Waldemar Żyszkiewicz: Czy nieprzyzwoicie bogatym oligarchom mamy pozwolić na wszystko?

Elon Musk, bożyszcze młodych entuzjastów, z uśmiechem typu „jaka piękna katastrofa”, przypomina nieco dziecko specjalnej troski. Jednak bardziej niebezpieczny jest Bill Gates: pełen sprzeczności beniaminek bogatej i wpływowej rodziny, chcący skutecznie przyciemnić słońce oraz jednocześnie przejść na fotowoltaikę.
Bill Gates Waldemar Żyszkiewicz: Czy nieprzyzwoicie bogatym oligarchom mamy pozwolić na wszystko?
Bill Gates / Wikipedia domena publiczna

Musk to rodzaj zapaleńca, który nie wiedząc, że coś jest zasadniczo niemożliwe osiągnięcia, dąży do tego niekiedy nawet z sukcesem. Po drodze oczywiście coś się nie uda: prototyp superpojazdu rozleci się w kawałki na oczach uczestników specjalnej prezentacji albo akcje firmy Tesla gwałtownie spadną za sprawą spekulacyjnych manewrów z kryptowalutami, ale urodzony w Pretorii pięćdziesięciolatek znów okupuje najwyższą pozycję na liście finansowych magnatów świata, z majątkiem wycenianym na 200 miliardów dolarów.

Mimo wszystko, mimo rzesz fanatyków śledzących swego idola w mediach społecznościowych, co daje mu siłę manipulowania np. kursem bitcoina, Musk nie wydaje się aż tak groźny dla Ziemi i ludzkości. To tylko garażowy eksperymentator, który wraz z grupą wyznawców, gotowych wiele zaryzykować w jego towarzystwie, będzie szykował  wyprawę w przestrzeń kosmiczną oraz kolonizację jakichś nieprzeznaczonych dla rodzaju ludzkiego zakątków. I który w najgorszym razie wysadzi w powietrze ten swój garaż, może nawet cały kwartał miasteczka, może będzie miał także na sumieniu życie jednostek chętnych do lotów w Kosmos, ale co ważne, to zawsze będą tylko ochotnicy. A wiadomo że chcącemu nie dzieje się krzywda.

Kto był mózgiem Microsoftu, kto jedynie nadzorcą

Z mężem Melindy Gates sprawa przedstawia się już całkiem inaczej. To nie jest – jak zawadiacki Musk – eksperymentator-detalista, lecz ktoś z ogromnymi ambicjami, sięgającymi nie tylko jakości i kształtu życia miliardów ludzi na naszym globie, lecz przejawiający również ochotę przekształcania faktycznych relacji Ziemia–Słońce na miarę kosmiczną. A sposób, w jaki się do tego zabiera, i fakt, że rządy wielu  państw narodowych potulnie realizują jego quasi-polecenia powinien wzbudzić najwyższą czujność u osób, które zachowały jeszcze zdrowy rozsądek, analityczny krytycyzm oraz instynkt samozachowawczy.

Bill Gates jest zwykle postrzegany jako pionier i jeden z ojców współczesnej rewolucji informatycznej, współzałożyciel Microsoftu, twórca nowoczesnego narzędzia, jakim w pracy i zabawie posługują się dziś miliardy naszych współczesnych. Ale gdy tylko lekko zdrapać pozłotkę legendy, wychodzą na wierzch trwałe, choć mniej przyjemne cechy tego maminsynka z bogatej i od pokoleń wpływowej rodziny. Częste konflikty w sprawie kierunków rozwoju Microsoftu z Paulem Allenem, z którym firmę zakładał. Mało elegancka (taki eufemizm) próba zmniejszenia udziałów wspólnika w całym przedsięwzięciu, i to w czasie, gdy ten walczył z chłoniakiem Hodgkina. Bezceremonialna,  pozbawiona empatii presja na pracowników. Potwierdzone wyrokami sądowymi stosowanie przez Microsoft zakazanych w USA praktyk monopolistycznych.

Jego renoma jako wybitnego informatyka też wydaje się przesadzona: owszem, Gates optymalizował strukturę firmy i dbał o efektywne nią zarządzanie, ale mózgiem od tworzenia software’u oraz wytyczania dalszych kierunków rozwoju oprogramowania był raczej Allen. Podsumowując, bo pora się zająć postinformatyczną działalnością oligarchy, dysponując pieniędzmi od rodziny oraz korzystając z jej wpływów, młody Gates namówił szefów IBM do użycia dyskowego systemu operacyjnego PC/M-86, który stał się potem podstawą MS-DOS. Bardzo dla Microsoftu korzystny zakup tego rozwiązania (choć niektórzy używają tutaj znacznie dosadniejszych czasowników!) od Gary’ego Kildalla, który ów system stworzył, umożliwiło garażowej wtedy firemce Gatesa/Allena poważny kontrakt z IBM i pierwsze znaczące zyski. A dalej, jak wiemy, już poszło...

