[Tylko u nas] Aleksandra Jakubiak: Całkiem inna optyka

Ty zaś, Panie, znasz mnie, patrzysz na mnie, badasz serce moje, ono jest z Tobą. (Jr 12, 3)
/ pixabay.com/Tama66

Czas i przestrzeń

Trudno byłoby skupić się dziś na czymś innym niż wojna. Na tle toczących się od lat kłótni ideologiczno-politycznych w Polsce i szerzej, w całym zachodnim świecie, które za oprawę mają obecnie wycieńczoną pandemią populację, a w korzeniach także m.in. ekonomiczną zapaść - w naszej historycznie doświadczonej części globu z przyczajenia podniosło się znane od setek lat zagrożenie o barwie i woni imperialistycznych podbojów, kilometr po kilometrze cień starego szaleństwa zaczyna się znów rozlewać, a gdzie pada, tam sieje zniszczenie.

Przez ostatnie dni nie opuszcza mnie pytanie „dlaczego”. Dlaczego teraz? I jedyne, co kołatało mi się po głowie, to kwestia autonomii Ukraińskiego Kościoła Prawosławnego. Od jego powstania, czyli od końca 2018 roku zaostrzał się spór w tym temacie. Obecnie swoimi działaniami odwetowymi w Afryce Rosyjski Kościół Prawosławny, który wtargnął na kanoniczny teren Patriarchatu Aleksandrii, czym naraził się na oburzenie całego prawosławnego świata, doprowadził się do poważnych problemów, ale też zadziwił wielu siłą swojej wściekłości. Powodem jej jest uznanie Ukraińskiego Kościoła Prawosławnego przez starożytne patriarchaty, szczególnie Konstantynopol, który we wschodnim chrześcijaństwie posiada rolę przewodnią. Rosja założyła na terenie Afryki - czego nie wolno jej było robić - osobną diecezję mającą zrzeszać duchownych i wiernych nieuznających autonomii ukraińskiej. Tym aktem Patriarchat Moskiewski naraził się na poważne nieprzyjemności, włącznie z możliwością utraty statusu patriarchatu - w tym celu zwierzchnicy prawosławnych kościołów zbiorą się niedługo. Już wiele tygodni temu zastanawiałam się, skąd aż taka złość, która przecież zaszkodzi niewątpliwie samej Moskwie? I nie rozumiałam. Pewnie nadal nie do końca rozumiem, ale po wybuchu wojny, coś do mnie dotarło. Podczas lektury wywiadu z mieszkającym w Europie Zachodniej Ukraińcem uderzyło mnie najbardziej dużo głębsze niż nasze, polskie, zrozumienie dla korzeni rosyjskiej agresji - ataku nie tylko na wolność zewnętrzną, ale i na dusze Ukraińców. Jednak to, co w tej sytuacji zadziwiło mnie najbardziej to to, jak my, zachodni Słowianie, bardzo różnimy się mentalnie od większości Słowiańszczyzny i jak ciężko jest nam ich w związku z tym zrozumieć. Dla nas, przez wieki w większości katolików, kwestia osobnych instytucji państwowych i kościelnych była pewną oczywistością. Owszem, te hierarchie mogły się ze sobą w przeszłości zgadzać lub nie, ale wbrew postulatom obecnej lewicy, ich instytucje mieszczą się jednak na zupełnie różnych płaszczyznach, a jeśli gdziekolwiek znajdują się w tym względzie jakieś patologie, to tak są właśnie postrzegane - jako patologie. Druga rzecz, to to, że od ponad tysiąca lat główny ośrodek religijny, czyli Stolica Apostolska, dla większości państw Europy Zachodniej i Środkowej mieścił się poza granicami ich krajów - tak było także w Polsce. Na tym układzie ukształtowały się i polska kultura, i polityczna orientacja od końca pierwszego tysiąclecia po Chrystusie. Zupełnie inaczej rzecz ma się ze słowiańskim wschodem - autokefalia i nakierowanie wewnętrzne na ośrodek religijny szeroko rozumianego regionu jest wpisane w geopolityczny system. Kiedy Ruś Kijowska przyjmowała chrzest, kiedy Kijów stał się religijnym centrum prawosławia na północy, o Moskwie nikt nie słyszał jeszcze wiele lat, setek lat. W sensie historycznym, Kijów, jako metropolia i prawosławne centrum, przerasta Moskwę na wiele możliwych sposobów i wraz z rozwojem Ukrainy jest dla moskiewskich ambicji zwyczajnie groźny. To pewnie nie jedyny motyw kremlowskiej inwazji, ale wydaje się, że to motyw ważny. A frustracja, która wypływa z perspektywy utraty rządu dusz i karlenia znaczenia Moskwy, ma niesamowicie niszczycielską moc. Co innego bowiem „chwilowe” odłączenie się administracyjne, bo to tylko odłączenie częściowe, a co innego utrata cerkiewnej moskiewskiej zwierzchności - to wyskoczenie z rosyjskiej orbity, a na to najwyraźniej zgody Kremla nie było. Tyle tylko, że w tych dniach Rosja mierzy się z faktem, że ów rząd dusz straciła na Ukrainie już dawno, przynajmniej u dużej części społeczeństwa i rosyjska amia odbija się obecnie od niewidzialnego muru, którego nie była świadoma, od muru wolności.

