Karol Olszanowski, ekspert ds. rynku rolnego: Zielony Ład jest sprzeczny z europejską solidarnością
– Hasło bezpieczeństwa żywnościowego jest modne wśród polityków od około trzech lat. Ilu z nich ma świadomość, o co w tym wszystkim naprawdę chodzi?
– Trudno powiedzieć, ponieważ nie jestem w stanie wejść w ich umysły. My nie mamy nawet strategii bezpieczeństwa żywności, a to obok bezpieczeństwa militarnego jest tak fundamentalne dla państwa, że nie podlega negocjacji. Tym bardziej ważne jest to teraz, kiedy coraz więcej ekspertów mówi, zgodnie z prawdą, że Rosja używa żywności jako broni. Jeśli tak, to dlaczego mielibyśmy się jej pozbawiać?
Doktryna bezpieczeństwa żywnościowego
– Doktryna bezpieczeństwa żywnościowego chyba nigdy nie była w centrum zainteresowania naszej klasy politycznej.
– Zgadza się, w ostatnich dziesięcioleciach nie mieliśmy zagrożenia głodem, nie było sytuacji zagrożenia dostaw. Polska jest krajem eksportującym żywność, a jeśli czegoś jest pod dostatkiem, to nie ma potrzeby martwienia się o to na zapas. W obszarze państwa zawsze znajdzie się coś, jakiś brak, który będzie uważany za pilniejszy, a żywność i tak jest zapewniona.
– My, eksporterzy żywności, nigdy nie byliśmy przyzwyczajeni do sytuacji, że żywność może być dobrem zagrożonym, o które trzeba wiele walczyć i ponosić koszty tej walki.
– Dokładnie tak jest. Ciekawe dane na ten temat przedstawili analitycy Credit Agricole. Badali wpływ COVID-19 na zerwanie łańcuchów dostaw. Sprawdzali sytuację, co się stanie, gdy dany kraj będzie zdany tylko na produkcję krajową żywności. Założyli dziewięć grup produktów, które są społeczeństwu niezbędne dla prawidłowego funkcjonowania organizmu, bo przecież wiemy, że nie da się kogoś karmić samym chlebem przez np. rok. Okazało się, że Polska zajęła pierwsze miejsce, ponieważ na dziewięć grup produktów siedem produkowaliśmy w kraju i dystrybuowaliśmy w cenach rozsądnych dla przeciętnego odbiorcy. To ważne, ponieważ bezpieczeństwo żywnościowe zakłada łatwy i tani dostęp do produktów rolnych. Brakowało nam w tym badaniu ryb i tłuszczy. Słowacja miała tylko jeden towar w bezpiecznej ilości, to były zboża. Niemcy miały cztery, a Holandia, tuż po Polsce, miała sześć.
– Rozmawiałem kiedyś z ekspertem z SGGW, który stwierdził, że w razie blokady może nam najwyżej zabraknąć cytrusów.
– Miał rację, co potwierdza powyższe badanie Credit Agricole.
– Bezpieczeństwo żywnościowe polega na tym, by z naszych dochodów coraz większe sumy przeznaczać na te dobra, które nie są jedzeniem. Zielony Ład sprowadzi na Europę nawet wizję niedoboru podstawowych płodów rolnych?
– Nie, to według mnie zbyt daleko idąca teza. Europa produkuje bardzo dużo żywności i jest eksporterem netto. Problem jest inny, Zielony Ład prowadzi do wzrostu kosztów produkcji żywności, a wiele krajów na świecie mających tańszą produkcję rolną już puka do Europy ze swoją ofertą. Europa w ogóle jest w rozdwojeniu, z jednej strony – chce stawiać na produkcję ekologiczną, w Zielonym Ładzie ma być 25 proc. terenów uprawianych rolniczo w ten sposób, stawia na krótkie łańcuchy dostaw, ogranicza środki ochrony roślin, z drugiej – otwiera bramę na oścież dla zagranicznych towarów z Ukrainy czy Brazylii, która jest największym dostawcą dla Europy. To znaczy, że stosujemy u siebie ideologię Zielonego Ładu, ale sprowadzamy żywność z krajów, które stosują środki dawno już u nas zabronione.
– I to jest chyba sedno całego problemu.
