Dr Robert Szewczyk: Zielony Ład to zagrożenie egzystencjalne
– „Próbuję ogarnąć Zielony Ład rozumem, ale rozum to odrzuca” – mówił Pan podczas konferencji „Czy to koniec Europy, jaką znamy? European Conservative Future”.
– Z naukowego punktu widzenia zmiany klimatyczne zawsze były, są i będą – to cecha wrodzona naszej planety. Teraz pakiet ustaw i dyrektyw ma sobie te zmiany podporządkować? Rozumiałbym, gdyby chodziło bardziej o to, by się do nich dostosować, w końcu historia rodzaju ludzkiego to właśnie przystosowanie się do zmiennych warunków panujących w różnych zakątkach Ziemi. Zielony Ład proponuje jednak paraliż gospodarczy i przemysłowy w imię zatrzymania globalnego ocieplenia w sytuacji, gdy Europa i tak nie jest w stanie sama tego zatrzymać, ponieważ produkuje niecałe 8 proc. dwutlenku węgla. Jeśli tak zamożny klub, którym jest UE, nie potrafi rozwiązać stosunkowo mniej złożonych problemów bezdomności czy głodu, to chce wpłynąć na klimat? Proszę wybaczyć, ale to mi przypomina „zawracanie kijem Wisły”. Wielcy gracze, tacy jak Chiny, USA czy Indie, produkują o wiele więcej dwutlenku węgla, ale wprowadzają swoje zmiany stopniowo, organicznie i nie mają ich zadekretowanych, jak chce UE do 2030–2040 roku.
Cała ta histeria to zarządzanie strachem, który jest niebywale opłacalny dla wielkich graczy z ogromnym kapitałem. Przypominam tu casus pandemii – media głównego nurtu zasiały panikę, rządy się ugięły, a korporacje farmaceutyczne zarobiły miliardy bez odpowiedzialności za niesprawdzone do końca szczepionki. Ta sama metoda jest wykorzystywana w przypadku Zielonego Ładu.
Eko-religia
– Zwraca Pan uwagę na ważną rzecz – Zielony Ład traktowany jest jako projekt totalny, nie jako poszczególne polityki sektorowe. Tutaj jest doktryna, z którą się nie dyskutuje.
– Eko-ekstremizm stał się swoistą religią, a religię wszakże wyznaje się bezkrytycznie. Zielony Ład to projekt holistyczny, całościowy, dotykający wszystkich aspektów naszego życia od początku do końca. On dotyka samych podstaw funkcjonowania przemysłu, transportu, sposobu życia, swobody poruszania się, ogrzewania mieszkania.
Jednocześnie to projekt niepozostawiający krajom członkowskim wolnej ręki do tego, by dojść do określonych celów we własny sposób, własnymi metodami i własnym tempem. Rozwiązania są dyktatorsko narzucone przez Brukselę wszystkim krajom członkowskim, często z pogwałceniem podstawowych zasad traktatowych i demokratycznych, i to w Unii tak bardzo wyczulonej – jak widać bardzo selektywnie – na tzw. praworządność. Nie brakuje przykładów, kiedy na światowej Konferencji Klimatycznej ONZ negocjatorzy unijni samowolnie przekraczali swój mandat i deklarowali działania sprzeczne ze stanowiskami rządów państw członkowskich. Teraz wszyscy Europejczycy muszą do tej melodii tańczyć. Nie pojmuję na przykład, dlaczego tylko fotowoltalika, wiatr i OZE mają być źródłami energii. Przecież są sprawdzone technologie czystszego korzystania z węgla, jest energetyka nuklearna, sprawdzona i wydajna. Są to technologie drogie, ale wielokrotnie tańsze niż skutki zapaści energetyczno-przemysłowej wpychanej kolanem przez Brukselę. Tutaj pojawia się jeszcze jeden problem szczególnie dotykający Polskę – przesył i dystrybucja energii elektrycznej.
– Problem modernizacji sieci to niekończąca się opowieść.
– Sieci są niewydajne, przestarzałe. Ta infrastruktura gromko woła o szybkie wsparcie. Ponadto nie da się efektywnie magazynować dużych ilości energii. Energetyka jądrowa jest w tej chwili najsensowniejszym, mimo że drogim, stabilizatorem dostaw energii na przyszłość. Ale nie zapominajmy o elektrowniach węglowych, ich wyłączenie w krótkim czasie to recepta na tragedię. Potrzebujemy czasu. Potrzebna nam jest ewolucja, a nie rewolucja, która zawsze pożera własne dzieci.
– Może ten projekt jest narzędziem, a nie celem? Tylko jaka rzeczywistość stoi za finałem tej inżynierii społecznej?
