„Polska ma swoje queerowe korzenie”. Ambasada USA napisze „Nienormatywne historie Polski”. Zaczęli od Wołodyjowskiego

Pan Podbipięta miał dobrą wymówkę, ślubował czystość. Choć kiedy już śluby wypełnił, wcale nie ruszył w konkury, lecz dał się przeszyć tysiącem strzał. Inny z bohaterów wziął sobie szablę za żonę i przedstawiał ją wszystkim: „Ja jestem Roch Kowalski, a to jest pani Kowalska”. Ale że było to przed Freudem, nie wiadomo, co autor miał na myśli. Wołodyjowski ze ślubem z pierwszą narzeczoną zwlekał lat blisko dziesięć, aż mu umarła.
(…)
We wspaniałych „Dezorientacjach. Antologii polskiej literatury queer” zamieszczono, powiedzmy, że najbardziej oczywisty queerowy przykład z „Trylogii” – opis męskiej analnej rozkoszy doznawanej podczas wbijania na pal. Naprawdę ciekawe są jednak u Sienkiewicza konwencjonalnie kultywowane, a przecież dzikie, pola tej przeważnie homospołecznej narracji, w której żądze – jeśli akurat nie gwałci się „sikorek” – zaspokaja się szabelką. Tyle że nie wiadomo, czy takie sugestie interpretacyjne jak w pierwszym akapicie traktować serio, czy uznać za żart. I właśnie dobrze, że nie wiadomo, bo to jedna ze strategii queerowych – dezorientować i drażnić. A zarazem także druga – przyglądać się temu, co utrwalone, znormalizowane, bezpieczne, żeby to podważać, rozszczelniać, narażać, wskazywać odmienne i odmieńcze możliwości istnienia. (…)
– czytamy w artykule Joanny Krakowskiej „historyczki i teoretyczki teatru”, do którego linkuje post ambasady USA.
Amerykańska ambasada grzebie w polskiej historii, by dopatrzeć się w niej „queerowych korzeni #LGBT" naszego kraju? Nie mogę doczekać się informacji, że Mieszko była lesbijką, husaria trans, a Kazimierz otrzymał przydomek „Wielki” od kolegów z gejbaru!
– komentuje nasz felietonista Waldemar Krysiak.