[Tylko u nas] Marcin Królik: Wciąż za mało Pileckiego!

Na jednym z marketów w moim rodzinnym mieście widnieje ogromny mural przedstawiający portret rtm. Witolda Pileckiego. Z tego, co wiem, przynajmniej raz był on celem nocnego aktu wandalizmu w wykonaniu tzw. nieznanych sprawców. Podejrzewam, że podobne sytuacje zdarzają się też i w innych polskich miastach. Pilecki spogląda ze ścian budynków, jest patronem ulic i szkół, a praktycznie żadne obchody Dnia Pamięci Żołnierzy Wyklętych nie mogą się obyć bez wzmianki o jego bohaterstwie - i to zarówno tym, gdy dał się zamknąć w Auschwitz, żeby stworzyć tam organizację konspiracyjną, jak też i późniejszym, gdy do końca nie pozwolił się złamać komunistom.
 [Tylko u nas] Marcin Królik: Wciąż za mało Pileckiego!
/ screen YouTube
To rzeczywiście imponujące, jeżeli weźmie się pod uwagę, że od czasu swojej śmierci w 1948 roku był on systemowo wręcz wymazywany z powszechnej świadomości Polaków. Tu wypada przypomnieć, że pośmiertna "kariera" Pileckiego rozpoczęła się w Londynie od pracy doktorskiej innego więźnia obozu w Oświęcimiu, a zarazem żołnierza AK, Józefa Garlińskiego. Swoją wcale niemałą cegiełkę dołożył też brytyjski historyk, Michael Foot, który w książce "Sześć oblicz odwagi" z 1978 roku zaliczył Pileckiego do najodważniejszych przedstawicieli globalnie pojętego ruchu oporu z czasów II Wojny Światowej. Nie sposób jednak zaprzeczyć, że do stanu, jaki mamy dzisiaj, wiodła jeszcze długa i wyboista droga.
Dzisiaj można niekiedy odnieść wrażenie, że Pileckiego jest za dużo, że właściwie stał się on czymś w rodzaju komiksowej postaci, zmielonej w trybach pop-patriotyzmu spod znaku Tadka Polkowskiego i tych wszystkich gadżetów, jakie widuje się na Marszach Niepodległości. A jednak tak naprawdę wciąż jest go zdecydowanie zbyt mało. I - jak na ironię! - najdobitniej uzmysławia to rzecz, dzięki której swój heroiczny image w ogóle zyskał: raport, który sporządził po ucieczce z - jak sam wielokrotnie w owym wstrząsającym tekście pisze - mordowni.

W zasadzie jest to dokument-widmo. Niby każdy coś o nim słyszał, ale mało kto, poza wąskim gronem szczególnie zainteresowanych, tak naprawdę go zna. I to pomimo faktu, że jest on dostępny zupełnie za darmo w sieci. A może właśnie dlatego? Na przestrzeni lat miał on kilka mniej lub bardziej udanych wydań książkowych, w których jednak zazwyczaj roiło się od błędów spowodowanych a to pomyłkami Garlińskiego w rozszyfrowywaniu części nazwisk kryjących się pod zapisanymi w tekście numerami, a to fatalnym stanem oryginalnego maszynopisu, a to próbami "wygładzenia" odrobinę chropowatego pierwowzoru.

Jak dotąd jedynym kompleksowym opracowaniem - zarazem szanującym styl autora oraz oferującym rozbudowane przypisy dopowiadające treść - jest dwujęzyczna, polsko-angielska, edycja z 2017 roku, dokonana przez zespół specjalistów pod kierunkiem prof. Józefa Brynkusa. "Raport Witolda" ukazał się w wyd. Apostolicum pod honorowym patronatem prezydenta Andrzeja Dudy z przeznaczeniem do nieodpłatnego kolportażu. Każdy, kto będzie miał taką możliwość, powinien zdecydowanie po ówże wolumin sięgnąć.

