[Tylko u nas] Aleksandra Jakubiak: Błogosławieni

„Gdybym mówił językami ludzi i aniołów, a miłości bym nie miał, stałbym się jak miedź brzęcząca albo cymbał brzmiący” (1 Kor 13, 1).
 [Tylko u nas] Aleksandra Jakubiak: Błogosławieni
/ pixabay.com/RAJA-cse

 

Jeden jest Święty. I nie ma innego.

Gdybyśmy próbowali posiąść świętość na własną rękę, nasze życie byłoby bardzo smutną historią serii upadków z epickim brakiem happy endu w scenie finałowej. Tylko że jest On. A to zmienia wszystko.

W niebie nie ma świętych, którzy dostali się tam własną mocą, siłą woli, heroizmem cnót. Tam są jedynie ci, którzy otworzyli swoje serce na Niego. Na Niego prawdziwego. Takiego, jakim chciał w ich życiu być. Całkowicie przerastającego ich wyobrażenia, ich siły, czasem zapraszającego do przekroczenia tego, na co mieliby ochotę, czego się boją, choć nie warunkującego nigdy pójścia za tym zaproszeniem swej miłości do nich. Nieskończenie cierpliwego dla ludzkiej słabości. Pragnącego odwzajemnienia swojej głębokiej miłości i przyjęcia aż do końca.

Do takiej drogi zapraszany jest każdy z nas. Tu nie chodzi o jakieś oderwane od rzeczywistości zadania, tylko o przyjęcie z Jego rąk okoliczności naszego życia, niesienia ich razem z Nim, wdzięczności, podejmowania pragnień, powierzenia w ufności w Jego ręce najcenniejszej i najdelikatniejszej swojej części - serca. Tylko tyle i aż tyle.

Każda zażyłość kształtuje. Zażyłość z Bogiem kształtuje bardzo. Czasem możemy nie wiedzieć kiedy, nagle uświadamiamy sobie, że Bóg od dawna już wlewa w nas miłość, której przecież sami nie jesteśmy źródłem i że ona nas przemienia. Uzdalnia. Właściwie nie wiadomo jak. Często zdarza się również, że oszołomieni chodzimy po wodze, ale lęk sprawia, że jak św. Piotr, zaczynamy tonąć. Na szczęście mocna ręka Boga wyciąga nas. I wyciągnie znowu. I znowu. I tak jest dobrze. Bo w chrześcijaństwie nie chodzi o perfekcję, tylko o związek z Bogiem, który niesie Jego, niesie Miłość. W nas i wokół nas.

W tej miłości słychać, że moje małe życie warte jest kochania, warte przyjęcia i nie musi być wielkie dla świata, by być wartościowe i by wieść do nieba. I że małe, nie znaczy zmarnowane. Ale słychać w niej także, że nie sposób nie kochać tych wszystkich, których On kocha. Oczywiście miłość ma niejedno imię, czasem jest czuła, czasem troskliwa, czasem, dla dobra kochanego, musi być wymagająca, czasem to po prostu dobre, płynące z głębi serca, życzenie szczęścia i zbawienia. Czasem to modlitwa, czasem słowo, czasem podanie chleba. Zależnie od potrzeb.

W kontekście tego szczęśliwego dnia, uroczystości przypominającej o nieskończonej dobroci Boga, który tylu z nas już do swojej radości przyjął i zapewne wielu jeszcze przyjmie, nie umiem nie pomyśleć o obrazie mojego serca w zetknięciu z teraźniejszością. Wśród nas było, jest i będzie wielu wołających o miłość: opuszczeni, chorzy, biedni, pogubieni, bezdomni lub ci, których dom bywa gorszy niż jego brak, dom, z którego się ucieka. Czy ja umiem w ich twarzach zobaczyć Jego twarz? Wiem, że często nie, ale nie chodzi o wzbudzanie poczucia winy, tylko o uświadomienie, że potrzebuję Boga dla większej wrażliwości, wyobraźni, odwagi, zdolności porzucania wygody i chęci stawania w prawdzie. Piękne jest to, że możemy spotykać się z Bogiem codziennie na liturgii, ale czy ona mnie konkretnie przemienia do większego kochania? Bo przecież wiara nie kończy się na byciu w kościele lub nawet na działaniu na łonie Kościoła, a zaczyna się tam, gdzie znika strefa komfortu dla moich myśli, dla mojego ciepłego świata. Gdzie zaczyna się tajemnica i nieznane.

