Niemiecka polityka społeczna – „nowe rozdanie”?
Na ile te propozycje są strzelistym manifestem pobożnych życzeń, a na ile uzyskają akceptację rządu federalnego, będzie przedmiotem wewnątrz koalicyjnych negocjacji w „czarno-czerwonym” rządze. Na razie partie Angeli Merkel – CDU oraz nowego lidera CSU -Markusa Soedera protestują przeciw konkretnym zapisom socjalistów . Skądinąd tym propozycjom przeciwni są liberałowie spod sztandaru FDP, których lider Christian Lindner tak chwalony przez przewodniczącego frakcji liberalnej w PE (ALDE) Guy Verhofstadta ma być jednym z patronów, obok prezydenta Macrona, nowej neoliberalnej grupy politycznej w PE. „Centrowej” – jak podkreśla Verhofstadt… Jednak reszta niemieckiej opozycji „establismentowej” czyli postkomunistyczna „die Linke” grupująca dawny aktyw enerdowskiej SED oraz lewaków z Republiki Federalnej, a także Zieloni poparli tę propozycję. Charakterystyczne, że te postulaty zyskały zdecydowane poparcie niemieckiego społeczeństwa – poza jednym, o czym za chwilę. W zależności od propozycji są one wspierane przez 2/3 do 4/5 Niemców (od 67-82%). Inaczej nasi zachodni sąsiedzi reagują na ograniczenie sankcji Hartz IV dla młodych bezrobotnych (do 25 roku życia). Sprzeciwia się tu przeszło 3/5 społeczeństwa (62%).
Wszyscy tracą czyli fenomen Republiki Federalnej
Cześć komentatorów określa to wszystko jako rozpaczliwą próbę socjaldemokratów zahamowania dramatycznie spadkowych tendencji sondażowych. W tej chwili współrządząca SPD nie tylko totalnie przegrywa z CDU/CSU (w partii Frau Kanzlerin skończył się okres wewnętrznych sporów po wybraniu Annegret Kramp-Karrebauer na następczynię Merkel na stanowisku przewodniczącej partii), ale także coraz bardziej z Zielonymi. Póki co niemiecka lewica ściga się o miejsce na sondażowym podium ze skrajnie prawicową, eurosceptyczną i antyemigracyjną „Alternative fuer Deutschland” („Alternatywą dla Niemiec”). Według sondaży ośrodka IMSA, CDU dostaje mniej niż w ostatnich wyborach do Bundestagu (tyle samo co w ostatnim sondażu – czyli 30%), wyprzedzając Zielonych -17% (spadek o 0,5%) i SPD właśnie -15% (spadek o 1,5 %). Na czwartym jest AfD, mająca największy spadek ze wszystkich notowań (o 2,5%) -popierana teraz przez 12% wyborców . Potem, na tym samym poziomie poparcia (8%), jest postkomunistyczna „die Linke” i liberalna FDP, przy czym skrajna lewica straciła 1,5%, a liberałowie 1%. Ten sondaż pokazuje swoisty fenomen niemieckiego społeczeństwa, w którym, uwaga, traci wszystkie sześć głównych partii politycznych! Kto zatem zyskuje, skoro nie ma praktycznie przepływu elektoratu między tymi ugrupowaniami, które dostały się do Bundestagu półtora roku temu ? Otóż zyskują małe partie, które nigdy jeszcze nie były reprezentowane w niemieckim parlamencie, ale niektóre z nich są obecne w PE. Dlaczego? Bo w Republice Federalnej Niemiec zmieniono ordynację wybroczą do Parlamentu Europejskiego, realnie obniżając próg krajowego limitu 5% do łatwego do osiągniecia progu 1%. W tej „ drobnicy” największe poparcie uzyskuje „Freie Waehler” czyli „Wolni Wyborcy”mające 3%.
Sondażowa równia pochyla niemieckich socjalistów
Socjalna ofensywa SPD godna jest wnikliwej analizy, choć jest oczywistą polityczną reakcją na fakt katastrofalnego spadku w sondażach: w porównaniu z wyborami do izby niższej niemieckiego parlamentu sprzed kilkunastu miesięcy SPD straciła aż 12,3%! O skali tej rzadko spotykanej w Europie katastrofy świadczy fakt, że ich wynik wyborczy z jesieni 2017 roku i tak był najgorszym wynikiem socjalistów od czasów Trzeciej Rzeszy Niemieckiej. Tyle, że „czarna dziura”, w którą wpadła niemiecka lewica jest tą samą, w której znalazła się lewica austriacka(oddala władze), lewica francuska zastąpiona przez liberałów, czeska (to samo), włoska (oddała rząd dwóm partiom eurosceptycznym), holenderska (musiała wyjść z rządu), węgierska(z kretesem przegrała po raz kolejny) i polska (po raz pierwszy nie weszła w ogóle do parlamentu). Cóż, jak epidemia porażek, to lewica jest pierwsza.
Rozpocząłem ten tekst od przypomnienia „Piątki Kaczyńskiego” i, siłą rzeczy, porównania tych imponujących prospołecznych i pronatalistycznych decyzji rządu RP z jednak dość skromnymi, zachowawczymi obietnicami niemieckich socjaldemokratów. Warto przypomnieć, że program 500 plus- wtedy jeszcze od drugiego dziecka -udało się właściwie bezproblemowo zrealizować w Polsce dzięki bardzo sprawnej operacji logistyczno-informatycznej (sic!). Myślałem o tym, śledząc dane dotyczące niskiego zaufania Niemców do własnego rządu w kwestii cyfryzacji. Tylko trochę więcej niż co trzeci Niemiec uważa, że władza w Berlinie posiada potrzebne zdolności, aby rozwinąć cyfrowy potencjał Republiki Federalnej. Niewiele więcej niż 2/5 naszych zachodnich sąsiadów (44%) ma poczucie, że rząd tego naprawdę chce. Wyniki badań przeprowadzonych przed „Vodafone Institut fuer Gesselschaft und Komunikation” szacują Niemców w okolicach europejskiej średniej (40% „dobrej woli” rządu i 34% „mocy sprawczej”). Skądinąd na tle Niemców katastrofalnie wypadają Szwedzi, wśród których tylko co siódmy (14%) uważa, że rząd ma ku temu stosowne kompetencje i Bułgarzy (co czwarty Bułgar – 24%). Ciekawostka: swojemu rządowi znacznie bardziej niż Niemcy ufają Hiszpanie – 45%. Choć to i tak nic w porównaniu z Indiami, gdzie aż ¾ społeczeństwa uważa, że rząd w New Delhi ma i plan i instrumenty do dalszej cyfryzacji tego państwa. Państwa, które i tak jest zagłębiem informatycznym dla wielu krajów, nie tylko w sensie ściągania tysięcy informatyków, ale także obsługi najważniejszych firm. Mało kto na przykład wie, że niemiecka Lufthansa informatycznie obsługiwana jest właśnie w Indii, w Bangalore - hinduskim odpowiedniku Doliny Krzemowej.
*tekst ukazał się w "Gazecie Polskiej Codziennie" (11.03.2019)