Wojciech Osiński: Niemcy domagają się odcięcia nazistowskiej przeszłości "grubą kreską"

Młodzi Niemcy ochoczo otwierają swoje rodzinne archiwa, tropiąc nazistowskie ślady dziadków i chodząc na terapię. Wiele emocji jednak nie znajduje rozładowania i buzuje w nich do dziś. Zresztą większość ich niemieckich rówieśników atakuje ich z podobną wściekłością jak tych, którzy upominają się o rozliczenie zbrodni komunistów.
Więźniowie KL Neuengamme Wojciech Osiński: Niemcy domagają się odcięcia nazistowskiej przeszłości
Więźniowie KL Neuengamme / Wikipedia domena publiczna

Widzowie nie kryją wzruszenia. Ciasna sala kinowa zrobiona ze starej celi mieści się w samym centrum topografii terroru, w muzeum KZ Neuengamme. W filmie „Close to Evil” (o wyzwoleniu obozu koncentracyjnego w Bergen-Belsen) zostały wykorzystane fragmenty nagrań z archiwów aliantów. Ponure czarno-białe sceny, łudząco podobne do obrazów zachowanych z getta warszawskiego, opowiadają historię Tomáša Reichentala. 88-letni Słowak przeżył Holokaust i obecnie mieszka w Irlandii. Kiedy deportowano go wraz z rodziną do obozu w Dolnej Saksonii, miał zaledwie siedem lat. Kilka lat temu bezskutecznie ubiegał się o spotkanie Hilde Michnią, znaną m.in. z kłamliwych wypowiedzi o swojej przeszłości w Trzeciej Rzeszy. „Nie wiem, czego ten pan chce, w Bergen-Belsen byłam jedynie kucharką” - utrzymuje 101-letnia dziś Niemka. Niewykluczone, że Michnia w istocie pracowała niekiedy w kuchni, choć głównie pełniła funkcję strażniczki SS. W przeciwieństwie do niej Reichental nie ma zaników pamięci. „Close to Evil” jest wstrząsającym obrazem o nieprzedawnionej winie, prawdzie, próbie przepracowania nazistowskich zbrodni, jak i żmudnym procesie przebaczenia. Dopiero po wyemitowaniu filmu, hamburska prokuratura poczuła się zobowiązana, aby wszcząć śledztwo przeciwko „kucharce”. Niestety Michnia do dziś może się pławić w poczuciu bezbrzeżnej bezkarności.

Czytaj również: Premier: Domagamy się nie tylko pamięci i prawdy. Domagamy się zadośćuczynienia

Przekroczenie granicy polsko-białoruskiej przez polski Mi-24? "Będziemy analizowali sytuację"

 

Historyczna skleroza

Nie miejsce tu jednak na omawianie filmu, istnieje bowiem już kilka doskonałych tekstów o kłamstwach Michni, dotyczących jej przeszłości w Bergen-Belsen. Skupmy się na opisanej przed chwilą atmosferze w sali kinowej. Zaraz, zaraz, a czemu właściwie nie pokazuje się tam filmów o wyzwoleniu KZ Neuengamme? Z prostego powodu, że takowych nie ma. Wkraczający alianci nie napotkali tu niczego, co byłoby warte udokumentowania. Wszelkie ślady zostały przed ich dotarciem skrzętnie usunięte. A przecież Neuengamme był największym obozem zagłady w północnych Niemczech. Zamordowano tu ponad 50  tys. więźniów.

Hamburczycy doskonale wiedzieli, co się tam działo, ale latami milczeli, łącznie z władzami

- twierdzi historyk Johann Klarmann. W swojej niedocenionej książce „Die erneute Demütigung” („Ponowne upokorzenie”) publicysta opisuje, jak do połowy lat 80. mieszkańcy Hamburga odpychali od siebie świadomość popełnionych zbrodni.

Po wojnie senat wolał nie przypominać o cierpieniach więźniów z Neuengamme. Dlatego wkrótce wybudowano na tym terenie zwyczajny zakład karny, kojarzący się z porządkiem i prawem

- pisze Klarmann. 

