Ten typ opowieści nasilił się jeszcze po tym, gdy prezydent Biden wycofał się z kampanii. Potencjalna nominacja dla Kamali Harris spowodowała, że kampania Demokratów nabrała wiatru w żagle. Propaganda sukcesu jest związana między innymi z fatalnym wrażeniem, które robiła ostatnia aktywność prezydenta Bidena.

W Polsce kryzys jego kampanii był przedstawiany jako pokłosie złej debaty Trump – Biden, w której aktualny prezydent wypadł bardzo słabo. Potem doszły do tego kompromitujące wpadki w czasie szczytu NATO (przedstawiając Wołodymyra Zełenskiego, powiedział o nim „prezydent Putin”), które przypieczętowały zapewne decyzję o rezygnacji obecnego prezydenta USA. Jednak kryzys jego wizerunku zaczął się dużo wcześniej, a oba zdarzenia – debata i wpadki w czasie szczytu – tylko umocniły wizerunek Bidena jako kandydata, który „nie daje już rady”. Sytuacja stała się na tyle poważna, że prezydent został przymuszony do wycofania się, choć wcale tego nie chciał.

Ostateczna decyzja o rezygnacji sprawiła nie lada problem Demokratom, na co wskazywał były dyrektor Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych Sławomir Dębski, zaznaczając, że mimo wizerunkowego kryzysu liderzy Demokratów przez miesiące przekonywali swoich zwolenników, że Joe Biden nadaje się na kandydata i ma realne szanse na wygraną. Kamala Harris, która ma największe szanse na nominację, musi więc szybko odbudować zaufanie i pokazać siebie jako poważnego pretendenta do prezydentury. Pojawienie się tematu jej nominacji odbiło też trend, który widać było po nieudanym zamachu na Trumpa – wtedy wiele osób mówiło, że „Trump już wygrał”.

W przypadku Harris hurraoptymizm komentatorów może więc wynikać z poprzednich obaw, czy Biden jest w stanie skutecznie walczyć z Trumpem. W pierwszym okresie Harris będzie beneficjentem tych nadziei i ulgi, jaka w szeregach Demokratów jest dziś widoczna. Z czasem jednak kandydatka będzie musiała zacząć zyskiwać nowych wyborców tym, co mówi, tym, kim jest i co proponuje. A to może wyhamować skalę jej poparcia. Kamala Harris bowiem wciąż pozostaje w pewnej mierze niewiadomą. Jest ona osobą znaną głównie z działań niepolitycznych – zajmowała się przez lata wymiarem sprawiedliwości, na czym bazuje do dziś. Jej potencjalna prezydentura jest przedstawiana, jako kontynuacja polityki Bidena, ale ona osobiście nie jest znana z żadnego poważnego projektu politycznego w USA, a tym bardziej na arenie międzynarodowej. Harris dała się poznać głównie z lansowania projektów ideologicznych i lewicowych, co plasuje ją w mocno lewicowym skrzydle Demokratów. Choć pełni ona funkcję wiceprezydenta USA od lat, dziś trudno przesądzić, jaka byłaby jej prezydentura w kwestiach najważniejszych. Wydaje się, że będzie ona przede wszystkim zależeć od współpracowników Harris i decyzji jej zaplecza politycznego.

Dziś już jednak pojawiają się doniesienia medialne w USA, że nie będzie chciała współpracować z najważniejszymi urzędnikami administracji Bidena (mowa o sekretarzu obrony i sekretarzu stanu), co oznacza, że prezydentura Harris prawdopodobnie będzie pewną niewiadomą i będzie ewoluować. To może być zupełnie inna prezydentura niż Bidena. Być może w kolejnych tygodniach poznamy więcej jej pomysłów i osobistych planów.