W tych dniach mierzymy się wszyscy z trudnymi obrazami ze wschodniej granicy. Do uszu uderzają skrajne, często przekłamane przekazy politycznych adwersarzy, które sprowadzają się właściwie do dwóch haseł: „bandyci u granic atakują nasz świat” oraz z drugiej strony - „rząd zabija ludzi”. Taka niestety często jest polityka - dzielmy i niech lepszy surfer wygra zawody na fali, którą razem wzbudzamy. Ale ja nie o polityce. Ja o tym, że tu chodzi o ludzi. Realnych. W twarzami. Z imionami. Z historiami. Czarno-biała - prezentowana wyżej - wizja rzeczywistości jest rozwiązaniem niezwykle wygodnym dla „świętego” spokoju, tyle tylko że ów spokój rzadko prowadzi do świętości.

Wszyscy są raczej zgodni co do tego, że ludzie na granicy nie wzięli się tam sami z siebie, że jest to wrogie działanie, wrogiego wobec UE i NATO państwa. Nikt przy zdrowych zmysłach nie postuluje także wpuszczania na teren Unii wszystkich chętnych. Jednak między pięknoduchostwem a bezwzględnym i niewzruszonym przypatrywaniem się ludzkim tragediom jest duża przestrzeń, której pierwsze kroki zaczynają się od przyjmowania podań o azyl polityczny od chętnych i umieszczania ich w tymczasowych ośrodkach, a po weryfikacji udzielania azylu tym, którym się on należy, czyli zapewne mniejszości, i deportacji tych, którym nie przysługuje. Do tego dochodzą działania dyplomatyczne w krajach ich pochodzenia oraz ościennych, a także ewentualne zaangażowanie organów unijnych w rozmowy międzynarodowe oraz pomoc w osłonie naszej, a więc i unijnej granicy. To powtarzają specjaliści, nie ideowi zwolennicy którejś frakcji, po prostu specjaliści. To wszystko jednak działania dotyczące postępowania politycznego oraz prawnego, a także, w moim odczuciu, działania po prostu logiczne, zmierzające do zażegnania kryzysu. Jednak nie one, jako takie, są sednem tego, co chcę powiedzieć i płaszczyzną, po której się poruszam. Nie jestem tu także po to, by robić rachunek sumienia jakimkolwiek ludziom o złej woli. Mój własny jest wystarczająco zajmujący. Chodzi mi o to, że ocalenie tego człowieka na zewnątrz od zimna, od głodu, ale i od wyzucia z człowieczeństwa, ratuje duchowo tego człowieka wewnątrz mnie w środku. Tego, co tam siedzi i się boi, że trafił w rejony nieznane. Nie oszukujmy się, najsilniejsi z tej granicy się przedostaną. Posiadający układy, znajomości, pieniądze lub dysponujący inną siłą wydostaną się, a najprawdopodobniej już są w Niemczech. Zostaną słabi. Ci, którzy uwierzyli w jakąś wizję i znaleźli się w potrzasku. To ci zawsze płacą cenę.

Kiedyś, dawno temu, znajomy ksiądz poradził mi, żebym próbowała wyobrażać sobie historię spotykanych przelotnie, choćby w tramwaju, obcych ludzi, by budzić w sobie wyobraźnię miłosierdzia. To bardzo pomocne duchowe ćwiczenie. Otwiera świadomość przepastnych światów, które żyją i poruszają się wokół nas. Niektóre z tych światów mają za sobą bardzo bolesne przejścia, nie sposób osądzać ich motywacji, nie znając tych ran. Miłosierdzie Boga może w nas często budzić odczucie skandalu, szczególnie wtedy, gdy dotyczy innych, nie nas, ale w tej akurat sprawie nie ma moralnych dylematów - nauka Kościoła mówi o obowiązku wspomagania osób w sytuacjach skrajnych, o potrzebie pomocy im mówi Papież, apelują polscy biskupi, prosi Caritas - który nawiasem mówiąc można wspomóc, choćby SMS-em. Z tych pieniędzy Caritas funduje plecaki z ekwipunkiem pierwszej pomocy - wysokoenergetycznym pożywieniem, wodą, kocami termicznymi etc. Ale dokumenty, zalecenia, zachęty to sprawa wtórna. Prawdziwa walka toczy się o serce, które przyjmie do środka także tych, których historii nie pojmuje, przed nią zachowa pokorę niewydawania wyroków i po prostu dobrze życzy, jest rozumne, ale dobre. I te trudy powierza Ojcu. Takie serce słyszy nieustannie wypowiadane do siebie i innych słowa:

«Błogosławieni ubodzy w duchu, albowiem do nich należy królestwo niebieskie.

Błogosławieni, którzy płaczą, albowiem oni będą pocieszeni.

Błogosławieni cisi, albowiem oni na własność posiądą ziemię.

Błogosławieni, którzy łakną i pragną sprawiedliwości, albowiem oni będą nasyceni.

Błogosławieni miłosierni, albowiem oni miłosierdzia dostąpią.

Błogosławieni czystego serca, albowiem oni Boga oglądać będą.

Błogosławieni, którzy wprowadzają pokój, albowiem oni będą nazwani synami Bożymi.

Błogosławieni, którzy cierpią prześladowanie dla sprawiedliwości, albowiem do nich należy królestwo niebieskie.

Błogosławieni jesteście, gdy ludzie wam urągają i prześladują was, i gdy mówią kłamliwie wszystko złe na was z mego powodu. Cieszcie się i radujcie, albowiem wielka jest wasza nagroda w niebie» (Mt 5, 3-12).


 

POLECANE
„Jeszcze nie skończyłam”. Kamala Harris zapowiada polityczny powrót z ostatniej chwili
„Jeszcze nie skończyłam”. Kamala Harris zapowiada polityczny powrót

Była wiceprezydent USA Kamala Harris powiedziała w sobotę w wywiadzie dla BBC, że rozważa ponowny start w wyborach prezydenckich w 2028 r. Obecnego prezydenta Donalda Trumpa, z którym przegrała wyścig o fotel w Białym Domu w ubiegłym roku, określiła mianem „tyrana”.

Reforma Nowackiej nie wejdzie w życie. Kontrowersyjny projekt trafił do kosza Wiadomości
Reforma Nowackiej nie wejdzie w życie. Kontrowersyjny projekt trafił do kosza

Ministerstwo Edukacji Narodowej zrezygnowało z procedowania projektu, który pozwalałby zatrudniać w przedszkolach osoby bez kwalifikacji nauczycielskich. Decyzję tłumaczy licznymi protestami środowisk nauczycielskich i akademickich.

Prognoza IMGW. Oto co nas czeka z ostatniej chwili
Prognoza IMGW. Oto co nas czeka

Nad Polską przeważać będzie zachmurzenie ze spodziewanymi przelotnymi opadami deszczu ze śniegiem i wiatrem do 70 km/h – poinformował PAP synoptyk IMGW Michał Folwarski. Dla północnej części kraju zostały wydane również ostrzeżenia przed silnym wiatrem do 75 km/h.

Gen. Leon Komornicki: Polskie siły zbrojne są nieprzygotowane na potencjalną agresję ze strony Rosji z ostatniej chwili
Gen. Leon Komornicki: Polskie siły zbrojne są nieprzygotowane na potencjalną agresję ze strony Rosji

Polskie siły zbrojne są nieprzygotowane na potencjalną agresję ze strony Rosji – uważa gen. Leon Komornicki. Wywiad z wojskowym opublikował Instytut Myśli Schumana.

Fałszywy alarm systemu AI. Nastolatek skuty przez policję Wiadomości
Fałszywy alarm systemu AI. Nastolatek skuty przez policję

W jednym z liceów w Baltimore doszło do niecodziennej sytuacji. System sztucznej inteligencji, który miał wykrywać zagrożenia, błędnie uznał, że uczeń ma przy sobie broń. Na miejsce przyjechało osiem radiowozów, a 16-latek został skuty kajdankami.

