[Z Niemiec dla Tysol.pl] Wojciech Osiński: Nowy lider CDU Friedrich Merz miał posprzątać po Merkel. A tymczasem...
Friedrich Merz nigdy nie bał się wbić politycznej łopaty tam, gdzie źle pachnie. Nie bał się nawet wtedy, gdy kilkanaście lat temu czuł się przytłoczony pomrukami „tęczowych chadeków” i znojami życia w Berlinie, decydując się na odejście z polityki. Nie wytrzymał upokarzającej roli wykonawcy rozkazów Angeli Merkel i wolał zostać milionerem, głównie dzięki pracy w amerykańskiej firmie inwestycyjnej BlackRock. Nigdy jednak nie pożegnał się z legitymacją partyjną i rzadko wychodził z roli dostarczyciela krytycznych słów na temat swojej oponentki. Lewicową woltę Merkel uważał za początek upadku CDU. Marzył mu się rychły rozpad Wielkiej Koalicji, której wieloletnie rządy skompromitowały zarówno chadeków, jak i socjaldemokratów. Merz postawił sobie więc dwa strategiczne cele: pierwszy – posprzątać po „carycy”. Cel drugi zaś – odzyskać serca konserwatywnego elektoratu. I przez jakiś czas trudno było uciec od wrażenia, że ten plan zostanie zrealizowany.
Wytrawny lider
Kiedy w styczniu 2022 roku Merz przejął ster w CDU, od razu potrafił wcielić się w rolę wytrawnego lidera opozycji. Celnie punktował błędy kanclerza Olafa Scholza, a po rosyjskiej inwazji na Ukrainę potępił jego niesłabnącą uległość wobec Moskwy. Jako pierwszy polityk z Niemiec udał się do podkijowskiej Buczy, a przed kilkoma dniami gościł w Warszawie, żeby oddać hołd powstańcom i spotkać się z przedstawicielami polskiego rządu.
Dla wielu Niemców powrót Friedricha Merza do polityki okazał się wstrząsem ozdrowieńczym, uruchamiającym siły dążące do naprawy ugrupowania, które za rządów Merkel zeszło na... parter. Nowy przewodniczący partii umiejętnie wskazał przyczyny, które przywiodły chadeków do obecnych niepokojów. Badania pokazały z kolei, że Merz ze zwielokrotnioną mocą przyciągnął sfrustrowanych młodych wyborców, odpływających wcześniej do AfD. Zarazem położył kres kłótniom z siostrzaną CSU, której politycy raczej nie przejawiali sympatii do Angeli Merkel. „Facet, który potrafi tak doskonale przemawiać, a jednocześnie sterować samolotem, jest idealnym kandydatem na kanclerza” – szeptano w kuluarach centrali bawarskich chadeków. Dlaczego więc w ostatnich tygodniach notowania Merza zaczęły spadać? Przecież nie brakuje mu pomysłów na kolejne ofensywy?
Afera na wyspie Sylt
Otóż słowa o „sprawnym sterowaniu samolotem” nie wzięły się znikąd. Były reakcją na udział szefa CDU w wielowątkowej epopei, jaką media wykreowały po weselu ministra finansów Christiana Lindnera. Wkrótce okazało się, że wśród zaproszonych był również Merz, a na wyspę Sylt przyleciał swoją prywatną maszyną. Skrytykowali go za to między innymi Zieloni, którzy w obliczu niedoboru rosyjskiego gazu od tygodni apelują do Niemców o oszczędzanie energii.
Konserwatywnych wyborców Merza odstręczyło nie tyle nadużywanie paliwa do silników odrzutowych, co właśnie jego niespodziewana uległość wobec zielonych neokomunistów. Wymownym przykładem kuriozalnej zmiany kursu przywódcy CDU były okoliczności towarzyszące tegorocznej odsłonie Forum Transatlantyckiego, organizowanego kilka dni temu przez bliską chadeckim sercom agencję „The Republic”. Swój udział zapowiedział także Friedrich Merz, który chciał wygłosić płomienne przemówienie o budowaniu więzi z USA. Kilka godzin przed rozpoczęciem imprezy odwołał swoją obecność, ściągając na siebie niechęć gości z Waszyngtonu. Co się stało?
Merz ustępuje
Decyzja Merza była poprzedzona lamentami i groźbami posłów Die Grünen i Die Linke, którym przeszkadzało to, że na liście prelegentów znalazł się republikański senator Lindsey Graham, uchodzący za jednego z zaufanych Donalda Trumpa. Deputowany Zielonych Konstantin von Notz podniósł Forum Transatlantyckie do rangi „zagrożenia dla demokracji”, w którym nie powinien uczestniczyć żaden „szanujący się” polityk, a już na pewno nie lider niemieckiej opozycji.
Friedrich Merz pełni funkcję przewodniczącego CDU od zaledwie pół roku, a niestety już teraz popełnia te same błędy jak jego poprzednicy. Zasiada w wygodnych ławach opozycji, niemniej rządzący mogą w każdej chwili uderzyć weń jedną z najdalej idących kar – wykluczeniem z debaty publicznej. Zgoda, każdy polityk, jak świat długi i szeroki, stara się lawirować, jak najmniej narażać i przekonywać swoich wyborców, że nie potępia ich przekonań. Próbuje kojarzyć się z umiarem, przyznawaniem wszystkim racji przy dystansowaniu się od skrajności. Merz już zawsze wykazywał się racjonalnym dostosowaniem swoich zamiarów do posiadanych w danej chwili wpływów. Tyle tylko, że do niedawna szef CDU przyciągał wyborców obietnicami ocalenia Niemców przed niszczącą siłą tzw. „cancel culture”. A teraz należy do grona jej wyznawców.