Prorok czy propagandysta

„Wiele lat temu Bill Gates ostrzegał: Jeśli coś zabije 10 mln ludzi, to będzie to wirus, nie wojna” – pisał rok temu w Wyborczej Daniel Maikowski, właściwie ogłaszając pojawienie się nowego proroka. Ale okazuje się, że w medium kierowanym przez jednego z braci Kurskich „wiele lat temu” to zaledwie pięć lat wcześniej. Podczas konferencji Truth and Dare (TED) w marcu 2015, oligarcha Gates ogłosił, że nie jesteśmy jako ludzkość przygotowani do stawienia czoła groźnej (a podobno nieuchronnej) pandemii.

Argumentów dostarczył mu epidemiczny epizod z wirusem ebola sprzed roku: „10 tysięcy ofiar i całkowity brak systemu” – grzmiał Gates w Kanadzie. Rozpoczęte w następstwie tej jeremiady działania „systemowe” uwieńczył tzw. Event 201, jak nazwano symulację działań przeciwepidemicznych z roku 2019. Skutki? Raczej opłakane, bo gdy umotywowana przez Gatesa postępowa część świata wzięła się do budowania systemu, to do dziś niewyjaśniony – co?, gdzie?, jak? i przez kogo? – wybuch epidemii wirusa SARS-CoV-2 w ciągu roku objął w całym świecie ponad 111 milionów osób, z czego blisko 2,5 miliona zmarło. Przy znikomym wskaźniku śmiertelności nowego patogenu (circa 2,3 proc.) w porównaniu do zjadliwości wirusa ebola, szacowanej od 60 do nawet 90 proc.

System stworzony przez ludzi ponoć wysoce świadomych zagrożenia tak zadziałał, że rozwleczono wirusa po całym świecie, z wyjątkiem Nowej Zelandii oraz w zasadzie Australii. Kilka niewielkich enklaw azjatyckich też dość sprawnie sobie z zagrożeniem poradziło, tyle że nie dzięki, lecz wbrew mylącym i wciąż zmienianym sugestiom WHO, dziwnej organizacji mocno finansowanej przez Billa i Melindę. Natomiast w krajach Zachodu, potulnie kroczących za wskazaniami „pandemicznej międzynarodówki” z Faucim, Gatesem, Big Pharmą i zgrantowanymi autorytetami na czele, rządzący właśnie zapowiadają nadejście kolejnej fali zarażeń, dając jednocześnie odpór wszelkim informacjom o skutecznych formach terapii tej na szczęście niezbyt ludobójczej infekcji.

Nic dziwnego, szczepionki – po których czasem się umiera, ale  znacznie częściej cierpi z powodu NOP, o braku uodpornienia na mutacje nie wspominając – kosztują o wiele więcej niż jakaś tam prosta amantadyna, hydroksychlorochina, iwermektyna czy choćby koktajle z osocza ozdrowieńców. Najbardziej podenerwowani są chyba jednak kabareciarze, bo nie dość że epidemiczne obostrzenia wciąż uniemożliwiają im występy, to oficjalni krajowi epidemiolodzy, konsultanci oraz lekarze kliniczni udzielający wsparcia resortowi zdrowia wyprzedzają ich ludyczne narracje o kilka długości.     

Prawda niemile widziana

Wieszcze wystąpienie Gatesa w Kanadzie zbiegło się jeszcze z jednym, raczej przemilczanym faktem. Otóż, w roku 2015 w laboratoriach uniwersytetu w Chapel Hill, w Karolinie Północnej, dobiegał końca, uwieńczony sukcesem eksperyment. Duży zespół uczonych – z młodym Hindusem dr. Menacherym, w roli frontmana, ale praktycznie pod kierunkiem profesora Ralpha S. Barica, a także z udziałem Shi Zhengli, zwanej Batwoman, z chińskiego laboratorium w Wuhan – skonstruował zdolną do replikacji oraz atakowania nabłonka ludzkich płuc hybrydę wirusa SARS z białkową kolczatką koronowirusa pozyskanego od nietoperza z rodziny podkowcowatych.