A warto to uczynić choćby po to, żeby zdać sobie sprawę z jednej banalnie prostej rzeczy. Ze strony Pileckiego aktem największego heroizmu wcale nie było ani przeniknięcie do obozu, ani założenie tam konspiracji - swoją drogą rzeczywiście niezwykle prężnej, o czym wspominał Garliński, który do Auschwitz trafił już po rotmistrzu - ani nawet ucieczka stamtąd. Tak naprawdę największą odwagą było tam po prostu przeżyć. I to bynajmniej nie tylko ze względu na codzienne tortury, zabijanie pod byle pretekstem czy dziesiątkujące więźniów równie skutecznie jak Gestapo choroby. Sztuką było się nie załamać, nie poddać, nie zostać "muzułmaninem" - jak w obozowej gwarze określano więźniów na wykończeniu fizycznym i psychicznym.

Kiedy się brnie przez te z lekka frenetyczne zapiski - właśnie tak, brnie, bo normalną lekturą nazwać tego nie można - człowieka dość łatwo mogą najść co najmniej dwie refleksje ściśle religijnej natury. Pierwsza przedstawia się mianowicie tak, że Auschwitz było jedną z tych szczególnych, wyróżnionych też przez św. Jana Pawła II, okoliczności, kiedy Bóg może, a nawet powinien wybaczyć samobójstwo. Druga dotyczy tego, że chyba nie zawsze dostajemy na ramiona krzyż, który jesteśmy w stanie unieść. Niestety.

Bo naprawdę trudno nie zadawać sobie takiego pytania, kiedy czyta się u Pileckiego relację o tym, jak dwóch rozbawionych esesmanów zakłada się o pieniądze, jak długo będzie wierzgał nogami więzień zakopany głową w piachu. Trudno nie dostać skrętu kiszek, czytając o niepowtarzalnym niemieckim poczuciu humoru, kiedy na placu apelowym zostaje ubrana piękna choinka, a pod nią wybranemu z tłumu häftlingowi "panowie" wymierzają 25 batów. Ot, takie inteligentne mrugnięcie. I bynajmniej nie są to najdrastyczniejsze przykłady, ale przez to może tym bardziej porażające.

Sam Pilecki przyznaje w kilku miejscach raportu, że tak naprawdę przetrwał jedynie dzięki swojej wierze. Symboliczna pod tym względem jest też jego ucieczka, która odbyła się dzień po Niedzieli Wielkanocnej 1943 roku. Warto ponadto w tym kontekście przywołać słowa córki rotmistrza, Zofii, która opowiadała, że najcenniejszą rzeczą, jaka pozostała jej po ojcu, jest książka "O naśladowaniu Chrystusa" Tomasza a Kempis.

Lecz kluczowa wartość obozowych wspomnień Pileckiego kryje się w czymś innym. A mianowicie w tym, że oddają one hołd, a przez to i dziejową sprawiedliwość, kaźni Polaków, jaka rozgrywała się za drutami Auschwitz jeszcze zanim ukończono budowę komór gazowych Birkenau i zanim zaczęły tam zjeżdżać pociągi z Żydami z całej Europy. Oczywiście przed Żydami byli jeszcze sowieccy jeńcy - to na nich testowano skuteczność Cyklonu B - ale w pierwszej kolejności ofiarami niemieckiej "mordowni" byli Polacy. Wykańczano ich setkami, codziennie, bez cienia litości, wykorzystując do tego zabójczą pracę, wielogodzinne "stójki", mróz, psy, kije, strzykawki i w ogóle wszystko, co było pod ręką. I to chyba najlepiej uświadamia, jak diabolicznym kombinatem śmierci od początku było Auschwitz.

Dziś, kiedy pamięć o II wojnie światowej ulega w coraz większym stopniu relatywizacji i gdy wartość przelanej w niej polskiej krwi jest na każdym kroku umniejszana, to świadectwo Pileckiego uzyskuje szczególny wydźwięk. Co ciekawe, on sam już kilka lat po wojnie dostrzegał próby manipulowania historią. Na końcu raportu zapisał: "Prawda stała się tak rozciągliwa, że naciągano ją, przysłaniając wszystko, co ukryć było wygodniej." I w tym sensie jego pracę można śmiało interpretować nie tylko w kategoriach świadectwa, lecz również jako bunt przeciwko zacieraniu granicy między uczciwością a zwykłym krętactwem.

