Szpital nie chciał przyjąć chorego, bo ten nie miał skierowania. "Z bólu zaczął krzyczeć"

W piątek 30 lipca br. do szpitala w Kołobrzegu przyjechała kobieta, której pracownik potrzebował pomocy medycznej. – Giuseppe, mój pracownik, miał atak kolki nerkowej. Wsadziłam go do samochodu i zawiozłam do szpitala w Kołobrzegu – relacjonuje w rozmowie z "Faktem" Agnieszka Mędrala z Dźwirzyna.
Stan 39-latka był na tyle poważny, że pracownicy weryfikujący pacjentów pod kątem zakażenia koronawirusem skierowali mężczyznę bezpośrednio do izby przyjęć. Pracujące tam pielęgniarki nie chciały jednak pomóc choremu.
– Pielęgniarki powiedziały, że aby mogły mu udzielić pomocy, najpierw muszę im dostarczyć skierowanie od lekarza rodzinnego. W tym czasie Giuseppe z bólu zaczął krzyczeć, że drętwieją mu ręce, i zsuwać się z wózka na podłogę – opowiada szefowa 39-latka.
W końcu kobieta wywiozła cierpiącego mężczyznę przed szpital i tam zadzwoniła po karetkę. Wcześniej dyspozytor na infolinii alarmowej poinformował ją bowiem, że nie można wezwać karetki do szpitala.
Do leżącego na kawałku trawnika przy szpitalem 39-latka po kilkunastu minutach przyjechała karetka i wniosła mężczyznę do znajdującego się 170 metrów dalej szpitala.
Jak podaje serwis Fakt.pl, dyrekcja szpitala wszczęła postępowanie wyjaśniające w tej sprawie.