– Tak, ale to nie koniec. Przeciętny Niemiec wydaje ok. 15 proc. swoich zarobków na żywność i napoje bezalkoholowe. Podobnie Francuzi i Hiszpanie. Na drugim biegunie są kraje tzw. nowej Unii. Na przykład Polacy wydają ok. 25 proc. swoich zarobków na te produkty, a Bułgarzy nawet 30 proc. Pokazuje to, że w razie wzrostu cen żywności jako pierwsi odczujemy te skutki w swoich portfelach.
"Zmiany związane z Zielonym Ładem powodują paraliż niemal wszystkich gałęzi gospodarki"
– Zwrócił Pan uwagę na ważną rzecz, na ideologię. Wspólna polityka rolna UE przestała być już chyba tylko polityką sektorową, ale zlewa się z polityką klimatyczną. Ekolodzy przejmują kontrolę nad rolnictwem?
– Obserwuję to od dawna. W rozporządzeniu 2115/2021 z 2021 r. regulującym wydawanie środków dla krajów członkowskich związanych z budżetem rolnym na lata 2023–2027 jasno wskazano, że polityka rolna musi spełniać wymagania aktów prawnych zawartych w załączniku XIII. Wykaz aktów jest bardzo długi, ale zawiera m.in. normy dotyczące ochrony wód, powietrza, dzikich siedlisk przyrodniczych czy ograniczające emisję CO2.
– Rolnicy nie zdają sobie sprawy, że ekolodzy przypinający się do drzew mają już bezpośredni wpływ na ich codzienną pracę.
– To się dzieje już w każdym obszarze życia społecznego, nie tylko rolnictwa. Zawsze powtarzam, że wszystkie zmiany związane z Zielonym Ładem powodują paraliż niemal wszystkich gałęzi gospodarki.
– Lasy, rolnictwo, energetyka, przemysł ciężki, sektory energochłonne – wszystko, co najważniejsze, przechodzi pod Zielony Ład.
– Tak naprawdę powinni protestować wszyscy, ponieważ zapisy Zielonego Ładu dotykają dokładnie wszystkich. Za kilka lat każdy nowy budynek będzie musiał być zeroemisyjny, a w 2035 r. samochody spalinowe nie będą rejestrowane. Już dziś mamy podatek od emisji CO2 – ETS – który w 2027 r. będzie rozszerzany, od 2026 r. wejdzie transgraniczny podatek węglowy CBAM, w 2030 r. mamy ograniczyć pracę elektrowni Bełchatów… Mógłbym wymieniać jeszcze długo, ale konkluzja jest zawsze ta sama – koszty poniesiemy wszyscy, od producentów po konsumentów.
Dlaczego inni nie protestują?
– Dlaczego protestują tylko rolnicy?
– Wspólna Polityka Rolna jest ustalana w kilkuletnich ramach finansowych. Ostatnio była perspektywa 2014–2020 (przedłużona do 2022), gdzie przez prawie 8 lat mieliśmy jeden reżim prawny, dopłat i systemów wsparcia. W 2023 r. weszliśmy w nową perspektywę 2023–2027 i tu zmiana spadła na rolników z roku na rok. W 2022 r. były inne wymagania, a w 2023 r. zupełnie inne.
Rolnicy poszli składać wnioski o dopłaty bezpośrednie, wtedy większość dowiedziała się, że nagle muszą ugorować proc. swoich gleb, stosować okrywę zimową itp. Dlaczego nie protestują inni? Bo nie odczuli jeszcze zmian! A one są rozłożone w czasie na kilka czy kilkanaście lat. To typowy syndrom gotowanej żaby – powoli, nie rewolucyjnie. Rolników dotknęły zmiany z roku na rok, na co nałożyły się niskie ceny płodów rolnych, i skutki obserwujemy na protestach.
– Zielony Ład niesie niebezpieczeństwo wyrzucenia rolnika z zawodu, a to zawód dziedziczny, nie wchodzi się w tę branżę po kilkumiesięcznym kursie. Zlikwidowane gospodarstwo to koniec produkcji.
– W obecnym układzie sił są dwa niekorzystne czynniki. UE i państwa członkowskie, w tym Polska, przyjęły ponad 30 lat temu założenie, że Europa nie idzie w stronę wielkich gospodarstw rolnych, co jest standardem na świecie. W Unii gospodarstwa miały nie być wielkimi molochami, tylko miały format redystrybucji majątku i w jakiś sposób zabezpieczały socjalnie rolników. Jakość produkcji w tym układzie jest lepsza. W zglobalizowanej gospodarce musi jednak dojść do zderzenia takiego rolnictwa z globalnymi molochami. Największe ukraińskie przedsiębiorstwo rolne „Kernel” w 2022 r. miało ponad miliard złotych zysku netto. Drugie niekorzystne dla nas zjawisko to bardzo duże nożyce cen. Koszty produkcji poza Europą, w Brazylii, USA, Australii, są dużo niższe niż u nas.
