Talent w służbie komunistom. Nie wszyscy akowcy po upadku III Rzeszy zostali żołnierzami wyklętymi

Nie wszyscy akowcy po upadku III Rzeszy zostali żołnierzami wyklętymi. Nie wszyscy wrócili do lasu, by pod szyldami WiN-u, ROAK-u, AKO kontynuować walkę o niepodległość. Po rozgromieniu hitlerowskich Niemiec większość członków rozformowanej 19 I 1945 r. organizacji chciała normalnie żyć. A jakiś procent tej większości chciał żyć za wszelką cenę, to znaczy: przechodząc na stronę uzurpatorów. Wśród nich literackie ikony PRL-u: Roman Bratny (ur. 1921), Aleksander Ścibor-Rylski (1928–1983) oraz Witold Zalewski (1921–2009) – swego czasu zaprzysiężeni w AK.
M. Żegliński
M. Żegliński / Tygodnik Solidarność
Roman Bratny
15 IV 1944 r., w chwilę po ustaniu strzałów na skrzyżowaniu ulic Sułkowskiego i Dziennikarskiej w Warszawie do zastygłych na bruku ciał podjechała nieduża ciężarówka. Z szoferki wyskoczył smukły, wysportowany mężczyzna i z pomocą jakby wyrosłych spod ziemi kolegów załadował na auto zwłoki zlikwidowanych przez Kedyw stołecznego okręgu AK agentów gestapo. Po kilku minutach auto odjechało niespiesznie (by nadmierną prędkością nie budzić podejrzeń) w stronę Lasek. Za jego kierownicą siedział człowiek o stalowych nerwach, Roman Mularczyk vel Bratny – wytrawny bojowiec antyhitlerowskiego podziemia, działacz kulturalny, redaktor, poeta, po zakończeniu wojny płodny, poczytny prozaik.
Zaprawiony w robocie dywersyjnej Bratny bił się w powstaniu warszawskim, pełniąc odpowiedzialną funkcję zastępcy dowódcy operującego w Śródmieściu oddziału „Bełt”. Ten przyszły pupil „ludowej” władzy na wieść o szykowanym w Warszawie otwartym wystąpieniu zbrojnym miał powiedzieć do swojego przyjaciela Stanisława Likiernika (jednego z dwóch pierwowzorów powieściowego „Kolumba”): „Wspomnisz moje słowa, Ruscy sprowokują powstanie w Warszawie, a kiedy już zaczniemy, zatrzymają się i pozwolą, żeby Niemcy nas wykończyli” (S. Likiernik,  „Diabelne szczęście czy palec Boży?”).
Nie do pojęcia, że człowiek wykazujący się taką mądrością polityczną po powrocie z niemieckich obozów jenieckich poszedł szukać wspólnego języka z ludźmi robiącymi klakę Sowietom. W trosce o akowców (rzekomo porzuconych przez rząd na wygnaniu), by nie poszli do lasu, tylko odnaleźli drogę do „nowej rzeczywistości”, latem 1946 r. Bratny założył dwutygodnik „Pokolenie”. We wstępniaku do pierwszego numeru (VIII 1946) tego pisma przeczytamy: „Służyliśmy koncepcji «londyńskiej», upatrując w niej polską rację stanu. (...) służyliśmy w obozie politycznego błędu (...)”. Tak pisarz wstąpił na równię pochyłą, paskami lakmusowymi jego pogłębiającego się czerwienienia były wypowiedzi o „bandach” i „faszystach” z WiN-owskich oddziałów kpt. Z. Brońskiego „Uskoka” oraz L. Taraszkiewicza „Jastrzębia” (zbiorówka „ORMO w służbie Polski Ludowej”, 1949), utwory nieprzychylne żołnierzom wyklętym z NSZ (np. opowiadanie „Będą do nas szli” 1953; III cz. „Kolumbów” 1957), a w końcu paszkwil na „Solidarność” – „Rok w trumnie” (1983).
Nic nie uchroniło Bratnego przed kolaboracją ze stalinistami i przed trzymaniem z nimi do haniebnego końca (poparcie przez pisarza stanu wojennego): ani budzące szacunek zaangażowanie patriotyczne jego ojca, ani przyjaźnie z SiN-owcami (T. Gajcym), ani brawurowe akcje w antyhitlerowskiej dywersji, ani wreszcie jawne strzelanie do Niemców z powstańczych barykad. Nie był więc aż takim twardzielem, na jakiego się kreował.

