(Nie)bezpieczeństwo energetyczne
Komisja Europejska 6 lutego ogłosiła propozycję dotyczącą nowego celu klimatycznego. Do 2040 roku emisje gazów cieplarnianych miałyby być ograniczone o 90 proc. w odniesieniu do roku 1990. Jak wynika z komunikatu KE, formalny wniosek ustawodawcy w tej sprawie, który rozpocznie procedurę legislacyjną, ma być przedstawiony przez nową Komisję po wyborach do Parlamentu Europejskiego, które odbędą się w poszczególnych krajach członkowskich między 6 a 9 czerwca. Jeśli nie zmieni się po tych wyborach kierunek polityki energetycznej Unii Europejskiej, Polska będzie musiała radykalnie przyspieszyć swoją transformację energetyczną. Z koszmarnymi skutkami.
Oficjalnie – a może raczej formalnie – wciąż obowiązuje nas program PEP2040 w kolejnej (trzeciej) zaktualizowanej wersji rozszerzającej wykorzystanie energetyki jądrowej i odnawialnej, w mediach i przez wysokich urzędników oraz niektórych lobbystów streszczany jako „optymalizacja miksu energetycznego przy użyciu najnowszych technologii”. Nie ulega oczywiście wątpliwości, że rząd koalicji 13 grudnia z premierem Donaldem Tuskiem na czele będzie chciał coś zmienić. Największe obawy budzą rosnące niejasności co do przyszłości energetyki jądrowej.
Magazyny energii i technologie wodorowe to frazesy o utopii
W każdym razie nowy program energetyczny w Polsce zapewne będzie zgodny z coraz bardziej radykalną polityką klimatyczną Unii Europejskiej i Niemiec. Z nieodzownymi frazesami o rozwoju magazynów energii i technologii wodorowej, najlepiej z zielonym wodorem. Obecnie przedstawiciele władz naszego państwa recytują: „Wyzwań stojących przed sektorem elektroenergetycznym jest bardzo dużo. Najważniejszym jest intensyfikacja i kontynuacja inwestycji w odnawialne źródła energii i dążenie do zmiany miksu energetycznego w Polsce”. Inwestycje w OZE mają być realizowane na wszystkich poziomach – prosumenckim (co da obywatelom szanse osobistego uczestnictwa w ratowaniu klimatu i stworzenia tzw. energetyki obywatelskiej), samorządowym oraz wielkoprzemysłowym. Ta ostatnia to wielkie farmy wiatrowe budowane na Bałtyku przez Orlen i inne firmy. Ogromna większość wszystkich mediów od prawicy do lewicy zalewa społeczeństwo entuzjastycznymi informacjami o tych inwestycjach.
Tymczasem rząd premiera Tuska na razie zajęty jest obsadzaniem swoimi ludźmi struktur, które mają zarządzać ogromnym i wrażliwym sektorem energetyki, tak jak wszyscy inni politycy. Wydaje się przy tym konsekwentnie kontynuować wprowadzone przez PiS rozbicie kierowania tym sektorem na różne resorty: Ministerstwo Aktywów Państwowych, Ministerstwo Klimatu i Środowiska, Ministerstwo Infrastruktury. Tu przybędzie jeszcze powstające Ministerstwo Przemysłu w Katowicach, które ma zajmować się górnictwem węglowym, pewnie zamiast wymyślonej przez PiS spółki NABE (Narodowa Agencja Bezpieczeństwa Energetycznego). W niemal wszystkich cywilizowanych państwach problemami energii zajmuje się jedna struktura administracji państwowej, poczynając od USA, gdzie zajmuje się tym Departament Energii (United States Department of Energy, DOE). W Polsce te cztery resorty mają podejmować strategiczne decyzje inwestycyjne, zajmować się ich realizacją, dostarczaniem energii zgodnie z bilansem energetycznym, surowcowym, technologicznym, technicznym i kadrowym oraz przestrzeganiem zasad polityki klimatycznej i sprawiedliwej transformacji obowiązujących w Unii Europejskiej. Ciekawe, jak te ministerstwa wszystko to uzgadniają między sobą. Do podstawowych obowiązków tych (czterech!) resortów należy zapewnienie bezpieczeństwa energetycznego kraju. Tego, sądząc po obecnej sytuacji, wcale ze sobą nie uzgadniają.
Trudne wyzwania w energetyce
Bardzo duże wyzwania stoją przed inwestycjami w całym sektorze energii. To kwestia transformacji bloków węglowych, ich remonty i zmiana na paliwo przejściowe – z węgla na gaz. To kontynuacja intensywnego rozwoju OZE oraz stosowania w praktyce zapowiadanych szeroko technologii magazynowania energii, wykorzystywania wodoru itp. To wreszcie zbudowanie wciąż nieistniejącej branży energetyki jądrowej, gwarantującej bezpieczeństwo energetyczne. Wreszcie nowe inwestycje w przesył i dystrybucję energii elektrycznej, czyli budowa sieci odpowiadających zmianom w energetyce.