Duch

Na tle tego wszystkiego, co napisałam powyżej myślę o reakcji chrześcijan na całą wojnę. Wojnę, która jest w czystej formie agresją wobec niewinnych. I nie ulegają dla mnie w ogóle najmniejszym dyskusjom zarówno potrzeba modlitwy za Ukrainę, jak i pomocy wobec Ukraińców. To najbardziej oczywista rzecz w obecnej sytuacji. Jednak, choć może to, co powiem kogoś oburzy i rozumiem to - sądzę, że modlitwa za ofiary to jednak za mało. Przynajmniej wewnętrznie tak to czytam. Znacznie trudniejsza wydaje się modlitwa za rosyjskie i białoruskie władze, o opamiętanie, uwolnienie od jakiejś straszliwej spowijającej duchowej ciemności i Boże zmiłowanie. Za konkretne osoby. Za Władimira Putina. Bo jeśli wierzymy, że to miłość zwycięża świat, to gdzie obecnie jest jej najmniej? Gdzie najbardziej jej potrzeba? Przyznam się, że ta modlitwa trudno przechodzi mi przez usta, ale może ten trud jest znakiem tego, jak bardzo jest ona potrzebna. Piszę to też w kontekście czytań z poprzedniej niedzieli o miłości nieprzyjaciół, nie dla cukierkowych uczuć i sentymentalizmów, ale dla ocalania serca od nienawiści. Przede wszystkim własnego.

Zastanawiałam się, dlaczego taką niechęć wywołuje we mnie proszenie Boga o miłosierdzie i dotknięcie serca wojennych złoczyńców i myślę, że z dwóch powodów. Po pierwsze, z Jonaszowej zatwardziałości. Przypomnę, że Jonasz, słysząc wezwanie Boga do ostrzeżenia mieszkańców Niniwy przed zbliżającą się karą, chciał uciec w innym kierunku, czyli do Tarszisz. Po serii przygód prorok trafił jednak do Niniwy, miasta, którego mieszkańcy słynęli z okrucieństwa, i wzywał ludność do nawrócenia. O dziwo, niniwici go posłuchali, chcieli się zmienić i pokutowali. A Bóg ulitował się nad nimi. Tymczasem Jonasz obraził się na Boga… za tę litość. Po drugie, trud wynika ze zwykłej niewiary, że moja modlitwa może wpływać na losy świata, jeśli Bóg tak zechce. Tylko że kiedy chorują pewne konkretne tkanki organizmu - a cala ludzka populacja jest trochę jak jeden organizm - to okłada się maścią to miejsce, z którego infekcja bierze początek i jak nie zacznie się chorujących komórek smarować leczniczym balsamem modlitwy, to duchowe zdrowie nie zacznie wracać. Chyba że wybierze się opcję amputacji. Tylko czy wycinanie jest naszym ideałem? Czy nie spróbować oddawać tej sprawy Bogu i Jego metodom, by Boże pragnienia dla życia tych ludzi się urzeczywistniały?

