[Tylko u nas] Jakub Pacan: Słuchajmy Bocheńskiego, bo będzie źle
![Adolf Bocheński [Tylko u nas] Jakub Pacan: Słuchajmy Bocheńskiego, bo będzie źle](https://www.tysol.pl/imgcache/750x530/c//uploads/cropit/16275513576fc2e706a569bb421d558af99af8a449a49d153453f307f9d5b2ff7b499a2d7a.jpg)
Mocnym uderzeniem w Polskę i jej suwerenność była decyzja Komisji Europejskiej, która słowami swojej wiceprzewodniczącej Very Jourovej oznajmiła, że jeśli Warszawa do 16 sierpnia nie zastosuje się do orzeczenia Trybunału Sprawiedliwości UE, to KE będzie wnioskować o nałożenie kar finansowych.
Vera, Rosario i Dider
Unijny komisarz ds. sprawiedliwości Didier Reynders „dostał uprawnienia do podjęcia działań na rzecz doprowadzenia do podporządkowania się przez Polskę decyzjom TSUE” – powiedziała Jourova. Tenże Reynders stwierdził, że ukaranie „jest to kwestia prymatu prawa unijnego oraz ochrony kompetencji Trybunału Sprawiedliwości, która jest rzeczą absolutnie najważniejszą dla wszystkich państw członkowskich”.
Z kolei wiceprezes Trybunału Sprawiedliwości UE Rosario Silva de Lapuerta podjęła tydzień wcześniej decyzję o zastosowaniu środków tymczasowych wobec Polski.
Aż chciałoby się zapytać: kim wy jesteście Rosario z dalekiego kraju, Vero i Didierze, że miliony Polaków niemających o Was pojęcia poniesie konsekwencje waszych decyzji?
Polacy was nie wybierali na żadne stanowiska. Ciekawe czy gdyby takie gry wobec Polski stosowane przez osoby z innych państw i poza jakąkolwiek kontrolą polskiego społeczeństwa były Polakom znane przed referendum akcesyjnym, to Polska byłaby dziś w UE.
Innymi słowy w dalekiej Brukseli uznano, że Izba Dyscyplinarna Sądu Najwyższego jest nielegalna. – Konflikt między Polską a UE nie ma charakteru prawnego. Ma charakter polityczny. UE za wszelką cenę chce Polskę spacyfikować i posługuje się brutalnymi środkami. To, co robi KE i TSUE wobec Polski, to jest łamanie traktatów tak jawne jak tylko być może – mówił na antenie TVP Info europoseł i współprzewodniczący Europejskich Konserwatystów i Reformatorów, Ryszard Legutko. Prof. Genowefa Grabowska też twierdziła, że traktat lizboński jasno określa kompetencje państw członkowskich i krajów unijnych. „Nie ma w nim słowa o tym, że TSUE może ingerować w organizację wymiaru sprawiedliwości danego państwa” - tłumaczyła. Tyle tylko, że od pewnego czasu nie ma znaczenia co jest w traktatach, bo w grillowaniu Polski chodzi o politykę wpływów i domknięcie rewolucji obyczajowej w Europie, a nie praworządność.
„Siła państwa na zewnątrz objawia się w możliwości niepodlegania woli innych państw i możliwości narzucania im swej woli (…) Państwo zwiększa bezpośrednio swoją potęgę, gdy przyczynia się do zmniejszenia potęgi innych państw (…) Siła państwa pojawia się w chwilach, gdy istnieje sprzeczność między państwami” – pisał w „Imperializmie państwowym” geniusz myśli politycznej Adolf Bocheński. Zawsze w polityce międzynarodowej o to chodzi i obecne naciski na Polskę są tego jaskrawym przykładem.
Co z tą Polską?
Drugi cios spadł w związku z procedowaną nowelą ustawy reprywatyzacyjnej. Grupa 12 senatorów USA z obydwu partii zaapelowała do prezydenta Polski zawetowanie tej ustawy. „Zdecydowanie uważamy, że to prawo znacznie zwiększyłoby istniejące trudności, które uniemożliwiają ofiarom i ich rodzinom ubieganie się o zwrot i rekompensatę za mienie bezprawnie zabrane im przez nazistowskie Niemcy i komunistyczny rząd Polski” - napisali w liście senatorowie. Wcześniej o wycofanie noweli apelował amerykański Departament Stanu. Strona izraelska też nie zostawiła na niej suchej nitki.
W nowelizację ustawy medialnej, która stawia pod znakiem zapytania przedłużenie koncesji dla TVN również próbuje się mieszać się wiele zagranicznych podmiotów włącznie z niemieckimi twitterowiczami z Bundestagu, którzy z lubością w hasztagach oznaczali Kaczyński, praworządność i wolności słowa.
Na polskiej głowie pałkę rozbiły Niemcy wespół z naszym sojusznikiem Stanami Zjednoczonymi gdy dowiedzieliśmy się o porozumieniu między oboma krajami w sprawie gazociąg Nord Stream 2. Negocjacje trwały tygodniami i USA zgodziły się w końcu na gazociąg, w zamian Niemcy mają poczynić pewne ustępstwa wobec Ukrainy i Polski. Jakie to ustępstwa i kto ma nadzorować ich realizację ze strony polskiej nikt nie wie. Ba, według portalu Politico, przedstawiciele Waszyngtonu "po cichu nakłaniają swoich ukraińskich odpowiedników, by wstrzymali się z krytyką nadchodzącego porozumienia z Niemcami".
