Czy to koniec ostatniej fabryki porcelany stołowej na Dolnym Śląsku?
Sytuacja zakładu już od pewnego czasu była trudna. W 2022 roku wstrzymano nawet na dwa miesiące produkcję. Zmniejszono także liczbę pracowników. W styczniu 2022 roku zmienił się właściciel zakładu. – Nowy właściciel większościowego pakietu udziałów HM Investments sp. z o.o. zarządza fabryką od 10 stycznia 2022 roku. Przejął udziały w spółce pracowniczej w związku z jej problemami w celu ratowania tej firmy i prowadzenia dalszej działalności. Kiedy obejmował firmę, zatrudnionych w niej było 420 pracowników i 60 osób poprzez agencję. Dziś nie ma już żadnych pracowników agencyjnych – mówi Ireneusz Besser, przewodniczący zakładowej Solidarności. – Na początku próbowano z nami rozmawiać. Po pół roku dialog załamał się całkowicie – dodaje.
Dramatyczne warunki pracy
– Warunki, jakie stworzył pracodawca w ostatnich latach, są dramatyczne. Wielokrotnie informowaliśmy Państwową Inspekcję Pracy o tym, że zdarzały się wypłaty po terminie, ale przede wszystkim o fatalnych warunkach pracy w okresie zimowym. PIP stwierdziła bardzo dużo uchybień. Ubiegła zima była straszna. Na hali produkcyjnej było przeraźliwie zimno. Teraz sytuacja się powtarza. Kotłownia gazowa jest wyłączona. Pracownicy dogrzewają się małymi piecykami – mówi Ireneusz Besser.
Dodaje, że mimo trudnych warunków pracownicy nie odstępują od pracy, chcąc ratować zakład. – Widać jednak, że pracodawca nie jest w stanie zapewnić nam odpowiednich warunków pracy – mówi. W piśmie do zakładowej Solidarności pracodawca za powód zimna podaje wybuch stacji gazowej, do którego doszło w czerwcu ubiegłego roku. Zdarzenie to bada prokuratura.
W ubiegłym roku w marcu przewodniczącego Bessera ukarano karą nagany za zorganizowanie w zakładzie obchodów Dnia Kobiet. – W „Karolinie” większość pracowników to kobiety. To zdarzenie załamało je całkowicie. Okazuje się, że związki zawodowe w starciu z pracodawcą czasem nadal są bezsilne – mówi.
W kwietniu ubiegłego roku w obronie pracowników „Karoliny” Solidarność protestowała przed zakładem. – Upominaliśmy się o przywrócenie dialogu, ale to nie nastąpiło – mówi przewodniczący zakładowej Solidarności.
40 proc. pracowników do zwolnienia
21 grudnia 2023 roku organizacja związkowa otrzymała zawiadomienie o planowanych zwolnieniach grupowych. – Pracę ma stracić 40 procent pracowników, to jest 81 osób z 202, które były zatrudnione na dzień 31 grudnia 2023 roku – mówi Ireneusz Besser. – W związku z tym, że ustawa nakłada terminy ustalenia porozumienia lub regulaminu dla nas, przystąpiliśmy do rozmów. Pracodawca co prawda jednego dnia w południe wręczył nam tę informację, a następnego o 10 już chciał, żebyśmy rozmawiali o warunkach odejścia. Zasugerowaliśmy jednak spotkanie 28 grudnia. Najpierw zaproponowaliśmy program dobrowolnych odejść pracowników, potem nasz projekt regulaminu zwolnień grupowych. Pracodawca nie zgodził się na nie. Pracodawca chce, by obowiązywały ustawowe rozwiązania. Trudno tu o porozumienie – mówi Ireneusz Besser. Dodaje, że pięć osób, nie czekając na wynik rozmów z pracodawcą, sama zrezygnowała już z pracy.
Mówi też, że obecnie toczy się także w prokuraturze postępowanie w sprawie utrudniania działalności związkowej w „Karolinie”. Przewodniczący Besser obawia się jednak, że firma szybciej przestanie funkcjonować, niż postępowanie się skończy.
Koniec „Karoliny”?
31 października ub.r. został złożony do wałbrzyskiego Sądu Rejonowego wniosek o upadłość firmy. Sąd ustalił nadzorcę sądowego dla zakładu do czasu wyroku sądu. – Jesteśmy obecnie w procesie zwolnień grupowych, ale w każdej chwili może być ogłoszona upadłość i wtedy będą obowiązywały jeszcze inne przepisy. Wówczas najprawdopodobniej wszyscy pracownicy stracą pracę i zakład zostanie całkowicie zlikwidowany – zaznacza przewodniczący.