– Wchodzimy trochę w grząski obszar teorii spiskowych, to niebezpieczne, bo może odebrać powagę krytykom Zielonego Ładu. Nie można jednak lekceważyć Klausa Schwaba i ludzi z pierwszych stron gazet, którzy biorą udział w jego przedsięwzięciach w Davos. Oczywiście mamy do czynienia coraz bardziej z inżynierią społeczną i demokracją sterowaną, a każdy wynik wyborów niezgodny z oczekiwaniami KE to już co najmniej „prawicowy populizm”, mamy tego przykłady z Węgier, z Włoch, niegdyś z Austrii, no i oczywiście z Polski.
Najgorsze jest to, że UE zawsze może powiedzieć: „Wasze rządy się zgodziły na Zielony Ład” i to jest bolesna dla nas prawda. Bez drobiazgowej analizy – tu przypomnę, że pakiet Fit for 55 do tej pory nie doczekał się ze strony KE oceny społeczno-gospodarczych skutków, o co postulowała m.in. Solidarność – podjęto w imieniu setek milionów obywateli decyzje jawnie dla nich szkodliwe. Tutaj pojawia się zasadnicze pytanie, dlaczego rządy podejmują działania na chybcika, wiedząc, z czym się to wiąże dla ich społeczeństw.
Uderzenie w przemysł
– Emmanuel Macron w niedawnym wykładzie na Sorbonie, wytyczając nowe kierunki UE, kilkukrotnie powtarzał, że dekarbonizacja jest jednym z kluczowych elementów rozwoju Unii. O co w tym chodzi?
– Mam wrażenie, że Macron doskonale wie, ile to będzie kosztowało, chociaż Francję dużo mniej, ponieważ tam dominuje energetyka jądrowa, którą to technologię Francja chętnie sprzeda wraz z budową infrastruktury, dlatego im się to tak bardzo podoba. Tyle tylko, że tych kosztów nie poniesie on sam ani inni, którzy tę dekarbonizację siłowo wprowadzają. Mam duży problem z konsensusem naukowym, ponieważ tak mocno i konsekwentnie jednostronnie prowadzona jest debata nad Zielonym Ładem, że prawda jest tam na końcu. Wiodącą rolę mają tutaj media, które tę jednostronną narrację potęgują. Głosy wielu specjalistów i naukowców są ignorowane i odrzucane jako niezgodne z panująca doktryną. Kiedyś wg. nauki Ziemia była centrum wszechświata, ale znalazł się taki jeden Kopernik czy Galileusz i trzeba było wszystko w konwulsjach pisać na nowo. Znów przywołam przykład pandemii – to ten sam mechanizm. Media nas potężnie wystraszyły, grupa dobrze opłacanych naukowców podsycała atmosferę, że czeka nas zagłada, jeśli nie przyjmiemy szczepionki. Niemałe grono naukowców, w tym nobliści, które mówiło, byśmy przestali się straszyć, tylko rzetelnie i wielowektorowo podeszli do tego tematu, zostało obwołane negacjonistami i „płaskoziemcami”, niektórym lekarzom wręcz grożono odebraniem prawa wykonywania zawodu. We Francji pana Macrona sprawy zaszły jeszcze dalej, tam sytuacja otarła się wręcz o metody totalitarnej kontroli społecznej rodem z Chin. Europejskim decydentom zbyt łatwo przychodzą do głowy pomysły stricte totalitarne.
– Między rokiem 2019 a 2023 w Polsce zniknęło prawie 280 tys. miejsc pracy w przemyśle. Jaka jest perspektywa?
– Jestem ekonomistą, nie prorokiem, więc trudno mi przewidywać przyszłość. Obserwując Europę, widzę jednak, że staje się ona dystopijnym skansenem. Nie mogę się uwolnić od wizji polskiego pisarza Janusza A. Zajdla, który nakreślił szkic takiego społeczeństwa w powieści „Limes Inferior”. Tam bardzo wnikliwie opisano świat, w którym pracy jest niewiele, system wynagrodzeń oparty jest wyłącznie o bezgotówkowe punkty przyznawane, a jakże, uznaniowo. Będą tacy, którzy się nie załapią na ten pociąg do przyszłości. Nie może być tak, że wszyscy będą informatykami czy programistami. Nie da się cyfrowo wykopać rudy żelaza, cyfrowo wyprodukować stali i cyfrowo zbudować z niej statki. Cyfryzacja to bardzo użyteczny mechanizm, niestety dzisiaj używany głównie do obniżania kosztów pracy poprzez bolesne społecznie redukcje zatrudnienia. Jeżeli dyrektywa budynkowa ma kosztować 1,5 biliona zł, to nie są to pieniądze, które można po prostu (cyfrowo, a jakże) dodrukować bez konsekwencji. To są nasze portfele, bo to w końcu każdy z nas będzie ostatecznie ponosił gigantyczne koszty w krótkim bardzo czasie. Co do przemysłu zaś – mamy za wschodnią granicą wojnę. Chcąc pokoju, musimy być gotowi na wojnę, a wirusami komputerowymi wygrać się jej nie da. Do tego potrzebny jest ciężki, zbrojeniowy i energochłonny przemysł. Zielony Ład zagraża więc nie tylko naszemu bezpieczeństwu gospodarczemu, ale stanowi w szerszym ujęciu to również zagrożenie fizyczne. Jeśli dołożymy do tego wstrzymaną, a może tylko spowolnioną dewastację rolnictwa, to receptę na upadek mamy gotową. Solidarność, wspierając tej wiosny rolników, liczy też na wsparcie od nich i od całego społeczeństwa, bo stara się uświadomić realne niebezpieczeństwo, które ta doktryna stanowi.
