Prof. Boštjan M. Turk: Rozpadający się świat. Nostalgia za dawnymi papieżami
Obecne trendy na świecie coraz bardziej przypominają nieprzewidywalny chaos i anarchię. Ostatecznym celem byłoby stworzenie uniwersalnego człowieka, który byłby całkowicie inkluzywny. Oznacza to, że nie dbałby o narodową, religijną lub jakąkolwiek inną definiującą tożsamość. Byłby ateistą, a także neutralny seksualnie. Ani mężczyzna, ani kobieta, ani on, ani ona, ale raczej „ono”, we freudowskim sensie „id”. To rodzaj płynności, przejścia między płciami, rasami i kulturami. Liczy się nie to, co stoi mocno w przestrzeni, ale to, co jest mgliste, niewykrywalne, wymykające się. Choć może się to wydawać szalone, faktem jest, że ta nieokreśloność pozwala na wprowadzenie na rynek dowolnej liczby produktów, na które popyt jest większy, jeśli człowiek jest w ciągłym procesie transformacji. Łatwo to również wyjaśnić: jeśli jesteś mężczyzną, potrzebujesz tylko męskiej garderoby. Jeśli jesteś kobietą, potrzebujesz kobiecej odzieży gotowej do noszenia. Ale jeśli jesteś osobą transpłciową, potrzebujesz obu. Tylko to, co łatwo płynie, pozwala na „uniwersalną otwartość” na życie w konsumpcji. Pieniądze nie znają granic, nie patrzą dalej niż na skórę i nie pytają o imię. Dziś wszystko to jest ucieleśnione w ideologii znanej jako wokeizm (przebudzenie lub przebudzenie), której promotorami są właśnie międzynarodowe korporacje (Nike, Adidas i inne).
Co na to Kościół?
Jak postrzega to instytucja, która jest przede wszystkim powołana do ochrony tradycji i wspierania ludzkości w tych burzliwych czasach? Na samym początku fundamentalnego dokumentu, Księgi Ksiąg, jest napisane, że Bóg stworzył człowieka na swój obraz, jako mężczyznę i kobietę. Biblia dała ludzkości prawa i przykazania, co może, a czego nie może robić. Wszystko to stoi w logicznej sprzeczności z trendami współczesnego świata, zwłaszcza z wokeizmem.
Czy zatem Kościołowi grozi powtórzenie błędu popełnionego podczas Soboru Watykańskiego II? Wtedy to wymyślił dialog z jednym z prekursorów przebudzenia, marksizmem. Nie rozumiał, że jednym z celów marksizmu jest zaprzeczenie Bogu, a tym samym zaprzeczenie samemu sobie. Jednym ze skutków dialogu z marksizmem było wydrążenie kościołów w Europie Zachodniej. Tylko w latach sześćdziesiątych ponad 10 milionów Francuzów porzuciło niedzielną mszę.
Dziś w powietrzu unosi się wrażenie, że niektóre części Kościoła próbują nawiązać dialog z marksizmem, a nawet przyjąć jego elementy. Niemieckim biskupom, którzy posunęli się najdalej w nowej „wierze”, udało się umożliwić udzielenie sakramentu małżeństwa parom tej samej płci. Flagi LGBT+ są już wywieszane w niektórych kościołach.
Watykan
Watykan z pewnością zareagował z dyskomfortem, ale to wszystko. Zrozumiemy taką letniość, jeśli założymy, że nie mógł postąpić inaczej. Obecna Stolica Apostolska jest w rzeczywistości bardziej częścią problemu niż jego rozwiązaniem. Co to oznacza? Papież Franciszek jest doceniany przez światowe media, w przeciwieństwie do swojego poprzednika, Benedykta XVI. Cieszy się bezprecedensową popularnością. Prędzej czy później dzieje się tak dlatego, że mówi to, co świat lubi słyszeć. W rzeczywistości zaciera różnice między chrześcijanami i niechrześcijanami. Umywa stopy muzułmanom: nigdy nie przegapi okazji, by zaprosić ich do Europy. Walczy o imigrantów. Co więcej, zaciera różnice między narodami, zwłaszcza różnice między tubylcami a przybyszami z innych kontynentów. Wszyscy mają być równi. Osłabia to samą istotę wiary. Jest nią świętość nadana przez Chrystusa. Świętość jest istotą wiary i powinna być na pierwszym miejscu.
