prof. Zbigniew Witkowski: Ochrona parków narodowych w Polsce jest niewystarczająca
Na niektórych z tras, np. w rejonie Morskiego Oka, przekroczone zostały wszelkie normy dotyczące natężenia ruchu turystycznego - mówi PAP prof. Witkowski z Katedry Nauk o Środowisku Przyrodniczym AWF w Krakowie.
To właśnie w sezonie letnim przyroda w bezpośrednim sąsiedztwie szlaków cierpi najbardziej. Wielu turystów hałasuje, śmieci czy zbacza z oznakowanych szlaków, zaburzając ekosystemy.
Podstawową formą regulacji ruchu turystycznego w parkach narodowych nadal jest wytyczanie szlaku, czyli liniowego +kanału+, wzdłuż którego przemieszczają się turyści. W Polsce jest to w zasadzie jedyna forma regulacji, gdyż nie są stosowane ograniczenia ilościowe - parki wpuszczają na swój teren nieograniczoną liczbę turystów - zauważa prof. Witkowski.
Władze parków co prawda posiadają dokładne analizy i wytyczne dotyczące maksymalnej dziennej frekwencji, to jednak nie stosują ich do sterowania ruchem turystycznym - wskazuje naukowiec.
Powód jest dość prozaiczny. Każda osoba, która wchodzi na teren parku narodowego, zobowiązana jest wykupić bilet wstępu. W ten sposób parki narodowe zarabiają. Z biletów są w stanie finansować działalność - w tym m.in. odpowiednio przygotowywać szlaki, ich infrastrukturę czy wydawnictwa - wylicza naukowiec.
W jego ocenie wpływy z biletów wstępu to jeden z najważniejszych sposobów na otrzymanie środków umożliwiających funkcjonowanie parków narodowych.
Ekspert zauważa jednak, że taki wzmożony ruch stanowi zagrożenie dla całych ekosystemów - obecnych w nich zwierząt, roślin, a nawet gleby.
Na przykład dzikie zwierzęta - kiedy znajdują się zbyt blisko ludzi, wzrasta u nich poziom stresu. Obecność człowieka lub powodowany przez niego hałas sprawia, że zwierzęta zmieniają swoje zachowanie - obserwują człowieka, wstają, a nawet mogą uciekać lub atakować. Każde pobudzenie powoduje u nich duże zużycie energii - tłumaczy naukowiec.
Szlaki turystyczne to również bezpośrednie zagrożenie dla dużych zwierząt, którym czasami po prostu zaczyna brakować przestrzeni.
Ekspert zastrzega jednak, że populacja kozic czy świstaków w Tatrach utrzymuje się na zadowalającym poziomie.Dzieje się tak, gdy otoczona szlakami powierzchnia jest za mała dla ich funkcjonowania. Jeśli często płoszymy zwierzęta, to one w końcu opuszczą dany teren lub przestaną się tam rozmnażać - tłumaczy naukowiec.
Wbrew pozorom to właśnie dzięki turystom część gatunków radzi sobie lepiej, a ich liczba wzrasta. Ludzi najbardziej unikają drapieżniki, dlatego to one w pierwszym rzędzie znikają z okolic szlaków turystycznych. Zwierzęta roślinożerne są mniej płochliwe, a z powodu obecności ludzi znikają ich naturalni wrogowie - dodaje prof. Witkowski.
Jednak gdy natężenie ruchu turystycznego jest zbyt duże, może zadziałać odwrotny mechanizm. Duże zwierzęta kopytne wypłaszane przez hałas spowodowany przez ludzi stają się łatwiejszym celem dla drapieżników - to przykład znany z parków narodowych w USA.
Obecność ludzi w parkach narodowych zagraża też roślinom.
Wskazuje on też na silne zanieczyszczenie związkami ropopochodnymi, szczególnie na terenie parkingów położonych przy wejściu na szlaki.Potępić należy zwłaszcza popularne w ostatnim czasie zrywanie, a nawet wykopywanie pewnych gatunków roślin do własnych ogródków - podkreśla ekspert.
