Euroestablishment brzydzi się ludem

Jeszcze przed majówką w biurze Parlamentu Europejskiego w Polsce odbyło się seminarium dotyczące nadchodzących eurowyborów. Spotkanie było okazją do opowiedzenia przez przedstawicieli instytucji unijnych w Polsce, jakie działania profrekwencyjne podejmują przed 9 czerwca. Tak sobie ich słuchałem i w końcu pomyślałem: „Oni w ogóle nie chcą dotrzeć do ludzi, tylko do swoich”.
Parlament Europejski
Parlament Europejski / European Parliament from EU, CC BY 2.0 , via Wikimedia Commons

Mylicie się jednak, jeśli po tym wstępie pomyśleliście, że reprezentantom UE w Polsce nie zależy na wyniku wyborów oraz dotarciu do wyborców. Oczywiście, że im zależy, ale na tych właściwych. Przynajmniej taki wniosek można wyciągnąć po seminarium zatytułowanym „Piąte wybory do Parlamentu Europejskiego w Polsce – wyzwania w 20 lat po akcesji do UE”. Zaproszeni na nie zostali polscy członkowie Europejskiego Komitetu Ekonomiczno-Społecznego. Obecni byli także przedstawiciele Solidarności z Tadeuszem Majchrowiczem i Mateuszem Szymańskim na czele. Partnerzy społeczni działający w EKES bacznie wsłuchiwali się w prezentacje przygotowane przez prelegentów oraz brali aktywny udział w dyskusji.

Czytaj także: [Felieton „TS”] Jan Wróbel: O Kaczyńskim bez obsługi emocji

Euroordynacja wyborcza

Po przywitaniu uczestników seminarium przez Krzysztofa Patera, wiceprzewodniczącego ds. budżetu EKES, oraz Witolda Naturskiego, dyrektora Biura Parlamentu Europejskiego w Polsce, jako pierwszy swoją prezentację przedstawił Grzegorz Gąsior z Krajowego Biura Wyborczego.

Tematem jego wystąpienia były zasady głosowania korespondencyjnego. Kto jest do takiego głosowania uprawniony, jakie są terminy zgłaszania chęci takiej formy udziału w wyborach itd. Wiedza przydatna, aczkolwiek głównie podręcznikowa. Czy trzeba o tym robić wykład dla członków Europejskiego Komitetu Ekonomiczno-Społecznego? Ja czułem się jak na lekcji WOS w gimnazjum. Jedynym ciekawym wnioskiem jest ciągły rozwój popularności tej formy aktywności wyborczej. Jeszcze nie tak dawno korespondencyjnie mogły głosować wyłącznie osoby z orzeczoną niepełnosprawnością i te przebywające za granicą. W 2011 r. w wyborach do Sejmu w ten sposób za granicą oddano 18 560 głosów, a w kraju zaledwie 801. W wyborach do Parlamentu Europejskiego z 2014 r. za granicą doręczono 4745 kopert, a w kraju 167. Inaczej już się miała sprawa w 2015 r., gdy zmieniono ordynację wyborczą, a korespondencyjnie mogli głosować wszyscy. W wyborach do Sejmu za granicą oddano 30 544 głosy, a w kraju 9414 głosów. Wyraźny skok nastąpił w 2020 r. podczas wyborów prezydenckich, rzecz jasna za sprawą pandemii. Wtedy w drugiej turze oddano kolejno 399 360 głosów za granicą i 215 271 głosów w kraju.

Rozwój głosowania korespondencyjnego może cieszyć, bo taka forma pomaga uczestniczyć w wyborach osobom starszym i na różny sposób uziemionym w swoich czterech ścianach. Tu należy podkreślić rolę Poczty Polskiej, bez której takie głosowanie nie mogłoby się odbyć. A czy jest to zajęcie „rentowne” dla polskiego operatora? Oczywiście, że nie, dlatego bardzo niesprawiedliwe jest porównywanie wyników „biznesowych” Poczty z sukcesami „paczkomatów” i nawoływanie do jej likwidacji czy prywatyzacji, bo nie wytrzymuje konkurencji na wolnym rynku. Poczta jest polska i obowiązki ma polskie. Dlatego jej pracownicy powinni być godnie wynagradzani, bo jest podmiotem strategicznym dla funkcjonowania państwa. 