Nic dziwnego, że wkrótce potem Peter Daszak z EcoHealth Alliance, z siedzibą w NYC, mógł już całkiem zasadnie wygłaszać niepokojące orędzia o milionach odzwierzęcych koronawirusów, które będą zdolne zagrozić ludzkości. Tyle że wcale nie akcentował faktu, iż niektórzy eksperymentatorzy właśnie opanowali umiejętność tworzenia ich groźnych dla człowieka odmian w laboratorium. Ani nie pochwalił się tym, że kierowana przez niego organizacja pozarządowa istotną część dotacji otrzymywanych od władz USA transferuje do centrum wirusologii w Wuhan, gdzie pracuje Shi Zhengli, owa specjalistka od nietoperzy. Tylko prezydent Donald Trump nazwał od razu patogen SARS-CoV-2 chińskim wirusem, co z pewnością nie przysporzyło mu popularności wśród szermierzy postępu przeciwnych, jak wiadomo, nadawaniu tzw. nazw stygmatyzujących. Zwłaszcza gdy wskazują one na Chiny, bo już nazwy nowych mutacji wirusa, takie jak brytyjska, południowoafrykańska czy brazylijska jakoś teraz nikogo nie rażą.

Po roku, gdy stało się oczywistością, że opowieści o mokrym targowisku i zupie z rudawki wielkiej, stanowią najwyżej chińską odmianę hagady, nikt nadal nie pyta o pochodzenie nieszczęsnego patogenu, który wywrócił życie miliardów ludzi na nice. To zupełnie wystarcza, żeby wszystko co się w świecie dzieje, traktować jako odmianę wojny hybrydowej. A na wojnie, jak to na wojnie, pierwszą ofiarą jest prawda, toteż media głównego nurtu pełne są kuriozalnych i wzajemnie sprzecznych doniesień na temat tzw. szczepionek nowej generacji, o których rozsądny człowiek z elementarną wiedzą wie tyle, że po niespełna roku od wybuchu niespodziewanej zarazy wirusowej, nie mogą być ani bezpieczne, ani skuteczne.

Koszty globalnej wojny hybrydowej

 Rządy bawią się więc ze swymi obywatelami w kotka i myszkę, mamiąc lockdownami, nierzetelnymi testami oraz dętą statystyką zgonów, niczym rasowi specjaliści od gry w trzy karty na dawnym stołecznym Różycu. Kraje zadłużają się na potęgę, na kilka pokoleń do przodu, jedynie czołowi globalni oligarchowie nie nadążają z liczeniem zysków. Elon Musk śmieje się we właściwy sobie sposób, natomiast Bill Gates – dostrzegając widocznie rosnące poirytowanie globalnej społeczności swoją osobą – przestał nasładzać się nad szczepionkami, paszportami cyfrowymi czy zdalnymi wykrywaczami wirusa, by wrócić do starej śpiewki sprzed zarazy, czyli do tzw. śladu węglowego. I w połowie lutego opublikował swoje nowe dzieło, skromnie zatytułowane: Jak ocalić świat od katastrofy klimatycznej.

Książka Billa od Windowsów została skomponowana trochę jako odwrotność Biblii. Od ile Księga Ksiąg prowadzi od Dobrej Nowiny do zapowiedzi Apokalipsy, Gates ustawia sprawy w odwrotnej kolejności. Oto mamy, uczynioną światu, a raczej Matce Ziemi własnymi rękami i decyzjami Apokalipsę, ale Bill Gates niesie dobrą nowinę, jak się z tego wszystkiego wydobyć na Jaśnię. A właściwie na Ciemnię, bo Słońca jest za dużo i trzeba je trochę jakimiś pudrami czy substancjami organicznymi, rozpylonymi w atmosferze cokolwiek  przyblendować...

Nawet przeznaczył trochę własnych środków na badania prowadzone już w tym zakresie. Prawdę mówiąc, pewnie w tej swojej mesjańskiej ekscytacji Gates nie dostrzegł, że przy okazji przywrócił postępowej ludzkości sporą grupę infamisów, dotąd wykluczonych i skazanych na społeczny ostracyzm za przekonanie o realnym istnieniu chem-trails. A teraz się okazuje, że to nasz Bill łoży na próby z tym, co oświeceni uważali dotąd za zwykłe smugi kondensacyjne... Bo przecież wbrew tysiącom zdjęć nieba poszatkowanego w kratkę białym smugami, które regularnie zasnuwały pogodny nieboskłon, nikt dotąd nie chciał  potwierdzić, że takie eksperymenty są jednak robione. Alleluja!

