To właśnie jest "tolerancja"! Para sympatyków prolife przez swoje poglądy nie została obsłużona w restauracji...

Na marszu dostaliśmy małą, żółtą naklejkę. Na środku narysowany jest płód w czerwonym kolorze, a pod nim widnieją dwa słowa: „Ratuj mnie!”
- piszą uczestnicy Marszu.
Po zakończeniu marszu i końcowym błogosławieństwie następującym po konferencji i mszy świętej, moja żona i ja zdecydowaliśmy się pójść na burgera do małej restauracji znajdującej się nieopodal metra, którym mieliśmy wrócić do domu. Rzeczona restauracja serwuje wegetariańskie burgery i znajduje się w Hali Gwardii.
To właśnie w Halii Gwardii proliferom odmówiono obsługi.
Na jednym ze stoisk „street food” widzimy słynną „tęczową flagę” z gwiazdą Dawida. Jesteśmy na terytorium wroga. Idąc dalej przez hałaśliwą halę, odczuwamy rosnące w nas poczucie zagrożenia. Gdy czytamy menu, para o nieokreślonej płci śmieje się ostentacyjnie wytykając nas palcem. „Witajcie w krainie tolerancji”, mówię sobie w duchu… Do baru, przy którym stoimy, podchodzi kelner, przygląda się nam uważnie przez swoją antycovidową szybkę z pleksiglasu. Przywitawszy się z nim z uśmiechem, moja żona grzecznie wskazuje kanapkę, którą chce zamówić.
– Kelner:„Czy są Państwo członkami jakiejś organizacji pro-life?”
– Moja żona:„Nie, ale wracamy z marszu dla życia.”
– Kelner:„W takim razie Państwa nie obsłużę”.
Twarz mojej żony przybiera barwy wszystkich kolorów tęczowej flagi, która powiewa w pobliżu. Zamurowało ją.
„Wspólnie brońmy rodziny” było hasłem tegorocznego Marszu dla Życia i Rodziny, który odbyłna niedzielę 20 września w Warszawie.
Jak podkreślają organizatorzy, marsz jest odpowiedzią na nasilające się ataki lewicowych środowisk, a także aktywistów LGBT, którzy poprzez swoje prowokacje i działalność naruszają podstawowe wartości i zasady obowiązujące w naszym społeczeństwie.