[Tylko u nas] Marek Jan Chodakiewicz: Muzułmanie belgijscy

Po II wojnie światowej Belgia, tak jak inne kraje zachodniej Europy, przyjęła, jak myślała – tymczasowo, pewną ilość muzułmanów w charakterze tanich rąk do pracy. Rozmnożyli się, ściągnęli krewnych i zostali. Nie są Belgami, nie są zintegrowani i widoki na ich asymilację są słabe. Niektórzy z nich są zradykalizowanymi kalifatystami, margines to krwawi terroryści. Takie są konkluzje badań, które przeprowadził jeden z naszych studentów, wywodzący się zresztą z Belgii (zob. Jan-Baptist Boon, „Islam in Belgium: An Overview”, TMsS, Washington, DC, 2018, ss. 76.)
 [Tylko u nas] Marek Jan Chodakiewicz: Muzułmanie belgijscy
/ Fotolia
Pierwsi muzułmanie, którzy pojawili się w Belgii w XX w., to polscy Tatarzy. Przybyli po I wojnie światowej w ramach polskiej emigracji zarobkowej. Zwykle przenieśli się „za chlebem” z Francji i Niemiec. Pracowali w kopalniach, szczególnie w prowincji Limburg. Nie było z nimi żadnych specyficznych kłopotów, oprócz takich, jakie generalnie dotykały polskich emigrantów w tamtych czasach, czyli wpływów radykalnej lewicy, szczególnie komuny. Islam odnotowywano jedynie jako religijną kategorię statystyczną, a nie żadne zagrożenie. Dość szybko albo wyemigrowali za ocean, albo wtopili się w społeczeństwo belgijskie, mimo że naturalnie zachowali pamięć i pewną specyfikę polonijną, ze specjalnym tatarskim smaczkiem. Jednak już w latach 50. największą grupę zarobkowych emigrantów stanowili Włosi. 

Zmieniło się to wnet. Pokazali się muzułmanie spoza Europy.  I nie w ilościach śladowych, ale narastających. Teraz stanowią około 6 proc. społeczeństwa.

Po II wojnie światowej Belgia odbudowywała się, potrzeba było rąk do pracy. W latach 60. zaczęli przybywać robotnicy-goście z dwóch głównych źródeł: najpierw z Turcji, a potem z Maroka. Ich statut wydawał się być ściśle regulowany. Zjawili się, aby wypełnić specyficzne funkcje, a było to zatrudnienie chwilowe. Przedsiębiorcy się cieszyli, bo mieli tanich pracowników, a związki zawodowe nie oponowały. Przybysze wykonywali bowiem prace kiepsko płatne i podłego często charakteru. Głównie w górnictwie, choć też i w innych gałęziach przemysłu. Miejscowi nie garnęli się do takich zadań.  

Rząd belgijski miał od początku umowy z rządami tureckim i marokańskim, że goście-robotnicy będą przebywać w Belgii tylko okresowo, na zasadzie rotacyjnej.  Naturalnie zarówno goście, jak i ich rządy zignorowali to. Oszukiwali od początku. Ponadto bardzo duża ilość Turków i Marokańczyków zjawiła się w Belgii na wizach turystycznych. Korzystając z systemu zalegalizowanych krewnych i znajomych, pozostali na miejscu i pracowali na czarno. Złamali prawo, ale władze belgijskie przez długi czas ignorowały to pod wpływem lobby pracodawców, którzy korzystali z hossy gospodarczej i nie patrzyli w przyszłość. W praktyce w takich warunkach nielegalnym „turystom” udawało się dość szybko uzyskać statut rezydentów i pozwolenia na prace.  

Muzułmanie-robotnicy, w większości młodzi mężczyźni, trzymali się razem. Za bardzo nie przebywali z Belgami. Działo się to zarówno z wyboru własnego gości, jak i z preferencji gospodarzy. Generalnie ludność belgijska raczej zignorowała tę pierwszą falę muzułmańską. Wszyscy bowiem spodziewali się, że goście-robotnicy wrócą do domu. Szczególnie oczekiwano tego po załamaniu się cyklu gospodarczego i nastaniu kryzysu lat 70. Nastąpiły masowe zwolnienia, w pierwszym rzędzie oczywiście pozbywano się islamskich robotników-gości. Nie mieli praw obywateli, nie byli zwykle też członkami związków zawodowych ani innych profesjonalnych organizacji. Ich udział w życiu politycznym, kulturowym i społecznym Belgii właściwie był żaden. 