Próby zakwestionowania tej polityki oraz wszelkie starania o pomnik lub choćby tablicę ku czci ofiar spełzły na niczym. Monument z 1953 r., miejsce upamiętnienia z 1965 r. oraz centrum dokumentacyjne z 1981 r. zostały założone poza terenem obozu w Neuengamme, w niepozornych zgoła miejscach. Zabiegi kolektywnego wyparcia najwyraźniej się powiodły. Niektórzy starsi mieszkańcy hanzeatyckiej metropolii jeszcze dziś ze zdumieniem reagują na wieść o tym, że zagłada Żydów i Polaków miała miejsce tuż przed ich drzwiami. Jest to o tyle zaskakujące, że budynki niemieckiego obozu Neuengamme były rozsiane po całym mieście, licząc bez mała kilkanaście „placówek”.

Więźniowie byli widoczni w całym Hamburgu, pracowali przymusowo w fabrykach, mieli na sobie ubrania więzienne. Nie można było ich nie zauważyć

- tłumaczy Klarmann. Rozpoczął się więc masowy akt wyparcia, ułatwiany przez wspomniany brak materiałów dowodowych. Po wojnie budynki pod Hamburgiem nie przypominały już o ich pierwotnej funkcji fabryk śmierci. Kiedy zdominowany przez chadeków senat przejął po siłach alianckich władzę, pośpiesznie zburzono zwiastujące niewygodne rozliczenia drewniane baraki. Skalę wyparcia uzmysławia to, że dopiero w 1984 r. były obóz znalazł się na liście zabytków i dopiero kolejne i niedoświadczone wojną pokolenie nadało temu miejscu inny wymiar. W Neuengamme młodzi ludzie próbują obecnie zmierzyć się z historią swoich rodziców i dziadków, o której oni sami nie chcieli mówić.

 

Zbyt wiele plam

Wspomniane osoby, którym pokazano film „Close to Evil”, doskonale wiedzą, o co chodzi. Są dziećmi albo wnukami hitlerowskich oprawców, a zarazem uczestnikami odbywającego się corocznie seminarium „Naziści w mojej rodzinie”. Pragną zapoznać się z historią swoich dziadków i rodziców, przede wszystkim jednak zrozumieć, jakimi motywami było podyktowane ich zachowanie i powojenne milczenie. Inspiratorem tego rodzaju „zlotów” jest Hans-Jürgen Brennecke, syn gestapowca. Jego ojciec nie sprostał powierzonym mu „zadaniom” i odebrał sobie życie. Niemniej od początku zapalczywie wspierał Hitlera. „Po jego śmierci znalazłem listy do mojej matki, w których usprawiedliwiał zabójstwa, jakich dopuszczali się Niemcy. To doświadczenie było zatrważające” - wspomina Brennecke, który przed kilkoma laty należał do współoskarżycieli w procesie Hilde Michni, a także pomysłodawców rzeczonego seminarium w Neuengamme.

Przełomowym momentem, pobudzającym do „pewnych refleksji”, był rok 1987, w którym dziennikarz Niklas Frank opublikował książkę o swoim ojcu, niemieckim zwyrodnialcu i generalnym gubernatorze okupowanych ziem polskich, Hansie Franku. „Der Vater - Die Abrechnung” to rozrachunek z człowiekiem, który ma na sumieniu miliony ludzkich żyć, zyskując niepochlebny przydomek „rzeźnika Polski”. Natomiast w 2005 r. uwagę krytyków filmowych przykuł przejmujący obraz Malte Ludina „Zwei oder drei Dinge, die ich von ihm weiß” („Dwie lub trzy rzeczy, które o nim wiem”), w którym autor rozprawia się z ojcem Hannsem. Hitler obarczył go mało chwalebnym zadaniem zagłady słowackich Żydów. „Nie można tego problemu zamieść pod dywan, pojawiło się zbyt wiele plam na skwapliwie polerowanym albumie rodzinnym” - utrzymuje Ludin, dodając, że do dziś nie radzi sobie z „nawiedzającymi go lękami”. 