Nie wiem jak inni, ale jeśli miałabym sądzić po sobie, to w chwilach silnego stresu zadziwiająco łatwo przychodzi mi zapominać o tym, żeby zło dobrem zwyciężać i w pierwszej chwili zalewa mnie gniew. Tymczasem prawda jest taka, że każdy środek walki, który potrafiłabym wymyślić, zło zna dużo lepiej niż ja. Jestem na pozycji z góry skazanej na porażkę. A poza tym, serio, kto chciałby świadomie walczyć metodami diabła i przez to ustawiać się z nim w jednym szeregu? Nie mam tu, broń Boże, na myśli prawa do obrony napadniętego przez najeźdźcę, ani tym bardziej kwestionowania militarnych taktyk - na tym się kompletnie nie znam - chodzi mi o to, co dzieje się wewnątrz, w ludzkim sercu. O stosunek do drugiego, także tego, który okazuje wrogość. O tym, że siedząc w domu, czytając wiadomości i coraz bardziej nienawidząc, staję w duchowej bitwie po tej samej stronie co wszyscy dyktatorzy i agresorzy tego świata, także Władimir Putin, bez względu na to, jak bardzo moje poglądy odbiegały od ich poglądów. Jak w sławnej kontemplacji św. Ignacego z Loyoli o dwóch sztandarach, staję albo z diabłem, albo z Jezusem. Tertium non datur. Nienawidząc i złorzecząc, nigdy nie jestem z Bogiem.

Miłość nieprzyjaciół - powtórzę, że nie chodzi tu o uczucia, ale życzenie zbawienia i w miarę możliwości, pomocne zbawieniu czyny - nie jest możliwa bez Boga, bo dobro jest Jego domeną, do której tylko On jedyny nas uzdalnia. I jak posługując się złymi metodami, nawet w pozornie dobrym celu, finalnie zawsze przegramy, tak z dobrem na odwrót - często w obliczu złego nie jest ono w naszej optyce czymś skutecznym, ale na końcu wygrywa, bowiem dobro jest całkowicie sprzeczne logiką zła, z demoniczną taktyką, zło go nie rozumie, zatem też nie może się przed takimi pociskami bronić. To jednak nie żaden lajcik, to często droga okupiona umieraniem „ja”, ale rozsiewa wokół królestwo, pod którego sztandarem stoimy. A ono razi niczym pochodnia.

Bóg

I na koniec rzecz bardzo ważna. Mamy prawo się bać. Właściwe obecnie niepokój jest raczej objawem psychicznego zdrowia. Warto jednak pamiętać, że nie okoliczności, a Ten, kto koło mnie stoi jest gwarantem bezpieczeństwa. On realizuje cel nadrzędny - moje zbawienie i pragnie jedynie powierzenia i oddania serca. To pozwala mi rozumować w Jego logice i przez to już tu dotykać nieba. Tak naprawdę nie ma dla nas innego bezpieczeństwa niż to niebo, niż ta Boża obecność. W końcu i tak wszystko przeminie i każdy z nas rozbije się o to, co naturalne i nieuchronne, o śmierć. A tam już będzie tylko ta twarz, Jego twarz.