– Czyli z każdej strony niedobrze.
– Mamy małe przedsiębiorstwa, które nie są w stanie konkurować z ukraińskimi koncernami i jednocześnie muszą drożej produkować, co narzucają im Zielony Ład i ekologiczna ideologia. W efekcie dochodzimy do podstawowego pytania: czy machamy w Europie ręką i mówimy, niech się dzieje wola rynkowa, która to wszystko wyczyści i wyreguluje, czy idziemy drogą Wspólnej Polityki Rolnej, którą podążamy od 30 lat.
– Słychać jednak głosy rozsądku, np. z Francji, by Zielony Ład mocno zmoderować.
– Faktycznie, zgodnie z rozporządzeniem 2011, o którym mówiliśmy, istnieje pewna furtka – KE może wprowadzić czasowe zawieszenie zapisów Zielonego Ładu i tak robi np. w przypadku ugorowania. Reguluje to art. 7 ww. rozporządzenia i KE skorzystała z tej furki już w 2023 r., kiedy to stworzono totalny fałsz logiczny – „uprawa na ugorze”. Ugór to wyłączenie z produkcji, KE zgodziła się, żeby w 2023 r. móc uprawiać na tych obszarach wybrane rośliny. Ogłosiła to wiosną 2023 r., kiedy było za późno de facto na zasiewy, poza chaosem nic nie pomogła. W tym roku wprowadziła kolejny fikołek intelektualny, ugór niby zostaje, ale będzie można siać rośliny motylkowe, tyle że bez możliwości ochrony chemicznej, czyli de facto stanie się to obszarem nieprodukcyjnym. Jak długo KE będzie robiła uniki, zanim przyzna się do błędu? Tym niemniej furtka prawna istnieje i jest stosowana.
"Wybory do europarlamentu pokażą dalszy los Zielonego Ładu"
– Czyli Zielony Ład można jeszcze kontrolować? W którą stronę pójdą zmiany?
– Trudno teraz powiedzieć, myślę, że wybory do europarlamentu pokażą dalszy los Zielonego Ładu. Patrząc na wzrost znaczenia w Europie partii eurosceptycznych, można przypuszczać, że Zielony Ład będzie pod obstrzałem opinii publicznej. Pamiętajmy, że koncepcja Zielonego Ładu to nie „święte prawo” w skale wyryte, ale zwykłe rozporządzenia i dyrektywy, które za pomocą Rady i Parlamentu można zmienić jak każdy akt. Wybory do Parlamentu Europejskiego już w czerwcu, a to PE wybiera KE, co może zapoczątkować zmiany. Być może te zmiany już się zaczęły, bo Frans Timmermans (ojciec ideolog Zielonego Ładu) przegrał wybory krajowe w Holandii.
– Mówi Pan, że Europa jest w rozkroku, nie wiedząc, którą drogę wybrać. Ale ten rozkrok kosztuje, każdego dnia likwidowane są gospodarstwa, szczupleje infrastruktura rolnicza.
– Na Zachodzie wykształciło się kilka form obrony. Holenderscy rolnicy dwadzieścia lat temu mieli z polskimi rolnikami dokładnie ten sam problem, jak my dzisiaj z Ukrainą. Ich siłą okazały się wtedy zrzeszenia. Holenderscy, francuscy, niemieccy rolnicy mają w różnych formach zrzeszenia nawet po kilkadziesiąt tysięcy członków i w ten sposób się bronią. W Polsce zrzeszenia są marginalne.
– Nawet, gdy zażegnamy obecny kryzys rolny z Ukrainą, to jest to „food country”, światowy żywiciel, który wygrywa z nami każdą konkurencję. Jak żyć z takim sąsiadem?
