[Nasz wywiad o współczesnej Bośni] Tylko rakija będzie niezmienna
Nazwa Bośnia i Hercegowina sugeruje, że państwo to zbudowane jest z dwóch elementów składowych. W rzeczywistości części są trzy, a Federacja Bośni i Hercegowiny to zaledwie jedna z nich. Mało tego, istnieje szansa, że w przyszłości tych elementów może być więcej... Z polskiej perspektywy to prawdziwy galimatias. Pomoże nam Pan to rozsupłać? Czym jest Bośnia i Hercegowina i jacy ludzie tam żyją?
Najważniejsze to zrozumieć, że w Bośni nie żyją Bośniacy. Polacy mogą tak sobie mówić, ale to duże uogólnienie. Bośnia i Hercegowina to nazwy krain historycznych. Ta pierwsza to kraina bardziej na północy, Hercegowina leży na południowym wschodzie kraju. Bośnia i Hercegowina – BiH – to także nazwa państwa federacyjnego składającego się z dwóch w zasadzie oddzielnych państw: Federacji Bośni i Hercegowiny oraz Republiki Serbskiej. Rozdziela je, nazwijmy je tak dla ułatwienia, Wolne Miasto – Dystrykt Brčko. Dla Polaków, którzy jadą czy to do Chorwy nad Adriatyk, czy też tylko do Sarajewa, nie ma ten podział żadnego formalnego znaczenia. Dla nas to tylko ciekawostka politologiczna. Bo i waluta jest wszędzie ta sama, identyczne przepisy wjazdowe, zasięg telefonów w zasadzie ten sam. W Republice Serbskiej mieszkają głównie Serbowie. A kto żyje w Federacji? Chorwaci i Boszniacy, jak określa się obywateli wyznających islam lub wywodzących się z tego kręgu kulturowego. Na Boszniaków mówi się też „Muzułmanie”, pisane wielką literą, aby podkreślić, że to nie nazwa wyznania, ale już coś więcej. Za to wszystkich Serbów, Boszniaków i Chorwatów łączy język, bardzo podobny do siebie dialekt języka sztokawskiego. W Jugosławii mówiono na niego „język serbsko-chorwacki”.
Mówiąc o Bałkanach, zawsze nawiązuje się do najnowszej historii i wojny z lat 90. Czy ten konflikt wciąż w jakiejś mierze definiuje nastroje panujące w Bośni i Hercegowinie?
Układ pokojowy w Dayton w 1995 roku doprowadził do zawieszenia działań zbrojnych w trwającej od trzech lat wojnie domowej. Ale też zabetonował pewien układ. Granice obecnych składowych federacji opierają się na granicach linii frontu. Serbowie ugrali sobie pewne terytorium i do dzisiaj nim władają. Najgorzej na układzie wyszli Chorwaci, którzy przez pewien czas administrowali namiastką państwa chorwackiego na terenie Bośni. Potem musieli ustąpić i wejść w sojusz z Muzułmanami. W efekcie druga składowa Bośni i Hercegowiny to konglomerat chorwacko-muzułmański. Nie wszystkim Chorwatom to się podoba, bo woleliby jeżeli nie przyłączenia do Chorwacji, hm… właściwej, to chociaż utworzenia niezależnego państwa federacyjnego w ramach Bośni i Hercegowiny. Serbowie z Republiki Serbskiej, ze stolicą w Banja Luce, chcieliby z kolei przyłączenia do Republiki Serbii ze stolicą w Belgradzie. „Bośnia to nie jest państwo” – wielokrotnie mówił Milorad Dodik, prezydent bośniackich Serbów.
Jaki jest boszniacki islam?
Najlepiej pokaże to przykład mojego znajomego muzułmanina ze wsi spod Doboju. Kolega prowadzi małą knajpkę, a po godzinach jest choreografem w miejscowym zespole ludowym. Człowiek światowy, jeździ na festiwale po całej Europie. Jesienią pędzi rakiję, a wieczorami poluje na dzikie świnie, z których czasami robi przetwory. Jego syn wyjechał do Niemiec do pracy jako pielęgniarz. Nie pije alkoholu, nie je świńskiego mięsa, zapuścił brodę, ale nie przeszkadza mu to przywieźć ojcu prezent w postaci pachnącej, wieprzowej, bawarskiej kiełbaski. Młodzi Boszniacy stają się bardziej religijni niż ich rodzice. Odcinają się od komunistycznej Jugosławii. Gdzie indziej szukają bezpieczeństwa zawartego we wspólnotowości. Wracają do korzeni, których przecież nie pamiętają, ale mają o nich mityczne wyobrażenie.
W książce dużo miejsca poświęca Pan tradycyjnej muzyce regionu – sevdalinkom. Czym jest sevdah i w jakiej kondycji znajduje się obecnie?