Aczkolwiek prawda, którą nam Pilecki ofiaruje, to przede wszystkim prawda o ludziach - tych, którzy "ulecieli przez komin", tych wciągniętych przez niego do siatki, tych szlachetnych, ale też i łajdakach czy wreszcie postaciach niejednoznacznych. Do takich niewątpliwie należał Hans Bock, który dobił o. Kolbego zastrzykiem z fenolu, ale Pileckiemu znany był jako "Tato" - zwykły kryminalista miewający ludzkie odruchy pomocy.
"Raport Witolda" to wstrząsająca lektura, która powinna stać się absolutnie obowiązkową pozycją dla każdego, kto chce wypowiadać się czy to na temat Pileckiego, czy to o Holokauście. Jest to także - nie waham się tak stwierdzić - praktycznie gotowy scenariusz na film, a nawet serial o naprawdę epickim rozmachu i uniwersalnej humanistycznej wymowie.

Pozostaje tylko mieć nadzieję, że kiedy już opatrzą nam się gwiazdy disco polo, na wielkich ekranach masowo zagoszczą najznamienitsi bohaterowie naszej najnowszej historii. Oczywiście w godnej ich oprawie.

Marcin Królik

 

POLECANE
Trump waha się, czy zaatakować Iran. Jaki byłby cel nalotów USA? z ostatniej chwili
Trump waha się, czy zaatakować Iran. Jaki byłby cel nalotów USA?

Prezydent USA Donald Trump wciąż nie podjął decyzji w sprawie ataku na Iran, bo zastanawia się, czy bomby penetrujące rzeczywiście zdołają zniszczyć irański podziemny obiekt nuklearny - napisał w środę Axios, powołując się na doradców amerykańskiego przywódcy.

Tragiczny pożar w Rzeszowie. Zginęła nastolatka Wiadomości
Tragiczny pożar w Rzeszowie. Zginęła nastolatka

Do tragicznego w skutkach pożaru doszło w środę wieczorem w Rzeszowie. Z płonącego mieszkania strażacy zdołali wyprowadzić  69-letniego mężczyznę, niestety, nie udało się uratować 14-letniej mieszkanki bloku.   

Komunikat IMGW: Nadchodzi największa od kilku lat fala upałów w czerwcu. W których regionach najgoręcej? z ostatniej chwili
Komunikat IMGW: Nadchodzi największa od kilku lat fala upałów w czerwcu. W których regionach najgoręcej?

Według prognozy Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej w długi weekend najcieplej będzie na zachodzie, a najchłodniej na Warmii i Mazurach oraz na Podlasiu. Od niedzieli na zachodzie nawet 32 st. C. Upały utrzymają się przez kolejny tydzień.

Reakcja Polaków na zbrodnię migranta w Toruniu jest obserwowana. I ten egzamin oblaliśmy. Pozamiatane gorące
Reakcja Polaków na zbrodnię migranta w Toruniu jest obserwowana. I ten egzamin oblaliśmy. Pozamiatane

Dziś w nocy mija tydzień od okrutnego ataku wenezuelskiego migranta na Polkę w Toruniu. Do tej pory nie zabierałem w tej sprawie głosu. Bo czekałem. Obserwowałem, jaki rezonans wywoła w Polsce ta straszliwa zbrodnia.

Samuel Pereira: Dziś Lech Kaczyński, podobnie jak jego brat Jarosław, obchodziłby 76. urodziny tylko u nas
Samuel Pereira: Dziś Lech Kaczyński, podobnie jak jego brat Jarosław, obchodziłby 76. urodziny

To są ważne rocznice dla państwa, narodu, ale i te osobiste, które dotyczą jednej (w tym wypadku dwóch osób), a jednocześnie nas wszystkich. Dziś jest jeden z takich dni. Śp. prezydent Lech Kaczyński rozumiał i kochał Polskę.

