Polski rynek pracy: bezrobocie, niskie płace i całkowity brak poszanowania praw pracownika
Warzywniak jako złoty biznes
50-tysięczna Zduńska Wola. Tutaj biznes po rodzicach przejęła 22-letnia studentka medycyny. Biznes może niewielki, ponieważ to „tylko” warzywniak, ale dochodowy. Nowa właścicielka rozpoczęła tradycyjnie – obcięcie pensji obu pracownicom, a potem zamiana ich na Ukrainki. Do tego kombinowanie z dostawcami, jako dodatkowe oszczędności. Efekt? W półtora roku uzbierała na porsche cayenne.
Pan Marek – od czterech lat importowany warszawiak spod Konina. Biznes – mała naleśnikarnia w biurowcu na Ursynowie, niedaleko metra. Ruch niemalże ciągły. Właściciel zatrudnia wyłącznie obcokrajowców – trzy Ukrainki, z czego tylko jedna ma umowę... na sprzątanie. Co roku po Bożym Narodzeniu jest zwalniana. Gdy w tym roku poszła rozliczyć PIT, okazało się, że musi dopłacić, bo jej pracodawca odprowadził za mało o 300 zł. Ale już się przyzwyczaiła, że szef kantuje na wszystkim: na płacy, na podatkach, a mąkę sprowadza ze Słowacji, bo jakimś cudem wychodzi mu taniej. Dwie pozostałe pracują na czarno za 8 zł na godzinę. Z naleśnikarni żyje właściciel, jego konkubina z dwójką dzieci i siostra.
Michał Miłosz
Cały artykuł w najnowszym numerze "TS" (37/2016) oraz w wersji cyfrowej tutaj