Sevdalinka to muzyka zadymionych sarajewskich kafan z połowy ubiegłego stulecia. W stylu przypomina portugalskie fado, anatolijsko-greckie rebetiko, argentyńskie tango. To smutne, tęskne melodie i teksty odwołujące się do utraconej i niemożliwej do odzyskania miłości. Dzisiaj młodzi uwielbiają przesiadywać w kafanach tak jak ich dziadkowie, ale wolą bardziej tam słuchać turbofolku. Sevdah stał się niszowy, wzbił się na dosyć wysoki poziom artystyczny. Ale ciągle jest w wielu kręgach żywy, bo muzyka tworzy podwaliny pod świadomość narodową. Bośniacy muszą jakoś pokazać, że mają tradycję – bo mają – która da mentalne podstawy istnienia narodu. Folk jest takim właśnie spoiwem. No i przy okazji to całkiem miła dla ucha muzyka, mój ukochany akordeon, czasami klarnet...
Specyficzne miejsce w zbiorowej pamięci narodów bałkańskich zajmuje Josip Broz Tito i projekt powojennej Jugosławii. Czy i w BiH odczuwa się sentyment za Tito i Jugosławią?
A czy my nie tęsknimy za PRL-em? Oczywiście, że tęsknimy. I to nie za ustrojem komunistycznym jest tęsknota. To jest żal za minioną młodością. Za czymś, co odeszło, a my nic nie możemy już zrobić. A że akurat zbiegło się to z komuną? W człowieka wkomponowane jest idealizowanie przeszłości, nawet tej okrutnej, złej. W zestawieniu z nieznaną przyszłością przeszłość jest wiadoma, czujemy się w niej bezpiecznie, bo oswoiliśmy czyhające tam zagrożenia. „Prolazi mi mladost i u čežnji vene” – Mija moja młodość i w tęsknocie usycha – mówią słowa mojej ulubionej sevdalinki..
W krajach byłej Jugosławii tęsknota za Jugosławią nabiera dodatkowego znaczenia. Gdyby eksperyment Tity się powiódł, świat nie słyszałby o wojnie domowej w latach 90., bo nie byłoby Serbów, Chorwatów i Boszniaków. Nie byłoby religii, bo to ona miała największy wpływ na samoświadomość. Utopia jednak znalazła swoje miejsce tam, gdzie jest miejsce wszystkich utopii – na śmietniku historii. Boszniacy, czyli Muzułmanie, darzą jednak Titę jakimś takim większym sentymentem. Odwiedziłem kiedyś starszego rzemieślnika wytwarzającego w małej wiosce pamiątkowe fleciki i staroosmańskie fajki. Na ścianie, między wiertłami, dłutami i młoteczkami, wisiał portret Josipa Broz Tity. Marszałek daje mojemu gospodarzowi nie tylko wspomnienie starych dobrych czasów, gdy był młody i nie bolało go w krzyżu od ślęczenia nad tokarką. Tito stworzył mu też poczucie wspólnotowego bezpieczeństwa. Serbowie od stuleci byli Serbami i mieli swoje państwo. Chorwaci od stuleci byli Chorwatami i mieli swoje państwo. A kim byli Boszniacy? W 1992 roku Serbowie nie bili się z Boszniakami. Oni walczyli z Turkami, dopełniali rekonkwistę zapoczątkowaną w 1389 roku po bitwie na Kosowym Polu. Do czego więc mają tęsknić Boszniacy? Najbliżej jest Jugosławia, ale znam też dużo młodych, którzy z czułością patrzą na Turcję, a na Facebooka z dumą wrzucają filmiki promujące nowoczesną armię Erdoğana.
Bośnia i Hercegowina, podobnie jak inne państwa bałkańskie, ma potężny problem z wyludnianiem się. Co jest tego przyczyną i czy jest jakakolwiek nadzieja na odwrócenie tego trendu?
Dwie rzeczy warunkują bośniacką depopulację: płaca i brak wiary w instytucję państwa. W kwietniu 2020 r. przeciętne wynagrodzenie wynosiło 942 marki konwertybilne, czyli jakieś 2200 złotych. Na Zachodzie można zarobić cztery razy więcej. Emigracja zarobkowa była popularna w Jugosławii już wiele lat temu. Każdy ma w Niemczech, Austrii jakąś rodzinę, która pomoże w znalezieniu pracy i początkowej aklimatyzacji. Powszechna jest znajomość języka niemieckiego. Bałkany to od dawna rezerwuar niemieckiej siły roboczej, jeszcze bardziej niż Polska. Szkoły średnie w Bośni, kształcące w zawodach medycznych, pielęgniarskich, pękają w szwach, bo młodzi wiedzą już jedno, że po skończeniu edukacji w Niemczech czeka na nich pewna praca.