Pracownicy są świadomi, że firma jest w słabej kondycji. – Widzimy, że praca raz jest, raz jej nie ma. Dodatkowo zdarzało się, że redukcja zatrudnienia polegała na dawaniu możliwości odejścia za trzymiesięczną odprawą właściwie z dnia na dzień. Mówimy o zarobkach na poziomie najniższego wynagrodzenia – mówi Ireneusz Besser. Dodaje, że obecnie w powiecie bezrobocie jest na poziomie 5 proc., więc ze znalezieniem pracy nie jest najgorzej, ale wieloletni pracownicy fabryki często odchodzą z głębokim poczuciem żalu. – Niektórym z nich zostało dosłownie kilka lat do emerytury i chciałyby dopracować do niej, nawet w tych trudnych warunkach. Nie chcą zmieniać na koniec pracy – mówi przewodniczący. – Przecież pracownicy, którzy pracują tu wiele lat, są na wagę złota. Szczególnie, że nie szkoli się obecnie fachowców w tej dziedzinie, nie ma szkolnictwa zawodowego. Ci pracownicy są naprawdę wyjątkowi. Pamiętajmy, że jest to ciężka praca ręczna. Praca przy wyrobie porcelany stołowej jest we wszystkich zakładach bardzo podobna. To delikatny wyrób wymagający dużo zaangażowania od ludzi – dodaje.
Upada piękna tradycja
Przewodniczący zaznacza, że sytuacja od dłuższego czasu była trudna w całej branży. W ostatnich latach upadło wiele fabryk. W ubiegłym roku zapowiedziano, że po niemal 200 latach swoją działalność kończy najstarsza polska fabryka porcelany – wałbrzyski „Krzysztof”. Jak donosiły media, zakład nie poradził sobie z rosnącymi cenami energii.
„Karolina” wkrótce może podzielić los „Krzysztofa”. A zakład ma długą i chlubną tradycję. Fabryka powstała w Jaworzynie Śląskiej w 1860 roku. „Na początku XX w. fabryka miała zasięg przekraczający granice Niemiec, a największym importerem wyrobów porcelanowych stała się Ameryka. Produkcja kształtowała się na poziomie 500 ton porcelany rocznie przy zatrudnieniu 840 osób” – dowiadujemy się ze strony internetowej przedsiębiorstwa. W 1945 roku firma przeszła w polskie ręce, a dziewięć lat później przyjęła dzisiejszą nazwę – Zakłady Porcelany Stołowej „Karolina”. Następne trzydzieści lat to czas rozwoju i modernizacji fabryki. Po kryzysie na początku lat 80. w połowie tej dekady zakład zatrudniał ponad tysiąc osób i był w stanie wyrobić rocznie 4100 ton porcelany. ZPS „Karolina” była wówczas największym eksporterem porcelany w Polsce i przez wiele lat największym pracodawcą w Jaworzynie Śląskiej.
„Karolina” wyszła obronną ręką z czasu pandemii. Wówczas ówczesny prezes firmy Józef Dziedzic mówił (podajemy za portalem Swidnica24.pl): – Załogę udało się utrzymać m.in. dzięki środkom z Funduszu Gwarantowanych Świadczeń Pracowniczych, które otrzymaliśmy w miarę szybko. To było ponad 2 miliony złotych.
Jak podaje serwis dlahandlu.pl, jeszcze na koniec 2021 roku firma informowała, że jest jednym z czterech producentów porcelany stołowej w kraju i drugim pod względem produkcji.
– Likwidacja firmy to byłby dla nas dramat. To małe miasto z około pięcioma tysiącami mieszkańców. Jestem trzecim pokoleniem, które pracuje w tym zakładzie. Zatrudnione są w nim całe rodziny. Ci ludzie chcieliby, żeby stworzono warunki, żeby jednak ten zakład się utrzymał – przekonuje Ireneusz Besser.
Twierdzi, że na słabą kondycję całej branży wpłynęło uchylenie furtki produktom z krajów Dalekiego Wschodu. – Na rynku Unii Europejskiej 60–70 proc. wyrobów porcelany jest importowanych z Dalekiego Wschodu. To one nas wyparły z polskiego rynku – mówi.
Powodów jest więcej. – W mojej i pracowników ocenie inwestor nie zapewnia odpowiedniej liczby zamówień i to jest główny powód tego, że ostatni zakład porcelany stołowej na Dolnym Śląsku może upaść – mówi Ireneusz Besser.
Do tego doszły problemy związane z destabilizacją rynku gazowego. – Uwolnienie cen gazu spowodowało skoki cen uniemożliwiające planowanie produkcji – mówi Ireneusz Besser. I dodaje: – Mówiliśmy pracodawcy, że skoro nie ma dla wszystkich pracy, to spróbujmy w jakiś sposób ustalić tryb odejść, spróbujmy ustalić, dla ilu pracodawca jest w stanie zapewnić pracę. Ale nie było ze strony pracodawcy woli do takich działań.
Zapytaliśmy przedstawicieli pracodawcy o zwolnienia, a także o obecne warunki pracy w zakładzie. Do zamknięcia numeru nie otrzymaliśmy jednak odpowiedzi.
Czy jest jeszcze ratunek dla Karoliny? – Rozmawiamy z pracodawcą. Chcemy uratować ten zakład. Wiem, że podobnie jak inne zakłady tego typu, Karolina była do uratowania. Ale nie da się rozmawiać z pracodawcą na siłę – zaznacza Ireneusz Besser.
Tekst pochodzi z 3 (1824) numeru „Tygodnika Solidarność”.