Nadzy Etiopczycy biegali po Lubinie. Ślady skrępowania z ostatniej chwili
Nadzy Etiopczycy biegali po Lubinie. "Ślady skrępowania"

14 czerwca 2025 r. nad ranem na ul. Legnickiej w Lubinie policjanci zatrzymali dwóch nagich Etiopczyków. Mężczyźni mieli ślady na nadgarstkach, które mogą sugerować wcześniejsze skrępowanie.

Szok w Pałacu Buckingham. Księżna Kate zdecydowała z ostatniej chwili
Szok w Pałacu Buckingham. Księżna Kate zdecydowała

Księżna Kate Middleton rezygnuje z Royal Ascot 2025, nadal dochodząc do siebie po leczeniu raka – poinformował Pałac Kensington.

Oświadczenie I prezes SN: Nieodpowiedzialne zachowanie Giertycha nie opóźni rozpoznania protestów wyborczych z ostatniej chwili
Oświadczenie I prezes SN: Nieodpowiedzialne zachowanie Giertycha nie opóźni rozpoznania protestów wyborczych

Sąd Najwyższy stanowczo odpiera zarzuty Romana Giertycha, który 18 czerwca – jak pisze pierwsza prezes SN – próbował wymóc dostęp do akt sprawy, w której nie jest stroną. Małgorzata Manowska wyjaśnia, że interwencja poselska i ustawa o informacji publicznej nie dają takich uprawnień.

Anonimowy Sędzia: Karol wygrał. Płacz i zgrzytanie zębów. Adaś spakował szczoteczkę tylko u nas
Anonimowy Sędzia: Karol wygrał. Płacz i zgrzytanie zębów. Adaś spakował szczoteczkę

No i po wyborach. Karol – wygrał. Płacz i zgrzytanie zębów... Tli się nadzieja na powtórkę wysyłają starych profesorów i sędziów z demencją, żeby tłumaczyli w TVN-ie, że wybory sfałszowane i trzeba powtórzyć... Wszystko się nie zgadza... Justycjanie już mieli obiecane stołki jak wyrzucą neonów, a tu co? Neony jak siedziały tak siedzą.

Kulisy RBN: Andrzej Duda się wściekł, takiego Tuska jeszcze nie widziałem z ostatniej chwili
Kulisy RBN: Andrzej Duda się wściekł, takiego Tuska jeszcze nie widziałem

– Prezydent Andrzej Duda był wściekły na słowa premiera Donalda Tuska o ponownym przeliczeniu głosów oddanych w wyborach prezydenckich – powiedział w środę poseł Marek Jakubiak. – Prezydent sprowadził Tuska na ziemię – dodał.

REKLAMA

[Tylko u nas] Marcin Królik: Wciąż za mało Pileckiego!

Na jednym z marketów w moim rodzinnym mieście widnieje ogromny mural przedstawiający portret rtm. Witolda Pileckiego. Z tego, co wiem, przynajmniej raz był on celem nocnego aktu wandalizmu w wykonaniu tzw. nieznanych sprawców. Podejrzewam, że podobne sytuacje zdarzają się też i w innych polskich miastach. Pilecki spogląda ze ścian budynków, jest patronem ulic i szkół, a praktycznie żadne obchody Dnia Pamięci Żołnierzy Wyklętych nie mogą się obyć bez wzmianki o jego bohaterstwie - i to zarówno tym, gdy dał się zamknąć w Auschwitz, żeby stworzyć tam organizację konspiracyjną, jak też i późniejszym, gdy do końca nie pozwolił się złamać komunistom.
 [Tylko u nas] Marcin Królik: Wciąż za mało Pileckiego!
/ screen YouTube
To rzeczywiście imponujące, jeżeli weźmie się pod uwagę, że od czasu swojej śmierci w 1948 roku był on systemowo wręcz wymazywany z powszechnej świadomości Polaków. Tu wypada przypomnieć, że pośmiertna "kariera" Pileckiego rozpoczęła się w Londynie od pracy doktorskiej innego więźnia obozu w Oświęcimiu, a zarazem żołnierza AK, Józefa Garlińskiego. Swoją wcale niemałą cegiełkę dołożył też brytyjski historyk, Michael Foot, który w książce "Sześć oblicz odwagi" z 1978 roku zaliczył Pileckiego do najodważniejszych przedstawicieli globalnie pojętego ruchu oporu z czasów II Wojny Światowej. Nie sposób jednak zaprzeczyć, że do stanu, jaki mamy dzisiaj, wiodła jeszcze długa i wyboista droga.
Dzisiaj można niekiedy odnieść wrażenie, że Pileckiego jest za dużo, że właściwie stał się on czymś w rodzaju komiksowej postaci, zmielonej w trybach pop-patriotyzmu spod znaku Tadka Polkowskiego i tych wszystkich gadżetów, jakie widuje się na Marszach Niepodległości. A jednak tak naprawdę wciąż jest go zdecydowanie zbyt mało. I - jak na ironię! - najdobitniej uzmysławia to rzecz, dzięki której swój heroiczny image w ogóle zyskał: raport, który sporządził po ucieczce z - jak sam wielokrotnie w owym wstrząsającym tekście pisze - mordowni.