Apokalipsa Grety Carbo, dobra nowina od Billa

Przywrócenie godności tym, którzy głoszą, że decydenci coś z niebem nad naszymi głowami kombinują, to nie jedyna korzyść z publikacji Pana od Windowsów. Zachwyca język tej pracy, jakby pisanej przez ambitnego ucznia piątej klasy, a może przez grono zawodowców dla ambitnego ucznia piątej klasy. Np. dla kolegi czy raczej koleżanki, która podziela pasje Grety Carbo. Stąd pewnie paralogizmy i ciągła perswazja. Selektywne żonglowanie danymi. W kwestii wieszczonej Apokalipsy unika się raczej operowania faktami. Jedynie konstrukty teoretyczne, symulacje komputerowe, predykcje. I przytulamy panią... Tak jak na proroka przystało. Poniżej mała próbka pozyskiwania wyznawczyń i wyznawców przez Billa:

„Ziemia się ociepla. Ociepla się z powodu działalności człowieka, a jego wpływ na nią jest zły i będzie coraz gorszy. Mamy wszelkie powody, aby sądzić, że w pewnym momencie ten wpływ okaże się katastrofalny. Czy ten moment nadejdzie za 30 lat? Za 50? Dokładnie nie wiemy”.

W ogóle, przyznaje Gates, niewiele wiemy... „Podczas ostatniej epoki lodowcowej średnia temperatura globu była zaledwie o 6 stopni C niższa niż dzisiaj. W epoce dinozaurów, kiedy średnia temperatura była najpewniej o 4 stopnie C wyższa niż dziś, za kołem podbiegunowym żyły krokodyle”. Jak widać, naukowość stawianej tezy zawisła na przysłówku „najpewniej”... Skoro jednak było tak gorąco, że dotarły tam krokodyle, to nic dziwnego, iż rozdrażnieni upałem ludzie mogli rzucać kamieniami w dinozaury, co ujawniła nam swego czasu premier Ewa Kopacz. 

Księgi Jak ocalić świat od katastrofy klimatycznej nie wystarczy tak raz na luzie sobie przeczytać. Trzeba ją studiować, bo to kopalnia wiedzy o Ziemi, Słońcu i Człowieku. Nie, nie o rodzaju ludzkim, lecz o Człowieku Gatesie. Dlatego na pewno jeszcze do niej wrócimy.

Waldemar Żyszkiewicz

(20 lutego 2021)

pierwodruk: Obywatelska. Gazeta im. Kornela Morawieckiego nr 239, 26 lutego – 11 marca 2021


 

POLECANE
Skandal w Polsacie: Witalij Mazurenko przeprasza z ostatniej chwili
Skandal w Polsacie: Witalij Mazurenko przeprasza

W programie „Debata Gozdyry” na antenie Polsat News padła skandaliczna wypowiedź. Ukraiński dziennikarz z polskim obywatelstwem Witalij Mazurenko w obraźliwy sposób wyraził się o Prezydencie RP Karolu Nawrockim.

Skandal w Polsacie. Ukraiński dziennikarz obraźliwie nt. prezydenta Nawrockiego [WIDEO] z ostatniej chwili
Skandal w Polsacie. Ukraiński dziennikarz obraźliwie nt. prezydenta Nawrockiego [WIDEO]

W programie „Debata Gozdyry” na antenie Polsat News padła skandaliczna wypowiedź. Ukraiński dziennikarz Witalij Mazurenko w obraźliwy sposób odniósł się do decyzji prezydenta Karola Nawrockiego. Prowadząca program Agnieszka Gozdyra stanowczo zareagowała, oceniając jego słowa jako przekroczenie granicy. Mimo wielu szans, Mazurenko nie zdecydował się na przeprosiny ani wycofanie słów skierowanych w stronę Prezydenta RP.

Upadek Europy zaczął się wraz z powstaniem Niemiec gorące
Upadek Europy zaczął się wraz z powstaniem Niemiec

Mechanizm tego upadku jest długofalowy i strukturalny. Niemcy nigdy nie stworzyły prawdziwego imperium zamorskiego. Zamiast uczynić świat kolonią Europy, Niemcy uczyniły kolonią samą Europę.

„Sueddeutsche Zeitung”: Izrael celowo zabija dziennikarzy w Strefie Gazy z ostatniej chwili
„Sueddeutsche Zeitung”: Izrael celowo zabija dziennikarzy w Strefie Gazy

Dziennikarze w Strefie Gazie są zabijani przez Izrael, by świat nie zobaczył rozgrywającego się tam horroru - pisze we wtorek „Sueddeutsche Zeitung”. Niemiecki dziennik ocenia, że rząd Benjamina Netanjahu „prowadzi z nimi wojnę” i celowo pozbawia życia.

Zastępca Hanny Radziejowskiej w Instytucie Pileckiego zwolniony. Jest oświadczenie z ostatniej chwili
Zastępca Hanny Radziejowskiej w Instytucie Pileckiego zwolniony. Jest oświadczenie

"Dziś dowiedzieliśmy się, że mój zastępca, Mateusz Fałkowski został dyscyplinarnie zwolniony z Instytutu Pileckiego" – pisze w mediach społecznościowych sygnalistka Hanna Radziejowska, była kierownik berlińskiego oddziału Instytutu Pileckiego.