Aleksander Ścibor-Rylski
Jego przedwojenna i wojenna biografia przemawia za tym, że otrzymał porządny światopogląd. Aleksander Ścibor-Rylski był synem prawnika i nauczycielki. Wychowywał się w Grudziądzu, podczas okupacji niemieckiej przeniósł się wraz z rodziną do Warszawy, gdzie dołączył do Szarych Szeregów. Mając 16 lat, wziął udział w powstaniu (9 Kompania „Żniwiarz”). Swojego heroizmu podczas walk w stolicy (odznaczony Krzyżem Walecznych) o mało nie przypłacił utratą życia.
Gdy „tysiącletnia” Rzesza upadła z hukiem, Ścibor-Rylski liczył sobie zaledwie 17 lat. Może więc niedojrzałością przyszłego scenarzysty wypada tłumaczyć jego akces do obozu komunistów?
Stał się czołowym twórcą literatury realnego socjalizmu, autorem głośnej, podawanej za wzór dla nadwiślańskich kandydatów na inżynierów dusz reportażowej książki „Węgiel” (1950). Nie poprzestał jednak na produkcyjniaku. Kiedy w 1991 r. wyszedł leżący w szufladzie ponad dwie dekady „Pierścionek z końskiego włosia”, notabene z posłowiem byłego stalinisty Tadeusza Drewnowskiego, krytyka dławiła się własnymi komplementami pod adresem wydanego pośmiertnie utworu: „(...) najbardziej chyba wiarygodna z dotychczasowych artystyczna synteza pogranicza wojny i powojnia” (A. Czachowska, „Podzwonne”). Owszem, w „Pierścionku...” Ścibor-Rylski pozwolił sobie na więcej niż w pozycjach drukowanych w pierwszej dekadzie PRL-u, ale bez przesady: potępienia walki zbrojnej z komunistami, wyartykułowanego w opowiadaniu „Cień” (1955), w powieści „Styczeń” (1956) – nie odwołał, nawiasem mówiąc: tak samo jak Andrzej Wajda w swojej ekranizacji „Pierścionka…” („Pierścionek z orłem w koronie”, 1992). Bohater główny – pchor. „Marcin”, nie zamierzał strzelać do uzurpatorów, myślał o kompromisie z nimi, który miałby wyglądać następująco: „(...) my was nie ruszamy i wy nas nie ruszacie. Inaczej mówiąc: życzliwa neutralność. Albo ostrożna sympatia”. I to ma być uczciwsza książka od „Kolumbów”, od „Popiołu i diamentu”?
Pozostaje naiwnie wierzyć, że pisarz i płodny filmowiec, zwany z politowaniem przez T. Drewnowskiego „murzynem kinematografii” polskiej, zmył swoje winy, fabrykując scenariusze, w sumie ok. 30, w tym do politycznych wyciskaczy łez typu „Człowiek z marmuru” (1976) i „Człowiek z żelaza” (1981).
#NOWA_STRONA#
Witold Zalewski
Ten syn majora, audytora Wojskowego Korpusu Sądowniczego, w 1943 r. walczył w partyzantce akowskiej na Lubelszczyźnie, gdzie stracił dwa palce prawej ręki. Z ran nabytych w lesie leczył się w Warszawie. Gdy wybiła godzina „W”, jako podchorąży Batalionu „Kiliński” ponownie odniósł rany (podczas szturmu na PAST-ę, tj. gmach Polskiej Akcyjnej Spółki Telefonicznej). Po zdławieniu powstania Witold Zalewski wylądował w jenieckim obozie, skąd po klęsce Niemiec wrócił do Polski. Już w 1945 r. zapisał się do PPR. Co go pchnęło w te objęcia (z PZPR wystąpił dopiero w 1981 r.)? Chyba tylko kalectwo, enigmatyczny uraz do AK, wyniesiony z okresu I konspiracji.
Krzysztof Masłoń upiera się, że „Zakładnicy” z 2001 r. to już w pełni wiarygodna powieść, że z powodzeniem mogłaby zastąpić załganą cz. III „Kolumbów” Bratnego („Dzieło nienapisane”). Teza to wątpliwa z zasadniczego względu – przesłanie „Zakładników” da się bowiem sprowadzić do mocno brzmiącego w tym utworze, choć krótkiego fragmentu odnoszącego się do powojennego ruchu oporu: „Czas partyzantki minął”. Poza tym – gdyby jednak zgodzić się z optymistyczną diagnozą Masłonia – kiedy czyta się odwilżową (!) powieść „Ziemia bez nieba” (1957), zawarte w niej kpiny z powagi Kościoła, podjęte w niej zabiegi wbijania w błoto podziemia antykomunistycznego na czele z kpt. Z. Brońskim „Uskokiem”, to jakoś mija ochota, by pozytywnie spojrzeć na późny dorobek „przemienionego” prozaika.
„(...) był taki czas, kiedy wydawało mi się, że nie szczerość pisarza jest najważniejsza” – wyznał Zalewski w rozmowie z Jadwigą Radomińską (X 1969), odnosząc się aluzyjnie do swoich serwilistycznych utworów z okresu, kiedy to ponad prawdę stawiał ideologię, czego się oczywiście wstydził po latach. Zaiste trudno dociec, w jaki sposób dzielny akowiec nabawił się komunistycznych przekonań. Jakaż to psychomachia rozegrała się w nim, że przystał do obozu zwycięzców?
    ***
Zapewne zarówno Witoldowi Zalewskiemu, Aleksandrowi Ściborowi-Rylskiemu, Romanowi Bratnemu, jak i innym nieprzywołanym tu pisarzom o akowskiej przeszłości (A. Braunowi, T. Konwickiemu, J. Piórkowskiemu, T. Różewiczowi i innym) wygodniej było siedzieć w latach 1945–1957 w miękkim fotelu własnego gabinetu niż na nóżce odwróconego stołka w pokoju przesłuchań UB. Łatwiej żyć za wszelką cenę, a potem dorobić sobie do tego wzniosłą filozofię, niż umrzeć bez szansy na stworzenie ideowego uzasadnienia swojego niebytu.