Nie jest to nijak zachęta do braku starań o dobrostan na ziemi. To tylko stwierdzenie, że z Putinem za miedzą czy nie, bez odnalezienia najpierw pokoju i bezpieczeństwa w Bogu, nie ma takiego muru, który zagwarantowałby bezpieczeństwo, nie ma takiego bunkra, którego ktoś inny nie dałby rady sforsować. I nie chodzi o to, że szukanie gwarancji spokoju jest złe, chodzi o to, że bez harmonii w sobie człowiek zawsze będzie się miotać. Może więc, w tym czasie szczególnego zamętu, siadać przy Bogu częściej, na chwilę lub dwie i pozwalać Mu się uspokoić, ukoić lęki, dotykać stresów. Powoli, krok po kroku, aż do stopniowego zdejmowania tych wszystkich ciężarów nie do uniesienia, aż do ulgi, aż do spokojnego snu. Czego sobie i wszystkim życzę.

 

„Wznoszę swe oczy ku górom:

Skądże nadejdzie mi pomoc?

Pomoc mi przyjdzie od Pana,

co stworzył niebo i ziemię.

On nie pozwoli zachwiać się twej nodze

ani się zdrzemnie

Ten, który cię strzeże.

Oto nie zdrzemnie się

ani nie zaśnie Ten,

który czuwa nad Izraelem.

Pan cię strzeże,

Pan twoim cieniem

przy twym boku prawym.

Za dnia nie porazi cię słońce

ni księżyc wśród nocy.

Pan cię uchroni od zła wszelkiego:

czuwa nad twoim życiem.

Pan będzie strzegł twego wyjścia

i przyjścia teraz i po wszystkie czasy”.

(Ps 121)

 

 

 


 

POLECANE
Zdjęcia dzieci w sieci. Eksperci mówią o realnym zagrożeniu Wiadomości
Zdjęcia dzieci w sieci. Eksperci mówią o realnym zagrożeniu

W Polsce ok. 40 proc. rodziców regularnie udostępnia publicznie zdjęcia dzieci, nie zdając sobie sprawy, że wizerunek może być kopiowany lub wykorzystany bez ich kontroli. Eksperci przestrzegają, że każde zdjęcie opublikowane w sieci zostawia trwały cyfrowy ślad na lata.

Nie żyje słynny szkocki piłkarz z ostatniej chwili
Nie żyje słynny szkocki piłkarz

W wieku 72 lat zmarł były szkocki piłkarz John Robertson. Największe sukcesy odniósł w barwach Nottingham Forest, z którym w 1979 i 1980 roku wygrywał Puchar Europy, poprzednika obecnej Ligi Mistrzów. W 1980 zdobył bramkę w finale z Hamburgerem SV, zakończonym wynikiem 1:0.

Bez spiny. Doda opublikowała nietypowe zdjęcie Wiadomości
"Bez spiny". Doda opublikowała nietypowe zdjęcie

Doda, postanowiła spędzić Boże Narodzenie w rodzinnych stronach. Piosenkarka wróciła do domu w Ciechanowie, gdzie świętuje w gronie najbliższych.

Pałac Buckingham wydał komunikat Wiadomości
Pałac Buckingham wydał komunikat

Brytyjski monarcha Karol III w czwartkowym orędziu bożonarodzeniowym podkreślił potrzebę życzliwości, współczucia oraz nadziej w „czasach niepewności”. W wyemitowanym w czwartek w mediach przesłaniu stwierdził, że „historie o triumfie odwagi nad przeciwnościami” dają mu nadzieję.

Niemcy postawili na swoim, Bułgaria przyjmuje euro tylko u nas
Niemcy postawili na swoim, Bułgaria przyjmuje euro

Bułgaria od 1 stycznia 2026 roku wejdzie do strefy euro, mimo politycznego chaosu i sprzeciwu dużej części społeczeństwa. Decyzja forsowana przez obóz Bojko Borisowa pokazuje skuteczność wpływów Berlina w Europie Środkowo-Wschodniej i rodzi pytania o suwerenność państw regionu oraz cenę, jaką płacą za integrację walutową.