Stać was jedynie na tanie manipulacje. Spięcie Andruszkiewicza z Sikorskim na X z ostatniej chwili
"Stać was jedynie na tanie manipulacje". Spięcie Andruszkiewicza z Sikorskim na X

W sieci doszło do gorącej wymiany zdań między wiceszefem Kancelarii Prezydenta RP Adamem Andruszkiewiczem, a ministrem spraw zagranicznych Radosławem Sikorskim. Poszło o decyzję prezydenta Karola Nawrockiego, który zawetował ustawę o pomocy obywatelom Ukrainy.

Brawurowe zwycięstwo Igi Świątek w 1. rundzie wielkoszlemowego US Open z ostatniej chwili
Brawurowe zwycięstwo Igi Świątek w 1. rundzie wielkoszlemowego US Open

Iga Świątek awansowała do drugiej rundy wielkoszlemowego turnieju US Open w Nowym Jorku. Rozstawiona z numerem drugim polska tenisistka wygrała we wtorek z Kolumbijką Emilianą Arango 6:1, 6:2. Spotkanie trwało równo godzinę.

Czy Tusk przybędzie na Radę Gabinetową? Rzecznik rządu odpowiada z ostatniej chwili
Czy Tusk przybędzie na Radę Gabinetową? Rzecznik rządu odpowiada

Rzecznik rządu Adam Szłapka przekazał, że premier Donald Tusk weźmie udział w środę w zwołanej przez prezydenta Karola Nawrockiego Radzie Gabinetowej. Jak dodał, premier zabierze głos w pierwszej części spotkania, otwartej dla mediów.

Komunikat dla mieszkańców Wrocławia z ostatniej chwili
Komunikat dla mieszkańców Wrocławia

Wrocław planuje rozbudowę infrastruktury komunikacyjnej na południowo-wschodnich obrzeżach miasta. Istniejąca obecnie linia tramwajowa zakończona na pętli Księże Małe zostanie wydłużona o 2,3 km – aż do granicy administracyjnej miasta.

Walka o życie konia. Zwierzę wpadło do studni Wiadomości
Walka o życie konia. Zwierzę wpadło do studni

Do nietypowej akcji straży pożarnej doszło w miejscowości Szuminka (woj. lubelskie). Strażacy przez wiele godzin walczyli o życie konia, który wpadł do studni. 

REKLAMA

Waldemar Żyszkiewicz: Czy nieprzyzwoicie bogatym oligarchom mamy pozwolić na wszystko?

Elon Musk, bożyszcze młodych entuzjastów, z uśmiechem typu „jaka piękna katastrofa”, przypomina nieco dziecko specjalnej troski. Jednak bardziej niebezpieczny jest Bill Gates: pełen sprzeczności beniaminek bogatej i wpływowej rodziny, chcący skutecznie przyciemnić słońce oraz jednocześnie przejść na fotowoltaikę.
Bill Gates Waldemar Żyszkiewicz: Czy nieprzyzwoicie bogatym oligarchom mamy pozwolić na wszystko?
Bill Gates / Wikipedia domena publiczna

Musk to rodzaj zapaleńca, który nie wiedząc, że coś jest zasadniczo niemożliwe osiągnięcia, dąży do tego niekiedy nawet z sukcesem. Po drodze oczywiście coś się nie uda: prototyp superpojazdu rozleci się w kawałki na oczach uczestników specjalnej prezentacji albo akcje firmy Tesla gwałtownie spadną za sprawą spekulacyjnych manewrów z kryptowalutami, ale urodzony w Pretorii pięćdziesięciolatek znów okupuje najwyższą pozycję na liście finansowych magnatów świata, z majątkiem wycenianym na 200 miliardów dolarów.

Mimo wszystko, mimo rzesz fanatyków śledzących swego idola w mediach społecznościowych, co daje mu siłę manipulowania np. kursem bitcoina, Musk nie wydaje się aż tak groźny dla Ziemi i ludzkości. To tylko garażowy eksperymentator, który wraz z grupą wyznawców, gotowych wiele zaryzykować w jego towarzystwie, będzie szykował  wyprawę w przestrzeń kosmiczną oraz kolonizację jakichś nieprzeznaczonych dla rodzaju ludzkiego zakątków. I który w najgorszym razie wysadzi w powietrze ten swój garaż, może nawet cały kwartał miasteczka, może będzie miał także na sumieniu życie jednostek chętnych do lotów w Kosmos, ale co ważne, to zawsze będą tylko ochotnicy. A wiadomo że chcącemu nie dzieje się krzywda.