– Problem jest złożony. Ukraina ma przewagę ze względu na akumulację majątku, ziemi i jakości gleb. Może również taniej produkować, co wynika z tańszej robocizny, słabej waluty czy braku ograniczeń narzucanych przez UE. W 2023 r. wybrano dwie formy radzenia sobie z zalewem zboża z Ukrainy. Polska rozporządzeniem z 15 kwietnia 2023 r. zamknęła granice na wybrane produkty (głównie zboża). Czy to pomogło i zahamowało spadek cen? Nie! Ceny na świecie spadają, a ziarno z Ukrainy wpływa do Hiszpanii, Włoch czy Holandii. Drugą drogą poszła Rumunia. Rumuni uznali, że skoro nie da się zatrzymać napływu zbóż, to należy się pogodzić z tym faktem i zarabiać na tranzycie. Czy to się udało? Nie! Wręcz wyszło chyba gorzej niż w Polsce. W statystyce wyglądało to obiecująco, kraj eksportował na papierze ogromne ilości ziarna, porty ledwo nadążały z przeładunkiem. Jak pokazałem w obszernym wpisie na X, okazało się to mistyfikacją, a w Rumunii wybuchły protesty równie silne jak w reszcie Europy. Rumuńscy rolnicy nie mogli sprzedać swoich towarów, port był dosłownie oblężony przez ukraińskich przewoźników, a rumuńscy kierowcy tracili kontrakty, bo nie mogli wykonać swoich kursów. Co więcej, okazało się, że zarabiali wszyscy poza rolnikami. Zarabiały firmy pośredniczące, handlarze z Ukrainy i porty. Klasycznie, im niżej w piramidzie, tym mniej światła. Finalnie Rumunii nałożyli 12 października 2023 r. embargo (które nazwali obowiązkową zgodą na import) na produkty rolne z Ukrainy, handel zamarł, a Ukraińcy sprzedają teraz głównie przez Odessę. Oba rozwiązania okazały się nieskuteczne. Tak długo, jak nie będziemy produkować po cenach światowych albo szczelnie nie zamkniemy granic, tak długo problem będzie się utrzymywać.
– Mamy zatem w UE silniejszych partnerów, którzy od lat kupują zboże ukraińskie, bo chcą. Jak mamy się bronić?
– Rząd ma związane ręce przez Unię Europejską. Była szansa na lepsze zabezpieczenie Polski przed zalewem zboża z Ukrainy. Mamy ustawę o bezpieczeństwie żywnościowym z 2006 r. Między artykułami 79–84 jest napisane, jak powinna wyglądać kontrola transgraniczna produktów rolnych. Minister zdrowia ma kompetencje w drodze rozporządzenia, by ustanowić dowolną liczbę przejść granicznych weterynaryjnych. W 2022 r. strona polska mogła powiedzieć, że rozumie absolutnie sytuację Ukrainy, ale nie ma ludzi, nie ma środków do kontroli, a chce dokładnie wiedzieć, co do Polski wjeżdża, w związku z tym otwiera jedno przejście graniczne. Kolejka byłaby z Warszawy do Kijowa. Teraz nie ma to sensu, i tak niewiele by to pomogło. Rząd PiS wybrał drogę dopłat.
Tu się rodzi inne pytanie. Skoro UE importuje duże ilości kukurydzy, a ta produkcja wykładniczo rosła np. z Polski, to czemu Hiszpanie kupują ziarno z Ukrainy i Brazylii? Polacy mają ledwie 5 proc. udziału w eksporcie ziarna? Czy naprawdę trzeba wozić kukurydzę przez pół globu? Jaki to ślad węglowy i solidarność europejska? Tu powinna być unijna decyzja, że kupujemy towar z zagranicy dopiero, jak brakuje na rynku UE. Niestety, to utopia, a o wszystkim decyduje cena.
– Tylko rolnicy nie chcieli dopłat, oni chcieli zamknięcia granicy.
– Tak, tylko to nic nie pomoże. Co z tego, że zamkniemy granicę? Nasze zboże trzeba jeszcze mieć gdzie sprzedać, a każdy kupuje tam, gdzie jest tanio. Po drugie – jak mówiłem, my od kwietnia mamy zamkniętą granicę na import zbóż z Ukrainą. Czy to cokolwiek pomogło?
Karol Olszanowski jest prawnikiem i ekonomistą związanym z branżą rolną. Analizuje zmiany na rynku rolnym i finansowym.
CZYTAJ TAKŻE: Kawał historii „Tygodnika Solidarność”: „Nasza liberalna oligarchia”
Tekst pochodzi z 11 (1832) numeru „Tygodnika Solidarność”.