Łódź: zatrzymano seryjnego włamywacza. Usłyszał 33 zarzuty Wiadomości
Łódź: zatrzymano seryjnego włamywacza. Usłyszał 33 zarzuty

Policjanci z Łodzi zakończyli wielomiesięczne działania dotyczące serii włamań, do których dochodziło na terenie dzielnicy Polesie. W efekcie zatrzymano 27-letniego mężczyznę, który - jak ustalili śledczy - miał uczynić z przestępstw stałe źródło dochodu.

Zygfryd Czaban: Spektakularny kolaps niemieckiego Deep State gorące
Zygfryd Czaban: Spektakularny kolaps niemieckiego Deep State

Niemiecka gospodarka traci impet, a kolejne decyzje polityczne i energetyczne pogłębiają kryzys największej gospodarki Europy. Publicysta Zygfryd Czaban stawia tezę, że problemem nie są wyłącznie regulacje klimatyczne, lecz głębszy rozpad niemieckiego modelu państwa, który przez dekady gwarantował stabilność i rozwój.

Rosyjski samolot nad Bałtykiem. Jest komunikat MON Wiadomości
Rosyjski samolot nad Bałtykiem. Jest komunikat MON

Wszystkie prowokacje nad Bałtykiem oraz przy granicy z Białorusią były pod pełną kontrolą Wojska Polskiego - poinformował w czwartek wicepremier, szef MON Władysław Kosiniak-Kamysz m.in. po tym, jak polskie myśliwce przechwyciły rosyjski samolot rozpoznawczy w pobliżu granic przestrzeni powietrznej RP.

Dramat w Wigilię w Pruszkowie. 3-letnie dziecko trafiło do szpitala Wiadomości
Dramat w Wigilię w Pruszkowie. 3-letnie dziecko trafiło do szpitala

Spokojny wigilijny wieczór w jednym z domów w Pruszkowie zakończył się dramatem. Podczas rodzinnej kolacji doszło do groźnego wypadku, w wyniku którego poparzone zostało małe dziecko. Na miejsce natychmiast wezwano służby ratunkowe.

IMGW wydał komunikat. Oto co nas czeka Wiadomości
IMGW wydał komunikat. Oto co nas czeka

Jak informuje IMGW, północno-wschodnia Europa pozostanie pod wpływem niżu z ośrodkiem nad Morzem Barentsa. Również krańce południowo zachodnie kontynentu są pod wpływem niżu z ośrodkiem w rejonie Balearów. Dalsza część kontynentu pozostanie w obszarze oddziaływania rozległego wyżu z centrum w okolicach Szkocji. Polska jest pod wpływem tego wyżu, w mroźnym powietrzu arktycznym. Jednak po południu z północy zacznie napływać nieco cieplejsze powietrze polarne.

REKLAMA

[Tylko u nas] Aleksandra Jakubiak: Całkiem inna optyka

Ty zaś, Panie, znasz mnie, patrzysz na mnie, badasz serce moje, ono jest z Tobą. (Jr 12, 3)
/ pixabay.com/Tama66

Czas i przestrzeń

Trudno byłoby skupić się dziś na czymś innym niż wojna. Na tle toczących się od lat kłótni ideologiczno-politycznych w Polsce i szerzej, w całym zachodnim świecie, które za oprawę mają obecnie wycieńczoną pandemią populację, a w korzeniach także m.in. ekonomiczną zapaść - w naszej historycznie doświadczonej części globu z przyczajenia podniosło się znane od setek lat zagrożenie o barwie i woni imperialistycznych podbojów, kilometr po kilometrze cień starego szaleństwa zaczyna się znów rozlewać, a gdzie pada, tam sieje zniszczenie.