To także uderzenie w energetykę
– W krajowym planie na rzecz energii i klimatu na lata 2021–2030 rząd Donalda Tuska postuluje zwiększenie OZE do 50 proc. w naszej energetyce. Gospodarka będzie w stanie funkcjonować w takich warunkach?
– Tego typu rządowe deklaracje można sobie pisać, podobnie jak Sejm mógłby ustawowo wprowadzić w Polsce klimat śródziemnomorski. Administracyjne zaklinanie tego, że w Polsce ma być 50 proc. energii z OZE, nie bierze pod uwagę na przykład tego, ile razy dojdzie do blackoutów. Co będzie kompensowało niestabilność OZE? W jaki sposób zagospodarowana lub zmagazynowana zostanie nadprodukcja? Nie mamy na to sensownych odpowiedzi. Chcę to podkreślić – nie jestem przeciwnikiem OZE. Nie może nam umykać fakt, że OZE są coraz bardziej wydajne, ja tylko zadaję głośno pytania o to, dlaczego UE w ten sposób finansuje ponownie wzrost gospodarczy Chin, a nie nasz. Pytam też dlaczego prosumenci, którzy niemało zainwestowali w te instalacje i podłączyli się do ogólnej sieci, są teraz dyskryminowani lub wręcz oszukiwani przez korporacyjnego odbiorcę, co było widać w kwietniu tego roku. Mam nadzieję, że polski przedsiębiorca mimo wszystko samodzielnie znajdzie równowagę na tym rynku. Z wielkimi przedsiębiorstwami jest tak, że niektóre z nich „są zbyt wielkie, by upaść”, i jest to wielki historyczny gospodarczy błąd, że tym przedsiębiorstwom pozwolono aż tak urosnąć. One mogą liczyć na ratunkowe dotacje i rządowe – czyli znów z kieszeni podatnika – kroplówki. Mali i średni przedsiębiorcy nie mają takich przywilejów i najczęściej pierwsi padają ofiarą chybionych eksperymentów. Tymczasem ci nieliczni i zbyt potężni, wielcy do sprawnego funkcjonowania potrzebują mnóstwa małych przedsiębiorstw, to jest prawo naturalne.
– Według Polskiego Instytutu Ekonomicznego od 8 do 12 proc. polskich gospodarstw domowych doświadczyło w 2022 r. ubóstwa spowodowanego rachunkami energetycznymi. Ubóstwo opałowe dotknęło do 30 proc. Polaków. Gdyby wszedł Zielony Ład, jak wielka byłaby to skala?
– Rosnące ceny energii dla nielicznych są obojętne, dla większości stanowią poważnym problem w budżecie domowym. Są małe przedsiębiorstwa rodzinne, które się zamykają, ponieważ nie stać ich na opłaty za energię i upada ich sposób na życie i poczucie bezpieczeństwa, chociaż kiedyś zapewniano ich, że gaz wciąż jest tym lepszym rozwiązaniem. Rachunki za ogrzewanie gazem w miesiącach zimowych przyprawiają wielu ludzi o zawał. Pamiętajmy jednak, że Zielony Ład to nie tylko nasze rachunki za prąd. Koszty energii podnoszą wszystkie inne koszty, transportu, budowy, produkcji przemysłowej, usług – tu nie ma nietykalnych.
Robert Szewczyk
Dr Robert Szewczyk jest ekonomistą, pełnomocnikiem Komisji Krajowej NSZZ „Solidarność” ds. polityki klimatycznej oraz członkiem Narodowej Rady Rozwoju ds. środowiska, energii i zasobów naturalnych przy Prezydencie RP.