Krzysztof "Toyah" Osiejuk: O nożu, widelcu i poszumie liści

A tak niewiele było trzeba. Wystarczyło tak nie pędzić. Nie zgodzić się na ten krok. Przystanąć, rozejrzeć się po tych drzewach, wciągnąć nosem ten zapach wiosny i pomyśleć sobie że to jeszcze tamta wiosna, i zmusić Rosjanina, żeby przystanął. A wtedy mu powiedzieć: „Słyszysz pan tamte strzały? Czujesz pan ten płacz? Widzisz pan ten las?” To było naprawdę proste. Nawet ktoś taki jak Tusk mógł to zrobić.
screen YouTube Krzysztof "Toyah" Osiejuk: O nożu, widelcu i poszumie liści
screen YouTube / screen YouTube
      Wczoraj mieliśmy ogólnopolską premierę filmu o Katastrofie Smoleńskiej, dziś przeżywamy wywiad, jakiego „Gazecie Prawnej” udzielił reżyser „Smoleńska” Antoni Krauze (http://www.gazetaprawna.pl/artykuly/974481,antoni-krauze-o-filmie-smolensk-zamach-byl-bez-dwoch-zdan.html/), a ja sobie myślę, że dla zdrowia publicznego nie zaszkodzi przypomnieć mój tekst napisany dokładnie 8 kwietnia 2010 roku w reakcji na to, co miało miejsce w Smoleńsku dzień wcześniej. Polecam gorąco.
 
