Ryszard Czarnecki: Paderewski, romans z Ojczyzną i inne romanse...

Z europejskiej siedziby ONZ w Genewie rzut beretem, a dokładnie niespełna godzinę drogi autostradą do Morges. To miasto położone we frankofońskiej części Szwajcarii kojarzyć się nam, Polakom, powinno z jednym: Ignacym Janem Paderewskim. Tutaj miał okazałą willę, tu mieszkał, komponował, działał zakładając z Henrykiem Sienkiewiczem, Władysławem Mickiewiczem, Marią Curie-Skłodowską czy błogosławioną Urszulą Ledóchowską Komitet Veveyski w okresie I wojny światowej. Do niedawna muzeum mu poświęcone było w jego posiadłości prowadzonej przez lata przez drugą żonę Helenę, baronowne Rozen. Przed pięciu laty przeniesiono go – i dobrze! – do centrum miasta, gdzie dzieli siedzibę z muzeum wojskowości i muzeum żandarmerii, co może i dziwne, ale ta lokalizacja jest tego warta. Spędziłem tam długi czas, choć nie było tam się łatwo dostać – zapomniałem w hotelu „paszportu szczepionkowego”...
Paderewski fascynował mnie od dawna. Człowiek, który „wygrał Polskę na fortepianie”, premier, bożyszcze kobiet, wielki patriota. Piłsudski dobrze zrobił, że wybrał go na szefa rządu w okresie, gdy decydowały się granice Rzplitej i uczynił fatalnie nie potrafiąc go wykorzystać później, zwłaszcza po zamachu majowym.
Paderewski to setki anegdot. Posiedzenia rządu odbywały się w jego warszawskim mieszkaniu i nierzadko się kończyły, gdy zniecierpliwiona przedłużającymi się obradami żona wkraczała do salonu i ku osłupieniu ministrów mówiła kategorycznym tonem: „Ignasiu, jest już późno, musisz odpocząć”. W USA jako pierwszy zrozumiał, że nie tylko trzeba świetnie grać na pianinie, ale równie mocno dbać o „publicity”. To właśnie ten polski muzyk stał się pierwszą ikoną amerykańskiej popkultury: kobiety piszczały na jego koncertach niemal tak, jak pół wieku później na występach chłopców z Liverpoolu – The Beatles. I też rzucały na scenę różne przedmioty... I te jego romanse! Czy porównywalne z tymi wiek wcześniej innego wielkiego patrioty – tragicznego księcia Józefa Poniatowskiego?
*tekst ukazał się w „Gazecie Polskiej” (01.12.2021)