Były kanclerz Niemiec z przeszłością w Hitlerjugend: To uniemożliwia przywództwo Niemiec w Europie tylko u nas
Były kanclerz Niemiec z przeszłością w Hitlerjugend: To uniemożliwia przywództwo Niemiec w Europie

Były kanclerz Niemiec Helmut Schmidt, który w młodości należał do Hitlerjugend, jeszcze przed śmiercią oceniał, że historyczne zbrodnie III Rzeszy uniemożliwiają Niemcom przywództwo w Europie. W jego ocenie ciężar Auschwitz i wojny Hitlera wciąż ciąży na europejskiej świadomości, co podważa ambicje Berlina do odgrywania roli lidera w Unii Europejskiej.

„Nasz nowy dom” poruszył widzów. Pierwszy taki przypadek w programie Wiadomości
„Nasz nowy dom” poruszył widzów. Pierwszy taki przypadek w programie

W najnowszym odcinku programu „Nasz nowy dom” widzowie byli świadkami wyjątkowej historii. Tym razem ekipa Polsatu nie tylko wyremontowała dom, ale również pomogła spełnić wielkie marzenie młodej dziewczyny.

Tajemnicze odkrycie pod tarnowską katedrą. Archeolodzy nie kryli zaskoczenia Wiadomości
Tajemnicze odkrycie pod tarnowską katedrą. Archeolodzy nie kryli zaskoczenia

Podczas najnowszych badań podziemi tarnowskiej bazyliki katedralnej naukowcy dokonali niezwykłego odkrycia. W największej z krypt, należącej niegdyś do majętnych mieszczan, odnaleziono jeszcze jedną - ukrytą pod spodem.

Terror LGBT w Niemczech. Znany naukowiec usłyszał zarzuty z ostatniej chwili
Terror LGBT w Niemczech. Znany naukowiec usłyszał zarzuty

Niemiecka policja wkroczyła do domu konserwatywnego profesora w związku z tweetem krytykującym ideologię woke.

Nie żyje ceniony autor scenariuszy i dramatów Wiadomości
Nie żyje ceniony autor scenariuszy i dramatów

W czwartek zmarł Maciej Karpiński, prozaik, dramaturg, scenarzysta i pedagog. O jego śmierci poinformował portal filmpolski.pl.

REKLAMA

[Tylko u nas] Aleksandra Jakubiak: Błogosławieni

„Gdybym mówił językami ludzi i aniołów, a miłości bym nie miał, stałbym się jak miedź brzęcząca albo cymbał brzmiący” (1 Kor 13, 1).
 [Tylko u nas] Aleksandra Jakubiak: Błogosławieni
/ pixabay.com/RAJA-cse

 

Jeden jest Święty. I nie ma innego.

Gdybyśmy próbowali posiąść świętość na własną rękę, nasze życie byłoby bardzo smutną historią serii upadków z epickim brakiem happy endu w scenie finałowej. Tylko że jest On. A to zmienia wszystko.

W niebie nie ma świętych, którzy dostali się tam własną mocą, siłą woli, heroizmem cnót. Tam są jedynie ci, którzy otworzyli swoje serce na Niego. Na Niego prawdziwego. Takiego, jakim chciał w ich życiu być. Całkowicie przerastającego ich wyobrażenia, ich siły, czasem zapraszającego do przekroczenia tego, na co mieliby ochotę, czego się boją, choć nie warunkującego nigdy pójścia za tym zaproszeniem swej miłości do nich. Nieskończenie cierpliwego dla ludzkiej słabości. Pragnącego odwzajemnienia swojej głębokiej miłości i przyjęcia aż do końca.

Do takiej drogi zapraszany jest każdy z nas. Tu nie chodzi o jakieś oderwane od rzeczywistości zadania, tylko o przyjęcie z Jego rąk okoliczności naszego życia, niesienia ich razem z Nim, wdzięczności, podejmowania pragnień, powierzenia w ufności w Jego ręce najcenniejszej i najdelikatniejszej swojej części - serca. Tylko tyle i aż tyle.

