[Felieton "TS"] Cezary Krysztopa: Koniec gry
![[Felieton "TS"] Cezary Krysztopa: Koniec gry](https://www.tysol.pl/imgcache/750x530/c//zdj/zdjecie/32935.jpg)
I to jest właśnie duszą „Gry o tron”. Dobra historia. Wielowątkowa, ale czytelna, brutalna, ale w jakimś sensie z happy endem, bajeczna, ale jednocześnie skrupulatnie realistyczna. Z wielowymiarowymi postaciami, które nie są jednoznacznie „złe” czy „dobre”, ale za to bywa, że przechodzą przemiany w stylu starego, dobrego kina. Dlatego ani pieniądze, ani kosztowne efekty specjalne nie zaszkodziły „Grze o tron”. A było tym trudniej, że to jednak serial.
A jest jeszcze jeden ciekawy aspekt. Nic nie poradzę na to, że szczególnie współczesne widowiska analizuję również pod kątem ładunku propagandowego, jaki niosą. A niesie prawie każde. W każdym musi być jak nie zły ksiądz czy zakonnica, to przynajmniej zbrodnia musi mieć miejsce w kościele. Musi być słaby mężczyzna i silna kobieta, ciemnoskóry, choćby miał być i rycerzem Króla Artura, musi być homoseksualna para, jacyś biali brutale atakujący poczciwych imigrantów, mniej czy bardziej podświadomie manipulujące obrazy lub chociaż kilka banalnych kwestii bohaterów na temat tolerancji czy innego rodzaju „właściwego” z punktu widzenia współczesnych inżynierów społecznych, postrzegania świata. Tania propaganda. Nihil novi sub sole. Tyle, że tym razem w roli Mosfilmu występują Hollywood i HBO.
Nie jest od niej wolna i „Gra o tron”. Niesie owszem na różnych poziomach pewien „równościowy” i antyreligijny przekaz. Jednak w porównaniu z innymi produkcjami doprawdy da się na to przymknąć oko. Oczywiście analizowałem serial od początku również pod tym kątem. Są silne kobiety, które robią miazgę z mężczyzn, jest jakaś afirmacja mieszania ras, ale jednak na koniec śniadzi najeźdźcy pustoszą Czerwoną Twierdzę, a najsilniejsza kobieta zostaje zabita przez mężczyznę. Co „gorsza” władzę ostatecznie obejmuje inny mężczyzna. I jedyne, co zostaje z tej pedagogicznej rozpierduchy, to to, że jest niepełnosprawny. No ale taka „pedagogika”, szczególnie po doświadczeniach Eurowizji, wydaje się nie tylko do zniesienia, ale nawet całkiem wskazana.
Również dlatego, szkoda, że to już koniec.
Cezary Krysztopa
Artykuł pochodzi z najnowszego numeru "TS" (22/2019) do kupienia w wersji cyfrowej tutaj.