[Tylko u nas] Waldemar Krysiak: Tak się robi feministyczną „naukę”, czyli nieznośna lekkość dowodu

Rewolucja jest paradoksem – również ta feministyczna. Dlatego najbardziej uprzywilejowane, podobno najsilniejsze kobiety w historii ludzkości – współczesne feministki – chcą obalać patriarchat, jednocześnie płacząc, że są prześladowane. A kiedy nie mają na to dowodów, to… je zmyślają?
Naukowiec [Tylko u nas] Waldemar Krysiak: Tak się robi feministyczną „naukę”, czyli nieznośna lekkość dowodu
Naukowiec / Pixabay.com

Kilka lat temu Krzysztof Bosak zwrócił uwagę na jeden z bardziej denerwujących problemów naszej cywilizacji: walki na linki. Linki do naukowych artykułów. Lub bzdur. Bo wiele z nich – tak często przecież używanych w sporach online! – prowadzi nie do naukowych publikacji, a do korporacyjnej i politycznej propagandy, eksperymentów nigdy niesprawdzonych i niepowtórzonych, oraz do tekstów, których argumentujący sam de facto nie przeczytał.

Nie ma co mydlić sobie oczu: większość z nas też pewnie kiedyś wykorzystała taki brudny trik. Nie zgadzam się z kimś w internecie? Wygooglam dokładne przeciwieństwo tego, co mówi, i dodam do wszystkiego frazę „statystyka”. Na wiele milionów stron internetowych na pewno coś wyskoczy. I to coś zostanie wykorzystane jako dowód naszego intelektualnego triumfu. Tylko na ile taki triumf jest satysfakcjonujący?

Satysfakcjonujące nie jest z reguły samo czytanie badań. Te bardziej solidne często przypominają rozmiarami książkę, używają niedostępnego dla większości z nas żargonu i w porównaniu do innych form rozrywki wypadają raczej blado. Dodatkowo sprawdzanie, czy wyniki badań udało się potwierdzić gdzie indziej, oznacza pracę rosnącą prawie logarytmicznie. Ci, którzy nie zajmowali się karierą akademicką, rzadko się do tego przymuszą, a ci, którzy na uniwersytecie pracowali, będą często w stanie opowiedzieć horrorystyczne historie z akademickiego świata.

 

Pracowałem na uniwersytecie

Przez jakiś czas na uniwersytecie pracowałem i ja. Poznałem tam ludzi, którzy nie mieli najmniejszego zainteresowania nauką, którzy projektowali swoje eksperymenty tak, żeby dostać fundusze państwowe i zagraniczne, a potem eksperyment na szybko odwalić, oraz tych, którzy swoje dane wprost fałszowali. To nawet nie jest ostatecznie takie trudne! Wyobraźmy sobie, że chcemy przetestować stu dyslektyków pod kątem tego, czy odpowiednio słyszą akcent w końcówkach słów i zdań. Jeżeli eksperyment nie jest odpowiednio zabezpieczony (double blind, czyli taki, w którym i testujący, i testowany nie wiedzą, co testują), to pewność jego rezultatów jest chybotliwa. Bardziej cyniczny testujący wpiszą do systemu odpowiedzi takie, które wspierają jego hipotezę, za potwierdzenie której może dostać kolejne granty. Nie musi być to nawet kompletne fałszerstwo – wystarczy tylko trochę nagiąć odpowiedzi, by rezultat był statystycznie znaczący. I kasa na następne dwa–trzy lata właśnie wpłynęła!

Nawet jednak uniwersyteccy cynicy starają się zachować jakieś pozory. Zachowuje się dane osób biorących w eksperymentach. Część eksperymentów jest nagrywana. Protokół eksperymentu – jeszcze przed jego rozpoczęciem – jest konsultowany z ekspertem od statystyki. A do samej publikacji dopuszczane są artykuły sprawdzone przez dwóch czy trzech ekspertów w temacie. Dzięki temu najgorsze potworki z zakresu nauk i pseudonauk nie docierają do szerszej publiczności i mediów.

 

„Mocny start”

Jakaż więc była moja uciecha, kiedy dzisiaj rano chyba udało mi się takiego potworka znaleźć. I to na jednej z bardziej absurdalnych stron postępowej lewicy: noizz.pl.