Kto był mózgiem Microsoftu, kto jedynie nadzorcą

Z mężem Melindy Gates sprawa przedstawia się już całkiem inaczej. To nie jest – jak zawadiacki Musk – eksperymentator-detalista, lecz ktoś z ogromnymi ambicjami, sięgającymi nie tylko jakości i kształtu życia miliardów ludzi na naszym globie, lecz przejawiający również ochotę przekształcania faktycznych relacji Ziemia–Słońce na miarę kosmiczną. A sposób, w jaki się do tego zabiera, i fakt, że rządy wielu  państw narodowych potulnie realizują jego quasi-polecenia powinien wzbudzić najwyższą czujność u osób, które zachowały jeszcze zdrowy rozsądek, analityczny krytycyzm oraz instynkt samozachowawczy.

Bill Gates jest zwykle postrzegany jako pionier i jeden z ojców współczesnej rewolucji informatycznej, współzałożyciel Microsoftu, twórca nowoczesnego narzędzia, jakim w pracy i zabawie posługują się dziś miliardy naszych współczesnych. Ale gdy tylko lekko zdrapać pozłotkę legendy, wychodzą na wierzch trwałe, choć mniej przyjemne cechy tego maminsynka z bogatej i od pokoleń wpływowej rodziny. Częste konflikty w sprawie kierunków rozwoju Microsoftu z Paulem Allenem, z którym firmę zakładał. Mało elegancka (taki eufemizm) próba zmniejszenia udziałów wspólnika w całym przedsięwzięciu, i to w czasie, gdy ten walczył z chłoniakiem Hodgkina. Bezceremonialna,  pozbawiona empatii presja na pracowników. Potwierdzone wyrokami sądowymi stosowanie przez Microsoft zakazanych w USA praktyk monopolistycznych.

Jego renoma jako wybitnego informatyka też wydaje się przesadzona: owszem, Gates optymalizował strukturę firmy i dbał o efektywne nią zarządzanie, ale mózgiem od tworzenia software’u oraz wytyczania dalszych kierunków rozwoju oprogramowania był raczej Allen. Podsumowując, bo pora się zająć postinformatyczną działalnością oligarchy, dysponując pieniędzmi od rodziny oraz korzystając z jej wpływów, młody Gates namówił szefów IBM do użycia dyskowego systemu operacyjnego PC/M-86, który stał się potem podstawą MS-DOS. Bardzo dla Microsoftu korzystny zakup tego rozwiązania (choć niektórzy używają tutaj znacznie dosadniejszych czasowników!) od Gary’ego Kildalla, który ów system stworzył, umożliwiło garażowej wtedy firemce Gatesa/Allena poważny kontrakt z IBM i pierwsze znaczące zyski. A dalej, jak wiemy, już poszło...

Prorok czy propagandysta

„Wiele lat temu Bill Gates ostrzegał: Jeśli coś zabije 10 mln ludzi, to będzie to wirus, nie wojna” – pisał rok temu w Wyborczej Daniel Maikowski, właściwie ogłaszając pojawienie się nowego proroka. Ale okazuje się, że w medium kierowanym przez jednego z braci Kurskich „wiele lat temu” to zaledwie pięć lat wcześniej. Podczas konferencji Truth and Dare (TED) w marcu 2015, oligarcha Gates ogłosił, że nie jesteśmy jako ludzkość przygotowani do stawienia czoła groźnej (a podobno nieuchronnej) pandemii.

Argumentów dostarczył mu epidemiczny epizod z wirusem ebola sprzed roku: „10 tysięcy ofiar i całkowity brak systemu” – grzmiał Gates w Kanadzie. Rozpoczęte w następstwie tej jeremiady działania „systemowe” uwieńczył tzw. Event 201, jak nazwano symulację działań przeciwepidemicznych z roku 2019. Skutki? Raczej opłakane, bo gdy umotywowana przez Gatesa postępowa część świata wzięła się do budowania systemu, to do dziś niewyjaśniony – co?, gdzie?, jak? i przez kogo? – wybuch epidemii wirusa SARS-CoV-2 w ciągu roku objął w całym świecie ponad 111 milionów osób, z czego blisko 2,5 miliona zmarło. Przy znikomym wskaźniku śmiertelności nowego patogenu (circa 2,3 proc.) w porównaniu do zjadliwości wirusa ebola, szacowanej od 60 do nawet 90 proc.