 

Na własną rękę

O krok dalej jest 54-letnia Katja z nieodległego Hamburga. Miała dziadka, który wkradł się w łaski prominentnych pomagierów führera. Bernhard Rakers był wysokim rangą funkcjonariuszem SS, który swoją zawodową pasję odkrył w pełnieniu różnych „funkcji” w obozach koncentracyjnych, m.in. w Auschwitz. Był także jednym z pierwszych esesmanów, których po 1945 r. spotkała kara więzienia. Po zawieszeniu pierwszego postępowania został skazany na 15 lat pozbawienia wolności. W 1971 r. został wypuszczony na wolność i zmarł w 1980 r. w północnoniemieckim Barmstedt. Rakers był doskonale znany zarówno śledczym, jak i historykom. Jedynie Katja nie wiedziała, kim tak naprawdę był jej dziadek. Opowiada o „dziwnej atmosferze”, którą roztaczali jej bliscy wokół siebie, gdy próbowała się o niego dopytywać. „Czułam, że tu coś niezbyt ładnie pachniało, ale rodzice nie chcieli o tym rozmawiać” - opowiada. Postanowiła zadziałać na własną rękę, po czym dość szybko dotarła do aktów sądowych Rakersa i wypowiedzi świadków, głównie Żydów, którzy in extenso opowiadali o czynach jej krewnego. Po szoku, spowodowanym skalą odkrytych przez nią zbrodni, Katja zaczęła się obawiać, że nie będzie potrafiła się zmierzyć z narosłymi od dziesięcioleci problemami, lecz wkrótce została pozbawiona wątpliwości. „Im dalej się posuwałam i dowiadywałam o indolencji mojego dziadka, o jego braku empatii wobec ofiar, tym lepiej się czułam. To było oczyszczające” - utrzymuje. Wtóruje jej Hans-Jürgen Brennecke. „Zaskakuje łatwość, z jaką elity rodzącej się RFN pozwoliły byłym nazistom odzyskać wpływy. Latami milczeli, co prowadziło do licznych zaniedbań, np. w niemieckim sądownictwie, ale też psychice kolejnych pokoleń” - zaznacza. 

Skoro w 84. rocznicę wybuchu drugiej wojny światowej Niemcy zdobyli się już na szereg refleksji dotyczących nieudanej eliminacji przejawów nazizmu z państwowych struktur powojennej RFN, to może warto rozbić je jeszcze na kilka szczegółowych pytań. Przy czym każde z nich jest chyba warte osobnej książki. Pytanie pierwsze: czy tego typu „terapia” wywoła skruchę i popchnie młodych Niemców do naprawienia szkód wyrządzonych Polsce i Polakom? Mała liczba uczestników seminariów każe na nie odpowiedzieć przecząco. Większość młodych (i starych) Niemców domaga się postawienia „grubej kreski” pod nazistowską przeszłością. Drugie pytanie: czyż to nie brzmi znajomo także w kontekście komunizmu? Niemcy, które z jednej strony pokazują determinację i nieprzejednanie w udaremnianiu „rosnących patologii” w sąsiednich krajach, wykazują się daleko idącą ostrożnością w tropieniu postkomunistycznych śladów we własnym sądownictwie. Niedawno ustalono, że w brandenburskich sądach po dziś dzień działa kilkunastu sędziów, którzy posiadali legitymację partyjną SED. Co ciekawe, kilku z nich orzekało w sprawach dotyczących prawnej rehabilitacji ofiar reżimu NRD. I ostatnie pytanie: ile czasu musi jeszcze upłynąć, aby również w Polsce dzieci i wnuczęta oprawców z ubeckich katowni mogli się zdobyć na podobne terapeutyczne refleksje?
 


 

POLECANE
Watykan ogłosił datę konklawe z ostatniej chwili
Watykan ogłosił datę konklawe

Konklawe, które wybierze następcę papieża Franciszka, rozpocznie się 7 maja - poinformowało biuro prasowe Watykanu. Decyzja w tej sprawie zapadła w poniedziałek po kongregacji kardynałów, obradujących w okresie wakatu w Stolicy Apostolskiej.