Przez ostatnie dni nie opuszcza mnie pytanie „dlaczego”. Dlaczego teraz? I jedyne, co kołatało mi się po głowie, to kwestia autonomii Ukraińskiego Kościoła Prawosławnego. Od jego powstania, czyli od końca 2018 roku zaostrzał się spór w tym temacie. Obecnie swoimi działaniami odwetowymi w Afryce Rosyjski Kościół Prawosławny, który wtargnął na kanoniczny teren Patriarchatu Aleksandrii, czym naraził się na oburzenie całego prawosławnego świata, doprowadził się do poważnych problemów, ale też zadziwił wielu siłą swojej wściekłości. Powodem jej jest uznanie Ukraińskiego Kościoła Prawosławnego przez starożytne patriarchaty, szczególnie Konstantynopol, który we wschodnim chrześcijaństwie posiada rolę przewodnią. Rosja założyła na terenie Afryki - czego nie wolno jej było robić - osobną diecezję mającą zrzeszać duchownych i wiernych nieuznających autonomii ukraińskiej. Tym aktem Patriarchat Moskiewski naraził się na poważne nieprzyjemności, włącznie z możliwością utraty statusu patriarchatu - w tym celu zwierzchnicy prawosławnych kościołów zbiorą się niedługo. Już wiele tygodni temu zastanawiałam się, skąd aż taka złość, która przecież zaszkodzi niewątpliwie samej Moskwie? I nie rozumiałam. Pewnie nadal nie do końca rozumiem, ale po wybuchu wojny, coś do mnie dotarło. Podczas lektury wywiadu z mieszkającym w Europie Zachodniej Ukraińcem uderzyło mnie najbardziej dużo głębsze niż nasze, polskie, zrozumienie dla korzeni rosyjskiej agresji - ataku nie tylko na wolność zewnętrzną, ale i na dusze Ukraińców. Jednak to, co w tej sytuacji zadziwiło mnie najbardziej to to, jak my, zachodni Słowianie, bardzo różnimy się mentalnie od większości Słowiańszczyzny i jak ciężko jest nam ich w związku z tym zrozumieć. Dla nas, przez wieki w większości katolików, kwestia osobnych instytucji państwowych i kościelnych była pewną oczywistością. Owszem, te hierarchie mogły się ze sobą w przeszłości zgadzać lub nie, ale wbrew postulatom obecnej lewicy, ich instytucje mieszczą się jednak na zupełnie różnych płaszczyznach, a jeśli gdziekolwiek znajdują się w tym względzie jakieś patologie, to tak są właśnie postrzegane - jako patologie. Druga rzecz, to to, że od ponad tysiąca lat główny ośrodek religijny, czyli Stolica Apostolska, dla większości państw Europy Zachodniej i Środkowej mieścił się poza granicami ich krajów - tak było także w Polsce. Na tym układzie ukształtowały się i polska kultura, i polityczna orientacja od końca pierwszego tysiąclecia po Chrystusie. Zupełnie inaczej rzecz ma się ze słowiańskim wschodem - autokefalia i nakierowanie wewnętrzne na ośrodek religijny szeroko rozumianego regionu jest wpisane w geopolityczny system. Kiedy Ruś Kijowska przyjmowała chrzest, kiedy Kijów stał się religijnym centrum prawosławia na północy, o Moskwie nikt nie słyszał jeszcze wiele lat, setek lat. W sensie historycznym, Kijów, jako metropolia i prawosławne centrum, przerasta Moskwę na wiele możliwych sposobów i wraz z rozwojem Ukrainy jest dla moskiewskich ambicji zwyczajnie groźny. To pewnie nie jedyny motyw kremlowskiej inwazji, ale wydaje się, że to motyw ważny. A frustracja, która wypływa z perspektywy utraty rządu dusz i karlenia znaczenia Moskwy, ma niesamowicie niszczycielską moc. Co innego bowiem „chwilowe” odłączenie się administracyjne, bo to tylko odłączenie częściowe, a co innego utrata cerkiewnej moskiewskiej zwierzchności - to wyskoczenie z rosyjskiej orbity, a na to najwyraźniej zgody Kremla nie było. Tyle tylko, że w tych dniach Rosja mierzy się z faktem, że ów rząd dusz straciła na Ukrainie już dawno, przynajmniej u dużej części społeczeństwa i rosyjska amia odbija się obecnie od niewidzialnego muru, którego nie była świadoma, od muru wolności.