Czytaj także: Z archiwum Tomasza Gutrego: Dzięki nim czujemy klimat dni Powstania Warszawskiego

Rosyjskie łatki

Nominacja dla Kamali Harris będzie skutkowała kontynuowaniem propagandy sukcesu – to zapewne jeden z przekazów, który wykorzystywany będzie do końca kampanii. Wszystko wskazuje też na to, że sama Harris będzie pokazywana jako polityk zupełnie inny niż Donald Trump. Zarówno w USA, jak i w Polsce jedną z głównych akcentowanych obecnie różnic jest kwestia związana z wymiarem sprawiedliwości. Sztabowcy Harris eksponują jej doświadczenia z prokuratury, przypominając, że ona ścigała przestępstwa, a Donald Trump jest objęty śledztwami. Innym, znacznie poważniejszym z polskiego punktu widzenia, wątkiem jest sprawa polityki i podejścia Donalda Trumpa i Kamali Harris do NATO oraz Ukrainy i Rosji.

W działaniach informacyjnych przekonuje się, że Trump jest kandydatem groźnym, a Harris zapewnia stabilność i bezpieczeństwo, bowiem będzie kontynuowała politykę Bidena (choć to może być fałszywym założeniem). Taki przekaz widać również w Polsce, gdzie niektóre komentarze wprost oskarżają Trumpa o politykę prorosyjską. Przywoływane są choćby zaskakujące wypowiedzi J.D. Vance’a, który kilkakrotnie apelował o skupianie się USA na wewnętrznych sprawach i zmniejszenie zaangażowania na rzecz Ukrainy. Jednak obraz kampanii w USA, budowany na zasadzie zły Trump – dobra Harris, jest z gruntu fałszywy i opiera się na skrótach myślowych i uprzedzeniach.

Działania Donalda Trumpa, co widać również w jego zapleczu politycznym, w większej mierze oparte są na myśleniu transakcyjnym, co w kontakcie z Rosją może być zupełną porażką albo przynieść ogromne korzyści. Trump jest człowiekiem myślącym niesztampowo, którego stać na nieszablonowe działanie. Może być ono nieskuteczne, ale na pewno nie widać w polityce Trumpa prorosyjskości. To za czasów Trumpa podjęto decyzję o wsparciu wojskowym Ukrainy na znacznie większą skalę, to za czasów Trumpa wzmocniona została wschodnia flanka NATO. To również Trump zaczął stosować politykę sankcji wobec Rosji, choćby w zakresie neutralizacji dominacji energetycznej w Europie, co wyhamowała potem administracja Bidena. To również Trump krytykował mocno – co robi do dziś – te kraje NATO, które działają niczym „pasażer na gapę” i nie wywiązują się ze swoich zobowiązań.

Kamala Harris nie miała do tej pory odpowiedzialności za całość administracji USA, więc nie miała szansy podejmować decyzji związanych z polityką tego kraju wobec Ukrainy i Rosji. Ale znane decyzje Trumpa pokazują jednoznacznie, że prowadził on politykę neutralizującą rosyjskie wpływy w Europie.

Czytaj także: Co nam mówi dziś ks. Jerzy? "Budował Kościół z ludzkich sumień"

Od słów do czynów…

Decyzje Trumpa w przeszłości stały w kontrze do jego własnych słów. Wielokrotnie wypowiadał się on w sposób pozytywny o Putinie, co dla wielu jest dowodem na jego prorosyjskość. Słowa mają swoje znaczenie i mówienie o zbrodniarzu w sposób ciepły i pozytywny trzeba oceniać jako błąd i działania szkodliwe. Jednak to wydaje się być częścią polityki Trumpa opartej na myśleniu i taktyce biznesowej. Jeśli ma on „zmierzyć się” z Putinem i Rosją, nie będzie jej deprecjonował, a nawet pokaże jej siłę, by zwycięstwo smakowało lepiej. Ten typ myślenia widać w działaniu Trumpa. I widać było to również za jego prezydentury, która obfitowała w działania wymierzone w Rosję. Co więcej, dziś to właśnie ze środowiska skupionego wokół Trumpa wychodzą ciekawe i często ofensywne propozycje na temat przyszłego wsparcia dla Ukrainy i polityki wobec Rosji.