W zasadzie jest to dokument-widmo. Niby każdy coś o nim słyszał, ale mało kto, poza wąskim gronem szczególnie zainteresowanych, tak naprawdę go zna. I to pomimo faktu, że jest on dostępny zupełnie za darmo w sieci. A może właśnie dlatego? Na przestrzeni lat miał on kilka mniej lub bardziej udanych wydań książkowych, w których jednak zazwyczaj roiło się od błędów spowodowanych a to pomyłkami Garlińskiego w rozszyfrowywaniu części nazwisk kryjących się pod zapisanymi w tekście numerami, a to fatalnym stanem oryginalnego maszynopisu, a to próbami "wygładzenia" odrobinę chropowatego pierwowzoru.

Jak dotąd jedynym kompleksowym opracowaniem - zarazem szanującym styl autora oraz oferującym rozbudowane przypisy dopowiadające treść - jest dwujęzyczna, polsko-angielska, edycja z 2017 roku, dokonana przez zespół specjalistów pod kierunkiem prof. Józefa Brynkusa. "Raport Witolda" ukazał się w wyd. Apostolicum pod honorowym patronatem prezydenta Andrzeja Dudy z przeznaczeniem do nieodpłatnego kolportażu. Każdy, kto będzie miał taką możliwość, powinien zdecydowanie po ówże wolumin sięgnąć.

A warto to uczynić choćby po to, żeby zdać sobie sprawę z jednej banalnie prostej rzeczy. Ze strony Pileckiego aktem największego heroizmu wcale nie było ani przeniknięcie do obozu, ani założenie tam konspiracji - swoją drogą rzeczywiście niezwykle prężnej, o czym wspominał Garliński, który do Auschwitz trafił już po rotmistrzu - ani nawet ucieczka stamtąd. Tak naprawdę największą odwagą było tam po prostu przeżyć. I to bynajmniej nie tylko ze względu na codzienne tortury, zabijanie pod byle pretekstem czy dziesiątkujące więźniów równie skutecznie jak Gestapo choroby. Sztuką było się nie załamać, nie poddać, nie zostać "muzułmaninem" - jak w obozowej gwarze określano więźniów na wykończeniu fizycznym i psychicznym.

Kiedy się brnie przez te z lekka frenetyczne zapiski - właśnie tak, brnie, bo normalną lekturą nazwać tego nie można - człowieka dość łatwo mogą najść co najmniej dwie refleksje ściśle religijnej natury. Pierwsza przedstawia się mianowicie tak, że Auschwitz było jedną z tych szczególnych, wyróżnionych też przez św. Jana Pawła II, okoliczności, kiedy Bóg może, a nawet powinien wybaczyć samobójstwo. Druga dotyczy tego, że chyba nie zawsze dostajemy na ramiona krzyż, który jesteśmy w stanie unieść. Niestety.