Mariusz Solecki

Artykuł pochodzi z najnowszego numeru "TS" (10/2017) dostępnego także w wersji cyfrowej tutaj

 

POLECANE
Dantejskie sceny w Grecji. Rolnicze protesty sparaliżowały kraj wideo
Dantejskie sceny w Grecji. Rolnicze protesty sparaliżowały kraj

Powywracane policyjne samochody, bitwa uliczna z użyciem gazu, zablokowane drogi i dojazd do portu Wolos – tak wyglądały rolnicze protesty w Grecji.

„Najgorszy rząd od dekad”. Beata Szydło ostro podsumowuje 2 lata koalicji 13 grudnia z ostatniej chwili
„Najgorszy rząd od dekad”. Beata Szydło ostro podsumowuje 2 lata koalicji 13 grudnia

Ostatnie dwa lata to gigantyczne straty dla Polski i Polaków. To niszczenie szans rozwojowych. To po prostu dramat dla Polski – pisze na platformie X była premier Beata Szydło. Dziś mijają dwa lata od powołania gabinetu Donalda Tuska składającego się z czterech koalicyjnych ugrupowań: KO, PSL, Polski 2050 i Nowej Lewicy.

Żałoba w świecie filmu. Nie żyje znany aktor Wiadomości
Żałoba w świecie filmu. Nie żyje znany aktor

Peter Greene, amerykański aktor znany z ról złoczyńców i przestępców, w tym Zeda w filmie „Pulp Fiction”, zmarł w swoim domu w Nowym Jorku w wieku 60 lat - przekazała w sobotę stacja NBC, powołując się na menedżera artysty. Przyczyny śmierci nie ujawniono.

PiS przedstawił projekt systemu zmiany służby zdrowia z ostatniej chwili
PiS przedstawił projekt systemu zmiany służby zdrowia

Prezes PiS Jarosław Kaczyński ogłosił, że partia stworzyła projekt systemu zmiany służby zdrowia. W proponowanej reformie są m.in. odwrócenie piramidy świadczeń zdrowotnych, oddzielenie pracy w publicznej i prywatnej ochronie zdrowia czy ujednolicenie organu założycielskiego szpitali.

Czechy mówią „nie” finansowaniu Ukrainy. Ostre stanowisko Babisza z ostatniej chwili
Czechy mówią „nie” finansowaniu Ukrainy. Ostre stanowisko Babisza

– Komisja Europejska musi znaleźć alternatywne sposoby finansowania Ukrainy; Czechy nie będą za nic ręczyć ani dawać Kijowowi pieniędzy – oświadczył czeski premier Andrej Babisz w nagraniu opublikowanym w sobotę w sieci X. – Nasza kasa jest pusta, a każdą koronę, którą mamy, potrzebujemy na wydatki dla naszych obywateli – podkreślił.