      Przy okazji wczorajszych uroczystości w lesie katyńskim wypełniło mnie tyle przeróżnych myśli, że w pewnym momencie nawet sięgnąłem do czasów, gdy to co dziś dla jednych stanowi chlubę IIIRP, a dla innych jej zgubę, dopiero się hartowało. Przypomniało mi się na przykład, jak – obecny jak najbardziej wczoraj w Katyniu – Tadeusz Mazowiecki pojechał tam po raz pierwszy i telewizja pokazała, jak on, premier polskiego rządu i jego rzeczniczka Niezabitowska pląsają w jakiejś ruskiej sali na tańcach, które im miejscowi zorganizowali. Patrzyłem więc na byłego premiera, jak siedzi obok bawiącego się komórką Wałęsy na krzesełku, które im w tym lesie ustawiono i zastanawiałem się, czy on sobie jeszcze przypomina tamtą upojną noc? Kiedy ich tam przywieźli i potraktowali z taką uwagą, a on tańczył z piękną panią Małgosią i czuło się powiew historii.
      Ale przypomniałem sobie jeszcze coś. Jak wtedy, w tamtych mniej więcej też czasach, któryś z polityków partii, która wprawdzie rządziła bardzo krótko, ale zawsze była bardzo zainteresowana tym by decydować o tym kto rządzić ma, wypowiedział słowa, które brzmią mi w uszach do dziś, czasem jak żart, a niekiedy jako pewnego rodzaju fatum. Nie pamiętam kto to był. Czy bardziej pasuje tu Andrzej Celiński, czy może Władek Frasyniuk. Myślę, ze jednak był to pan Władek, ewentualnie jego kolega Zbyszek Bujak, lub jakiś inny aspirujący polityk o mocnych, czerwonych dłoniach i skupionym czole. Nieważne. Liczą się te słowa. Że jak to dobrze mianowicie jest być członkiem partii ludzi, którzy wiedzą, jak się je nożem i widelcem.
      No więc dziś, po latach, widać to wyraźniej niż kiedykolwiek, że to co wówczas brzmiało jak żart lub głupstwo, zaciążyło nad Polską niczym fatum. Że to właśnie te słowa o nożu i widelcu, podobnie zresztą jak ów taniec Premiera z błyszczącą i roześmianą Małgorzatą Niezabitowską gdzieś w drodze do tego lasu, stanowiły bardzo znaczącą część owego „mitu”, o którym wspomniał wczoraj w Katyniu premier Tusk, a który tak bardzo ukształtował naszą pamięć o zbrodni sprzed lat. Bo nie jest oczywiście ani mitem los tych tysięcy Polaków, ani nie jest mitem los tej dziewczyny, o której prawdopodobnie przedwczoraj dowiedział się Donald Tusk i postanowił nam opowiedzieć. Szczególnym natomiast mitem – mitem założycielskim – jest właśnie ten nóż i widelec i to bogactwo świateł i te pląsy i ten radosny śmiech bawiącej się władzy.
      Do czego zmierzam? Mam otóż wrażenie, że przed współczesną Polską – kiedy już i Leszek Miller i Aleksander Kwaśniewski i Wojciech Jaruzelski mogą najwyżej pełnić funkcje doradcze dla osób sprawujących władzę – stoi jedna alternatywa. Albo jej los zostanie oddany w ręce tych, którzy wiedzą, że Państwo i Naród to coś znacznie więcej niż błogie poczucie przebywania w dobrym towarzystwie, albo będzie w dalszym ciągu skazany na kaprysy ludzi, którzy nade wszystko ukochali dyskretne pobrzękiwanie srebrnych zastaw.
      Każdy dzień zbliżający nas do wczorajszych uroczystości w Katyniu przynosił kolejne potwierdzenie faktu, ze z punktu widzenia polskiej polityki zagranicznej nie ma nic cenniejszego, jak osiągnięcie takiego stanu, gdy między Polską a Rosją nastanie nie wzajemny szacunek, nie prawdziwa wspólnota interesów, a nawet nie chłodna równowaga, ale zaledwie ten moment, gdy oni powiedzą „przepraszam”, my powiemy „wybaczamy”, a wtedy już wreszcie będziemy się mogli wspólnie upić i dalej już tylko trzeźwieć w błogim przekonaniu, że polityka jedzenia nożem i widelcem po tych wszystkich, wieloletnich staraniach, przyniosła efekty. No i nadszedł ten dzień, a przestrzeń publiczna wypełniona była już tylko tym pełnym napięcia wyczekiwaniem na to, co zrobi ten, w którego rękach jest nasze przyszłe dobre samopoczucie, a może i los. Czy przeprosi, czy się uśmiechnie, czy zwolni kroku, czy może choćby spojrzy życzliwie? A jeśli nie przeprosi, to co powie? I jak to powie? Co przywiezie? A jak przywiezie, to czy da, czy tylko pokaże? A może chociaż obieca, że jak będzie miał chwilę, to się zastanowi?
      Nie nastąpiło ani jedno, ani drugie, ani siódme. Najpierw się spóźnił, potem się przywitał, następnie szybko zrobił co miał zrobić… i, cholera, jeśli spojrzał, to tylko przed siebie. Patrzyłem na idących obok siebie Putina i naszego premiera, jak maszerują szybkim, mocnym krokiem i jedyna satysfakcja jaką czułem to ta, że jednak te piłkarskie treningi przydały się na tyle, że nie trzeba się było bardzo zadyszeć. A później te przemówienia. I tu już się chciało wyć. Gdy Donald Tusk – zapewne silnie podenerwowany sposobem, w jaki został potraktowany – opowiadał Putinowi o tamtej dziewczynie, i z takim napięciem patrzył w jego stronę, w ten idealnie nieprzyjazny profil człowieka, który i tak go pewnie nie słuchał. I chwała Bogu, bo jeszcze by mu odpowiedział: „Daj pan spokój! Co mnie obchodzą wasze wzruszenia? Takich historii, to ja wam mogę opowiedzieć setki. A jak chcecie, to zapraszam do siebie. Puszczę wam jakiś ładny film. My tu w Rosji mamy bardzo zdolnych filmowców”.
      Albo jeszcze gorzej. Bo coś by mu nagle strzeliło do tego ruskiego łba i spojrzałby polskiemu premierowi z bezczelnym uśmiechem w oczy i powiedział: „No dobra, przepraszam za tę dziewczynę” i Tusk by się pobeczał z wdzięczności i wzruszenia. A za nim obserwatorzy, komentatorzy, historycy i cała ogłupiała część polskiej opinii publicznej. I w ten sposób wreszcie ten „mit”, o którym Premier wspomniał, skutecznie by się wypełnił.
       A tak niewiele było trzeba. Wystarczyło tak nie pędzić. Nie zgodzić się na ten krok. Przystanąć, rozejrzeć się po tych drzewach, wciągnąć nosem ten zapach wiosny i pomyśleć sobie że to jeszcze tamta wiosna, i zmusić Rosjanina, żeby przystanął. A wtedy mu powiedzieć: „Słyszysz pan tamte strzały? Czujesz pan ten płacz? Widzisz pan ten las?” To było naprawdę proste. Nawet ktoś taki jak Tusk mógł to zrobić. Co do reszty, musimy niestety jeszcze poczekać. Na prawdziwego człowieka i autentycznego mężczyznę. Który nie tylko będzie umiał wykonać jeden prosty, ludzki gest, ale znajdzie jeszcze w sobie poczucie, bycia Polakiem. A to sprawi, że to on będzie nadawał tempo. I nie zawsze przecież. Ale na pewno w jednej z tych wciąż nielicznych sytuacji, kiedy naprawdę wszystko należy już tylko do nas i tylko od nas zależy. Wtedy dopiero wszyscy zobaczymy, jak mało znaczą słowa. A już zwłaszcza jakieś tam „przepraszam”.
 