W tym względzie nie sposób zignorować faktu, że Kościół historycznie opierał się na świętych. Etymologia tego słowa mówi wszystko: święty to ktoś, kto jest święty. Święci pierwszych wieków Kościoła byli często męczennikami: oddawali swoje życie, aby dawać świadectwo swojej wiary, dlatego też są nazywani w ten sposób: w języku greckim słowo to oznacza świadectwo. Ilu jeszcze byłoby gotowych oddać życie za chrześcijaństwo? Prawdopodobnie nikt, ponieważ wiara stała się raczej opcjonalną niż istotną częścią życia. Dzisiejsze społeczeństwo napędzane konsumpcją nie może zaakceptować duchowości. Duchowość jest tego najbardziej elementarnym zaprzeczeniem, ponieważ uczy nas wyrzeczenia się ziemskiego życia na rzecz wieczności. Konsumpcjonizm, z drugiej strony, opiera się na odwrotnym odruchu.
A jak Watykan postrzega te fakty? Papieża Franciszka można określić jedynie jako prałata, który ponad wszystko poszukuje świętości. I który dba o kwestie teologiczne najwyższej wagi. Jego polityka obejmuje promowanie ideologii płynności, której znakiem rozpoznawczym jest żółta kamizelka ratunkowa kogoś zagubionego gdzieś w drodze z Afryki do Europy, jak pokazują powyższe wiersze. Nie mamy nic przeciwko temu, po prostu wskazujemy, że taka postawa nie jest zgodna z rzeczywistymi potrzebami Kościoła.
Potrzeba metafizyki
W rzeczywistości nie jest to jego podstawowa misja, a tym bardziej misja chrześcijaństwa, na którym opiera się Zachód. Każda cywilizacja potrzebuje bowiem idei, metafizyki, na której się opiera. Tak było zawsze w historii i tak będzie zawsze. Problem jest tym bardziej palący, że wokeizm, następca marksizmu, opiera się na próżni stworzonej przez ateistyczną dewastację wśród niegdyś chrześcijańskich narodów Zachodu. Odrodzenie należy najpierw rozumieć jako zjawisko quasi-religijne, jako rodzaj rewolucji (w sferze duchowej).
W czerwcu parady równości rozbrzmiewały w całej Europie. Są one najbardziej szkodliwe dla milczącej większości homoseksualistów, którzy chcą pokojowej integracji. Jednak często słyszymy zdanie: „Nawet Chrystus miał dwóch ojców”. Jest to aluzja do idei, że adopcja dziecka przez dwóch mężczyzn opiera się na przykładzie oferowanym przez Święte Świętych. W tej kwestii zgadzamy się z filozofem Michelem Onfrayem, że dla dziecka lepiej jest mieć dwóch ojców niż żadnego. Że przynajmniej ktoś go kocha, oczywiście pod warunkiem, że on kocha jego. W rzeczywistości mówimy o miłości, prawdziwej miłości, a nie takiej, która obnosi się z tęczowymi flagami.
Przedstawiciele wokeizmu, podobnie jak niegdysiejsi marksiści, przywłaszczają sobie grunt opuszczony przez chrześcijaństwo. Człowiek ma bowiem głęboką potrzebę absolutu: dlatego religie towarzyszyły ludzkości od jej początków i będą towarzyszyć aż do jej końca. Ale tak jak marksizm ogłosił się nową religią, która rozwiąże problemy człowieka, podczas gdy w rzeczywistości był tylko substytutem, tak przebudzenie jest również artykułowane jako nowa religia, oświetlona aurą niezrównanej gorliwości. W końcu pierwsi święci też tacy byli: inaczej nie mogliby oddać życia za wiarę. Ale za nimi stał Bóg. Ale na dnie wokeizmu nie ma nic poza międzynarodowymi korporacjami, przemysłem modowym i farmaceutycznym. Podobnie jak po przeciwnej stronie rewolucji, wywołanych przez marksizm, nigdy niczego nie było. Lub, jeśli czytasz „Le Livre noir du communisme” (pod redakcją Stéphane Courtois), coś było. W szczególności gigantyczna zbrodnia z premedytacją.
Kościół wkrótce będzie musiał stawić czoła nowej pseudoreligii na Zachodzie, która ma agresywność starego marksizmu. Czy obecna ekipa w Watykanie i w innych miejscach Europy jest gotowa stawić czoła temu tour de force? Ponieważ jest to jedno z największych wyzwań dla chrześcijaństwa w jego historii, porównywalne z walką toczoną z marksizmem. A ta została w dużej mierze przegrana. Odpowiedź będzie niestety negatywna, niezależnie od tego, jak pobłażliwi możemy być.