Prezydent: My, Polacy, nigdy nie zapomnimy o ofiarach stanu wojennego z ostatniej chwili
Prezydent: My, Polacy, nigdy nie zapomnimy o ofiarach stanu wojennego

„My, Polacy, nigdy nie zapomnimy o ofiarach stanu wojennego” - napisał prezydent RP Karol Nawrocki w 44. rocznicę wprowadzenia stanu wojennego w Polsce.

KE eskaluje napięcie z Rosją, żeby mieć lewar dla centralizacji UE tylko u nas
KE eskaluje napięcie z Rosją, żeby mieć lewar dla centralizacji UE

To, co robi Komisja Europejska wcale nie jest obliczone na pomoc Ukrainie, ale na eskalowanie napięć z Rosją, wywołanie kryzysu, który umożliwi dalszą centralizację Unii Europejskiej.

Wyłączenia prądu na Śląsku. Ważny komunikat z ostatniej chwili
Wyłączenia prądu na Śląsku. Ważny komunikat

Operator Tauron Dystrybucja opublikował harmonogram planowanych przerw w dostawie energii elektrycznej w woj. śląskim. Wyłączenia obejmą kilka miast i powiatów w najbliższych dniach, m. in Katowice, Sosnowiec, Gliwice, czy Bielsko-Białą. Poniżej zestawienie konkretnych dat i lokalizacji.

Półmetek rządu Tuska. Dwa lata zaorywania Polski „für Deutschland” tylko u nas
Półmetek rządu Tuska. Dwa lata zaorywania Polski „für Deutschland”

Rząd Donalda Tuska jest właśnie na półmetku, warto zatem przypomnieć, jakie „sukcesy” stały się jego udziałem w polityce wewnętrznej i zagranicznej, gospodarczej i społecznej.

Dwa lata rządów Tuska. Większość Polaków uważa, że jest gorzej niż za poprzedniego rządu [SONDAŻ] z ostatniej chwili
Dwa lata rządów Tuska. Większość Polaków uważa, że jest gorzej niż za poprzedniego rządu [SONDAŻ]

Łącznie 42,1 proc. uczestników sondażu na zlecenie Wirtualnej Polski uważa, że sytuacja w kraju jest gorsza niż za czasów poprzedniego rządu, przeciwnego zdania jest 31,7 proc. Bardziej optymistyczni są wyborcy obozu rządzącego, gdzie 65 proc. widzi poprawę.

REKLAMA

Talent w służbie komunistom. Nie wszyscy akowcy po upadku III Rzeszy zostali żołnierzami wyklętymi