System stworzony przez ludzi ponoć wysoce świadomych zagrożenia tak zadziałał, że rozwleczono wirusa po całym świecie, z wyjątkiem Nowej Zelandii oraz w zasadzie Australii. Kilka niewielkich enklaw azjatyckich też dość sprawnie sobie z zagrożeniem poradziło, tyle że nie dzięki, lecz wbrew mylącym i wciąż zmienianym sugestiom WHO, dziwnej organizacji mocno finansowanej przez Billa i Melindę. Natomiast w krajach Zachodu, potulnie kroczących za wskazaniami „pandemicznej międzynarodówki” z Faucim, Gatesem, Big Pharmą i zgrantowanymi autorytetami na czele, rządzący właśnie zapowiadają nadejście kolejnej fali zarażeń, dając jednocześnie odpór wszelkim informacjom o skutecznych formach terapii tej na szczęście niezbyt ludobójczej infekcji.

Nic dziwnego, szczepionki – po których czasem się umiera, ale  znacznie częściej cierpi z powodu NOP, o braku uodpornienia na mutacje nie wspominając – kosztują o wiele więcej niż jakaś tam prosta amantadyna, hydroksychlorochina, iwermektyna czy choćby koktajle z osocza ozdrowieńców. Najbardziej podenerwowani są chyba jednak kabareciarze, bo nie dość że epidemiczne obostrzenia wciąż uniemożliwiają im występy, to oficjalni krajowi epidemiolodzy, konsultanci oraz lekarze kliniczni udzielający wsparcia resortowi zdrowia wyprzedzają ich ludyczne narracje o kilka długości.     

Prawda niemile widziana

Wieszcze wystąpienie Gatesa w Kanadzie zbiegło się jeszcze z jednym, raczej przemilczanym faktem. Otóż, w roku 2015 w laboratoriach uniwersytetu w Chapel Hill, w Karolinie Północnej, dobiegał końca, uwieńczony sukcesem eksperyment. Duży zespół uczonych – z młodym Hindusem dr. Menacherym, w roli frontmana, ale praktycznie pod kierunkiem profesora Ralpha S. Barica, a także z udziałem Shi Zhengli, zwanej Batwoman, z chińskiego laboratorium w Wuhan – skonstruował zdolną do replikacji oraz atakowania nabłonka ludzkich płuc hybrydę wirusa SARS z białkową kolczatką koronowirusa pozyskanego od nietoperza z rodziny podkowcowatych.

Nic dziwnego, że wkrótce potem Peter Daszak z EcoHealth Alliance, z siedzibą w NYC, mógł już całkiem zasadnie wygłaszać niepokojące orędzia o milionach odzwierzęcych koronawirusów, które będą zdolne zagrozić ludzkości. Tyle że wcale nie akcentował faktu, iż niektórzy eksperymentatorzy właśnie opanowali umiejętność tworzenia ich groźnych dla człowieka odmian w laboratorium. Ani nie pochwalił się tym, że kierowana przez niego organizacja pozarządowa istotną część dotacji otrzymywanych od władz USA transferuje do centrum wirusologii w Wuhan, gdzie pracuje Shi Zhengli, owa specjalistka od nietoperzy. Tylko prezydent Donald Trump nazwał od razu patogen SARS-CoV-2 chińskim wirusem, co z pewnością nie przysporzyło mu popularności wśród szermierzy postępu przeciwnych, jak wiadomo, nadawaniu tzw. nazw stygmatyzujących. Zwłaszcza gdy wskazują one na Chiny, bo już nazwy nowych mutacji wirusa, takie jak brytyjska, południowoafrykańska czy brazylijska jakoś teraz nikogo nie rażą.

Po roku, gdy stało się oczywistością, że opowieści o mokrym targowisku i zupie z rudawki wielkiej, stanowią najwyżej chińską odmianę hagady, nikt nadal nie pyta o pochodzenie nieszczęsnego patogenu, który wywrócił życie miliardów ludzi na nice. To zupełnie wystarcza, żeby wszystko co się w świecie dzieje, traktować jako odmianę wojny hybrydowej. A na wojnie, jak to na wojnie, pierwszą ofiarą jest prawda, toteż media głównego nurtu pełne są kuriozalnych i wzajemnie sprzecznych doniesień na temat tzw. szczepionek nowej generacji, o których rozsądny człowiek z elementarną wiedzą wie tyle, że po niespełna roku od wybuchu niespodziewanej zarazy wirusowej, nie mogą być ani bezpieczne, ani skuteczne.