Wielka awaria prądu w Hiszpanii i Portugalii z ostatniej chwili
Wielka awaria prądu w Hiszpanii i Portugalii

Kontynentalna Hiszpania i część Portugalii zostały dotknięte w poniedziałek poważną awarią prądu - poinformowała agencja EFE, powołując się na krajowego dostawcę energii. Do awarii doszło ok. godz. 12.30. W Madrycie nie działają m.in. sygnalizacja świetlna i metro.

Niepokojące doniesienia z granicy polsko-niemieckiej. Komunikat niemieckich służb z ostatniej chwili
Niepokojące doniesienia z granicy polsko-niemieckiej. Komunikat niemieckich służb

Niemiecka policja informuje w komunikacie o zatrzymaniu i odesłaniu grupy nielegalnych imigrantów.

Sondaż OGB. Trzaskowski w dół, Nawrocki w górę z ostatniej chwili
Sondaż OGB. Trzaskowski w dół, Nawrocki w górę

Ogólnopolska Grupa Badawcza opublikowała nowy sondaż prezydencki. Jak zaznacza OGB, różnica między pierwszymi dwoma kandydatami w jej badaniach jeszcze nigdy nie była tak mała.  

Friedrich Merz przedstawił ministrów nowego niemieckiego rządu z ostatniej chwili
Friedrich Merz przedstawił ministrów nowego niemieckiego rządu

Przyszły kanclerz Niemiec Friedrich Merz, który zostanie prawdopodobnie wybrany przez Bundestag już 6 maja, przedstawił swoich chadeckich ministrów. Z ramienia CDU i CSU w gabinecie Merza znajdzie się siedem osób, z czego czwórka to mężczyźni a trójka to kobiety.

Szefowa Krajowej Sekcji Młodych NSZZ „S”: Solidarność jest żywym etosem dla ludzi w każdym wieku tylko u nas
Szefowa Krajowej Sekcji Młodych NSZZ „S”: Solidarność jest żywym etosem dla ludzi w każdym wieku

- Solidarność jest żywym etosem dla ludzi w każdym wieku – podkreśliła w rozmowie z portalem Tysol.pl Alicja Skowron, przewodnicząca Krajowej Sekcji Młodych NSZZ „Solidarność”.

Liczba osób uczących się w Polsce języka niemieckiego znacząco spadła tylko u nas
Liczba osób uczących się w Polsce języka niemieckiego znacząco spadła

W bieżącym roku na całym świecie około 15,4 do 15,5 miliona ludzi uczy się niemieckiego jako języka obcego. Szacunki te opierają się na ankiecie przeprowadzonej przez Federalne Ministerstwo Spraw Zagranicznych i instytucji takich jak Goethe-Institut. W 2020 roku dotyczyło to 15,4 miliona osób, którzy uczyli się niemieckiego. Od blisko pięciu lat zalicza się niewielki wzrost liczby osób chcących znać język niemiecki biegle, zwłaszcza w Afryce i Azji, podczas gdy w Europie wygląda to już bardzo różnie.

Ławrow bez ogródek: Tego żąda Rosja z ostatniej chwili
Ławrow bez ogródek: Tego żąda Rosja

Szef MSZ Rosji Siergiej Ławrow oznajmił, że jeśli chodzi o "uregulowanie" konfliktu na Ukrainie, "imperatywem jest uznanie" przez społeczność międzynarodową, iż Krym i pozostałe tereny Ukrainy kontrolowane przez Rosję zostaną uznane za rosyjskie. Na tym jednak nie koniec.

Polacy przestali podziwiać Niemcy. Zaskoczenie w niemieckich mediach z ostatniej chwili
"Polacy przestali podziwiać Niemcy". Zaskoczenie w niemieckich mediach

Jeszcze niedawno dla wielu Polaków Niemcy były synonimem sukcesu, dobrobytu i nowoczesności. Jednak dziś obraz ten wyraźnie się zmienia. Niemieckie media zaczynają zauważać, że coraz więcej Polaków przestaje patrzeć na naszych zachodnich sąsiadów z uznaniem.