Każda zażyłość kształtuje. Zażyłość z Bogiem kształtuje bardzo. Czasem możemy nie wiedzieć kiedy, nagle uświadamiamy sobie, że Bóg od dawna już wlewa w nas miłość, której przecież sami nie jesteśmy źródłem i że ona nas przemienia. Uzdalnia. Właściwie nie wiadomo jak. Często zdarza się również, że oszołomieni chodzimy po wodze, ale lęk sprawia, że jak św. Piotr, zaczynamy tonąć. Na szczęście mocna ręka Boga wyciąga nas. I wyciągnie znowu. I znowu. I tak jest dobrze. Bo w chrześcijaństwie nie chodzi o perfekcję, tylko o związek z Bogiem, który niesie Jego, niesie Miłość. W nas i wokół nas.

W tej miłości słychać, że moje małe życie warte jest kochania, warte przyjęcia i nie musi być wielkie dla świata, by być wartościowe i by wieść do nieba. I że małe, nie znaczy zmarnowane. Ale słychać w niej także, że nie sposób nie kochać tych wszystkich, których On kocha. Oczywiście miłość ma niejedno imię, czasem jest czuła, czasem troskliwa, czasem, dla dobra kochanego, musi być wymagająca, czasem to po prostu dobre, płynące z głębi serca, życzenie szczęścia i zbawienia. Czasem to modlitwa, czasem słowo, czasem podanie chleba. Zależnie od potrzeb.

W kontekście tego szczęśliwego dnia, uroczystości przypominającej o nieskończonej dobroci Boga, który tylu z nas już do swojej radości przyjął i zapewne wielu jeszcze przyjmie, nie umiem nie pomyśleć o obrazie mojego serca w zetknięciu z teraźniejszością. Wśród nas było, jest i będzie wielu wołających o miłość: opuszczeni, chorzy, biedni, pogubieni, bezdomni lub ci, których dom bywa gorszy niż jego brak, dom, z którego się ucieka. Czy ja umiem w ich twarzach zobaczyć Jego twarz? Wiem, że często nie, ale nie chodzi o wzbudzanie poczucia winy, tylko o uświadomienie, że potrzebuję Boga dla większej wrażliwości, wyobraźni, odwagi, zdolności porzucania wygody i chęci stawania w prawdzie. Piękne jest to, że możemy spotykać się z Bogiem codziennie na liturgii, ale czy ona mnie konkretnie przemienia do większego kochania? Bo przecież wiara nie kończy się na byciu w kościele lub nawet na działaniu na łonie Kościoła, a zaczyna się tam, gdzie znika strefa komfortu dla moich myśli, dla mojego ciepłego świata. Gdzie zaczyna się tajemnica i nieznane.

W tych dniach mierzymy się wszyscy z trudnymi obrazami ze wschodniej granicy. Do uszu uderzają skrajne, często przekłamane przekazy politycznych adwersarzy, które sprowadzają się właściwie do dwóch haseł: „bandyci u granic atakują nasz świat” oraz z drugiej strony - „rząd zabija ludzi”. Taka niestety często jest polityka - dzielmy i niech lepszy surfer wygra zawody na fali, którą razem wzbudzamy. Ale ja nie o polityce. Ja o tym, że tu chodzi o ludzi. Realnych. W twarzami. Z imionami. Z historiami. Czarno-biała - prezentowana wyżej - wizja rzeczywistości jest rozwiązaniem niezwykle wygodnym dla „świętego” spokoju, tyle tylko że ów spokój rzadko prowadzi do świętości.