Następnym prelegentem był Krzysztof Lorentz, również z Krajowego Biura Wyborczego, który w przejrzysty sposób wyjaśniał zależność pomiędzy frekwencją wyborczą a podziałem mandatów do Parlamentu Europejskiego. Tak jak w wyborach krajowych, tak i w eurowyborach dany komitet wyborczy musi przekroczyć próg 5 proc. oddanych głosów, by w ogóle liczyć się w podziale mandatów. Głosy są dzielone na okręgi wyborcze, a te mogą ze sobą rywalizować w wyścigu o jak największą frekwencję. Nagrodą są dodatkowe mandaty. Jeśli w danym okręgu, np. pomorskim, frekwencja będzie wyższa od średniej krajowej, to możliwe, że okręg otrzyma o jeden mandat więcej, niż wynikałoby to z jego początkowej puli 3 mandatów. Natomiast jeśli wyborcy w okręgu, dajmy na to podkarpackim, nie wykażą się odpowiednim zaangażowaniem, to może on stracić jeden ze swoich mandatów, właśnie na rzecz wyżej wspomnianego Pomorza.

Tu docieramy do kwestii, komu i gdzie zależy na dotarciu do potencjalnych wyborców. Czy znając preferencje wyborcze tzw. Polski B czy też Polski Wschodniej euroestablishmentowi zależy na zaganianiu Podlasian czy Podhalan do urn wyborczych? Szybko otrzymałem odpowiedź na to pytanie.

Czytaj także: Brytyjscy naukowcy odkryli nową planetę, na której mogłoby istnieć ludzkie życie

Albo wykwintnie, albo wcale

O działaniach Biura Parlamentu Europejskiego w Polsce w kontekście zbliżających się eurowyborów opowiedziała Kinga Schlesinger, pracownica tegoż biura. Przedstawiła strategię komunikacji, która zawiera kilka celów. W teorii ma powiadomić jak największą grupę obywateli o nadchodzących wyborach, zachęcić do udziału w nich i opowiedzieć o tym, jak decyzje UE wpływają na ich codzienne życie. By to osiągnąć, Biuro opiera swoją komunikację na kilku filarach. Pierwszym jest pomaganie samym kandydatom na posłów do PE i ich środowiskom politycznym, wspierając ich komunikację i podsuwając merytoryczne podkładki. Kolejnym są relacje z mediami i dziennikarzami oraz – co ma największy potencjał w dotarciu do zwykłych ludzi – współpraca z influencerami i twórcami internetowymi.

Skonfrontujemy teraz z rzeczywistością te filary komunikacji.

Jakoś nie zauważyłem, aby instytucje UE szczególnie współpracowały z politykami prawicowymi, konserwatywnymi i narodowymi. Ba, raczej wytykają ich palcami, nazywają „populistami” i wskazują jako zagrożenie dla demokracji. Za to „zieloni” politycy mają u nich jak w bajce. Jeśli natraficie w internecie na reklamy eurowyborów sponsorowane przez UE, to na pewno znajdziecie na nich podprogowo umieszczone „ekologiczne” motywy: zielone kolory, listki, promienie słońca, w tle jakieś wiatraczki, fotowoltaikę; coś, co kojarzyć ma się z czystą i zieloną energią. Europejski Zielony Ład od dłuższego czasu jest motywem przewodnim instytucji UE, co wizerunkowo wyraźnie gra na przewagę zielonych i lewicowych partii. A przecież wiemy, że ten ekologizm to często fasada dla robienia dobrego biznesu. Tak przecież było z rosyjskim gazem – on też był zielony i ekologiczny, dopóki płynął szerokim strumieniem ze wschodu.

Idźmy dalej, czyli do kontaktu z dziennikarzami. Osobiście nigdy nie odczułem jakichś wychodzących do przodu działań instytucji UE, byśmy się dodatkowo zainteresowali kwestią promowania wyborów do Parlamentu Europejskiego. Może dziennikarze z wiodących i poprawnych mediów cieszą się większą sympatią, ciężko mi to ocenić. Jednak na tle wielu instytucji krajowych te unijne są zwyczajnie bierne. Co nie oznacza, że my nie interesujemy się polityką Unii. Kampania #PreczZzielonymŁadem jest tego najlepszym przykładem. Nam bardzo zależy na polityce UE i czynimy wiele starań, by zainteresować szeroką opinię publiczną tematyką Zielonego Ładu. To, że niespecjalnie wpisujemy się w oczekiwania Komisji i Parlamentu Europejskiego, może poniekąd wyjaśniać nasze poczucie porzucenia z ich strony.