„Mizoginia w sieci. Czemu kobiety są 27 razy częściej niż mężczyźni narażone na nękanie”. 27 razy? Mocny start! Poznawszy tylko nagłówek, nie miałem zielonego pojęcia, jak byłoby to możliwe, czytałem więc dalej: „Dziennikarki, pisarki, streamerki, aktywistki, dyrektorki, polityczki, ale też zwykłe dziewczyny, które nie boją się wypowiadać głośno swoich opinii, ponoszą bolesne konsekwencje swojej odwagi. Aż 73 proc. wszystkich kobiet doświadczyło nękania w sieci i mediach społecznościowych. To 27 razy częściej niż mężczyźni”.

Znając internetowe realia, byłem raczej zdziwiony, że nieprzyjemności online zaznało tylko niewiele ponad 70% kobiet. Stawiam, że zaznał jej praktycznie każdy niezależnie od płci. Natomiast „27 razy więcej niż mężczyźni” pozostawało dla mnie absolutną zagadką. Jak to zmierzono? Skąd taka różnica? Na jakich metodach opierały się badania?

Artykuł na żadne z moich pytań nie odpowiadał, przeszedłem więc do tekstów źródłowych. I tu zaczęły się prawdziwe schody: badanie nie tylko zostało wyprodukowane przez stronniczą, feministyczną organizację, ale nie było wcale badaniem – nie w naukowym tego słowa znaczeniu.

Na początku tego nie rozumiałem: skakałem więc między dokumentami wyprodukowanymi przez feministyczną organizację i jej siostrzane przybudówki, ciągle znajdując magiczną liczbę „27” i nazwę dokumentu, w którym rzekomo pojawiała się pierwszy raz. Ale kiedy do tego dokumentu wracałem, nigdzie nie znajdowałem opisu eksperymentu, który magiczne 27 wypluł. Kto brał udział w tym eksperymencie? Dlaczego nie ma w tym artykule działu ze statystyką? Ilu było uczestników?

Aż w końcu to zobaczyłem: wyjaśnienie było przed moimi oczyma cały czas, tylko tak bardzo nie przypominało czegokolwiek naukowego, że nie rozpoznałem go jako opisu eksperymentu.

„The #HerNetHerRights report “Mapping the state of Online Violence Against Women and Girls in Europe” is the result of a desk research/literature review which has been completed and enriched by a series of interviews with (...) Members of the European Parliament and politicians, academics, activists and other stakeholders”.

„Raport #HerNetHerRights i mapowanie przemocy online wobec kobiet i dziewczynek w Europie powstał jako rezultat analizy literatury. Całość została ubogacona o wywiady z posłami parlamentu UE, politykami, akademikami, listami i udziałowcami”.

 

27 – czyli nieśmiali eksperci

Jaka literatura została dokładnie wykorzystana? Gdzie są adnotacje i źródła cytatów? Jak dokonano selekcji danych dla całego kontynentu? Jakie kryteria zastosowano przy wyborze rozmówców z kręgów politycznych i aktywistycznych? Czy ważne jest, że spora część przemocy wobec kobiet pochodzi od innych kobiet? Jak zmierzono skutki tak różnych kategorii, jak „niemiłe słowa online” i już karalne doksowanie, czyli ujawnianie publicznie prywatnych danych? I do licha! Jak z tego chaosu wyliczono te cholerne „27 razy częściej niż mężczyźni” dla całego kontynentu?

Być może nigdy się nie dowiemy. Być może był to cud. Może cudu nie było, tylko jakże szanowni eksperci i twórcy dokumentu są wyjątkowo skryci i nieśmiali, i ich sekrety na zawsze pozostaną ich tajemnicą. Ja obawiam się natomiast, że przez takich skrytych, wcale nie stronniczych, bardzo poważnych naukowców stoimy o krok od sytuacji, w której nikt już nie bierze nauki – szczególnie nauk humanistycznych – na poważnie. Czy jesteśmy gotowi poświęcić resztki godności, jakie mają uniwersytety, po to, by grupa historycznych feministek mogła przyklepać swoje z góry założone dogmaty? 


 

POLECANE
Nowa fala oszustw telefonicznych. Co zrobić, aby nie dać się nabrać? Wiadomości
Nowa fala oszustw telefonicznych. Co zrobić, aby nie dać się nabrać?

Coraz więcej Polaków otrzymuje połączenia z nieznanych, zagranicznych numerów – najczęściej z Wielkiej Brytanii, Hiszpanii i Portugalii. Choć na pierwszy rzut oka mogą wyglądać jak oferta pracy lub kontakt od znajomego, to w rzeczywistości mamy do czynienia z próbą oszustwa.