Kardynał Robert Sarah
Negatywna, ale jest wyjątek. Jest to człowiek, którego profil predestynuje go do przejęcia pałeczki biskupa Rzymu, czyli papieża, podczas następnej kadencji. Wydaje się być najbardziej kompetentny do walki z groźną plagą, ponieważ czerpie z głębi chrześcijaństwa i kultury zachodniej. Dziś żaden z jego kolegów w Watykanie nie ma odwagi wykazać się taką śmiałością, ponieważ niewielu czerpie inspirację z tradycji wielkich papieży, zwłaszcza Jana Pawła II. Człowiek, o którym mowa, wielokrotnie deklarował, że pochodzi z tej samej rodziny umysłów co polski papież. Kiedy ogłoszono te atrybuty, jego nazwisko zostało pośrednio wymienione. To kardynał Robert Sarah, który już w 2013 roku był uważany za papabile. Dlaczego więc on?
Odpowiedź jest uniwersalna: jest on praktycznie jedynym, który głęboko rozumie zasadniczy związek między cywilizacją a metafizyką, między Zachodem a chrześcijaństwem. Jest jedynym, który może głośno i wyraźnie zaświadczyć, że jedno nie może istnieć bez drugiego. Robert Sarah pochodzi z Gwinei: być może to właśnie jego pochodzenie pozwala mu tak silnie odczuwać potęgę Zachodu opartego na chrześcijaństwie. Mówi: „Zachód ma specjalną misję. Nie bez powodu Bóg wybrał Zachód, by przyniósł wiarę ludzkości. A to, co Bóg nam daje, jest trwałe. Zachód ma uniwersalną misję ze względu na swoją kulturę, wiarę, korzenie i osobistą więź z Bogiem. Jeśli Zachód straci swoje korzenie, świat doświadczy poważnych wstrząsów”.
Kardynał postrzega kwestię migrantów w inny sposób niż jego poprzednicy, a zwłaszcza ośrodki władzy. Jeśli czytamy go dosłownie, widzimy, że jego poglądy są bardzo zbliżone do poglądów Roberta Schumana. Pewien dziennikarz zapytał go: „Pan również jest zaniepokojony migracją i jej konsekwencjami. Pisze Pan, że kulturowe i religijne wykorzenienie Afrykanów wrzuconych do krajów zachodnich, które same przechodzą kryzys, jest bezprecedensowe. Jaka jest Pana zdaniem chrześcijańska wizja migracji?”. Odpowiada z punktu widzenia kosmopolitycznego uniwersalizmu, a przede wszystkim politycznego konserwatyzmu tak charakterystycznego dla ojców założycieli Europy. Nie widzi nic pozytywnego w wykorzenianiu rdzennej ludności Afryki i Azji. Przedstawiając powody tych wątpliwych kroków, przeciwstawia się „głównemu nurtowi”, który postrzega zjawisko migracji jako coś, co powinniśmy zaakceptować a priori, bez kwestionowania jego przyczyn. Media nie informują o szoku, jakiego doświadczają migranci po przybyciu do „nowego świata”. Dlatego jest to cenne źródło prawdziwych informacji, które ujawnia nam kardynał: „Kiedy imigranci przybywają na Zachód, odkrywają na miejscu, że jest to Zachód, który stracił Boga. Jest pogrążony w negacji i materializmie. Zachód widzi tylko technologię i dobrobyt, a oni są oszołomieni. Znam Zachód, znam też Afrykę i Azję. Azja i Afryka to kontynenty głęboko związane z Bogiem i transcendencją. Przyjazd tutaj i konfrontacja z dominacją tego, co materialne, nad tym, co duchowe, jest niepokojąca”.
W latach 1945–1990 w Europie Wschodniej panował komunizm, model społeczny oparty na marksizmie. Historycy jednogłośnie zgadzają się, że było to nie tylko odejście od historii, ale także odejście od cywilizacji. Tak samo było wszędzie tam, gdzie panowała ta ideologia. Przebudzenie jest wynikiem tych samych błędów. Jeśli pewnego dnia Europa im ulegnie, ipso facto pozostawi za sobą historię i cywilizację. Jak mówi Robert Sarah, nie może się to odbyć bez konsekwencji dla całego świata, ponieważ Zachód ma specjalną misję. Starajmy się ją zachować.
Boštjan Marko Turk, profesor uniwersytecki, członek Europejskiej Akademii Nauk i Sztuki