Teraz najważniejsze, czyli współpraca z influencerami. W internecie największe zasięgi mają nie politycy czy dziennikarze, a zwykli niepolityczni twórcy, publikujący swoje treści na TikToku, YouTubie, Instagramie czy Facebooku. Co więcej, ci influencerzy docierają do ludzi, którzy niekoniecznie na co dzień interesują się polityką. Współpraca z nimi to szansa na przebicie baniek dostępowych i dotarcie do zupełnie nowych grup odbiorców, którzy o wyborach słyszeli mało i nie są nimi zainteresowani, bo w czasie wolnym wolą oglądać rzeczy lekkie, a nie polityczne. Czy Biuro chce do nich dotrzeć? Otóż nie bardzo. 

Wybory dla tych właściwych

W trakcie seminarium przedstawicielka PE w Polsce chwali się współpracą z aktorami, np. Andrzejem Sewerynem, albo ze sportowcem z niepełnosprawnością, prezentując screeny prowyborczych postów na Instagramie. Ich zasięg to… kilka tysięcy internautów. Nie ma oczywiście nic złego we współpracy z tym czy innym aktorem, ani tym bardziej ze sportowcem, który pokazuje swój hart ducha, trenując i spełniając marzenia mimo niepełnosprawności. To wszystko szczytne, promujące inkluzywność, ale ukierunkowanie do „wyższych sfer”. To jest źle dobrana i mało skuteczna forma komunikacji, jeśli faktycznie chce się dotrzeć do szerokiego grona osób. Czyżby nie chciano osiągnąć tego deklaratywnego celu?

Dobrze wiemy, jak wyglądają preferencje wyborcze mieszkańców dużych miast, a jak Polski powiatowej. W Unii też to wiedzą. Wysublimowane formy komunikacji, stawianie na influencerów w typie Krystyny Jandy będą atrakcyjne dla wybranej grupy docelowej, aspiracyjnie uważającej się za nowoczesnych Europejczyków. A co z ludźmi, którzy lubią słuchać disco polo, pracują w polu albo na produkcji? Czy użycie przekazu przykuwającego ich uwagę jest poniżej godności europejskich elit? Może po prostu działania profrekwencyjne nie mają być kierowane na takich ludzi, bo jeszcze, nie daj Boże, zagłosują na populistów i skrajną prawicę? Nie wiem, ale się domyślam.

Na szczęście jest Solidarność, która zwykłych ludzi rozumie, jak mało kto. 10 maja przemówiła tak, że słyszała ją cała Europa, a przedstawiciele PE w swojej siedzibie na ulicy Jasnej w Warszawie przez kilka godzin oglądali tłum ludzi przemieszczający się z placu Zamkowego pod Sejm RP. Wszyscy krzyczeli: „Precz z Zielonym Ładem!”. Chyba dotarło.
 


 

POLECANE
Sukces Barcelony w meczu z Osasuną. Drużyna z Katalonii kontynuuje dobrą passę Wiadomości
Sukces Barcelony w meczu z Osasuną. Drużyna z Katalonii kontynuuje dobrą passę

Piłkarze Barcelony, bez Polaków na boisku, w meczu 16. kolejki ekstraklasy Hiszpanii po bramkach Brazylijczyka Raphinhi wygrali z Osasuną Pampeluna 2:0. Katalończycy umocnili się na prowadzeniu w tabeli i do siedmiu punktów powiększyli przewagę nad drugim Realem Madryt.

Wiecie, że na liście 100 najbardziej wpływowych osób AI Magazynu TIME jest dwóch Polaków? gorące
Wiecie, że na liście 100 najbardziej wpływowych osób AI Magazynu TIME jest dwóch Polaków?