Bardzo prawdopodobne jest choćby zniesienie przez Trumpa obostrzeń dotyczących użycia amerykańskiej broni przez Ukrainę. Do dziś, czego zwolennicy Bidena i Harris nie chcą zauważać, Waszyngton nie daje zgody Ukrainie, by wykorzystywała amerykańską broń do ataków na cele wojskowe położone w głębi Rosji. Taka zgoda byłaby dużym przełomem w wojnie i pozwoliłaby niszczyć rosyjskie zaplecze wojskowe i logistyczne. Medialne doniesienia wskazywały również kilkukrotnie, że obecna amerykańska administracja stopowała niektóre działania i ataki ukraińskie. Takich obostrzeń za Trumpa mogłoby nie być. Komentatorzy, którzy oceniają politykę Republikanów i Demokratów wobec Rosji, Ukrainy i ich stanowisko wobec rosyjskiej napaści, często stosują manipulacje, zauważając i dostrzegając powody do krytyki jedynie w jednym środowisku. Obu obozom można coś zarzucać, ale prezentowanie którejkolwiek z głównych partii w USA jako sprzyjającej Rosji jest absurdem.
Zdrowy dystans

Prezydent Polski Andrzej Duda wielokrotnie powtarzał w wywiadach, że interesem strategicznym RP jest utrzymywanie dobrych relacji z każdą administracją USA. Polska musi mieć dobre kontakty i możliwości współpracy z amerykańską administracją bez względu na to, kto zostanie przyszłym prezydentem. To kluczowe dla naszych interesów, ale również dla całego NATO, z uwagi na znaczenie Polski na wschodniej flance Sojuszu. Tym bardziej dziwi jawne zaangażowanie niektórych polityków w promowanie jednej strony sporu politycznego w USA. Przez tygodnie premier, niektórzy ministrowie i posłowie koalicji rządzącej atakowali Republikanów, prezentowali sprzyjające Demokratom stanowisko, a ostatnio przyznają, że trzymają kciuki za Kamalę Harris.

Ten typ działania może się przełożyć na stosunki Polski i USA, jeśli zwycięzcą i następnym prezydentem będzie Donald Trump. Ewidentnie konfrontacyjna polityka wobec środowiska Republikanów prowadzona również osobiście przez premiera Donalda Tuska będzie odciskała się w takim scenariuszu na współpracy Stanów Zjednoczonych i RP. Prof. Przemysław Żurawski vel Grajewski, oceniając podejście polskiego rządu do Republikanów i Trumpa, wskazuje wręcz na szalenie groźny scenariusz, w którym rząd Donalda Tuska może wspierać w przyszłości Niemcy w ich politycznej konfrontacji z USA, w przypadku wygranej Trumpa. Byłoby to politycznie bardzo niebezpieczne, ale niestety z takim scenariuszem możemy się spotkać już w przyszłym roku.

To Amerykanie, a nie Polacy wybierają prezydenta w USA. Jednak poziom emocji dotyczących kampanii amerykańskiej już obecnie i w Polsce jest wysoki. A będzie jeszcze wyższy. I trudno się dziwić – kampania w Stanach jest zawsze w centrum uwagi świata, w tym również naszych wrogów. I to także niepokoi. Mamy obecnie w USA ewidentny kryzys przywództwa politycznego. Od czasu rezygnacji Joe Bidena z kampanii część komentatorów i polityków idzie dalej i oczekuje zrzeczenia się przez niego urzędu prezydenta. Takie dyskusje pokazują nie tylko Amerykanom, ale też innym, że Stany Zjednoczone są słabe. A to może być kosztowne dla całego świata Zachodu, jeśli sygnał o słabości USA odczytają państwa wrogie wobec nich i zaczną testować Zachód. Już wcześniej okres kampanii wyborczej w USA – z uwagi na zachowawczość i wymogi kampanii – był dla Zachodu okresem potencjalnego ryzyka i zagrożeń. Dziś są one dużo większe, co również pokazuje, że w interesie Polski jest przede wszystkim wiarygodny, stabilny i silny sojusz z USA bez względu na to, kto zostanie tam prezydentem.

Autor jest doradcą prezydenta RP.



 

Polecane
Emerytury
Stażowe