Goście muzułmańscy jednak zaskoczyli Belgów, bowiem mimo kryzysu w większości zostali. Spowodowane było to niestabilnością polityczną w ich krajach, jak również biedą. Dlatego gros muzułmanów zamiast wrócić, przeszło na zapomogę społeczną i wegetowało, oczekując lepszych czasów w Belgii. Niektórzy kombinowali, w tym i w półświatku kryminalnym. Intratny był przerzut narkotyków z Trzeciego Świata; Belgia bowiem już doświadczała przyjemności rewolucji kontrkulturowej 1968 r. i popyt na taki towar tylko się zwiększał. 

Rząd belgijski zmobilizował się i usiłował zakręcić kurek z emigrantami. Do połowy lat 80. wydawało się, że to się udaje. Jednak jeszcze w latach 70. w dyskursie publicznym przestano powoływać się na sprawy gospodarcze, a zaczęto mówić o prawach człowieka, szczególnie jeśli chodzi o łączenie rodzin. Wielu z gości, którzy powrócili do Turcji czy Maroka, pokręcili się i powrócili z krewnymi, a często przywieźli sobie żony. Inni po prostu ściągali krewnych i narzeczone. 

Statystyki pokazują, że tureccy emigranci wywodzą się z małych i średnich miast, ale przed przybyciem do Belgii zamieszkiwali w Istambule, Ankarze czy Izmirze. Duża grupa to wieśniacy z zachodniej Anatolii (szczególnie z rejonów Ekisehir i Afyon). Marokańczycy pochodzili zwykle ze wsi w odległych stronach albo z wielkomiejskich slumsów. Pierwsi emigranci to Berberzy z biednego Rif. Doszlusowali do nich Arabowie z południowego wschodu (Tiznit, Agadir i Taroudant). 

Turcy pokazują większość solidarność narodową. Ponad 50 proc. z nich otrzymało pomoc w emigracji od swych krewnych i ziomków. A tylko około 35 proc. Marokańczyków doświadczyło tego samego. Podobnie jak inni emigranci muzułmanie starają się odtworzyć swój własny kraj – przynajmniej sąsiedztwo – w miejscu nowego zamieszkania. Tak więc mamy do czynienia z przeprowadzką między kompatybilnymi sąsiedztwami.

Turcy są lepiej wykształceni. Odzwierciedla to relatywny poziom cywilizacyjny ich państwa. Trend ten utrzymuje się, gdy muzułmanie korzystają z belgijskiego systemu edukacyjnego. Turcy radzą sobie lepiej.

Marokańczycy jednak częściej utrzymują kontakty z Belgami, a szczególnie z Belgijkami. Poziom związków małżeńskich i partnerskich jest znacznie wyższy niż u Turków. Ci ostatni wolą zawierać związki ze swoimi, a szczególnie sprowadzać sobie żony ze swoich okolic. Dotyczy to też pokoleń urodzonych już w Belgii.  

Muzułmańska społeczność w Belgii nie ogranicza się już do Turków i Marokańczyków. Są tam ludzie ze wszystkich światów islamu. Większość z nich nie identyfikuje się głównie nie z Belgią, a co najwyżej z miastem zamieszkania i sąsiedztwem. Oryginalni emigranci wciąż dominują, mimo że ludność turecka przestała rosnąć. Mahometanie zamieszkują zwykle gorsze sąsiedztwa i biedniejsze okolice. W ekstremalnym wypadku w Sint-Joost-ten-Node jest aż 45 proc. tej ludności. Pamiętajmy też o sławetnym Molenbeek. To w takich miejscach pojawiły się masowo meczety i ośrodki kulturowe. Finansowane są często przez Turcję i Arabię Saudyjską. Część z nich to centra radykalne kalifatystów. Głównie jednak radykalizacja odbywa się przez internet. 

Naturalnie nawet internet nie byłby groźny, gdyby terroryści nie mieli muzułmańskiego morza w Belgii, w którym się dość łatwo ukrywać. A morze to powstało na życzenie samych Belgów: władz, które niewiele zrobiły, aby powstrzymać emigrację; przedsiębiorców, którzy krótkowzrocznie lobbowali za emigrantami; lewaków, którzy wprowadzili multikulturowość, grając na ckliwych nutach o konieczności łączenia rodzin emigranckich; oraz pospolitych chrześcijan belgijskich, którzy mieli w nosie los swego kraju i swej cywilizacji, bowiem nie przeciwstawili się samobójczej polityce emigracyjnej swojego kraju.

Marek Jan Chodakiewicz
Washington, DC, 4 października 2018
www.iwp.edu

Artykuł pochodzi z najnowszego numeru "TS" (41/2018) do kupienia w wersji cyfrowej tutaj.