Dwóch 30-letnich Polaków znalazło się na liście 100 najbardziej wpływowych osób AI magazynu TIME – obok Elona Muska, Sama Altmana i Marka Zuckerberga. Mati Staniszewski wraz z Piotrem Dąbkowskim stworzyli globalną firmę wartą miliardy dolarów, która dziś wyznacza światowe standardy w sztucznej inteligencji. Na liście magazynu TIME znalazł się również wybitny polski informatyk JakubPachocki.

Legendarny aktor walczy z chorobą. Są nowe doniesienia z ostatniej chwili
Legendarny aktor walczy z chorobą. Są nowe doniesienia

Bruce Willis od kilku lat walczy z poważnymi problemami zdrowotnymi. W 2022 roku zdiagnozowano u niego afazję, a rok później demencję czołowo-skroniową. Choroba postępuje, dlatego aktor przebywa obecnie w specjalistycznym ośrodku pod stałą opieką.

Pośród więźniów politycznych uwolnionych przez białoruski reżim brak Andrzeja Poczobuta. Jest komentarz Andżeliki Borys Wiadomości
Pośród więźniów politycznych uwolnionych przez białoruski reżim brak Andrzeja Poczobuta. Jest komentarz Andżeliki Borys

W sobotę 13 grudnia 2025 r. reżim Alaksandra Łukaszenki uwolnił 123 więźniów politycznych. Decyzja jest efektem negocjacji z administracją prezydenta USA Donalda Trumpa - w zamian Stany Zjednoczone zniosły sankcje na kluczowy dla Białorusi koncern nawozowy Bielaruskali.

Komunikat dla mieszkańców woj. warmińsko-mazurskiego Wiadomości
Komunikat dla mieszkańców woj. warmińsko-mazurskiego

W nowym rozkładzie jazdy, który zacznie obowiązywać 14 grudnia, będzie więcej regionalnych połączeń kolejowych, m.in. z Olsztyna do Działdowa i Elbląga - przekazał w sobotę Urząd Marszałkowski w Olsztynie. Na finansowanie transportu kolejowego samorząd województwa przeznacza ponad 100 mln zł rocznie.

Amerykańska Agencja ds. Żywności i Leków zamierza umieścić najpoważniejsze ostrzeżenie na szczepionkach przeciwko COVID-19 Wiadomości
Amerykańska Agencja ds. Żywności i Leków zamierza umieścić najpoważniejsze ostrzeżenie na szczepionkach przeciwko COVID-19

Amerykańska FDA planuje dodać ostrzeżenie w czarnej ramce (black box warning) do szczepionek przeciwko COVID-19. To najpoważniejsze ostrzeżenie agencji, stosowane przy ryzyku śmierci, poważnych reakcji czy niepełnosprawności.

„Prowadzi nas z uśmiechem w przepaść”. Ostre podsumowanie dwóch lat rządów Tuska Wiadomości
„Prowadzi nas z uśmiechem w przepaść”. Ostre podsumowanie dwóch lat rządów Tuska

W sobotę, 13 grudnia 2025 roku, mijają dokładnie dwa lata od zaprzysiężenia koalicyjnego rządu Donalda Tuska - złożonego z KO, PSL, Polski 2050 i Nowej Lewicy. Z tej okazji Sławomir Mentzen, lider Konfederacji, opublikował na X ostrą krytykę premiera i jego ekipy. „Ten rząd jest dokładnie taki, jakiego można było się spodziewać po Tusku - leniwy i pozbawiony ambicji” - napisał.

Działaczka białoruskiej opozycji: Andrzej Poczobut odmówił ułaskawienia z ostatniej chwili
Działaczka białoruskiej opozycji: Andrzej Poczobut odmówił ułaskawienia

Mieszkająca we Włoszech białoruska działaczka opozycyjna Julia Juchno poinformowała w sobotę PAP, że dziennikarz przebywający w białoruskim więzieniu Andrzej Poczobut odmówił ułaskawienia i dlatego nie znalazł się na liście osób uwolnionych przez reżim Łukaszenki.