Interpretacja tych wydarzeń nie może napawać optymizmem, gdyż nie sposób uwolnić się od analogii do naszych najsmutniejszych doświadczeń historycznych, kiedy państwo polskie istniało, ale o jego przyszłym losie decydowały mocarstwa ościenne w zaciszu własnych gabinetów i o podjętych tam decyzjach nasze władze musiały się jedynie z niepokojem domyślać.
Dzisiaj polskie państwo znowu jest stawiane przed faktami dokonanymi, musi chodzić tam gdzie nie chce i godzić się na działania osłabiające jego suwerenność.
PiS po wszystkich swoich poprzednikach przejęło państwo zewnętrznie bardzo osłabione, choć i rządy Zjednoczonej Prawicy mają sobie wiele do zarzucenia. Niestety w naszej politycznej mentalności i sposobie prowadzenia Rzeczpospolitej w meandrach dyplomacji brakuje nam tego, o czym mówił Adolf Bocheński w „Tendencjach samobójczych narodu polskiego”, czyli zadziorności w kontaktach z UE, ekspansywności i odwagi w rozmowach ze Stanami Zjednoczonymi, wymuszania dla siebie lepszej pozycji, ciągłego nękania sojuszników o więcej i lepiej, męczenia partnerów, by uważali na naszą wrażliwość, nasz punkt widzenia.
W tej niedużej książce Bocheński udowadnia polskiemu czytelnikowi, że bierność, „długie haniebne dzieje przegranych bitew i haniebnych traktatów” nic nas nie uczą. „Zdumiewająca ufność w traktaty i naiwność, dziecinne metody polskie w porównaniu do jej sąsiadów” kończyły się kolejnymi hekatombami. „Woleliśmy być napadnięci i zginąć, niż zgrzeszyć inicjatywą. Bardziej chlubiliśmy się rzezią Pragi niż wyprawę wiedeńską”. Kiedy te słowa przeniesiemy z wojen energetycznych na pole dyplomacji i walki o jak najlepszą pozycję w UE, to widzimy, że nic się nie zmienia w naszych tendencjach samobójczych.
Brakuje nam oburzenia, gdy sojusznik nas zdradza lub zaczyna grać nie fair. W polityce wewnętrznej potrafimy między sobą bardzo twardo grać, nieraz aż za bardzo co zauważyli Niemcy układając pejoratywne określenie Polnische Reichstag. Na zewnątrz jesteśmy tylko potulni. Czy można nie zgodzić się z Bocheńskim, kiedy mówi „polityka zagraniczna Polski idzie konsekwentnie po linii „nie – drażnienia” mimo upływu tylu lat?
Nie wyobrażamy sobie, że traktat, który podpisaliśmy możemy złamać, zacząć przy nim kombinować, oszukiwać, przeinaczać, a już szczególnie w sytuacji, gdy sami taki dokument inicjujemy. Jesteśmy w sojuszu z USA i UE więc honorowo gardzimy putinowską Rosją i nie odpowiadamy na zachęty Chińczyków do współpracy. Za to Viktor Orbán mający zawsze otwarte połączenie do Pekinu i Moskwy jest już inaczej traktowany w Unii, ciągle się go straszy, ale nie wyciąga konsekwencji.
„Nie tyle dzięki akcji tych państw, ile z powodu bierności i braku inicjatywy, Polska stacza się w tył i sama rzec można stwarza potęgi, które kiedyś jej obywateli niewolnikami uczynią” - pisze Bocheński i cytuje prof. Szelągowskiego, „naród bowiem, który polityki zagranicznej nie prowadzi, sojuszów nie zawiera, nie jest gotów nie tylko na rozpoczęcie akcji zaczepnej w interesie sprzymierzeńców, ale i w swej własnej obronie, naród taki nie zasługuje na co innego jak wrogą koalicję”. Trudno w to uwierzyć, ale bardzo wielu Polaków nadal wierzy w koniec historii, zwycięstwo liberalnej demokracji i powszechne braterstwo ludów w ramach Unii Europejskiej.
Te słowa są dzisiaj paląco aktualne. „Naród nasz będzie odrzucał oferty przymierzy zaczepnych, będzie się wystrzegał mieszania w wewnętrzne sprawy sąsiadów. Będzie uczył swych synów, iż wojna jest zbrodnią, a gnuśność honorem. Będzie czekał, aż Rosja i Niemcy w najdogodniejszej dla siebie chwili przygotują siły do wspólnego uderzenia. By chwili tej nie przyśpieszać, nie zawrze on drażniących sojuszów i wojsk nie zmobilizuje. Gdy nieprzyjaciel wkroczy, jeszcze raz czarno na białym światu dowiedzie pięknym manifestem, że Polska jest niewinnie napadniętą. By „dyshonoru ichmościom nie czynić” pominie najlepszych wodzów. W wiecznej kłótni, w obawie zamachu stanu, w tchórzliwych ucieczkach do rokowań pokojowych będą się cofać nasze oddziały. Wróg zajmie stolicę i w ten sposób Polska upadnie”.
Szkoda, że przez tyle wieków nie mogliśmy się choćby raz zdobyć na styl myślenia np. Anglików, „Tu każdy krok jest jak gdyby dyktowany przez jeden i ten sam umysł zdobywczy i daleko przewidujący”.
Artykuł ukazał się w numerze 30 "Tygodnika Solidarność".