 

POLECANE
Zgoda USA na atakowanie przez Ukrainę celów w Rosji. Jest komentarz prezydenta Andrzeja Dudy z ostatniej chwili
Zgoda USA na atakowanie przez Ukrainę celów w Rosji. Jest komentarz prezydenta Andrzeja Dudy

Jest stanowisko prezydenta Andrzeja Dudy ws. wydania przez prezydenta USA Joe Bidena zgody na użycie amerykańskich rakiet dalekiego zasięgu na terytorium Rosji.

Niemieckie służby podały nową liczbę imigrantów wydalonych do Polski z ostatniej chwili
Niemieckie służby podały nową liczbę imigrantów wydalonych do Polski

Problem na granicy polsko-niemieckiej nie ustaje. Blisko 10 000 wydaleń z Niemiec do Polski! – podaje red. Aleksandra Fedorska, redaktor naczelna agencji prasowej Radio Debata. 

Kryzys w niemieckiej gospodarce. Niepokojący wpływ na Polskę z ostatniej chwili
Kryzys w niemieckiej gospodarce. Niepokojący wpływ na Polskę

Eksperci nie mają najlepszych wiadomości dla Niemiec. Według Bloomberga produkcja u naszego zachodniego sąsiada mocno się skurczyła. Kryzys w niemieckiej gospodarce martwi również polskich przedsiębiorców.

Znany dziennikarz dołącza do Kanału Zero z ostatniej chwili
Znany dziennikarz dołącza do Kanału Zero

Na Kanale Zero zadebiutował nowy publicysta, który wcześniej współpracował z Robertem Mazurkiem, a obecnie współpracuje z Tygodnikiem Solidarność.

Potężny wzrost poparcia dla PiS. Zobacz najnowszy sondaż z ostatniej chwili
Potężny wzrost poparcia dla PiS. Zobacz najnowszy sondaż

Z najnowszego badania United Surveys dla Wirtualnej Polski wynika, że gdyby wybory odbyły się w najbliższą niedzielę, wygrałaby je Koalicja Obywatelska. To jednak Prawo i Sprawiedliwość odnotowało najwyższy wzrost poparcia ze wszystkich partii.

Biden odpowiedział w języku Putina. Sikorski uderza w Moskwę z ostatniej chwili
"Biden odpowiedział w języku Putina". Sikorski uderza w Moskwę

W niedzielę późnym wieczorem prezydent USA Joe Biden zezwolił Ukrainie na atak rakietowy w głąb Rosji. Zadowolenia z tego powodu nie ukrywał ukraiński przywódca Wołodymyr Zełenski.

Zgoda USA na atakowanie przez Ukrainę celów w Rosji to decydujący moment z ostatniej chwili
"Zgoda USA na atakowanie przez Ukrainę celów w Rosji to decydujący moment"

Decyzja prezydenta USA Joe Bidena o udzieleniu zezwolenia Ukrainie na użycie amerykańskich pocisków do ataków na cele w Rosji to "decydujący moment" w walce z Kremlem – ocenił prezydent Litwy Gitanas Nauseda.

Kompromitacja rządu Tuska. Zrezygnowano z Domu Polskiego w Davos z ostatniej chwili
Kompromitacja rządu Tuska. Zrezygnowano z Domu Polskiego w Davos

Od 11 do 22 listopada w Baku trwa światowy szczyt klimatyczny COP29. Do stolicy Azerbejdżanu zjechały delegacje z ponad stu państw, które przygotowały również swoje pawilony. Wykorzystywane są one do promocji i realizacji interesów politycznych i gospodarczych.

Czy Wigilia powinna być dniem wolnym od pracy? Polacy nie mają wątpliwości [SONDAŻ] z ostatniej chwili
Czy Wigilia powinna być dniem wolnym od pracy? Polacy nie mają wątpliwości [SONDAŻ]

Poparcie dla postulatu, by 24 grudnia był dniem wolnym do pracy, przekracza podziały. Chce tego ponad 65 proc. respondentów badanych przez IBRiS – podaje poniedziałkowa "Rzeczpospolita".

Burza w Pałacu Buckingham: Zamaskowani intruzi włamali się do królewskiej posiadłości z ostatniej chwili
Burza w Pałacu Buckingham: Zamaskowani intruzi włamali się do królewskiej posiadłości

Burza w brytyjskich mediach. W nocy z niedzieli na poniedziałek dwóch zamaskowanych mężczyzn włamało się do królewskiej posiadłości – zamku Windsor. W tym czasie książę William i księżna Kate z trójką dzieci przebywali w domu nieopodal.