IMGW wydał nowy komunikat. Oto co nas czeka z ostatniej chwili
IMGW wydał nowy komunikat. Oto co nas czeka

Jak informuje IMGW, północna Europa oraz Wyspy Brytyjskie pozostaną pod wpływem głębokiego niżu islandzkiego. Również północno-zachodnia Rosja będzie w obszarze niżu. Natomiast południowa, centralna części kontynentu oraz większość zachodniej Europy będą pod wpływem rozległego wyżu z centrami nad Alpami oraz Bałkanami. Polska pozostanie w obszarze przejściowym pomiędzy wyżej wspomnianym wyżem a niżem islandzkim. Będziemy w dość ciepłym powietrzu polarnym morskim.

Bundeswehra na wschodniej granicy Polski. Niemieckie media ujawniają plany z ostatniej chwili
Bundeswehra na wschodniej granicy Polski. Niemieckie media ujawniają plany

Niemieckie media informują o planowanym zaangażowaniu Bundeswehry we wzmocnienie wschodniej granicy Polski. Żołnierze mają uczestniczyć w działaniach inżynieryjnych w ramach polskiej operacji ochronnej, której celem jest zabezpieczenie granicy z Białorusią i Rosją. Misja ma rozpocząć się w kwietniu 2026 roku i potrwać kilkanaście miesięcy.

REKLAMA

Euroestablishment brzydzi się ludem

Jeszcze przed majówką w biurze Parlamentu Europejskiego w Polsce odbyło się seminarium dotyczące nadchodzących eurowyborów. Spotkanie było okazją do opowiedzenia przez przedstawicieli instytucji unijnych w Polsce, jakie działania profrekwencyjne podejmują przed 9 czerwca. Tak sobie ich słuchałem i w końcu pomyślałem: „Oni w ogóle nie chcą dotrzeć do ludzi, tylko do swoich”.
Parlament Europejski
Parlament Europejski / European Parliament from EU, CC BY 2.0 , via Wikimedia Commons

Mylicie się jednak, jeśli po tym wstępie pomyśleliście, że reprezentantom UE w Polsce nie zależy na wyniku wyborów oraz dotarciu do wyborców. Oczywiście, że im zależy, ale na tych właściwych. Przynajmniej taki wniosek można wyciągnąć po seminarium zatytułowanym „Piąte wybory do Parlamentu Europejskiego w Polsce – wyzwania w 20 lat po akcesji do UE”. Zaproszeni na nie zostali polscy członkowie Europejskiego Komitetu Ekonomiczno-Społecznego. Obecni byli także przedstawiciele Solidarności z Tadeuszem Majchrowiczem i Mateuszem Szymańskim na czele. Partnerzy społeczni działający w EKES bacznie wsłuchiwali się w prezentacje przygotowane przez prelegentów oraz brali aktywny udział w dyskusji.

Czytaj także: [Felieton „TS”] Jan Wróbel: O Kaczyńskim bez obsługi emocji

Euroordynacja wyborcza

Po przywitaniu uczestników seminarium przez Krzysztofa Patera, wiceprzewodniczącego ds. budżetu EKES, oraz Witolda Naturskiego, dyrektora Biura Parlamentu Europejskiego w Polsce, jako pierwszy swoją prezentację przedstawił Grzegorz Gąsior z Krajowego Biura Wyborczego.

Tematem jego wystąpienia były zasady głosowania korespondencyjnego. Kto jest do takiego głosowania uprawniony, jakie są terminy zgłaszania chęci takiej formy udziału w wyborach itd. Wiedza przydatna, aczkolwiek głównie podręcznikowa. Czy trzeba o tym robić wykład dla członków Europejskiego Komitetu Ekonomiczno-Społecznego? Ja czułem się jak na lekcji WOS w gimnazjum. Jedynym ciekawym wnioskiem jest ciągły rozwój popularności tej formy aktywności wyborczej. Jeszcze nie tak dawno korespondencyjnie mogły głosować wyłącznie osoby z orzeczoną niepełnosprawnością i te przebywające za granicą. W 2011 r. w wyborach do Sejmu w ten sposób za granicą oddano 18 560 głosów, a w kraju zaledwie 801. W wyborach do Parlamentu Europejskiego z 2014 r. za granicą doręczono 4745 kopert, a w kraju 167. Inaczej już się miała sprawa w 2015 r., gdy zmieniono ordynację wyborczą, a korespondencyjnie mogli głosować wszyscy. W wyborach do Sejmu za granicą oddano 30 544 głosy, a w kraju 9414 głosów. Wyraźny skok nastąpił w 2020 r. podczas wyborów prezydenckich, rzecz jasna za sprawą pandemii. Wtedy w drugiej turze oddano kolejno 399 360 głosów za granicą i 215 271 głosów w kraju.