Koszty globalnej wojny hybrydowej

 Rządy bawią się więc ze swymi obywatelami w kotka i myszkę, mamiąc lockdownami, nierzetelnymi testami oraz dętą statystyką zgonów, niczym rasowi specjaliści od gry w trzy karty na dawnym stołecznym Różycu. Kraje zadłużają się na potęgę, na kilka pokoleń do przodu, jedynie czołowi globalni oligarchowie nie nadążają z liczeniem zysków. Elon Musk śmieje się we właściwy sobie sposób, natomiast Bill Gates – dostrzegając widocznie rosnące poirytowanie globalnej społeczności swoją osobą – przestał nasładzać się nad szczepionkami, paszportami cyfrowymi czy zdalnymi wykrywaczami wirusa, by wrócić do starej śpiewki sprzed zarazy, czyli do tzw. śladu węglowego. I w połowie lutego opublikował swoje nowe dzieło, skromnie zatytułowane: Jak ocalić świat od katastrofy klimatycznej.

Książka Billa od Windowsów została skomponowana trochę jako odwrotność Biblii. Od ile Księga Ksiąg prowadzi od Dobrej Nowiny do zapowiedzi Apokalipsy, Gates ustawia sprawy w odwrotnej kolejności. Oto mamy, uczynioną światu, a raczej Matce Ziemi własnymi rękami i decyzjami Apokalipsę, ale Bill Gates niesie dobrą nowinę, jak się z tego wszystkiego wydobyć na Jaśnię. A właściwie na Ciemnię, bo Słońca jest za dużo i trzeba je trochę jakimiś pudrami czy substancjami organicznymi, rozpylonymi w atmosferze cokolwiek  przyblendować...

Nawet przeznaczył trochę własnych środków na badania prowadzone już w tym zakresie. Prawdę mówiąc, pewnie w tej swojej mesjańskiej ekscytacji Gates nie dostrzegł, że przy okazji przywrócił postępowej ludzkości sporą grupę infamisów, dotąd wykluczonych i skazanych na społeczny ostracyzm za przekonanie o realnym istnieniu chem-trails. A teraz się okazuje, że to nasz Bill łoży na próby z tym, co oświeceni uważali dotąd za zwykłe smugi kondensacyjne... Bo przecież wbrew tysiącom zdjęć nieba poszatkowanego w kratkę białym smugami, które regularnie zasnuwały pogodny nieboskłon, nikt dotąd nie chciał  potwierdzić, że takie eksperymenty są jednak robione. Alleluja!

Apokalipsa Grety Carbo, dobra nowina od Billa

Przywrócenie godności tym, którzy głoszą, że decydenci coś z niebem nad naszymi głowami kombinują, to nie jedyna korzyść z publikacji Pana od Windowsów. Zachwyca język tej pracy, jakby pisanej przez ambitnego ucznia piątej klasy, a może przez grono zawodowców dla ambitnego ucznia piątej klasy. Np. dla kolegi czy raczej koleżanki, która podziela pasje Grety Carbo. Stąd pewnie paralogizmy i ciągła perswazja. Selektywne żonglowanie danymi. W kwestii wieszczonej Apokalipsy unika się raczej operowania faktami. Jedynie konstrukty teoretyczne, symulacje komputerowe, predykcje. I przytulamy panią... Tak jak na proroka przystało. Poniżej mała próbka pozyskiwania wyznawczyń i wyznawców przez Billa:

„Ziemia się ociepla. Ociepla się z powodu działalności człowieka, a jego wpływ na nią jest zły i będzie coraz gorszy. Mamy wszelkie powody, aby sądzić, że w pewnym momencie ten wpływ okaże się katastrofalny. Czy ten moment nadejdzie za 30 lat? Za 50? Dokładnie nie wiemy”.

W ogóle, przyznaje Gates, niewiele wiemy... „Podczas ostatniej epoki lodowcowej średnia temperatura globu była zaledwie o 6 stopni C niższa niż dzisiaj. W epoce dinozaurów, kiedy średnia temperatura była najpewniej o 4 stopnie C wyższa niż dziś, za kołem podbiegunowym żyły krokodyle”. Jak widać, naukowość stawianej tezy zawisła na przysłówku „najpewniej”... Skoro jednak było tak gorąco, że dotarły tam krokodyle, to nic dziwnego, iż rozdrażnieni upałem ludzie mogli rzucać kamieniami w dinozaury, co ujawniła nam swego czasu premier Ewa Kopacz. 

Księgi Jak ocalić świat od katastrofy klimatycznej nie wystarczy tak raz na luzie sobie przeczytać. Trzeba ją studiować, bo to kopalnia wiedzy o Ziemi, Słońcu i Człowieku. Nie, nie o rodzaju ludzkim, lecz o Człowieku Gatesie. Dlatego na pewno jeszcze do niej wrócimy.

Waldemar Żyszkiewicz

(20 lutego 2021)

pierwodruk: Obywatelska. Gazeta im. Kornela Morawieckiego nr 239, 26 lutego – 11 marca 2021



 

Polecane
Emerytury
Stażowe