REKLAMA

[Tylko u nas] Marek Jan Chodakiewicz: Muzułmanie belgijscy

Po II wojnie światowej Belgia, tak jak inne kraje zachodniej Europy, przyjęła, jak myślała – tymczasowo, pewną ilość muzułmanów w charakterze tanich rąk do pracy. Rozmnożyli się, ściągnęli krewnych i zostali. Nie są Belgami, nie są zintegrowani i widoki na ich asymilację są słabe. Niektórzy z nich są zradykalizowanymi kalifatystami, margines to krwawi terroryści. Takie są konkluzje badań, które przeprowadził jeden z naszych studentów, wywodzący się zresztą z Belgii (zob. Jan-Baptist Boon, „Islam in Belgium: An Overview”, TMsS, Washington, DC, 2018, ss. 76.)
 [Tylko u nas] Marek Jan Chodakiewicz: Muzułmanie belgijscy
/ Fotolia
Pierwsi muzułmanie, którzy pojawili się w Belgii w XX w., to polscy Tatarzy. Przybyli po I wojnie światowej w ramach polskiej emigracji zarobkowej. Zwykle przenieśli się „za chlebem” z Francji i Niemiec. Pracowali w kopalniach, szczególnie w prowincji Limburg. Nie było z nimi żadnych specyficznych kłopotów, oprócz takich, jakie generalnie dotykały polskich emigrantów w tamtych czasach, czyli wpływów radykalnej lewicy, szczególnie komuny. Islam odnotowywano jedynie jako religijną kategorię statystyczną, a nie żadne zagrożenie. Dość szybko albo wyemigrowali za ocean, albo wtopili się w społeczeństwo belgijskie, mimo że naturalnie zachowali pamięć i pewną specyfikę polonijną, ze specjalnym tatarskim smaczkiem. Jednak już w latach 50. największą grupę zarobkowych emigrantów stanowili Włosi. 

Zmieniło się to wnet. Pokazali się muzułmanie spoza Europy.  I nie w ilościach śladowych, ale narastających. Teraz stanowią około 6 proc. społeczeństwa.

Po II wojnie światowej Belgia odbudowywała się, potrzeba było rąk do pracy. W latach 60. zaczęli przybywać robotnicy-goście z dwóch głównych źródeł: najpierw z Turcji, a potem z Maroka. Ich statut wydawał się być ściśle regulowany. Zjawili się, aby wypełnić specyficzne funkcje, a było to zatrudnienie chwilowe. Przedsiębiorcy się cieszyli, bo mieli tanich pracowników, a związki zawodowe nie oponowały. Przybysze wykonywali bowiem prace kiepsko płatne i podłego często charakteru. Głównie w górnictwie, choć też i w innych gałęziach przemysłu. Miejscowi nie garnęli się do takich zadań.  

Rząd belgijski miał od początku umowy z rządami tureckim i marokańskim, że goście-robotnicy będą przebywać w Belgii tylko okresowo, na zasadzie rotacyjnej.  Naturalnie zarówno goście, jak i ich rządy zignorowali to. Oszukiwali od początku. Ponadto bardzo duża ilość Turków i Marokańczyków zjawiła się w Belgii na wizach turystycznych. Korzystając z systemu zalegalizowanych krewnych i znajomych, pozostali na miejscu i pracowali na czarno. Złamali prawo, ale władze belgijskie przez długi czas ignorowały to pod wpływem lobby pracodawców, którzy korzystali z hossy gospodarczej i nie patrzyli w przyszłość. W praktyce w takich warunkach nielegalnym „turystom” udawało się dość szybko uzyskać statut rezydentów i pozwolenia na prace.  

Muzułmanie-robotnicy, w większości młodzi mężczyźni, trzymali się razem. Za bardzo nie przebywali z Belgami. Działo się to zarówno z wyboru własnego gości, jak i z preferencji gospodarzy. Generalnie ludność belgijska raczej zignorowała tę pierwszą falę muzułmańską. Wszyscy bowiem spodziewali się, że goście-robotnicy wrócą do domu. Szczególnie oczekiwano tego po załamaniu się cyklu gospodarczego i nastaniu kryzysu lat 70. Nastąpiły masowe zwolnienia, w pierwszym rzędzie oczywiście pozbywano się islamskich robotników-gości. Nie mieli praw obywateli, nie byli zwykle też członkami związków zawodowych ani innych profesjonalnych organizacji. Ich udział w życiu politycznym, kulturowym i społecznym Belgii właściwie był żaden. 