Wszyscy są raczej zgodni co do tego, że ludzie na granicy nie wzięli się tam sami z siebie, że jest to wrogie działanie, wrogiego wobec UE i NATO państwa. Nikt przy zdrowych zmysłach nie postuluje także wpuszczania na teren Unii wszystkich chętnych. Jednak między pięknoduchostwem a bezwzględnym i niewzruszonym przypatrywaniem się ludzkim tragediom jest duża przestrzeń, której pierwsze kroki zaczynają się od przyjmowania podań o azyl polityczny od chętnych i umieszczania ich w tymczasowych ośrodkach, a po weryfikacji udzielania azylu tym, którym się on należy, czyli zapewne mniejszości, i deportacji tych, którym nie przysługuje. Do tego dochodzą działania dyplomatyczne w krajach ich pochodzenia oraz ościennych, a także ewentualne zaangażowanie organów unijnych w rozmowy międzynarodowe oraz pomoc w osłonie naszej, a więc i unijnej granicy. To powtarzają specjaliści, nie ideowi zwolennicy którejś frakcji, po prostu specjaliści. To wszystko jednak działania dotyczące postępowania politycznego oraz prawnego, a także, w moim odczuciu, działania po prostu logiczne, zmierzające do zażegnania kryzysu. Jednak nie one, jako takie, są sednem tego, co chcę powiedzieć i płaszczyzną, po której się poruszam. Nie jestem tu także po to, by robić rachunek sumienia jakimkolwiek ludziom o złej woli. Mój własny jest wystarczająco zajmujący. Chodzi mi o to, że ocalenie tego człowieka na zewnątrz od zimna, od głodu, ale i od wyzucia z człowieczeństwa, ratuje duchowo tego człowieka wewnątrz mnie w środku. Tego, co tam siedzi i się boi, że trafił w rejony nieznane. Nie oszukujmy się, najsilniejsi z tej granicy się przedostaną. Posiadający układy, znajomości, pieniądze lub dysponujący inną siłą wydostaną się, a najprawdopodobniej już są w Niemczech. Zostaną słabi. Ci, którzy uwierzyli w jakąś wizję i znaleźli się w potrzasku. To ci zawsze płacą cenę.

Kiedyś, dawno temu, znajomy ksiądz poradził mi, żebym próbowała wyobrażać sobie historię spotykanych przelotnie, choćby w tramwaju, obcych ludzi, by budzić w sobie wyobraźnię miłosierdzia. To bardzo pomocne duchowe ćwiczenie. Otwiera świadomość przepastnych światów, które żyją i poruszają się wokół nas. Niektóre z tych światów mają za sobą bardzo bolesne przejścia, nie sposób osądzać ich motywacji, nie znając tych ran. Miłosierdzie Boga może w nas często budzić odczucie skandalu, szczególnie wtedy, gdy dotyczy innych, nie nas, ale w tej akurat sprawie nie ma moralnych dylematów - nauka Kościoła mówi o obowiązku wspomagania osób w sytuacjach skrajnych, o potrzebie pomocy im mówi Papież, apelują polscy biskupi, prosi Caritas - który nawiasem mówiąc można wspomóc, choćby SMS-em. Z tych pieniędzy Caritas funduje plecaki z ekwipunkiem pierwszej pomocy - wysokoenergetycznym pożywieniem, wodą, kocami termicznymi etc. Ale dokumenty, zalecenia, zachęty to sprawa wtórna. Prawdziwa walka toczy się o serce, które przyjmie do środka także tych, których historii nie pojmuje, przed nią zachowa pokorę niewydawania wyroków i po prostu dobrze życzy, jest rozumne, ale dobre. I te trudy powierza Ojcu. Takie serce słyszy nieustannie wypowiadane do siebie i innych słowa:

«Błogosławieni ubodzy w duchu, albowiem do nich należy królestwo niebieskie.

Błogosławieni, którzy płaczą, albowiem oni będą pocieszeni.

Błogosławieni cisi, albowiem oni na własność posiądą ziemię.

Błogosławieni, którzy łakną i pragną sprawiedliwości, albowiem oni będą nasyceni.

Błogosławieni miłosierni, albowiem oni miłosierdzia dostąpią.

Błogosławieni czystego serca, albowiem oni Boga oglądać będą.

Błogosławieni, którzy wprowadzają pokój, albowiem oni będą nazwani synami Bożymi.

Błogosławieni, którzy cierpią prześladowanie dla sprawiedliwości, albowiem do nich należy królestwo niebieskie.

Błogosławieni jesteście, gdy ludzie wam urągają i prześladują was, i gdy mówią kłamliwie wszystko złe na was z mego powodu. Cieszcie się i radujcie, albowiem wielka jest wasza nagroda w niebie» (Mt 5, 3-12).



 

Polecane
Emerytury
Stażowe