Nie pokazujcie publicznie takiego człowieka. Burza po emisji popularnego programu TVN gorące
"Nie pokazujcie publicznie takiego człowieka". Burza po emisji popularnego programu TVN

Po jednym z ostatnich wpisów w mediach społecznościowych popularnej telewizji śniadaniowej stacji TVN – "Dzień dobry TVN" – w sieci zawrzało.

REKLAMA

Wojciech Osiński: Niemcy domagają się odcięcia nazistowskiej przeszłości "grubą kreską"

Młodzi Niemcy ochoczo otwierają swoje rodzinne archiwa, tropiąc nazistowskie ślady dziadków i chodząc na terapię. Wiele emocji jednak nie znajduje rozładowania i buzuje w nich do dziś. Zresztą większość ich niemieckich rówieśników atakuje ich z podobną wściekłością jak tych, którzy upominają się o rozliczenie zbrodni komunistów.
Więźniowie KL Neuengamme Wojciech Osiński: Niemcy domagają się odcięcia nazistowskiej przeszłości
Więźniowie KL Neuengamme / Wikipedia domena publiczna

Widzowie nie kryją wzruszenia. Ciasna sala kinowa zrobiona ze starej celi mieści się w samym centrum topografii terroru, w muzeum KZ Neuengamme. W filmie „Close to Evil” (o wyzwoleniu obozu koncentracyjnego w Bergen-Belsen) zostały wykorzystane fragmenty nagrań z archiwów aliantów. Ponure czarno-białe sceny, łudząco podobne do obrazów zachowanych z getta warszawskiego, opowiadają historię Tomáša Reichentala. 88-letni Słowak przeżył Holokaust i obecnie mieszka w Irlandii. Kiedy deportowano go wraz z rodziną do obozu w Dolnej Saksonii, miał zaledwie siedem lat. Kilka lat temu bezskutecznie ubiegał się o spotkanie Hilde Michnią, znaną m.in. z kłamliwych wypowiedzi o swojej przeszłości w Trzeciej Rzeszy. „Nie wiem, czego ten pan chce, w Bergen-Belsen byłam jedynie kucharką” - utrzymuje 101-letnia dziś Niemka. Niewykluczone, że Michnia w istocie pracowała niekiedy w kuchni, choć głównie pełniła funkcję strażniczki SS. W przeciwieństwie do niej Reichental nie ma zaników pamięci. „Close to Evil” jest wstrząsającym obrazem o nieprzedawnionej winie, prawdzie, próbie przepracowania nazistowskich zbrodni, jak i żmudnym procesie przebaczenia. Dopiero po wyemitowaniu filmu, hamburska prokuratura poczuła się zobowiązana, aby wszcząć śledztwo przeciwko „kucharce”. Niestety Michnia do dziś może się pławić w poczuciu bezbrzeżnej bezkarności.

Czytaj również: Premier: Domagamy się nie tylko pamięci i prawdy. Domagamy się zadośćuczynienia

Przekroczenie granicy polsko-białoruskiej przez polski Mi-24? "Będziemy analizowali sytuację"

 

Historyczna skleroza

Nie miejsce tu jednak na omawianie filmu, istnieje bowiem już kilka doskonałych tekstów o kłamstwach Michni, dotyczących jej przeszłości w Bergen-Belsen. Skupmy się na opisanej przed chwilą atmosferze w sali kinowej. Zaraz, zaraz, a czemu właściwie nie pokazuje się tam filmów o wyzwoleniu KZ Neuengamme? Z prostego powodu, że takowych nie ma. Wkraczający alianci nie napotkali tu niczego, co byłoby warte udokumentowania. Wszelkie ślady zostały przed ich dotarciem skrzętnie usunięte. A przecież Neuengamme był największym obozem zagłady w północnych Niemczech. Zamordowano tu ponad 50  tys. więźniów.

Hamburczycy doskonale wiedzieli, co się tam działo, ale latami milczeli, łącznie z władzami

- twierdzi historyk Johann Klarmann. W swojej niedocenionej książce „Die erneute Demütigung” („Ponowne upokorzenie”) publicysta opisuje, jak do połowy lat 80. mieszkańcy Hamburga odpychali od siebie świadomość popełnionych zbrodni.