Duch

Na tle tego wszystkiego, co napisałam powyżej myślę o reakcji chrześcijan na całą wojnę. Wojnę, która jest w czystej formie agresją wobec niewinnych. I nie ulegają dla mnie w ogóle najmniejszym dyskusjom zarówno potrzeba modlitwy za Ukrainę, jak i pomocy wobec Ukraińców. To najbardziej oczywista rzecz w obecnej sytuacji. Jednak, choć może to, co powiem kogoś oburzy i rozumiem to - sądzę, że modlitwa za ofiary to jednak za mało. Przynajmniej wewnętrznie tak to czytam. Znacznie trudniejsza wydaje się modlitwa za rosyjskie i białoruskie władze, o opamiętanie, uwolnienie od jakiejś straszliwej spowijającej duchowej ciemności i Boże zmiłowanie. Za konkretne osoby. Za Władimira Putina. Bo jeśli wierzymy, że to miłość zwycięża świat, to gdzie obecnie jest jej najmniej? Gdzie najbardziej jej potrzeba? Przyznam się, że ta modlitwa trudno przechodzi mi przez usta, ale może ten trud jest znakiem tego, jak bardzo jest ona potrzebna. Piszę to też w kontekście czytań z poprzedniej niedzieli o miłości nieprzyjaciół, nie dla cukierkowych uczuć i sentymentalizmów, ale dla ocalania serca od nienawiści. Przede wszystkim własnego.

Zastanawiałam się, dlaczego taką niechęć wywołuje we mnie proszenie Boga o miłosierdzie i dotknięcie serca wojennych złoczyńców i myślę, że z dwóch powodów. Po pierwsze, z Jonaszowej zatwardziałości. Przypomnę, że Jonasz, słysząc wezwanie Boga do ostrzeżenia mieszkańców Niniwy przed zbliżającą się karą, chciał uciec w innym kierunku, czyli do Tarszisz. Po serii przygód prorok trafił jednak do Niniwy, miasta, którego mieszkańcy słynęli z okrucieństwa, i wzywał ludność do nawrócenia. O dziwo, niniwici go posłuchali, chcieli się zmienić i pokutowali. A Bóg ulitował się nad nimi. Tymczasem Jonasz obraził się na Boga… za tę litość. Po drugie, trud wynika ze zwykłej niewiary, że moja modlitwa może wpływać na losy świata, jeśli Bóg tak zechce. Tylko że kiedy chorują pewne konkretne tkanki organizmu - a cala ludzka populacja jest trochę jak jeden organizm - to okłada się maścią to miejsce, z którego infekcja bierze początek i jak nie zacznie się chorujących komórek smarować leczniczym balsamem modlitwy, to duchowe zdrowie nie zacznie wracać. Chyba że wybierze się opcję amputacji. Tylko czy wycinanie jest naszym ideałem? Czy nie spróbować oddawać tej sprawy Bogu i Jego metodom, by Boże pragnienia dla życia tych ludzi się urzeczywistniały?

Nie wiem jak inni, ale jeśli miałabym sądzić po sobie, to w chwilach silnego stresu zadziwiająco łatwo przychodzi mi zapominać o tym, żeby zło dobrem zwyciężać i w pierwszej chwili zalewa mnie gniew. Tymczasem prawda jest taka, że każdy środek walki, który potrafiłabym wymyślić, zło zna dużo lepiej niż ja. Jestem na pozycji z góry skazanej na porażkę. A poza tym, serio, kto chciałby świadomie walczyć metodami diabła i przez to ustawiać się z nim w jednym szeregu? Nie mam tu, broń Boże, na myśli prawa do obrony napadniętego przez najeźdźcę, ani tym bardziej kwestionowania militarnych taktyk - na tym się kompletnie nie znam - chodzi mi o to, co dzieje się wewnątrz, w ludzkim sercu. O stosunek do drugiego, także tego, który okazuje wrogość. O tym, że siedząc w domu, czytając wiadomości i coraz bardziej nienawidząc, staję w duchowej bitwie po tej samej stronie co wszyscy dyktatorzy i agresorzy tego świata, także Władimir Putin, bez względu na to, jak bardzo moje poglądy odbiegały od ich poglądów. Jak w sławnej kontemplacji św. Ignacego z Loyoli o dwóch sztandarach, staję albo z diabłem, albo z Jezusem. Tertium non datur. Nienawidząc i złorzecząc, nigdy nie jestem z Bogiem.