Powyższy tekst znajduje się w mojej książce „O siedmiokilogramowym liściu i inne historie”. Jej nakład jest już niestety wyczerpany, ale można szukać na allegro. Natomiast w księgarni pod adresem www.coryllus.pl są do kupienia inne moje książki. Polecam.
 

 

POLECANE
USA: Dziennikarz TVP wyprowadzony przez służby z konwencji Joe Bidena z ostatniej chwili
USA: Dziennikarz TVP wyprowadzony przez służby z konwencji Joe Bidena

W niedzielę wyszło na jaw, że korespondent Telewizji Publicznej w Stanach Zjednoczonych Marcin Antosiewicz został wyprowadzony przez amerykańskie służby z konwencji wyborczej Joe Bidena kilka miesięcy temu. Do sprawy odniósł się już sam zainteresowany.

Katar grozi UE, że wstrzyma dostawy gazu do Europy z ostatniej chwili
Katar grozi UE, że wstrzyma dostawy gazu do Europy

W rozmowie z "Financial Times" katarski minister energii Saad Sherida al-Kaabi zagroził, że Katar zaprzestanie eksportu gazu do Unii Europejskiej, jeśli kraje bloku nałożą kary zgodnie z niedawno przyjętymi przepisami dotyczącymi zwalczania pracy przymusowej i działania na rzecz środowiska.

Zbigniew Kuźmiuk: Ostentacyjne złamanie Konstytucji RP przez ekipę Tuska z ostatniej chwili
Zbigniew Kuźmiuk: Ostentacyjne złamanie Konstytucji RP przez ekipę Tuska

Wprawdzie ustawa budżetowa nie jest ostatecznie uchwalona, bowiem jest jeszcze w Senacie, ale jest już jasne, że większość koalicyjna nie chce jej tak poprawić, aby była zgodna z Konstytucją RP.

Red. Mazurek z pompą kończy współpracę z RMF FM. Oto ostatni gość dziennikarza z ostatniej chwili
Red. Mazurek z pompą kończy współpracę z RMF FM. Oto ostatni gość dziennikarza

W poniedziałek rano gościem red. Roberta Mazurka w "Porannej Rozmowie" RMF FM będzie prezydent RP Andrzej Duda. To ostatni program, który zostanie poprowadzony przez znanego dziennikarza na antenie rozgłośni.

Premier Słowacji spotkał się na Kremlu z Putinem z ostatniej chwili
Premier Słowacji spotkał się na Kremlu z Putinem

Słowackie media źródła podały w niedzielę wieczorem, że premier Robert Fico rozmawia na Kremlu z prezydentem Rosji Władimirem Putinem na temat dostaw gazu.