Po wojnie senat wolał nie przypominać o cierpieniach więźniów z Neuengamme. Dlatego wkrótce wybudowano na tym terenie zwyczajny zakład karny, kojarzący się z porządkiem i prawem

- pisze Klarmann. 

Próby zakwestionowania tej polityki oraz wszelkie starania o pomnik lub choćby tablicę ku czci ofiar spełzły na niczym. Monument z 1953 r., miejsce upamiętnienia z 1965 r. oraz centrum dokumentacyjne z 1981 r. zostały założone poza terenem obozu w Neuengamme, w niepozornych zgoła miejscach. Zabiegi kolektywnego wyparcia najwyraźniej się powiodły. Niektórzy starsi mieszkańcy hanzeatyckiej metropolii jeszcze dziś ze zdumieniem reagują na wieść o tym, że zagłada Żydów i Polaków miała miejsce tuż przed ich drzwiami. Jest to o tyle zaskakujące, że budynki niemieckiego obozu Neuengamme były rozsiane po całym mieście, licząc bez mała kilkanaście „placówek”.

Więźniowie byli widoczni w całym Hamburgu, pracowali przymusowo w fabrykach, mieli na sobie ubrania więzienne. Nie można było ich nie zauważyć

- tłumaczy Klarmann. Rozpoczął się więc masowy akt wyparcia, ułatwiany przez wspomniany brak materiałów dowodowych. Po wojnie budynki pod Hamburgiem nie przypominały już o ich pierwotnej funkcji fabryk śmierci. Kiedy zdominowany przez chadeków senat przejął po siłach alianckich władzę, pośpiesznie zburzono zwiastujące niewygodne rozliczenia drewniane baraki. Skalę wyparcia uzmysławia to, że dopiero w 1984 r. były obóz znalazł się na liście zabytków i dopiero kolejne i niedoświadczone wojną pokolenie nadało temu miejscu inny wymiar. W Neuengamme młodzi ludzie próbują obecnie zmierzyć się z historią swoich rodziców i dziadków, o której oni sami nie chcieli mówić.

 

Zbyt wiele plam

Wspomniane osoby, którym pokazano film „Close to Evil”, doskonale wiedzą, o co chodzi. Są dziećmi albo wnukami hitlerowskich oprawców, a zarazem uczestnikami odbywającego się corocznie seminarium „Naziści w mojej rodzinie”. Pragną zapoznać się z historią swoich dziadków i rodziców, przede wszystkim jednak zrozumieć, jakimi motywami było podyktowane ich zachowanie i powojenne milczenie. Inspiratorem tego rodzaju „zlotów” jest Hans-Jürgen Brennecke, syn gestapowca. Jego ojciec nie sprostał powierzonym mu „zadaniom” i odebrał sobie życie. Niemniej od początku zapalczywie wspierał Hitlera. „Po jego śmierci znalazłem listy do mojej matki, w których usprawiedliwiał zabójstwa, jakich dopuszczali się Niemcy. To doświadczenie było zatrważające” - wspomina Brennecke, który przed kilkoma laty należał do współoskarżycieli w procesie Hilde Michni, a także pomysłodawców rzeczonego seminarium w Neuengamme.

Przełomowym momentem, pobudzającym do „pewnych refleksji”, był rok 1987, w którym dziennikarz Niklas Frank opublikował książkę o swoim ojcu, niemieckim zwyrodnialcu i generalnym gubernatorze okupowanych ziem polskich, Hansie Franku. „Der Vater - Die Abrechnung” to rozrachunek z człowiekiem, który ma na sumieniu miliony ludzkich żyć, zyskując niepochlebny przydomek „rzeźnika Polski”. Natomiast w 2005 r. uwagę krytyków filmowych przykuł przejmujący obraz Malte Ludina „Zwei oder drei Dinge, die ich von ihm weiß” („Dwie lub trzy rzeczy, które o nim wiem”), w którym autor rozprawia się z ojcem Hannsem. Hitler obarczył go mało chwalebnym zadaniem zagłady słowackich Żydów. „Nie można tego problemu zamieść pod dywan, pojawiło się zbyt wiele plam na skwapliwie polerowanym albumie rodzinnym” - utrzymuje Ludin, dodając, że do dziś nie radzi sobie z „nawiedzającymi go lękami”. 