Ministerstwo Klimatu tworzy serwis do walki z... dezinformacją klimatyczną z ostatniej chwili
Ministerstwo Klimatu tworzy serwis do walki z... dezinformacją klimatyczną

Ministerstwo klimatu i środowiska tworzy serwis poświęcony walce z dezinformacją klimatyczną – poinformowała we wtorek minister Paulina Hennig-Kloska. Zjawisko dezinformacji klimatycznej było jednym z tematów nieformalnego spotkania ministrów środowiska i klimatu w Warszawie.

To OZE mogą stać za blackoutem w Hiszpanii i Portugalii tylko u nas
To OZE mogą stać za blackoutem w Hiszpanii i Portugalii

Od 12 godzin pod pełną parą pracuja hiszpańscy śledczy i analitycy rynku energii, aby ustalić, co było faktycznym powodem pierwszego tak dużego w Europie blackoutu. Wstępnie wykluczono atak terrorystyczny. Niemal na pewno nie był to sabotaż pracownika lub pracowników spółek energetycznych. Czy za problemem stoi miks energetyczny kraju Cervantesa? Liczby i eksperci sugerują, że to najbardziej prawdopodobne.

Rosja szykuje się do wojny nad Bałtykiem. To realny scenariusz tylko u nas
Rosja szykuje się do wojny nad Bałtykiem. To realny scenariusz

To nie strachy na Lachy, ale bardzo realny scenariusz. Wojnę z NATO – zapewne początkowo na jak najniższym poziomie eskalacji, by dać pretekst USA i „starej Europie” do wstrzymania się od pełnej odpowiedzi – Rosja rozpocznie nad Bałtykiem.

Ujawniono szczegóły zatrzymania księdza, który miał krytykować aborterkę z Oleśnicy z ostatniej chwili
Ujawniono szczegóły zatrzymania księdza, który miał krytykować aborterkę z Oleśnicy

W rozmowie z RatujŻycie.pl siostra zatrzymanego ks. Grzegorza opisała, w jaki sposób jej brat został zatrzymany przez służby w związku z mailem, jakiego wysłał do dr Gizeli Jagielskiej.

Karol Nawrocki: Zwierzchnik sił zbrojnych musi być stabilny emocjonalnie z ostatniej chwili
Karol Nawrocki: Zwierzchnik sił zbrojnych musi być stabilny emocjonalnie

Popierany przez PiS kandydat Karol Nawrocki stwierdził we wtorek w Nowej Dębie, że Polska potrzebuje zwierzchnika sił zbrojnych, "który będzie stabilny emocjonalnie i stabilny pod względem swoich poglądów". Wskazał, że chodzi o osobę, która m.in. zadba o nasz sojusz z USA i o pozycję Polski w NATO.

Bezpieczeństwo energetyczne Polski. Andrzej Duda zwoła Radę Bezpieczeństwa Narodowego z ostatniej chwili
Bezpieczeństwo energetyczne Polski. Andrzej Duda zwoła Radę Bezpieczeństwa Narodowego

Zwołanie Rady Bezpieczeństwa Narodowego ws. bezpieczeństwa energetycznego Polski zapowiedział prezydent Andrzej Duda po spotkaniu liderów Trójmorza. Jak powiedział, wydarzenia w Hiszpanii i Portugalii to "sygnał alarmowy", aby zadbać o stan sieci energetycznych regionu.

Dariusz Matecki wskazuje: Najbardziej obrzydliwy specjalista od kłamstw polityka
Dariusz Matecki wskazuje: "Najbardziej obrzydliwy specjalista od kłamstw"

"Najbardziej obrzydliwy specjalista od kłamstw wyborczych" – pisze na platformie X poseł PiS Dariusz Matecki o parlamentarzyście PO Sławomirze Nitrasie. W opublikowanym komentarzu Matecki opisał sytuację z 2006 roku, gdy Nitras był szefem sztabu wyborczego kandydata PO Piotr Krzystka na prezydenta Szczecina.

Niemcy w tarapatach. Tapinoma magnum sieją spustoszenie z ostatniej chwili
Niemcy w tarapatach. Tapinoma magnum sieją spustoszenie

Inwazyjne mrówki Tapinoma magnum niszczą infrastrukturę w Niemczech i powodują przerwy w prądzie – informuje Frankfurter Rundschau.