Zamach w Magdeburgu: wstyd niemieckich służb, rozgoryczenie Niemców tylko u nas
Zamach w Magdeburgu: wstyd niemieckich służb, rozgoryczenie Niemców

W 2023 r. pod obserwacją niemieckiego kontrwywiadu znajdowało się 27,2 tys. osób stanowiących potencjalne zagrożenie islamskim terroryzmem. Od lutego 2016 r. w Niemczech dokonano oficjalnie dwunastu ataków terrorystycznych, ten z Magdeburga jest zatem trzynasty. A ile zamachów udaremniono? W latach 2014-2021 było dziesięć takich przypadków. W Magdeburgu mimo ostrzeżeń ze strony służb Arabii Saudyjskiej system nie zadziałał.

Puchar Świata w Engelbergu. Tak skakali Polacy z ostatniej chwili
Puchar Świata w Engelbergu. Tak skakali Polacy

Aleksander Zniszczoł zajął 14. miejsce, Piotr Żyła był 17., Paweł Wąsek - 20., Jakub Wolny - 27., a Kamil Stoch - 37. w niedzielnym konkursie Pucharu Świata w skokach narciarskich w szwajcarskim Engelbergu. Wygrał Austriak Daniel Tschofenig, przed swoimi rodakami Janem Hoerlem i Stefanem Kraftem.

Nowe informacje z frontu wojny na wschodzie. Putin w desperacji z ostatniej chwili
Nowe informacje z frontu wojny na wschodzie. "Putin w desperacji"

Pięć miesięcy po ataku Ukrainy na obwód kurski, Rosja wciąż nie jest w stanie odzyskać całego swojego terytorium. Oddziały ukraińskie zaciekle trzymają się rosyjskich ziem w nadziei na wykorzystanie ich jako karty przetargowej w przyszłych negocjacjach.

Ukraińcy również zostaną uhonorowani. Ambasador Ukrainy w Polsce o Rzezi wołyńskiej z ostatniej chwili
"Ukraińcy również zostaną uhonorowani". Ambasador Ukrainy w Polsce o Rzezi wołyńskiej

Ambasador Ukrainy w Polsce Wasyl Bodnar powiedział w niedzielę w wywiadzie dla ukraińskiego portalu Suspilne, że Ukraińcy, którzy stali się ofiarami tragedii wołyńskiej w Polsce, również zostaną uhonorowani.

Skandal w Niemczech: Samochody BMW sprzedawane w Rosji mimo sankcji z ostatniej chwili
Skandal w Niemczech: Samochody BMW sprzedawane w Rosji mimo sankcji

Niemieckie media donoszą, że mimo sankcji nałożonych na Rosję po inwazji na Ukrainę, ponad sto samochodów wysokiej jakości marki BMW z zakładu w Hanowerze trafiło do klientów w Rosji. 

REKLAMA

Krzysztof "Toyah" Osiejuk: O nożu, widelcu i poszumie liści

A tak niewiele było trzeba. Wystarczyło tak nie pędzić. Nie zgodzić się na ten krok. Przystanąć, rozejrzeć się po tych drzewach, wciągnąć nosem ten zapach wiosny i pomyśleć sobie że to jeszcze tamta wiosna, i zmusić Rosjanina, żeby przystanął. A wtedy mu powiedzieć: „Słyszysz pan tamte strzały? Czujesz pan ten płacz? Widzisz pan ten las?” To było naprawdę proste. Nawet ktoś taki jak Tusk mógł to zrobić.
screen YouTube Krzysztof "Toyah" Osiejuk: O nożu, widelcu i poszumie liści
screen YouTube / screen YouTube
      Wczoraj mieliśmy ogólnopolską premierę filmu o Katastrofie Smoleńskiej, dziś przeżywamy wywiad, jakiego „Gazecie Prawnej” udzielił reżyser „Smoleńska” Antoni Krauze (http://www.gazetaprawna.pl/artykuly/974481,antoni-krauze-o-filmie-smolensk-zamach-byl-bez-dwoch-zdan.html/), a ja sobie myślę, że dla zdrowia publicznego nie zaszkodzi przypomnieć mój tekst napisany dokładnie 8 kwietnia 2010 roku w reakcji na to, co miało miejsce w Smoleńsku dzień wcześniej. Polecam gorąco.
 