OZE, czyli zagrożenie bezpieczeństwa energetycznego
Zupełną zawodność energetyki odnawialnej pokazuje niedawne wydarzenie na polskim rynku energii. Rekord zapotrzebowania na energię w Polsce został pobity 9 stycznia 2024 r. – 28 216 megawatów. Tego dnia elektrownie wiatrowe pracowały z mocą jedynie nieco więcej nż 1700 megawatów, a elektrownie fotowoltaiczne – z mocą trochę ponad 3600 megawatów. Gdyby nie było elektrowni węglowych, mielibyśmy w Polsce tego dnia energetyczną katastrofę, choć – jak z entuzjazmem informowały media – moc zainstalowana w obu typach elektrowni w Polsce była bardzo duża. Wynosiła ona w elektrowniach wiatrowych nieco ponad 9,1 tys. megawatów, w fotowoltaice – około15,6 tys. (dane na koniec września 2023 r.). Udział magazynów energii był praktycznie żaden. Takie fakty niestety zdarzają się bardzo często, na ponad 8800 godzin roku mamy średnio odpowiedni wiatr na lądzie przez niecałe 3000 godzin. Na Bałtyku też nie wieje każdego dnia. Godzin słonecznych w naszym klimacie jest około 2000 rocznie, bo trzeba odliczyć noce, dni deszczowe i bezsłoneczne. 9 września prąd zapewniły nam elektrownie na węgiel kamienny i brunatny.
CZYTAJ TAKŻE: Czy społeczne poparcie dla dużych projektów strategicznych przełoży się na decyzje polityczne?
Elektrownie jądrowe – będą albo nie będą?
Jeśli więc mamy nadal rozwijać OZE i pod presją UE w przyspieszonym tempie likwidować energetykę węglową – musimy mieć w Polsce niezawodne i stabilne, niezależne od pogody źródło energii.
Sterowalne i stabilne źródło energii to elektrownie, jądrowe. Ważna inwestycja w procesie zmniejszania emisyjności gospodarki, przede wszystkim energetyki. Elektrownia jądrowa dostarcza energię przez ok. 90–95 proc. dni w roku. Francja ma bardzo dobre doświadczenia z energetyką jądrową, która dostarcza ponad 70 proc. elektroenergii, zapewniając przy tym tani prąd także dla gospodarstw domowych. Niemcy opierają swoją energetykę na OZE oraz na węglu – kamiennym i własnym, brunatnym.
Program polskiej energetyki jądrowej powstał w styczniu 2009 roku. Po 14 latach różnych komplikacji, 22 lutego 2023 roku, Polskie Elektrownie Jądrowe (PEJ) podpisały z amerykańską firmą Westinghouse Electric Company umowę rozpoczynającą wspólne działania. Firmy budujące elektrownię i dostarczające wyposażenie zostaną określone po wyborze wykonawcy, które odbędzie się najprawdopodobniej w formie przetargu. Ponieważ nie zastosowano systemu „zaprojektuj i zbuduj”, preferowana w projekcie technologia może być inna niż ta wybrana w wyniku przetargu. Co więcej – opracowany wspólnie z Amerykanami projekt przewiduje wyłącznie ich technologię i tylko do niej jest dostosowany raport środowiskowy, nieodzowny dla realizacji inwestycji. Tymczasem w obowiązkowym przetargu na wykonanie będą startować także inne firmy, nie tylko Westinghouse Electric Company. Między innymi zainteresowana jest tym przetargiem Francja. Jeśli tego przetargu nie wygra firma amerykańska, potrzebny będzie nowy raport środowiskowy na inną technologię. A taki raport to około dwóch lat pracy, więc budowa elektrowni rozpoczęłaby się z opóźnieniem. Wprawdzie premier Tusk zapowiedział, że jego rząd będzie realizować program energetyki jądrowej, jednak wciąż nie jest jasne, jakie były źródła zapowiedzi zdecydowanego protestu wojewódzkich polityków KO wobec lokalizacji elektrowni w gminie Choczewo. Wprawdzie innego zdania było Ministerstwo Klimatu i Środowiska, stwierdzając, że zmiana lokalizacji oznaczałaby rozpoczęcie od początku całego procesu, w tym badań środowiskowych, co spowodowałoby opóźnienie całej inwestycji nawet o 10 lat.
Poważnym problemem budowy elektrowni jądrowych są wysokie koszty, stąd dyskusje o modelu finansowania. Wybitny ekspert prof. dr hab. Władysław Mielczarski uważa, że „realną opcją dla Polski jest finansowanie budowy elektrowni tylko poprzez kontrakty różnicowe”. Zdaniem eksperta w obecnej fazie są trzy podstawowe aspekty realizacji programu energetyki jądrowej: technologii, właśnie sposobu finansowania oraz wpływu na środowisko. W grze zakulisowej kolejny problem to duże zainteresowanie Paryża budową elektrowni w Polsce, ale to znów byłaby zwłoka w realnym rozpoczęciu budowy, a zakończenie jej na pewno przesunęłoby się o kilka lat.