Rozwój głosowania korespondencyjnego może cieszyć, bo taka forma pomaga uczestniczyć w wyborach osobom starszym i na różny sposób uziemionym w swoich czterech ścianach. Tu należy podkreślić rolę Poczty Polskiej, bez której takie głosowanie nie mogłoby się odbyć. A czy jest to zajęcie „rentowne” dla polskiego operatora? Oczywiście, że nie, dlatego bardzo niesprawiedliwe jest porównywanie wyników „biznesowych” Poczty z sukcesami „paczkomatów” i nawoływanie do jej likwidacji czy prywatyzacji, bo nie wytrzymuje konkurencji na wolnym rynku. Poczta jest polska i obowiązki ma polskie. Dlatego jej pracownicy powinni być godnie wynagradzani, bo jest podmiotem strategicznym dla funkcjonowania państwa. 

Następnym prelegentem był Krzysztof Lorentz, również z Krajowego Biura Wyborczego, który w przejrzysty sposób wyjaśniał zależność pomiędzy frekwencją wyborczą a podziałem mandatów do Parlamentu Europejskiego. Tak jak w wyborach krajowych, tak i w eurowyborach dany komitet wyborczy musi przekroczyć próg 5 proc. oddanych głosów, by w ogóle liczyć się w podziale mandatów. Głosy są dzielone na okręgi wyborcze, a te mogą ze sobą rywalizować w wyścigu o jak największą frekwencję. Nagrodą są dodatkowe mandaty. Jeśli w danym okręgu, np. pomorskim, frekwencja będzie wyższa od średniej krajowej, to możliwe, że okręg otrzyma o jeden mandat więcej, niż wynikałoby to z jego początkowej puli 3 mandatów. Natomiast jeśli wyborcy w okręgu, dajmy na to podkarpackim, nie wykażą się odpowiednim zaangażowaniem, to może on stracić jeden ze swoich mandatów, właśnie na rzecz wyżej wspomnianego Pomorza.

Tu docieramy do kwestii, komu i gdzie zależy na dotarciu do potencjalnych wyborców. Czy znając preferencje wyborcze tzw. Polski B czy też Polski Wschodniej euroestablishmentowi zależy na zaganianiu Podlasian czy Podhalan do urn wyborczych? Szybko otrzymałem odpowiedź na to pytanie.

Czytaj także: Brytyjscy naukowcy odkryli nową planetę, na której mogłoby istnieć ludzkie życie

Albo wykwintnie, albo wcale

O działaniach Biura Parlamentu Europejskiego w Polsce w kontekście zbliżających się eurowyborów opowiedziała Kinga Schlesinger, pracownica tegoż biura. Przedstawiła strategię komunikacji, która zawiera kilka celów. W teorii ma powiadomić jak największą grupę obywateli o nadchodzących wyborach, zachęcić do udziału w nich i opowiedzieć o tym, jak decyzje UE wpływają na ich codzienne życie. By to osiągnąć, Biuro opiera swoją komunikację na kilku filarach. Pierwszym jest pomaganie samym kandydatom na posłów do PE i ich środowiskom politycznym, wspierając ich komunikację i podsuwając merytoryczne podkładki. Kolejnym są relacje z mediami i dziennikarzami oraz – co ma największy potencjał w dotarciu do zwykłych ludzi – współpraca z influencerami i twórcami internetowymi.

Skonfrontujemy teraz z rzeczywistością te filary komunikacji.

Jakoś nie zauważyłem, aby instytucje UE szczególnie współpracowały z politykami prawicowymi, konserwatywnymi i narodowymi. Ba, raczej wytykają ich palcami, nazywają „populistami” i wskazują jako zagrożenie dla demokracji. Za to „zieloni” politycy mają u nich jak w bajce. Jeśli natraficie w internecie na reklamy eurowyborów sponsorowane przez UE, to na pewno znajdziecie na nich podprogowo umieszczone „ekologiczne” motywy: zielone kolory, listki, promienie słońca, w tle jakieś wiatraczki, fotowoltaikę; coś, co kojarzyć ma się z czystą i zieloną energią. Europejski Zielony Ład od dłuższego czasu jest motywem przewodnim instytucji UE, co wizerunkowo wyraźnie gra na przewagę zielonych i lewicowych partii. A przecież wiemy, że ten ekologizm to często fasada dla robienia dobrego biznesu. Tak przecież było z rosyjskim gazem – on też był zielony i ekologiczny, dopóki płynął szerokim strumieniem ze wschodu.

