Bułgaria, czyli UE co innego mówi i co innego robi...
Bułgaria, czyli UE co innego mówi i co innego robi...
Kreślę te słowa w Bułgarii, w Sofii, gdzie przebywam z oficjalną delegacją Komisji Kontroli Budżetu Parlamentu Europejskiego. Chodzi o monitorowanie, jak wydawane są środki unijne w tym bałkańskim kraju, mającym opinię – słusznie czy nie – najbardziej skorumpowanego w Unii Europejskiej. Spotkałem się wraz z kolegami – europosłami (w składzie delegacji: dwoje Niemców, Polak czyli ja, Holenderka, Czech i Bułgarka) z nowym premierem Kiryłem Petkowem, jego zastępcą wicepremierem i ministrem finansów Assenem Wasiliewem, ministrem rolnictwa dr. Iwanem Iwanowem, a także z m.in. szefem tutejszego NIK-u i Prokuratorem Generalnym.
Bułgaria była najbardziej niestabilnym politycznie krajem UE w zeszłym roku. Odbyły się tu 3-krotnie wybory parlamentarne (sic!). Zupełnie jak w Izraelu, w podobnych ramach czasowych. W końcu utworzono rząd koalicyjny, gdzie są partie od Sasa do Lasa: partia premiera i wicepremiera - ministra finansów to centryści, ale jest też centroprawica, socjaliści i populiści. Dla każdego coś miłego. Ale rząd działa. Wybory były w grudniu, budżet na rok 2022 przyjęto dopiero pod koniec lutego, a więc w trakcie trwania roku budżetowego, ale
nowy premier błyskawicznie dogadał się z Komisją Europejską i dosłownie w paręnaście tygodni załatwił pieniądze z KPO (porozumienie von der Leyen – Petkow podpisano w zeszłym tygodniu).
Czy nowy rząd wyplenił korupcję w swojej ojczyźnie? Nawet nie zdążył. Ale przekonał Brukselę, że tego bardzo chce - i to wystarczyło... A swoją drogą to Unia podkreślała, że będzie zamrażać czy wręcz zabierać pieniądze krajom, w których występuje systemowa korupcja. Właśnie Bułgaria jest takim państwem. Właśnie dostała decyzje UE, że pieniądze będą. A Bruksela zrobiła sobie z gęby cholewę...
*tekst ukazał się na portalu wio.waw.pl (13.04.2022)