      Przy okazji wczorajszych uroczystości w lesie katyńskim wypełniło mnie tyle przeróżnych myśli, że w pewnym momencie nawet sięgnąłem do czasów, gdy to co dziś dla jednych stanowi chlubę IIIRP, a dla innych jej zgubę, dopiero się hartowało. Przypomniało mi się na przykład, jak – obecny jak najbardziej wczoraj w Katyniu – Tadeusz Mazowiecki pojechał tam po raz pierwszy i telewizja pokazała, jak on, premier polskiego rządu i jego rzeczniczka Niezabitowska pląsają w jakiejś ruskiej sali na tańcach, które im miejscowi zorganizowali. Patrzyłem więc na byłego premiera, jak siedzi obok bawiącego się komórką Wałęsy na krzesełku, które im w tym lesie ustawiono i zastanawiałem się, czy on sobie jeszcze przypomina tamtą upojną noc? Kiedy ich tam przywieźli i potraktowali z taką uwagą, a on tańczył z piękną panią Małgosią i czuło się powiew historii.
      Ale przypomniałem sobie jeszcze coś. Jak wtedy, w tamtych mniej więcej też czasach, któryś z polityków partii, która wprawdzie rządziła bardzo krótko, ale zawsze była bardzo zainteresowana tym by decydować o tym kto rządzić ma, wypowiedział słowa, które brzmią mi w uszach do dziś, czasem jak żart, a niekiedy jako pewnego rodzaju fatum. Nie pamiętam kto to był. Czy bardziej pasuje tu Andrzej Celiński, czy może Władek Frasyniuk. Myślę, ze jednak był to pan Władek, ewentualnie jego kolega Zbyszek Bujak, lub jakiś inny aspirujący polityk o mocnych, czerwonych dłoniach i skupionym czole. Nieważne. Liczą się te słowa. Że jak to dobrze mianowicie jest być członkiem partii ludzi, którzy wiedzą, jak się je nożem i widelcem.
      No więc dziś, po latach, widać to wyraźniej niż kiedykolwiek, że to co wówczas brzmiało jak żart lub głupstwo, zaciążyło nad Polską niczym fatum. Że to właśnie te słowa o nożu i widelcu, podobnie zresztą jak ów taniec Premiera z błyszczącą i roześmianą Małgorzatą Niezabitowską gdzieś w drodze do tego lasu, stanowiły bardzo znaczącą część owego „mitu”, o którym wspomniał wczoraj w Katyniu premier Tusk, a który tak bardzo ukształtował naszą pamięć o zbrodni sprzed lat. Bo nie jest oczywiście ani mitem los tych tysięcy Polaków, ani nie jest mitem los tej dziewczyny, o której prawdopodobnie przedwczoraj dowiedział się Donald Tusk i postanowił nam opowiedzieć. Szczególnym natomiast mitem – mitem założycielskim – jest właśnie ten nóż i widelec i to bogactwo świateł i te pląsy i ten radosny śmiech bawiącej się władzy.
      Do czego zmierzam? Mam otóż wrażenie, że przed współczesną Polską – kiedy już i Leszek Miller i Aleksander Kwaśniewski i Wojciech Jaruzelski mogą najwyżej pełnić funkcje doradcze dla osób sprawujących władzę – stoi jedna alternatywa. Albo jej los zostanie oddany w ręce tych, którzy wiedzą, że Państwo i Naród to coś znacznie więcej niż błogie poczucie przebywania w dobrym towarzystwie, albo będzie w dalszym ciągu skazany na kaprysy ludzi, którzy nade wszystko ukochali dyskretne pobrzękiwanie srebrnych zastaw.
