Greg Zabrisky: Polska w zintegrowanej Europie
W tamtych ponurych dla Polaków czasach, już po Kongresie Wiedeńskim w 1815 roku, doszło do pierwszej w historii integracji europejskiej w wyniku tzw. "Świętego Przymierza", na którego straży stały najsilniejsze państwa ówczesnej Europy. To wtedy w Wiedniu, car Rosji Aleksander I wyraził przekonanie, że oto powstała wyjątkowa okazja, aby wprowadzić nowy porządek świata - "Święte Przymierze" książąt/władców, w którym odrzucone zostaną podłe narodowe interesy i dążyć się będzie do stworzenia nowego międzynarodowego braterstwa. Być może pod wpływem jeszcze "ciepłych" rewolucyjnych ideałów, car wyobraził sobie wielki europejski tygiel narodów, w którym "już nie ma angielskiej polityki, ani polityki francuskiej, rosyjskiej, pruskiej lub austriackiej, a istnieje tylko jedna wspólna polityka, która dla dobra powszechnego, powinna zostać przyjęta przez wszystkie państwa i wszystkie narody".
Brzmi jakoś znajomo, prawda? A nawet złowrogo. Zwłaszcza dla nas Polaków znających własną historię, historię narodu polskiego poddawanego "integracji europejskiej" pod trzema zaborami. Dobrze pamiętamy jak ta integracja wyglądała, chociaż podobno najłagodniej przebiegała w zaborze austriackim. Przez niemal cały XIX wiek trwał ten "koncert wielkich mocarstw" pomimo sporadycznych niesnasek i wojen między nimi. W roku 1918 skończył się z wielkim hukiem i brzemiennym w skutki rozpadem Europy "Świętego Przymierza". Już wcześniej, wbrew integracyjnym ideałom cara Aleksandra I, narody Europy zaczęły pretendować do suwerenności i podmiotowości, co z kolei było konsekwentnie tłumione przez wielkich integratorów tamtych czasów, ale jak pamiętamy, nieskutecznie.
Przypominam pokrótce o tym wszystkim, gdyż historia lubi się powtarzać i oto ponownie przyszło nam żyć w czasach wielkiej integracji, której sprzyja tzw. globalizacja. Powraca idea "nowego porządku świata", trwa promowanie postępu, ale wyłącznie w liberalnym i lewicowym rozumieniu. Tymczasem Europa, Unia Europejska, a zwłaszcza państwa tzw. "strefy euro" nadal nie mogą sobie poradzić ze skutkami kryzysu finansowego z 2008 roku, do którego przyczynił się triumfalny marsz liberalizmu ekonomicznego i nie do końca przemyślana idea wspólnej europejskiej waluty. Jak już tutaj wielokrotnie pisano, na wprowadzeniu euro najbardziej skorzystały Niemcy, a wobec poważnych problemów pozostałych państw UE urosły do roli głównego rozgrywającego w Europie i Unii Europejskiej, której administracja została podporządkowana niemieckim interesom.
W tej sytuacji trudno się dziwić, że szefem Rady Europejskiej został ponownie wybrany Donald Tusk, kandydat Niemiec. I znowu nikt nie protestował nie chcąc się narazić Berlinowi. Tylko polski rząd się przeciwstawił z czego jestem dumny. Jak zwykle jesteśmy pierwsi, może dlatego, że tak ciężko doświadczeni przez historię. Wierzę, że już niebawem za nami pójdą inni i razem nie dopuścimy do nowego "koncertu wielkich mocarstw", tym bardziej, że ta brukselska orkiestra tak potwornie fałszuje ...