Miłość nieprzyjaciół - powtórzę, że nie chodzi tu o uczucia, ale życzenie zbawienia i w miarę możliwości, pomocne zbawieniu czyny - nie jest możliwa bez Boga, bo dobro jest Jego domeną, do której tylko On jedyny nas uzdalnia. I jak posługując się złymi metodami, nawet w pozornie dobrym celu, finalnie zawsze przegramy, tak z dobrem na odwrót - często w obliczu złego nie jest ono w naszej optyce czymś skutecznym, ale na końcu wygrywa, bowiem dobro jest całkowicie sprzeczne logiką zła, z demoniczną taktyką, zło go nie rozumie, zatem też nie może się przed takimi pociskami bronić. To jednak nie żaden lajcik, to często droga okupiona umieraniem „ja”, ale rozsiewa wokół królestwo, pod którego sztandarem stoimy. A ono razi niczym pochodnia.

Bóg

I na koniec rzecz bardzo ważna. Mamy prawo się bać. Właściwe obecnie niepokój jest raczej objawem psychicznego zdrowia. Warto jednak pamiętać, że nie okoliczności, a Ten, kto koło mnie stoi jest gwarantem bezpieczeństwa. On realizuje cel nadrzędny - moje zbawienie i pragnie jedynie powierzenia i oddania serca. To pozwala mi rozumować w Jego logice i przez to już tu dotykać nieba. Tak naprawdę nie ma dla nas innego bezpieczeństwa niż to niebo, niż ta Boża obecność. W końcu i tak wszystko przeminie i każdy z nas rozbije się o to, co naturalne i nieuchronne, o śmierć. A tam już będzie tylko ta twarz, Jego twarz.

Nie jest to nijak zachęta do braku starań o dobrostan na ziemi. To tylko stwierdzenie, że z Putinem za miedzą czy nie, bez odnalezienia najpierw pokoju i bezpieczeństwa w Bogu, nie ma takiego muru, który zagwarantowałby bezpieczeństwo, nie ma takiego bunkra, którego ktoś inny nie dałby rady sforsować. I nie chodzi o to, że szukanie gwarancji spokoju jest złe, chodzi o to, że bez harmonii w sobie człowiek zawsze będzie się miotać. Może więc, w tym czasie szczególnego zamętu, siadać przy Bogu częściej, na chwilę lub dwie i pozwalać Mu się uspokoić, ukoić lęki, dotykać stresów. Powoli, krok po kroku, aż do stopniowego zdejmowania tych wszystkich ciężarów nie do uniesienia, aż do ulgi, aż do spokojnego snu. Czego sobie i wszystkim życzę.

 

„Wznoszę swe oczy ku górom:

Skądże nadejdzie mi pomoc?

Pomoc mi przyjdzie od Pana,

co stworzył niebo i ziemię.

On nie pozwoli zachwiać się twej nodze

ani się zdrzemnie

Ten, który cię strzeże.

Oto nie zdrzemnie się

ani nie zaśnie Ten,

który czuwa nad Izraelem.

Pan cię strzeże,

Pan twoim cieniem

przy twym boku prawym.

Za dnia nie porazi cię słońce

ni księżyc wśród nocy.

Pan cię uchroni od zła wszelkiego:

czuwa nad twoim życiem.

Pan będzie strzegł twego wyjścia

i przyjścia teraz i po wszystkie czasy”.

(Ps 121)

 

 

 



 

Polecane