Goście muzułmańscy jednak zaskoczyli Belgów, bowiem mimo kryzysu w większości zostali. Spowodowane było to niestabilnością polityczną w ich krajach, jak również biedą. Dlatego gros muzułmanów zamiast wrócić, przeszło na zapomogę społeczną i wegetowało, oczekując lepszych czasów w Belgii. Niektórzy kombinowali, w tym i w półświatku kryminalnym. Intratny był przerzut narkotyków z Trzeciego Świata; Belgia bowiem już doświadczała przyjemności rewolucji kontrkulturowej 1968 r. i popyt na taki towar tylko się zwiększał. 

Rząd belgijski zmobilizował się i usiłował zakręcić kurek z emigrantami. Do połowy lat 80. wydawało się, że to się udaje. Jednak jeszcze w latach 70. w dyskursie publicznym przestano powoływać się na sprawy gospodarcze, a zaczęto mówić o prawach człowieka, szczególnie jeśli chodzi o łączenie rodzin. Wielu z gości, którzy powrócili do Turcji czy Maroka, pokręcili się i powrócili z krewnymi, a często przywieźli sobie żony. Inni po prostu ściągali krewnych i narzeczone. 

Statystyki pokazują, że tureccy emigranci wywodzą się z małych i średnich miast, ale przed przybyciem do Belgii zamieszkiwali w Istambule, Ankarze czy Izmirze. Duża grupa to wieśniacy z zachodniej Anatolii (szczególnie z rejonów Ekisehir i Afyon). Marokańczycy pochodzili zwykle ze wsi w odległych stronach albo z wielkomiejskich slumsów. Pierwsi emigranci to Berberzy z biednego Rif. Doszlusowali do nich Arabowie z południowego wschodu (Tiznit, Agadir i Taroudant). 

Turcy pokazują większość solidarność narodową. Ponad 50 proc. z nich otrzymało pomoc w emigracji od swych krewnych i ziomków. A tylko około 35 proc. Marokańczyków doświadczyło tego samego. Podobnie jak inni emigranci muzułmanie starają się odtworzyć swój własny kraj – przynajmniej sąsiedztwo – w miejscu nowego zamieszkania. Tak więc mamy do czynienia z przeprowadzką między kompatybilnymi sąsiedztwami.

Turcy są lepiej wykształceni. Odzwierciedla to relatywny poziom cywilizacyjny ich państwa. Trend ten utrzymuje się, gdy muzułmanie korzystają z belgijskiego systemu edukacyjnego. Turcy radzą sobie lepiej.

Marokańczycy jednak częściej utrzymują kontakty z Belgami, a szczególnie z Belgijkami. Poziom związków małżeńskich i partnerskich jest znacznie wyższy niż u Turków. Ci ostatni wolą zawierać związki ze swoimi, a szczególnie sprowadzać sobie żony ze swoich okolic. Dotyczy to też pokoleń urodzonych już w Belgii.  

Muzułmańska społeczność w Belgii nie ogranicza się już do Turków i Marokańczyków. Są tam ludzie ze wszystkich światów islamu. Większość z nich nie identyfikuje się głównie nie z Belgią, a co najwyżej z miastem zamieszkania i sąsiedztwem. Oryginalni emigranci wciąż dominują, mimo że ludność turecka przestała rosnąć. Mahometanie zamieszkują zwykle gorsze sąsiedztwa i biedniejsze okolice. W ekstremalnym wypadku w Sint-Joost-ten-Node jest aż 45 proc. tej ludności. Pamiętajmy też o sławetnym Molenbeek. To w takich miejscach pojawiły się masowo meczety i ośrodki kulturowe. Finansowane są często przez Turcję i Arabię Saudyjską. Część z nich to centra radykalne kalifatystów. Głównie jednak radykalizacja odbywa się przez internet. 

Naturalnie nawet internet nie byłby groźny, gdyby terroryści nie mieli muzułmańskiego morza w Belgii, w którym się dość łatwo ukrywać. A morze to powstało na życzenie samych Belgów: władz, które niewiele zrobiły, aby powstrzymać emigrację; przedsiębiorców, którzy krótkowzrocznie lobbowali za emigrantami; lewaków, którzy wprowadzili multikulturowość, grając na ckliwych nutach o konieczności łączenia rodzin emigranckich; oraz pospolitych chrześcijan belgijskich, którzy mieli w nosie los swego kraju i swej cywilizacji, bowiem nie przeciwstawili się samobójczej polityce emigracyjnej swojego kraju.

Marek Jan Chodakiewicz
Washington, DC, 4 października 2018
www.iwp.edu

Artykuł pochodzi z najnowszego numeru "TS" (41/2018) do kupienia w wersji cyfrowej tutaj.


 

Polecane
Emerytury
Stażowe