      Każdy dzień zbliżający nas do wczorajszych uroczystości w Katyniu przynosił kolejne potwierdzenie faktu, ze z punktu widzenia polskiej polityki zagranicznej nie ma nic cenniejszego, jak osiągnięcie takiego stanu, gdy między Polską a Rosją nastanie nie wzajemny szacunek, nie prawdziwa wspólnota interesów, a nawet nie chłodna równowaga, ale zaledwie ten moment, gdy oni powiedzą „przepraszam”, my powiemy „wybaczamy”, a wtedy już wreszcie będziemy się mogli wspólnie upić i dalej już tylko trzeźwieć w błogim przekonaniu, że polityka jedzenia nożem i widelcem po tych wszystkich, wieloletnich staraniach, przyniosła efekty. No i nadszedł ten dzień, a przestrzeń publiczna wypełniona była już tylko tym pełnym napięcia wyczekiwaniem na to, co zrobi ten, w którego rękach jest nasze przyszłe dobre samopoczucie, a może i los. Czy przeprosi, czy się uśmiechnie, czy zwolni kroku, czy może choćby spojrzy życzliwie? A jeśli nie przeprosi, to co powie? I jak to powie? Co przywiezie? A jak przywiezie, to czy da, czy tylko pokaże? A może chociaż obieca, że jak będzie miał chwilę, to się zastanowi?
      Nie nastąpiło ani jedno, ani drugie, ani siódme. Najpierw się spóźnił, potem się przywitał, następnie szybko zrobił co miał zrobić… i, cholera, jeśli spojrzał, to tylko przed siebie. Patrzyłem na idących obok siebie Putina i naszego premiera, jak maszerują szybkim, mocnym krokiem i jedyna satysfakcja jaką czułem to ta, że jednak te piłkarskie treningi przydały się na tyle, że nie trzeba się było bardzo zadyszeć. A później te przemówienia. I tu już się chciało wyć. Gdy Donald Tusk – zapewne silnie podenerwowany sposobem, w jaki został potraktowany – opowiadał Putinowi o tamtej dziewczynie, i z takim napięciem patrzył w jego stronę, w ten idealnie nieprzyjazny profil człowieka, który i tak go pewnie nie słuchał. I chwała Bogu, bo jeszcze by mu odpowiedział: „Daj pan spokój! Co mnie obchodzą wasze wzruszenia? Takich historii, to ja wam mogę opowiedzieć setki. A jak chcecie, to zapraszam do siebie. Puszczę wam jakiś ładny film. My tu w Rosji mamy bardzo zdolnych filmowców”.
      Albo jeszcze gorzej. Bo coś by mu nagle strzeliło do tego ruskiego łba i spojrzałby polskiemu premierowi z bezczelnym uśmiechem w oczy i powiedział: „No dobra, przepraszam za tę dziewczynę” i Tusk by się pobeczał z wdzięczności i wzruszenia. A za nim obserwatorzy, komentatorzy, historycy i cała ogłupiała część polskiej opinii publicznej. I w ten sposób wreszcie ten „mit”, o którym Premier wspomniał, skutecznie by się wypełnił.
       A tak niewiele było trzeba. Wystarczyło tak nie pędzić. Nie zgodzić się na ten krok. Przystanąć, rozejrzeć się po tych drzewach, wciągnąć nosem ten zapach wiosny i pomyśleć sobie że to jeszcze tamta wiosna, i zmusić Rosjanina, żeby przystanął. A wtedy mu powiedzieć: „Słyszysz pan tamte strzały? Czujesz pan ten płacz? Widzisz pan ten las?” To było naprawdę proste. Nawet ktoś taki jak Tusk mógł to zrobić. Co do reszty, musimy niestety jeszcze poczekać. Na prawdziwego człowieka i autentycznego mężczyznę. Który nie tylko będzie umiał wykonać jeden prosty, ludzki gest, ale znajdzie jeszcze w sobie poczucie, bycia Polakiem. A to sprawi, że to on będzie nadawał tempo. I nie zawsze przecież. Ale na pewno w jednej z tych wciąż nielicznych sytuacji, kiedy naprawdę wszystko należy już tylko do nas i tylko od nas zależy. Wtedy dopiero wszyscy zobaczymy, jak mało znaczą słowa. A już zwłaszcza jakieś tam „przepraszam”.
 
Powyższy tekst znajduje się w mojej książce „O siedmiokilogramowym liściu i inne historie”. Jej nakład jest już niestety wyczerpany, ale można szukać na allegro. Natomiast w księgarni pod adresem www.coryllus.pl są do kupienia inne moje książki. Polecam.
 


 

Polecane
Emerytury
Stażowe