Masowe wydalenia z Niemiec do Polski. Dziennikarka publikuje niemiecką kronikę policyjną z ostatniej chwili
"Masowe wydalenia z Niemiec do Polski". Dziennikarka publikuje niemiecką kronikę policyjną

"Masowe wydalenia z Niemiec do Polski" - alarmuje dziennikarka Tysol.pl Aleksandra Fedorska, publikując kronikę policyjną Pasewalk – niemieckiego miasta w kraju związkowym Meklemburgia-Pomorze Przednie – z 29 kwietnia.

REKLAMA

[Tylko u nas] Waldemar Krysiak: Tak się robi feministyczną „naukę”, czyli nieznośna lekkość dowodu

Rewolucja jest paradoksem – również ta feministyczna. Dlatego najbardziej uprzywilejowane, podobno najsilniejsze kobiety w historii ludzkości – współczesne feministki – chcą obalać patriarchat, jednocześnie płacząc, że są prześladowane. A kiedy nie mają na to dowodów, to… je zmyślają?
Naukowiec [Tylko u nas] Waldemar Krysiak: Tak się robi feministyczną „naukę”, czyli nieznośna lekkość dowodu
Naukowiec / Pixabay.com

Kilka lat temu Krzysztof Bosak zwrócił uwagę na jeden z bardziej denerwujących problemów naszej cywilizacji: walki na linki. Linki do naukowych artykułów. Lub bzdur. Bo wiele z nich – tak często przecież używanych w sporach online! – prowadzi nie do naukowych publikacji, a do korporacyjnej i politycznej propagandy, eksperymentów nigdy niesprawdzonych i niepowtórzonych, oraz do tekstów, których argumentujący sam de facto nie przeczytał.

Nie ma co mydlić sobie oczu: większość z nas też pewnie kiedyś wykorzystała taki brudny trik. Nie zgadzam się z kimś w internecie? Wygooglam dokładne przeciwieństwo tego, co mówi, i dodam do wszystkiego frazę „statystyka”. Na wiele milionów stron internetowych na pewno coś wyskoczy. I to coś zostanie wykorzystane jako dowód naszego intelektualnego triumfu. Tylko na ile taki triumf jest satysfakcjonujący?

Satysfakcjonujące nie jest z reguły samo czytanie badań. Te bardziej solidne często przypominają rozmiarami książkę, używają niedostępnego dla większości z nas żargonu i w porównaniu do innych form rozrywki wypadają raczej blado. Dodatkowo sprawdzanie, czy wyniki badań udało się potwierdzić gdzie indziej, oznacza pracę rosnącą prawie logarytmicznie. Ci, którzy nie zajmowali się karierą akademicką, rzadko się do tego przymuszą, a ci, którzy na uniwersytecie pracowali, będą często w stanie opowiedzieć horrorystyczne historie z akademickiego świata.

 

Pracowałem na uniwersytecie

Przez jakiś czas na uniwersytecie pracowałem i ja. Poznałem tam ludzi, którzy nie mieli najmniejszego zainteresowania nauką, którzy projektowali swoje eksperymenty tak, żeby dostać fundusze państwowe i zagraniczne, a potem eksperyment na szybko odwalić, oraz tych, którzy swoje dane wprost fałszowali. To nawet nie jest ostatecznie takie trudne! Wyobraźmy sobie, że chcemy przetestować stu dyslektyków pod kątem tego, czy odpowiednio słyszą akcent w końcówkach słów i zdań. Jeżeli eksperyment nie jest odpowiednio zabezpieczony (double blind, czyli taki, w którym i testujący, i testowany nie wiedzą, co testują), to pewność jego rezultatów jest chybotliwa. Bardziej cyniczny testujący wpiszą do systemu odpowiedzi takie, które wspierają jego hipotezę, za potwierdzenie której może dostać kolejne granty. Nie musi być to nawet kompletne fałszerstwo – wystarczy tylko trochę nagiąć odpowiedzi, by rezultat był statystycznie znaczący. I kasa na następne dwa–trzy lata właśnie wpłynęła!

Nawet jednak uniwersyteccy cynicy starają się zachować jakieś pozory. Zachowuje się dane osób biorących w eksperymentach. Część eksperymentów jest nagrywana. Protokół eksperymentu – jeszcze przed jego rozpoczęciem – jest konsultowany z ekspertem od statystyki. A do samej publikacji dopuszczane są artykuły sprawdzone przez dwóch czy trzech ekspertów w temacie. Dzięki temu najgorsze potworki z zakresu nauk i pseudonauk nie docierają do szerszej publiczności i mediów.