Nie wszyscy akowcy po upadku III Rzeszy zostali żołnierzami wyklętymi. Nie wszyscy wrócili do lasu, by pod szyldami WiN-u, ROAK-u, AKO kontynuować walkę o niepodległość. Po rozgromieniu hitlerowskich Niemiec większość członków rozformowanej 19 I 1945 r. organizacji chciała normalnie żyć. A jakiś procent tej większości chciał żyć za wszelką cenę, to znaczy: przechodząc na stronę uzurpatorów. Wśród nich literackie ikony PRL-u: Roman Bratny (ur. 1921), Aleksander Ścibor-Rylski (1928–1983) oraz Witold Zalewski (1921–2009) – swego czasu zaprzysiężeni w AK.
M. Żegliński
M. Żegliński / Tygodnik Solidarność
Roman Bratny
15 IV 1944 r., w chwilę po ustaniu strzałów na skrzyżowaniu ulic Sułkowskiego i Dziennikarskiej w Warszawie do zastygłych na bruku ciał podjechała nieduża ciężarówka. Z szoferki wyskoczył smukły, wysportowany mężczyzna i z pomocą jakby wyrosłych spod ziemi kolegów załadował na auto zwłoki zlikwidowanych przez Kedyw stołecznego okręgu AK agentów gestapo. Po kilku minutach auto odjechało niespiesznie (by nadmierną prędkością nie budzić podejrzeń) w stronę Lasek. Za jego kierownicą siedział człowiek o stalowych nerwach, Roman Mularczyk vel Bratny – wytrawny bojowiec antyhitlerowskiego podziemia, działacz kulturalny, redaktor, poeta, po zakończeniu wojny płodny, poczytny prozaik.
Zaprawiony w robocie dywersyjnej Bratny bił się w powstaniu warszawskim, pełniąc odpowiedzialną funkcję zastępcy dowódcy operującego w Śródmieściu oddziału „Bełt”. Ten przyszły pupil „ludowej” władzy na wieść o szykowanym w Warszawie otwartym wystąpieniu zbrojnym miał powiedzieć do swojego przyjaciela Stanisława Likiernika (jednego z dwóch pierwowzorów powieściowego „Kolumba”): „Wspomnisz moje słowa, Ruscy sprowokują powstanie w Warszawie, a kiedy już zaczniemy, zatrzymają się i pozwolą, żeby Niemcy nas wykończyli” (S. Likiernik,  „Diabelne szczęście czy palec Boży?”).
Nie do pojęcia, że człowiek wykazujący się taką mądrością polityczną po powrocie z niemieckich obozów jenieckich poszedł szukać wspólnego języka z ludźmi robiącymi klakę Sowietom. W trosce o akowców (rzekomo porzuconych przez rząd na wygnaniu), by nie poszli do lasu, tylko odnaleźli drogę do „nowej rzeczywistości”, latem 1946 r. Bratny założył dwutygodnik „Pokolenie”. We wstępniaku do pierwszego numeru (VIII 1946) tego pisma przeczytamy: „Służyliśmy koncepcji «londyńskiej», upatrując w niej polską rację stanu. (...) służyliśmy w obozie politycznego błędu (...)”. Tak pisarz wstąpił na równię pochyłą, paskami lakmusowymi jego pogłębiającego się czerwienienia były wypowiedzi o „bandach” i „faszystach” z WiN-owskich oddziałów kpt. Z. Brońskiego „Uskoka” oraz L. Taraszkiewicza „Jastrzębia” (zbiorówka „ORMO w służbie Polski Ludowej”, 1949), utwory nieprzychylne żołnierzom wyklętym z NSZ (np. opowiadanie „Będą do nas szli” 1953; III cz. „Kolumbów” 1957), a w końcu paszkwil na „Solidarność” – „Rok w trumnie” (1983).
Nic nie uchroniło Bratnego przed kolaboracją ze stalinistami i przed trzymaniem z nimi do haniebnego końca (poparcie przez pisarza stanu wojennego): ani budzące szacunek zaangażowanie patriotyczne jego ojca, ani przyjaźnie z SiN-owcami (T. Gajcym), ani brawurowe akcje w antyhitlerowskiej dywersji, ani wreszcie jawne strzelanie do Niemców z powstańczych barykad. Nie był więc aż takim twardzielem, na jakiego się kreował.