 

Na własną rękę

O krok dalej jest 54-letnia Katja z nieodległego Hamburga. Miała dziadka, który wkradł się w łaski prominentnych pomagierów führera. Bernhard Rakers był wysokim rangą funkcjonariuszem SS, który swoją zawodową pasję odkrył w pełnieniu różnych „funkcji” w obozach koncentracyjnych, m.in. w Auschwitz. Był także jednym z pierwszych esesmanów, których po 1945 r. spotkała kara więzienia. Po zawieszeniu pierwszego postępowania został skazany na 15 lat pozbawienia wolności. W 1971 r. został wypuszczony na wolność i zmarł w 1980 r. w północnoniemieckim Barmstedt. Rakers był doskonale znany zarówno śledczym, jak i historykom. Jedynie Katja nie wiedziała, kim tak naprawdę był jej dziadek. Opowiada o „dziwnej atmosferze”, którą roztaczali jej bliscy wokół siebie, gdy próbowała się o niego dopytywać. „Czułam, że tu coś niezbyt ładnie pachniało, ale rodzice nie chcieli o tym rozmawiać” - opowiada. Postanowiła zadziałać na własną rękę, po czym dość szybko dotarła do aktów sądowych Rakersa i wypowiedzi świadków, głównie Żydów, którzy in extenso opowiadali o czynach jej krewnego. Po szoku, spowodowanym skalą odkrytych przez nią zbrodni, Katja zaczęła się obawiać, że nie będzie potrafiła się zmierzyć z narosłymi od dziesięcioleci problemami, lecz wkrótce została pozbawiona wątpliwości. „Im dalej się posuwałam i dowiadywałam o indolencji mojego dziadka, o jego braku empatii wobec ofiar, tym lepiej się czułam. To było oczyszczające” - utrzymuje. Wtóruje jej Hans-Jürgen Brennecke. „Zaskakuje łatwość, z jaką elity rodzącej się RFN pozwoliły byłym nazistom odzyskać wpływy. Latami milczeli, co prowadziło do licznych zaniedbań, np. w niemieckim sądownictwie, ale też psychice kolejnych pokoleń” - zaznacza. 

Skoro w 84. rocznicę wybuchu drugiej wojny światowej Niemcy zdobyli się już na szereg refleksji dotyczących nieudanej eliminacji przejawów nazizmu z państwowych struktur powojennej RFN, to może warto rozbić je jeszcze na kilka szczegółowych pytań. Przy czym każde z nich jest chyba warte osobnej książki. Pytanie pierwsze: czy tego typu „terapia” wywoła skruchę i popchnie młodych Niemców do naprawienia szkód wyrządzonych Polsce i Polakom? Mała liczba uczestników seminariów każe na nie odpowiedzieć przecząco. Większość młodych (i starych) Niemców domaga się postawienia „grubej kreski” pod nazistowską przeszłością. Drugie pytanie: czyż to nie brzmi znajomo także w kontekście komunizmu? Niemcy, które z jednej strony pokazują determinację i nieprzejednanie w udaremnianiu „rosnących patologii” w sąsiednich krajach, wykazują się daleko idącą ostrożnością w tropieniu postkomunistycznych śladów we własnym sądownictwie. Niedawno ustalono, że w brandenburskich sądach po dziś dzień działa kilkunastu sędziów, którzy posiadali legitymację partyjną SED. Co ciekawe, kilku z nich orzekało w sprawach dotyczących prawnej rehabilitacji ofiar reżimu NRD. I ostatnie pytanie: ile czasu musi jeszcze upłynąć, aby również w Polsce dzieci i wnuczęta oprawców z ubeckich katowni mogli się zdobyć na podobne terapeutyczne refleksje?
 



 

Polecane
Emerytury
Stażowe