Dzięki człowiekowi w parkach narodowych pojawiają się też nowe, nieznane tam wcześniej gatunki - co nie jest zjawiskiem pożądanym.Ich wyizolowanie jest możliwe, ale wymaga odpowiednich środków. Te zaś parki mogą zdobyć dzięki... większej liczbie turystów, która kupi bilety wstępu - mówi prof. Witkowski.
Nasiona czepiają się ubrań i podeszew butów, po czym odpadają wzdłuż wydeptanych szlaków, gdzie nie rosną rośliny. W ten sposób nowe gatunki roślin pojawiają się w parkach w sposób liniowy, na przestrzeni trasy turystycznej. Najbardziej popularna jest wiechlina roczna, czyli pospolity na niżu gatunek trawy. Rośnie tam, gdzie turyści wydepczą rodzime gatunki - mówi badacz.
Tam, gdzie przejdzie się zbyt wielu turystów (lub gdzie wydepczą dzikie ścieżki), może z kolei dojść do erozji - zjawiska, które powoduje osuwanie ziemi.
Wtedy szlaki stają się wręcz nie do przejścia. Dlatego parki narodowe na ich trasach przygotowują specjalną infrastrukturę - w tym +potykacze+, czyli poprzecznie ustawione względem szlaku belki, albo barierki, które mają na celu uniemożliwić zbaczanie ze szlaku - dodaje.
Kolejną - stosowaną również w Polsce metodą (m.in. w Świętokrzyskim Parku Narodowym) - jest tworzenie wież widokowych. Dzięki nim turystom łatwiej jest podziwiać widoki i dziką przyrodę, więc mniej chętnie schodzą ze szlaku w miejscach niedozwolonych.
Parki narodowe nie są samowystarczalne. Dlatego tak chętnie przyjmują na nieograniczoną liczbę turystów. Zresztą to jeden z ich podstawowych celów - bycie otwartym na ludzi. Dlatego niektóre trasy w Tatrach - na Morskie Oko, Dolina Kościeliska czy Chochołowska - przypominają ulicę Floriańską w Krakowie czy Marszałkowską w Warszawie. To po prostu deptaki - komentuje prof. Witkowski.
Budowanie odpowiedniej infrastruktury, m.in. w postaci centrów informacji tuż przy wejściu na szlak to - jak zauważa naukowiec - jeden ze sposób ograniczenia nadmiernego ruchu turystycznego, stosowany w krajach Europy Zachodniej, USA i Kanadzie.
Trzeba mieć dużo szczęścia, by na szlaku dostrzec dzikie gatunki zwierząt. Tymczasem w centrum informacji w ciekawy sposób można zaprezentować bogactwo parku, również w interaktywnej formie. Dla niektórych taka forma poznania parku narodowego może być ciekawsze, niż piesza wędrówka - zauważa prof. Witkowski.
Ale i mała liczba turystów może być dla parków szkodliwa. Gdy zwiedzających jest niewielu, o niezbędne do funkcjonowania środki parki zwracają się do Lasów Państwowych (LP). Tymczasem podstawowym zadaniem LP jest cel gospodarczy - czyli eksploatacja lasu, co stoi w sprzeczności z misją parków narodowych. Taka pomoc leśników jest formą uzależnienia parków od pieniędzy pozyskiwanych w lasach gospodarczych.
Nie byłoby w tym nic złego, gdyby były to działania sporadyczne. Jednak część naszych parków cierpi na permanentny brak środków finansowych, i robi to samo, co leśnicy. Tną lasy pod pretekstem +przebudowy drzewostanów+ – podkreśla ekspert.
Zdaniem naukowca w ostatnich latach, dzięki środkom pozyskiwanym z Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej, a w ostatnim dziesięcioleciu - również z Unii Europejskiej, poprawił się stan schronisk na terenie parków narodowych. Coraz częściej korzystają one z energii odnawialnej (nie opalają pieców węglem). Stosowane są panele fotowoltaiczne - zbierające energię słoneczną, czy turbiny wodne.
Parki narodowe istnieją dla ludzi. To dzięki generowanym przez nich środkom z biletów wstępu możliwe jest zapewnienie im ochrony na wielu płaszczyznach. Kluczowe jednak jest znalezienie równowagi między niezbędną ochroną parkowej przyrody, a koniecznym udostępnianiem go turystom - kończy prof. Witkowski.
PAP - Nauka w Polsce