Aleksander Ścibor-Rylski
Jego przedwojenna i wojenna biografia przemawia za tym, że otrzymał porządny światopogląd. Aleksander Ścibor-Rylski był synem prawnika i nauczycielki. Wychowywał się w Grudziądzu, podczas okupacji niemieckiej przeniósł się wraz z rodziną do Warszawy, gdzie dołączył do Szarych Szeregów. Mając 16 lat, wziął udział w powstaniu (9 Kompania „Żniwiarz”). Swojego heroizmu podczas walk w stolicy (odznaczony Krzyżem Walecznych) o mało nie przypłacił utratą życia.
Gdy „tysiącletnia” Rzesza upadła z hukiem, Ścibor-Rylski liczył sobie zaledwie 17 lat. Może więc niedojrzałością przyszłego scenarzysty wypada tłumaczyć jego akces do obozu komunistów?
Stał się czołowym twórcą literatury realnego socjalizmu, autorem głośnej, podawanej za wzór dla nadwiślańskich kandydatów na inżynierów dusz reportażowej książki „Węgiel” (1950). Nie poprzestał jednak na produkcyjniaku. Kiedy w 1991 r. wyszedł leżący w szufladzie ponad dwie dekady „Pierścionek z końskiego włosia”, notabene z posłowiem byłego stalinisty Tadeusza Drewnowskiego, krytyka dławiła się własnymi komplementami pod adresem wydanego pośmiertnie utworu: „(...) najbardziej chyba wiarygodna z dotychczasowych artystyczna synteza pogranicza wojny i powojnia” (A. Czachowska, „Podzwonne”). Owszem, w „Pierścionku...” Ścibor-Rylski pozwolił sobie na więcej niż w pozycjach drukowanych w pierwszej dekadzie PRL-u, ale bez przesady: potępienia walki zbrojnej z komunistami, wyartykułowanego w opowiadaniu „Cień” (1955), w powieści „Styczeń” (1956) – nie odwołał, nawiasem mówiąc: tak samo jak Andrzej Wajda w swojej ekranizacji „Pierścionka…” („Pierścionek z orłem w koronie”, 1992). Bohater główny – pchor. „Marcin”, nie zamierzał strzelać do uzurpatorów, myślał o kompromisie z nimi, który miałby wyglądać następująco: „(...) my was nie ruszamy i wy nas nie ruszacie. Inaczej mówiąc: życzliwa neutralność. Albo ostrożna sympatia”. I to ma być uczciwsza książka od „Kolumbów”, od „Popiołu i diamentu”?
Pozostaje naiwnie wierzyć, że pisarz i płodny filmowiec, zwany z politowaniem przez T. Drewnowskiego „murzynem kinematografii” polskiej, zmył swoje winy, fabrykując scenariusze, w sumie ok. 30, w tym do politycznych wyciskaczy łez typu „Człowiek z marmuru” (1976) i „Człowiek z żelaza” (1981).
#NOWA_STRONA#
Witold Zalewski
Ten syn majora, audytora Wojskowego Korpusu Sądowniczego, w 1943 r. walczył w partyzantce akowskiej na Lubelszczyźnie, gdzie stracił dwa palce prawej ręki. Z ran nabytych w lesie leczył się w Warszawie. Gdy wybiła godzina „W”, jako podchorąży Batalionu „Kiliński” ponownie odniósł rany (podczas szturmu na PAST-ę, tj. gmach Polskiej Akcyjnej Spółki Telefonicznej). Po zdławieniu powstania Witold Zalewski wylądował w jenieckim obozie, skąd po klęsce Niemiec wrócił do Polski. Już w 1945 r. zapisał się do PPR. Co go pchnęło w te objęcia (z PZPR wystąpił dopiero w 1981 r.)? Chyba tylko kalectwo, enigmatyczny uraz do AK, wyniesiony z okresu I konspiracji.
Krzysztof Masłoń upiera się, że „Zakładnicy” z 2001 r. to już w pełni wiarygodna powieść, że z powodzeniem mogłaby zastąpić załganą cz. III „Kolumbów” Bratnego („Dzieło nienapisane”). Teza to wątpliwa z zasadniczego względu – przesłanie „Zakładników” da się bowiem sprowadzić do mocno brzmiącego w tym utworze, choć krótkiego fragmentu odnoszącego się do powojennego ruchu oporu: „Czas partyzantki minął”. Poza tym – gdyby jednak zgodzić się z optymistyczną diagnozą Masłonia – kiedy czyta się odwilżową (!) powieść „Ziemia bez nieba” (1957), zawarte w niej kpiny z powagi Kościoła, podjęte w niej zabiegi wbijania w błoto podziemia antykomunistycznego na czele z kpt. Z. Brońskim „Uskokiem”, to jakoś mija ochota, by pozytywnie spojrzeć na późny dorobek „przemienionego” prozaika.
„(...) był taki czas, kiedy wydawało mi się, że nie szczerość pisarza jest najważniejsza” – wyznał Zalewski w rozmowie z Jadwigą Radomińską (X 1969), odnosząc się aluzyjnie do swoich serwilistycznych utworów z okresu, kiedy to ponad prawdę stawiał ideologię, czego się oczywiście wstydził po latach. Zaiste trudno dociec, w jaki sposób dzielny akowiec nabawił się komunistycznych przekonań. Jakaż to psychomachia rozegrała się w nim, że przystał do obozu zwycięzców?
    ***
Zapewne zarówno Witoldowi Zalewskiemu, Aleksandrowi Ściborowi-Rylskiemu, Romanowi Bratnemu, jak i innym nieprzywołanym tu pisarzom o akowskiej przeszłości (A. Braunowi, T. Konwickiemu, J. Piórkowskiemu, T. Różewiczowi i innym) wygodniej było siedzieć w latach 1945–1957 w miękkim fotelu własnego gabinetu niż na nóżce odwróconego stołka w pokoju przesłuchań UB. Łatwiej żyć za wszelką cenę, a potem dorobić sobie do tego wzniosłą filozofię, niż umrzeć bez szansy na stworzenie ideowego uzasadnienia swojego niebytu.

Mariusz Solecki

Artykuł pochodzi z najnowszego numeru "TS" (10/2017) dostępnego także w wersji cyfrowej tutaj


 

Polecane