Idźmy dalej, czyli do kontaktu z dziennikarzami. Osobiście nigdy nie odczułem jakichś wychodzących do przodu działań instytucji UE, byśmy się dodatkowo zainteresowali kwestią promowania wyborów do Parlamentu Europejskiego. Może dziennikarze z wiodących i poprawnych mediów cieszą się większą sympatią, ciężko mi to ocenić. Jednak na tle wielu instytucji krajowych te unijne są zwyczajnie bierne. Co nie oznacza, że my nie interesujemy się polityką Unii. Kampania #PreczZzielonymŁadem jest tego najlepszym przykładem. Nam bardzo zależy na polityce UE i czynimy wiele starań, by zainteresować szeroką opinię publiczną tematyką Zielonego Ładu. To, że niespecjalnie wpisujemy się w oczekiwania Komisji i Parlamentu Europejskiego, może poniekąd wyjaśniać nasze poczucie porzucenia z ich strony.

Teraz najważniejsze, czyli współpraca z influencerami. W internecie największe zasięgi mają nie politycy czy dziennikarze, a zwykli niepolityczni twórcy, publikujący swoje treści na TikToku, YouTubie, Instagramie czy Facebooku. Co więcej, ci influencerzy docierają do ludzi, którzy niekoniecznie na co dzień interesują się polityką. Współpraca z nimi to szansa na przebicie baniek dostępowych i dotarcie do zupełnie nowych grup odbiorców, którzy o wyborach słyszeli mało i nie są nimi zainteresowani, bo w czasie wolnym wolą oglądać rzeczy lekkie, a nie polityczne. Czy Biuro chce do nich dotrzeć? Otóż nie bardzo. 

Wybory dla tych właściwych

W trakcie seminarium przedstawicielka PE w Polsce chwali się współpracą z aktorami, np. Andrzejem Sewerynem, albo ze sportowcem z niepełnosprawnością, prezentując screeny prowyborczych postów na Instagramie. Ich zasięg to… kilka tysięcy internautów. Nie ma oczywiście nic złego we współpracy z tym czy innym aktorem, ani tym bardziej ze sportowcem, który pokazuje swój hart ducha, trenując i spełniając marzenia mimo niepełnosprawności. To wszystko szczytne, promujące inkluzywność, ale ukierunkowanie do „wyższych sfer”. To jest źle dobrana i mało skuteczna forma komunikacji, jeśli faktycznie chce się dotrzeć do szerokiego grona osób. Czyżby nie chciano osiągnąć tego deklaratywnego celu?

Dobrze wiemy, jak wyglądają preferencje wyborcze mieszkańców dużych miast, a jak Polski powiatowej. W Unii też to wiedzą. Wysublimowane formy komunikacji, stawianie na influencerów w typie Krystyny Jandy będą atrakcyjne dla wybranej grupy docelowej, aspiracyjnie uważającej się za nowoczesnych Europejczyków. A co z ludźmi, którzy lubią słuchać disco polo, pracują w polu albo na produkcji? Czy użycie przekazu przykuwającego ich uwagę jest poniżej godności europejskich elit? Może po prostu działania profrekwencyjne nie mają być kierowane na takich ludzi, bo jeszcze, nie daj Boże, zagłosują na populistów i skrajną prawicę? Nie wiem, ale się domyślam.

Na szczęście jest Solidarność, która zwykłych ludzi rozumie, jak mało kto. 10 maja przemówiła tak, że słyszała ją cała Europa, a przedstawiciele PE w swojej siedzibie na ulicy Jasnej w Warszawie przez kilka godzin oglądali tłum ludzi przemieszczający się z placu Zamkowego pod Sejm RP. Wszyscy krzyczeli: „Precz z Zielonym Ładem!”. Chyba dotarło.
 



 

Polecane