Bo naprawdę trudno nie zadawać sobie takiego pytania, kiedy czyta się u Pileckiego relację o tym, jak dwóch rozbawionych esesmanów zakłada się o pieniądze, jak długo będzie wierzgał nogami więzień zakopany głową w piachu. Trudno nie dostać skrętu kiszek, czytając o niepowtarzalnym niemieckim poczuciu humoru, kiedy na placu apelowym zostaje ubrana piękna choinka, a pod nią wybranemu z tłumu häftlingowi "panowie" wymierzają 25 batów. Ot, takie inteligentne mrugnięcie. I bynajmniej nie są to najdrastyczniejsze przykłady, ale przez to może tym bardziej porażające.

Sam Pilecki przyznaje w kilku miejscach raportu, że tak naprawdę przetrwał jedynie dzięki swojej wierze. Symboliczna pod tym względem jest też jego ucieczka, która odbyła się dzień po Niedzieli Wielkanocnej 1943 roku. Warto ponadto w tym kontekście przywołać słowa córki rotmistrza, Zofii, która opowiadała, że najcenniejszą rzeczą, jaka pozostała jej po ojcu, jest książka "O naśladowaniu Chrystusa" Tomasza a Kempis.

Lecz kluczowa wartość obozowych wspomnień Pileckiego kryje się w czymś innym. A mianowicie w tym, że oddają one hołd, a przez to i dziejową sprawiedliwość, kaźni Polaków, jaka rozgrywała się za drutami Auschwitz jeszcze zanim ukończono budowę komór gazowych Birkenau i zanim zaczęły tam zjeżdżać pociągi z Żydami z całej Europy. Oczywiście przed Żydami byli jeszcze sowieccy jeńcy - to na nich testowano skuteczność Cyklonu B - ale w pierwszej kolejności ofiarami niemieckiej "mordowni" byli Polacy. Wykańczano ich setkami, codziennie, bez cienia litości, wykorzystując do tego zabójczą pracę, wielogodzinne "stójki", mróz, psy, kije, strzykawki i w ogóle wszystko, co było pod ręką. I to chyba najlepiej uświadamia, jak diabolicznym kombinatem śmierci od początku było Auschwitz.

Dziś, kiedy pamięć o II wojnie światowej ulega w coraz większym stopniu relatywizacji i gdy wartość przelanej w niej polskiej krwi jest na każdym kroku umniejszana, to świadectwo Pileckiego uzyskuje szczególny wydźwięk. Co ciekawe, on sam już kilka lat po wojnie dostrzegał próby manipulowania historią. Na końcu raportu zapisał: "Prawda stała się tak rozciągliwa, że naciągano ją, przysłaniając wszystko, co ukryć było wygodniej." I w tym sensie jego pracę można śmiało interpretować nie tylko w kategoriach świadectwa, lecz również jako bunt przeciwko zacieraniu granicy między uczciwością a zwykłym krętactwem.

Aczkolwiek prawda, którą nam Pilecki ofiaruje, to przede wszystkim prawda o ludziach - tych, którzy "ulecieli przez komin", tych wciągniętych przez niego do siatki, tych szlachetnych, ale też i łajdakach czy wreszcie postaciach niejednoznacznych. Do takich niewątpliwie należał Hans Bock, który dobił o. Kolbego zastrzykiem z fenolu, ale Pileckiemu znany był jako "Tato" - zwykły kryminalista miewający ludzkie odruchy pomocy.
"Raport Witolda" to wstrząsająca lektura, która powinna stać się absolutnie obowiązkową pozycją dla każdego, kto chce wypowiadać się czy to na temat Pileckiego, czy to o Holokauście. Jest to także - nie waham się tak stwierdzić - praktycznie gotowy scenariusz na film, a nawet serial o naprawdę epickim rozmachu i uniwersalnej humanistycznej wymowie.

Pozostaje tylko mieć nadzieję, że kiedy już opatrzą nam się gwiazdy disco polo, na wielkich ekranach masowo zagoszczą najznamienitsi bohaterowie naszej najnowszej historii. Oczywiście w godnej ich oprawie.

Marcin Królik


 

Polecane
Emerytury
Stażowe