 

„Mocny start”

Jakaż więc była moja uciecha, kiedy dzisiaj rano chyba udało mi się takiego potworka znaleźć. I to na jednej z bardziej absurdalnych stron postępowej lewicy: noizz.pl.

„Mizoginia w sieci. Czemu kobiety są 27 razy częściej niż mężczyźni narażone na nękanie”. 27 razy? Mocny start! Poznawszy tylko nagłówek, nie miałem zielonego pojęcia, jak byłoby to możliwe, czytałem więc dalej: „Dziennikarki, pisarki, streamerki, aktywistki, dyrektorki, polityczki, ale też zwykłe dziewczyny, które nie boją się wypowiadać głośno swoich opinii, ponoszą bolesne konsekwencje swojej odwagi. Aż 73 proc. wszystkich kobiet doświadczyło nękania w sieci i mediach społecznościowych. To 27 razy częściej niż mężczyźni”.

Znając internetowe realia, byłem raczej zdziwiony, że nieprzyjemności online zaznało tylko niewiele ponad 70% kobiet. Stawiam, że zaznał jej praktycznie każdy niezależnie od płci. Natomiast „27 razy więcej niż mężczyźni” pozostawało dla mnie absolutną zagadką. Jak to zmierzono? Skąd taka różnica? Na jakich metodach opierały się badania?

Artykuł na żadne z moich pytań nie odpowiadał, przeszedłem więc do tekstów źródłowych. I tu zaczęły się prawdziwe schody: badanie nie tylko zostało wyprodukowane przez stronniczą, feministyczną organizację, ale nie było wcale badaniem – nie w naukowym tego słowa znaczeniu.

Na początku tego nie rozumiałem: skakałem więc między dokumentami wyprodukowanymi przez feministyczną organizację i jej siostrzane przybudówki, ciągle znajdując magiczną liczbę „27” i nazwę dokumentu, w którym rzekomo pojawiała się pierwszy raz. Ale kiedy do tego dokumentu wracałem, nigdzie nie znajdowałem opisu eksperymentu, który magiczne 27 wypluł. Kto brał udział w tym eksperymencie? Dlaczego nie ma w tym artykule działu ze statystyką? Ilu było uczestników?

Aż w końcu to zobaczyłem: wyjaśnienie było przed moimi oczyma cały czas, tylko tak bardzo nie przypominało czegokolwiek naukowego, że nie rozpoznałem go jako opisu eksperymentu.

„The #HerNetHerRights report “Mapping the state of Online Violence Against Women and Girls in Europe” is the result of a desk research/literature review which has been completed and enriched by a series of interviews with (...) Members of the European Parliament and politicians, academics, activists and other stakeholders”.

„Raport #HerNetHerRights i mapowanie przemocy online wobec kobiet i dziewczynek w Europie powstał jako rezultat analizy literatury. Całość została ubogacona o wywiady z posłami parlamentu UE, politykami, akademikami, listami i udziałowcami”.

 

27 – czyli nieśmiali eksperci

Jaka literatura została dokładnie wykorzystana? Gdzie są adnotacje i źródła cytatów? Jak dokonano selekcji danych dla całego kontynentu? Jakie kryteria zastosowano przy wyborze rozmówców z kręgów politycznych i aktywistycznych? Czy ważne jest, że spora część przemocy wobec kobiet pochodzi od innych kobiet? Jak zmierzono skutki tak różnych kategorii, jak „niemiłe słowa online” i już karalne doksowanie, czyli ujawnianie publicznie prywatnych danych? I do licha! Jak z tego chaosu wyliczono te cholerne „27 razy częściej niż mężczyźni” dla całego kontynentu?

Być może nigdy się nie dowiemy. Być może był to cud. Może cudu nie było, tylko jakże szanowni eksperci i twórcy dokumentu są wyjątkowo skryci i nieśmiali, i ich sekrety na zawsze pozostaną ich tajemnicą. Ja obawiam się natomiast, że przez takich skrytych, wcale nie stronniczych, bardzo poważnych naukowców stoimy o krok od sytuacji, w której nikt już nie bierze nauki – szczególnie nauk humanistycznych – na poważnie. Czy jesteśmy gotowi poświęcić resztki godności, jakie mają uniwersytety, po to, by grupa historycznych feministek mogła przyklepać swoje z góry założone dogmaty? 



 

Polecane
Emerytury
Stażowe