Być może o sprawie budowy pierwszej elektrowni jądrowej rozstrzygnie zapowiadany przez premiera Tuska audyt kontraktu z firmą Westinghouse Electric Company. W obecnej sytuacji politycznej w USA, zwłaszcza trudnych do przewidzenia wyników wyborów prezydenckich i parlamentarnych, audyt będzie odbywać się w wyjątkowych warunkach, a jego wyniki mogą być niespodzianką.
Okoliczności dalszej realizacji programu energetyki jądrowej są więc mocno skomplikowane i coraz bardziej upolitycznione. Bezpieczeństwu energetycznemu w Polsce zagrażają dwie niebezpieczne opcje: kilkuletnie opóźnienie rozpoczęcia budowy pierwszych bloków jądrowych albo całkowita rezygnacja z energetyki jądrowej.
Co z energetyką węglową?
Dziś zarówno w Polsce, jak i w Niemczech o stabilności systemu energetycznego i bezpieczeństwie energetycznym pomimo szumu propagandowego decyduje energetyka konwencjonalna. W Polsce dopóki nie zbudujemy bloków jądrowych, musimy mieć kopalnie i elektrownie na węgiel kamienny i brunatny. Nawet werbalnie jednak nie jest specjalnie przekonujący, szczególnie wobec coraz bardziej radykalnej polityki klimatycznej Unii.
W ramach podziału „energetycznych” kompetencji rządu górnictwo węgla kamiennego i brunatnego przypadnie nowemu Ministerstwu Przemysłu z siedzibą w Katowicach. Od 1 marca nowe ministerstwo rozpoczyna działalność, a kompetencje nowego resortu według medialnych informacji to polityka atomowa, wodorowa, gaz, węgiel i ropa. Natomiast energetyka węglowa już nie należy do nowego resortu. Dla NSZZ „Solidarność” jest interesujące, że powołana szefowa resortu, minister Marzena Czarnecka odbyła spotkanie z działaczami regionu śląsko-dąbrowskiego i zapowiedziała, że będzie się starać o szybką notyfikację przez Komisję Europejską porozumienia społecznego podpisanego przez rząd PiS w 2021 r.
Dział administracji państwowej, którym będzie zarządzać, w znowelizowanej ustawie o działach administracji państwowej, ma nazwę: Dział surowców energetycznych. W dokumencie podkreślono, że wśród tych surowców jest węgiel kamienny (energetyczny i koksowy) oraz brunatny.
Tymczasem z nowego resortu może niespodziewanie szybko ubyć właśnie górnictwo węgla kamiennego i brunatnego, ponieważ w Unii Europejskiej nie przetrwa żadna elektrownia konwencjonalna, żadna huta, cementownia czy inny zakład przemysłowy z branż, w których procesy produkcyjne wymagają dużych ilości energii lub wiążą się z emisją gazów cieplarnianych. Tak ocenia pomysł KE przyjęte 7 lutego stanowisko Zarządu Regionu Śląsko-Dąbrowskiego NSZZ „Solidarność” skierowane do premiera Tuska. Solidarność powołuje się na analizę London Stock Exchange Group, firmy będącej operatorem Giełdy Papierów Wartościowych w Londynie. Redakcja również dysponuje tym dokumentem, z którego wynika, że przyjęcie propozycji KE oznacza wzrost giełdowych cen uprawnień do emisji CO2 do poziomu 400 euro za tonę, ponad czterokrotnie więcej niż obecnie: „Dla gospodarstw domowych luksusem stanie się już nie tylko posiadanie własnego samochodu czy lot samolotem na wakacje, ale również możliwość ogrzania mieszkania w zimie czy pokrycia rachunku za prąd” – podkreśla Stanowisko Zarządu Regionu Śląsko-Dąbrowskiego.
Konieczny jest skuteczny sprzeciw
Inicjatywę KE trzeba zawetować. Przedstawiciele władz śląsko-dąbrowskiej Solidarności wezwali Donalda Tuska do przedstawienia jednoznacznej deklaracji, czy zawetuje propozycję 90-procentowego celu redukcyjnego, gdy stanie się ona przedmiotem obrad Rady Europejskiej. Ostrzegają, że brak weta polskiego rządu w sprawie propozycji Komisji Europejskiej dotyczącej celu redukcyjnego na 2040 rok zmusi do sięgnięcia po wszelkie dostępne formy protestu w obronie zakładów przemysłowych i miejsc pracy w regionie śląskim.
Ostatnie akcje protestacyjne rolników i innych grup społecznych świadczą, że miliony ludzi w UE są przeciwne tak radykalnej i bezmyślnej polityce klimatycznej, która likwiduje bezpieczeństwo energetyczne.
Kraje należące do Unii Europejskiej doświadczają największego kryzysu energetycznego we współczesnej historii. Nie jest to kryzys wywołany przyczynami rynkowymi, zjawiskami zachodzącymi w gospodarce. Ten kryzys ma jedyne źródło w ideologii obrony klimatu na ziemi, a ta ideologia jest kontynuacją programów komunistycznych, które wymuszały przemocą na społeczeństwie przeprowadzenie bezsensowych zmian gospodarczych w imię ideologii.
CZYTAJ TAKŻE: Państwo się sypie
Tekst pochodzi z 8 (1829) numeru „Tygodnika Solidarność”.