Młodych zniechęca do Bośni powszechna korupcja. Mało jest chętnych na własne biznesy w rodzinnym kraju, bo komu się chce przedzierać przez sieć państwowo-prywatnych układów? W sierpniu ubiegłego roku w Sarajewie przeprowadzono akcję o kryptonimie „Dar”. W jej efekcie do aresztu trafiło 18 funkcjonariuszy policji drogowej, którym zarzucono branie łapówek w zamian za odstępowanie od dochodzeń. Z jednej strony pokazuje to skalę problemu, z drugiej ludzie wcale nie wierzą w skuteczność takich działań. O wiele bardziej mafijnogenną dziedziną życia jest styk prywatno-państwowy dotyczący zamówień publicznych. Kilka miesięcy temu wybuchła w Bośni afera związana z zakupem z Chin setki respiratorów. Sprzęt na zlecenie federalnego sztabu kryzysowego sprowadziła firma handlująca malinami, na której czele stoi prezenter telewizyjny. Respiratory leżały w magazynach, bo okazało się, że firma sprowadzająca nie miała zarejestrowanej działalności handlowej sprzętem medycznym. Dodatkowo w Bośni nie znalazła się żadna firma, która byłaby w stanie te respiratory przewieźć z lotniska i zamontować. Najbliższa taka prowadzi działalność w… Serbii.
Wszystko to wpływa na zmniejszanie się liczby obywateli Bośni i Hercegowiny. Państwo to ma obecnie nieco ponad trzy miliony mieszkańców. Demografowie szacują, że za 50 lat będzie ich półtora miliona – i to głównie w wieku emerytalnym.
Mało kto wie, że Bośnię zasiedlali również Polacy. Proszę nam o tym opowiedzieć.
Polacy trafili tam pod koniec XIX wieku, kiedy to Austro-Węgry przejęły Bośnię z rąk chorego człowieka Europy – jak nazywano Imperium Osmańskie. Najpierw do pracy wyjechali wojskowi i urzędnicy. Cywilnym namiestnikiem Bośni w momencie sarajewskiego zamachu na arcyksięcia Ferdynanda był Polak Leon Biliński, swego czasu także szef austriackich kolei i dwukrotnie tamtejszy minister skarbu. Oskarżano go nawet o dopuszczenie do zamachu, bo zlekceważył doniesienia wywiadowcze.
Północna Bośnia stała się też celem silnej emigracji osiedleńczej. Władze austriackie oferowały zwolnienia podatkowe dla galicyjskich rolników, którzy zechcieliby osiedlić się na północ od Banja Luki. Jeszcze do dzisiaj w okolicy Prnjavoru można spotkać licznych Polaków, którzy nie opuścili Jugosławii po 1946 roku, kiedy to doszło do zorganizowanej, masowej akcji reemigracyjnej. Z Bośni wyjechało wtedy blisko 20 tysięcy Polaków, którzy dzisiaj żyją w okolicach Bolesławca.
Turcja, Unia Europejska, a może rola mostu między cywilizacjami. W jaką stronę w przyszłości będzie zerkała Bośnia i Hercegowina?
Turcja to ważny partner gospodarczy. Firmy tureckie zbudują autostradę łączącą Belgrad z Sarajewem. W przypadku utrzymania hegemonii Niemiec w Unii Europejskiej, a na razie wszystko na to wskazuje, Bośnia pójdzie w stronę Europy Zachodniej. Przy kieliszku rakii rozmawiałem o tym ze znajomymi z Trebinje. Miasto to leży 30 kilometrów od Dubrownika, ale rozdziela je granica między Chorwacją a Bośnią. Trebinje ma duży potencjał turystyczny, tanie restauracje, klimat serbskiego miasteczka z domieszką muzułmańskiej przeszłości. W mieście tym mieszka wielu Serbów wypędzonych z Dubrownika w czasie wojny domowej. Dzisiaj mieszkańcy Trebinja jeżdżą do pracy w tym nadmorskim mieście, a z kolei Chorwaci inwestują w bośniackie nieruchomości. No ale ciągle jest granica, która przeszkadza w normalnym życiu, trzeba tu czekać w długich kolejkach, zwłaszcza latem. Kiedyś, za Jugosławii, było lepiej, bo granicy takiej ze szlabanami nie było. Granicy znowu nie będzie, gdy Bośnia znajdzie się w strefie Schengen. Wszystko wróci do normy. Dużo się będzie musiało zmienić, by sprawy wróciły do tego samego miejsca, do normalnego poziomu. Tylko rakija będzie niezmienna, taka sama od stuleci po wszystkich stronach granic, rzek i murów dzielących niepotrzebnie ludzi.
Wywiad ukazał się w 5/2021 numerze Tygodnika Solidarność.